“Hardy ich kark, tchórzliwy świat
zamknąć chce w zwojach niepamięci.
Choć tyle już minęło lat,
nadal żołnierze to wyklęci.
Nie zamknie ust cmentarny dół,
niepamięć ran też nie zabliźni,
bo dzięki nim jeszcze się tlą
resztki honoru mej Ojczyzny”
Tadeusz Sikora - “Żołnierzom NSZ”
(fragment tekstu piosenki)
Zaczynając od początku
Przedwojenny obóz narodowy był zjawiskiem szerokim i wewnętrznie
zróżnicowanym. Świadczy o tym mnogość i różnorodność działających
wówczas ugrupowań nacjonalistycznych. Robert Larkowski, autor artykułu
“Organizacje narodowe w Polsce międzywojennej”[1], podjął próbę opisania
tego zagadnienia przez pryzmat dziejów i postulatów kilku
najważniejszych stowarzyszeń. Według tego autora, pierwszym ugrupowaniem
nacjonalistycznym, jakie pojawiło się w II Rzeczypospolitej, był
Związek Ludowo-Narodowy. Organizacja, opozycyjna względem Józefa
Piłsudskiego, osiągnęła duży sukces w pierwszych wyborach
parlamentarnych, uzyskując 1/3 mandatów w Sejmie. ZLN był partią
umiarkowaną, uznającą zasady demokracji liberalnej, ale domagającą się
ograniczenia praw mniejszości narodowych i działaczy lewicowych. W 1922
r. powstała Młodzież Wszechpolska, stowarzyszenie bardziej radykalne,
krytykujące “marazm i zbytnie skostnienie struktur Związku
Ludowo-Narodowego”[2]. Cztery lata później narodził się Obóz Wielkiej
Polski, który w szczytowym momencie swojego rozwoju liczył od 250 do 300
tysięcy członków. Ugrupowanie miało charakter katolicki, konserwatywny,
wolnorynkowy i antykomunistyczny. Jego działacze nosili berety,
granatowe spodnie oraz piaskowe koszule.
Dwa ONR-y
Robert Larkowski dużo uwagi poświęca Obozowi Narodowo-Radykalnemu, a
właściwie dwóm ONR-om, których drogi ostatecznie rozeszły się w roku
1935. Jakie były przyczyny rozłamu? Pierwsza: nieporozumienia dotyczące
tego, w jakim kierunku powinno podążać stowarzyszenie po formalnej
delegalizacji i czasowym pobycie liderów w Berezie Kartuskiej. Druga:
konflikty między ONR-owcami wynikające z ogromnej różnicy zdań.
Umiarkowani członkowie Obozu Narodowo-Radykalnego (tacy jak Henryk
Rossman, Jan Mosdorf, Tadeusz Gluziński, Tadeusz Todtleben czy Edward
Kemnitz - proszę zwrócić uwagę na niepolskie brzmienie niektórych
nazwisk) utworzyli pozytywistyczny ONR-ABC. Ugrupowanie było nastawione
na pracę organiczną i działalność propagandową. Oprócz nacjonalizmu
głosiło konieczność modernizacji kraju, ale bez przesadnej urbanizacji. W
kwestiach ekonomicznych opowiadało się za łagodnym interwencjonizmem
państwowym. Skrajni członkowie Obozu Narodowo-Radykalnego (m.in.
Bolesław Piasecki, Witold Staniszkis, Stanisław Cimoszyński, bracia
Reuttowie) powołali do życia ONR-Falangę[3]. Usprawiedliwiali przemoc,
rewolucję, totalitaryzm i unifikację kultury. Żądali wywłaszczeń,
parcelacji latyfundiów i likwidacji bezrobocia. Gospodarka miała być
centralnie planowana[4].
Narodowe Siły Zbrojne
W czasie II wojny światowej działało na ziemiach polskich wiele
organizacji wojskowych wywodzących się z największych przedwojennych
obozów politycznych. Armia Krajowa była dzieckiem sanacji. Bataliony
Chłopskie zostały założone przez ludowców, a Armia Ludowa - przez
komunistów. Narodowcy również mieli swoją reprezentację wojskową.
Zbyszek Koryewo, twórca tekstu “Wyklęci Żołnierze”[5], pisze, że
pierwszą nacjonalistyczną formacją militarną, powołaną do obrony
okupowanego kraju, był Związek Jaszczurczy. Organizacja przez pewien
czas szukała porozumienia z AK. Do współpracy jednak nie doszło ze
względu na zbyt dużą różnicę poglądów. Członkowie ZJ byli
zdroworozsądkowcami. Nie podobały im się “silne naciski aliantów,
zmierzających do jak największej aktywności bojowej podziemnych armii w
Polsce, bez względu na cenę krwi oraz sens polityczny takich zmagań”[6].
Kilka lat później Związek Jaszczurczy przekształcił się w Narodowe Siły
Zbrojne. Żołnierze NSZ nie zgadzali się na jakąkolwiek współpracę z
ZSRR, ponieważ uważali, że jest on wrogiem Polski, groźniejszym nawet od
Niemiec. Narodowym Siłom Zbrojnym udało się dokonać wielu bohaterskich
czynów. Przykładowo, Brygada Świętokrzyska NSZ wyzwoliła żeński obóz
koncentracyjny w czeskim Holiszowie[7].
NSZ - NOW - NZW
Ważną datą w historii Narodowych Sił Zbrojnych był rok 1944, kiedy to
doszło do istotnych zmian organizacyjnych w obrębie ich struktury.
Omówieniem tego tematu zajął się Rafał Drabik w publikacji “Obóz
narodowy po 1944 roku”[8]. Według autora, w analizowanym okresie część
NSZ połączyła się z Armią Krajową. Pozostała część, wywodząca się ze
Związku Jaszczurczego, zachowała jednak niezależność. To właśnie ona,
znana jako NSZ-ZJ, powołała do życia wspomnianą wcześniej Brygadę
Świętokrzyską (partyzantkę o charakterze antyniemieckim, antysowieckim i
antykomunistycznym). Kolejne zmiany organizacyjne w Narodowych Siłach
Zbrojnych nastąpiły po upadku powstania warszawskiego. W listopadzie
1944 r. większość oddziałów nacjonalistycznych została podporządkowana
nowopowstałemu Narodowemu Zjednoczeniu Wojskowemu. Formacja, o której
mowa, składała się nie tylko z NSZ-owców, ale również z żołnierzy
Narodowej Organizacji Wojskowej i członków konspiracyjnych ugrupowań
poakowskich (np. WiN-u). Nic więc dziwnego, że “w różnych częściach
kraju funkcjonowały odmienne nazwy, stąd w jednym Okręgu będzie to NZW, w
drugim NOW, a w trzecim NSZ”[9]. Partyzantka narodowa działała jeszcze
kilkanaście lat po zakończeniu wojny. Ostatniego “leśnego” aresztowano w
Sylwestra 1961 r[10].
Historia “Bartka”
Jednym z najsłynniejszych żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych był Henryk
Flame “Bartek”. Burzliwe życie tego patrioty opisał Tomasz Greniuch w
artykule zatytułowanym nazwiskiem i pseudonimem bohatera[11]. Flame
urodził się w roku 1918. Jako osiemnastolatek wstąpił do Podoficerskiej
Szkoły Lotniczej w Grudziądzu. Po jej ukończeniu został przydzielony do
123 eskadry 2 Pułku Lotniczego w Rakowicach. Podczas kampanii
wrześniowej walczył jako pilot w obronie Warszawy. Gdy Polska została
zaatakowana przez Związek Sowiecki, 123 eskadra otrzymała rozkaz
wycofania się w stronę Rumunii. Niestety, samolot Flamego był już
wówczas uszkodzony, a Armia Czerwona odcięła żołnierzowi drogę w
wyznaczonym kierunku. Flame przedostał się na terytorium Węgier. Tam
trafił do obozu dla internowanych, jednak zdołał z niego uciec.
Zadenuncjowany, wpadł ponownie w ręce Niemców i został umieszczony w
obozie jenieckim na ziemiach austriackich. Odzyskawszy wolność, wrócił
do Polski i związał się z ruchem oporu (AK). Na przełomie lat 1943/1944
został dowódcą partyzanckim. W październiku 1944 r. przyłączył swój
oddział do NSZ. Po wojnie nie złożył broni, decydując się na walkę z
komunistami. Zginął w 1947 r., skrytobójczo zamordowany przez
milicjanta. Niepotrzebnie skorzystał z oszukańczej “amnestii”.
Historia dwóch prawników
Do znanych przedstawicieli Narodowych Sił Zbrojnych należeli także Lech
Neyman i Stanisław Kasznica. Ich życiorysy przedstawił Rafał Sierchuła w
tekście “Poznańscy prawnicy”[12]. Obaj żyli w tych samych latach
(1908-1948) i ukończyli studia prawnicze na tym samym uniwersytecie.
Wspólnie działali w różnych organizacjach, m.in. Młodzieży
Wszechpolskiej. Kiedy wybuchła wojna, zostali zmobilizowani do obrony
Ojczyzny. Neyman poniósł ciężkie rany. Do końca życia zmagał się z
kalectwem: niedowładem stopy i niedosłuchem ucha. Kasznica miał więcej
szczęścia. Zachował dobre zdrowie i doczekał się Krzyża Srebrnego Orderu
Virtuti Militari 5 Klasy. Każdy z interesujących nas prawników udzielał
się w Organizacji Polskiej, Związku Jaszczurczym i Służbie Cywilnej
Narodu. Stanisław Kasznica współpracował ponadto z konspiracyjnym
ugrupowaniem “Nie” prowadzonym przez gen. Augusta Emila Fieldorfa
“Nila”[13]. Neyman i Kasznica mieli poglądy zdecydowanie antyniemieckie.
Ten pierwszy krzewił nawet ideę przywrócenia Polsce Ziem Zachodnich.
Obaj byli też antykomunistami. I właśnie za tę działalność zostali
aresztowani przez MBP, poddani torturom, skazani na śmierć oraz straceni
w więzieniu mokotowskim. Dwóch prawników pochowano w jednej jamie
grobowej. Ich szczątki odnaleziono w 2012 r.
Kampania nienawiści
Powojenne losy żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych toczyły się podobnie
jak losy żołnierzy Armii Krajowej. NSZ-owcy, tak jak ich rodacy z AK,
doświadczali okrutnych prześladowań. Byli również fałszywie oskarżani o
różne niegodziwości, w tym o kolaborację z hitlerowcami i współudział w
Holocauście. Sęk w tym, że o ile AK-owcy zostali ostatecznie
zrehabilitowani, o tyle Narodowe Siły Zbrojne wciąż czekają na
sprawiedliwość. Problemami związanymi z wizerunkiem NSZ zajął się Marek
Jan Chodakiewicz w artykule “Rocznica powstania Narodowych Sił
Zbrojnych” (tekst został napisany w roku 1997. Ja jednak skorzystałam z
jego przedruku opublikowanego trzynaście lat później. Fakt, że do
takiego przedruku doszło, świadczy o tym, iż materiał nadal jest
aktualny)[14]. Zdaniem autora, od czasów PRL nagminnie ukazują się
publikacje, które sugerują, że żołnierze NSZ mordowali Żydów ocalałych z
zagłady. Przed 1989 r. tego typu treści pojawiały się nie tylko w
periodykach wydawanych przez władze komunistyczne, ale również w
książkach i czasopismach podziemnych oraz emigracyjnych. Widać jednak
pewien postęp. Część autorów oczerniających NSZ odwołała już swoje tezy.
Przykład? Prof. Krystyna Kersten, która w 1993 r. zaprzeczyła swoim
słowom sprzed ośmiu lat. Powołała się na brak dowodów.
Sprawiedliwi “antysemici”
Chodakiewicz potwierdza, że wśród osób, do których strzelali Żołnierze
Wyklęci, trafiały się jednostki żydowskiego pochodzenia[15]. Były one
jednak karane za współpracę z okupantami, a nie za narodowość
(“Podziemie niepodległościowe likwidowało bowiem ludzi uznanych za
bandytów, szpiegów czy ‘rewolucjonistów’ nie oglądając się na
pochodzenie etniczne skazanych”[16]). Twórca tekstu wspomina o
przypadkach pomagania Żydom przez Narodowe Siły Zbrojne. Weźmy na
przykład Feliksa Pisarewskiego-Parry, który “został odbity przez NSZ z
transportu na Pawiak. Później służył jako oficer w jednej z komend
NSZ”[17]. Innym przykładem może być Eljahu (Aleksander) Szandcer. Był to
“uciekinier z getta, którego przygarnęli partyzanci NSZ”[18].
Chodakiewicz wymienia nazwiska powstańców warszawskich, którzy mieli
żydowskie korzenie, a jednak walczyli w szeregach interesującej nas
formacji (Żmidygier-Konopka, Natanson). Przypomina też, że prof. Wiesław
Chrzanowski powiedział w jednym z wywiadów, iż znał NSZ-owca, który dał
schronienie żydowskiej rodzinie. Sami Żydzi potrafili docenić heroizm
członków NSZ. Julian Tuwim napisał kiedyś poruszający list do Józefa
(Jacka) Różańskiego. “Poeta prosił o darowanie życia jednemu z żołnierzy
NSZ, który bezinteresownie pomagał w czasie wojny jego matce“[19].
Cena odwagi
Marek Jan Chodakiewicz poświęca dużo uwagi martyrologii polskich
narodowców. I to martyrologii, którą komuniści za wszelką cenę próbowali
zatuszować. Cenzura PRL nie zdołała jednak wymazać prawdy z ludzkiej
pamięci. Według Chodakiewicza, wielu autorom udało się opisać
bohaterstwo i męczeństwo nacjonalistów, ale “bez wspominania [ich -
przyp. NJN] przynależności organizacyjnej”[20]. W 1964 r. ukazał się
“Pamiętnik lekarzy”, w którym dr Władysław Fejkiel przywołał historię
dra Jana Mosdorfa, więźnia KL Auschwitz, straconego przez SS-manów za
pomaganie Żydom i udział w lagrowej konspiracji. Publikacja nie
zawierała wzmianki o fakcie, że był to ten sam Jan Mosdorf, który przed
wojną współdecydował o losach ONR-ABC. Innym ONR-owcem, którego historię
opisano, ale bez napomknięcia o nacjonalistycznej przeszłości, był mec.
Tadeusz Fabiani. Leon Wanat, twórca książki “Za murami Pawiaka”,
napisał o nim tylko tyle, że był działaczem młodzieżowym rozstrzelanym w
Palmirach w czerwcu 1940 r. Chodakiewicz informuje, że “narodowcy
ponieśli z rąk niemieckiego okupanta procentowo największe straty ze
wszystkich polskich stronnictw”[21]. Należy tutaj dodać, że liczebność
Narodowych Sił Zbrojnych była 15-krotnie większa niż liczebność Armii
Ludowej. Ofiara krwi robi więc wrażenie.
Endecja a Żydzi
O Narodowych Siłach Zbrojnych napisano wiele krytycznych słów. Pewnie
dlatego, że formacja ta wywodziła się z przedwojennego obozu narodowego.
Faktem jest, że ówcześni narodowcy nie pałali do Żydów miłością.
Publicyści endeccy często ukazywali tę mniejszość jako zagrożenie. Ale
czy faktycznie chodziło im o Żydów jako Żydów? Czy kierowali się
wrogością do konkretnego narodu, czy raczej przeświadczeniem, że w
Polsce to Polacy powinni mieć monopol na władzę polityczną i
ekonomiczną? Czy endecy zachowywaliby się inaczej, gdyby wpływową
mniejszością w Polsce byli Arabowie, Latynosi lub Wietnamczycy? Zapewne
nie. Pisaliby wówczas nieprzychylne artykuły o Arabach, Latynosach bądź
Wietnamczykach. Żydami mogliby się nawet nie interesować, wszak nie byli
programowymi antysemitami. Możliwe, że w przypadku niektórych endeków
nacjonalistyczne poglądy szły w parze z autentyczną niechęcią do narodu
żydowskiego. Ale czy to, że się kogoś nie lubi, automatycznie oznacza,
iż życzy mu się śmierci? Oczywiście, że nie. Potwierdzają to historie
narodowców, którzy uchodzili za antysemitów, a jednak pomagali Żydom,
gdy znaleźli się oni w śmiertelnym niebezpieczeństwie (rozprawiałam o
tym w poprzednich akapitach). Są takie sytuacje, kiedy naprawdę nie ma
czasu na uprzedzenia[22].
Antysemityzm w II RP
Nie próbuję nikogo przekonać, że w II Rzeczypospolitej relacje
polsko-żydowskie zawsze układały się wzorowo. Nie zaprzeczam, że
istniały wówczas pewne formy dyskryminacji mniejszości żydowskiej (getta
ławkowe, numerus clausus, numerus nullus). Nie spieram się z faktem, że
w okresie międzywojennym zdarzały się różnorakie wystąpienia
antyżydowskie. Jestem również skłonna uwierzyć w tezę, że prości ludzie
dokuczali czasem Żydom jako odmieńcom (społeczności ludzkie, zwłaszcza
tradycyjne i homogeniczne, bywają nietolerancyjne wobec osób, które w
jakiś sposób się wyróżniają. Ofiarami szykan wcale nie muszą być
przedstawiciele mniejszości narodowych lub religijnych). Nigdy jednak
nie uwierzę w to, że przedwojenna Polska była krajem, w którym Żydów
represjonowano, pozbawiano elementarnych praw, spychano na margines,
traktowano w poniżający sposób i wykluczano z ludzkiej wspólnoty. Jeśli
ktoś tak twierdzi, to jest perfidnym oszczercą albo ignorantem, któremu
II Rzeczpospolita pomyliła się z III Rzeszą. Gdyby Polacy powszechnie
nienawidzili Żydów, Skamandryci nigdy nie zrobiliby kariery. Tymczasem
stali się oni szalenie popularną grupą poetycką. Wielu Żydów było
lekarzami i prawnikami. A Polacy korzystali z ich usług i żadnego
Holocaustu nie planowali. Powinno to być dla wszystkich jasne.
Krecia robota
Jak już wspomniałam, żołnierze NSZ i AK stali się po wojnie ofiarami
haniebnej kampanii zniesławień. W filmie “Generał Nil” Ryszarda
Bugajskiego[23] znajdziemy scenę, w której ubecy torturują pewnego
człowieka, żeby zmusić go do opowiadania kłamstw podczas rozprawy
sądowej przeciwko Augustowi Emilowi Fieldorfowi. Niestety, widmo tamtej
epoki wydaje się ciągle powracać. Polscy bohaterowie narodowi nadal
bywają oczerniani. Sęk w tym, że teraz oszczerstwa obiegają świat,
choćby za sprawą niemieckiego serialu “Nasze matki, nasi ojcowie”. Na
Zachodzie często używa się krzywdzących określeń typu “polskie obozy
zagłady” czy “nazistowska Polska”. Aby poznać skalę tego problemu,
wystarczy zajrzeć do polskojęzycznej Wikipedii[24]. Krecią robotę
wykonują również niektórzy polscy artyści i intelektualiści (np. twórcy
filmów “Ida”, “Pokłosie” i “W ciemności“. A także dr Alina Cała, która
kilka lat temu stwierdziła, że “Polacy są odpowiedzialni za śmierć
wszystkich 3 milionów Żydów“[25]). Wrabianie Polaków w Holocaust zaczęło
się w okresie stalinizmu. Zmarły niedawno Władysław Bartoszewski
uważał, że pogrom kielecki z 1946 r. był zbrodnią UB popełnioną na
potrzeby zachodniej opinii publicznej[26]. Chodziło w nim o przekonanie
cudzoziemców, że Polacy to dzicz niezasługująca na wolność.
Czas na egzorcyzmy!
Co tu dużo mówić. Musimy - bardziej niż kiedykolwiek wcześniej - bronić
honoru tych, którzy walczyli, cierpieli i umierali za naszą Ojczyznę.
Jesteśmy im to winni. Musimy też zabiegać o własne dobre imię, bo
przecież większość z nas nie identyfikuje się z poglądami i
barbarzyństwami Adolfa Hitlera. A właśnie taką łatkę próbują nam
przypiąć niektóre osoby publiczne. Duchy ubeków wychodzą dzisiaj z
grobów i uprawiają szatańskie harce. Poczytajmy, co o AK-owcach wypisują
zagraniczni autorzy, a poczujemy obecność Józefa “Akowera“
Czaplickiego[27]. Obejrzyjmy fragment oscarowej “Idy”, a zobaczymy twarz
Heleny Wolińskiej[28]. Możemy jednak te demony wypędzić. Wystarczy, że
opowiemy światu, jak naprawdę wyglądała nasza przeszłość. A kysz, mary
nieczyste! A kysz! Tu jest Polska, a nie Matrix - pora zniszczyć
symulakry!
Natalia Julia Nowak,
12.04. - 06.05. 2015 r.
PS 1. Wracając jeszcze do Narodowych Sił Zbrojnych… O formacji
wojskowej, będącej tematem niniejszego artykułu, pisze się, że
traktowała Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich jako głównego
wroga Polski. Niewykluczone, że tak było w istocie. Przyjrzyjmy się
jednak deklaracji ideowej NSZ z lutego 1943 r. Można ją znaleźć na
oficjalnej stronie Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych
(NSZ.com.pl). Oto dwa zdania z tego dokumentu: “NSZ - zbrojne ramię
Narodu Polskiego, realizując wolę jego olbrzymiej większości, stawiają
za swój pierwszy cel, zdobycie granic zachodnich na Odrze i Nissie
Łużyckiej, jako naszych granic historycznych, jedynie i trwale
zabezpieczających byt i rozwój Polski. Do tego celu NSZ dążyć będą
bezpośrednio i natychmiast po złamaniu się Niemiec i po wypędzeniu
okupantów z Kraju”. Zacytowane słowa sugerują, że Narodowe Siły Zbrojne
były przede wszystkim organizacją antyniemiecką. W deklaracji nie ma
wzmianek o walce ze Związkiem Sowieckim. Są jednak napomknięcia o
zwalczaniu komunizmu, anarchii i terroru politycznego.
PS 2. Wszystkim, którzy lubią tzw. piosenki zaangażowane, polecam
dwie płyty poświęcone Narodowym Siłom Zbrojnym. Pierwsza z nich to
krążek “Biało-czerwona krew. W hołdzie Narodowym Siłom Zbrojnym” grupy
Leszek Bubel Band (2008). Druga to składanka “Twardzi jak stal. Muzyczny
hołd dla Narodowych Sił Zbrojnych” (2009). Odnośniki do innych utworów
dotyczących NSZ można znaleźć w elektronicznej publikacji “Piosenki o
Narodowych Siłach Zbrojnych”. Zamieścił ją Darek Matecki w serwisie
Prawicowy Internet (PrawicowyInternet.pl). Jeśli chodzi o płyty
“Biało-czerwona krew” i “Twardzi jak stal”, słuchałam ich jeszcze w
liceum (obecnie jestem na piątym roku studiów. “Piątym” - tzn. drugim
drugiego stopnia). Było to bardzo hipsterskie z mojej strony.
Interesowałam się Żołnierzami Wyklętymi zanim stało się to modne!
PS 3. Miłośników krótkich form audiowizualnych namawiam do
obejrzenia filmiku “NSZ 1942-2012” dostępnego w serwisie YouTube na
profilu “nszcompl”. Jest to materiał historyczno-propagandowy nakręcony z
inicjatywy Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz
Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Dziełko trwa 5 minut i 44
sekundy. Warto zwrócić uwagę na jego formę. Twórcom filmiku udało się,
mimo ograniczonego budżetu, zastosować chwyty realizacyjne rodem z
hollywoodzkiej superprodukcji. Charakterystyczne ujęcia, jazdy kamerowe,
przejmująca muzyka, atmosfera doniosłości i dramatyzmu… Nie zaszkodzi
zobaczyć. Ja zobaczyłam i nie żałuję.
PS 4. Załóżmy na chwilę, że hipoteza, zgodnie z którą niektórzy
NSZ-owcy mordowali Żydów, jest prawdziwa (wszędzie przecież mogły się
trafić “czarne owce”). Czy poziom moralny garstki odszczepieńców
przesądzałby o poziomie moralnym całej formacji wojskowej? Nie, gdyż
byłoby to nielogiczne. Równie dobrze można by powiedzieć: “Jan jest
rudy. Jan jest Polakiem. Zatem wszyscy Polacy są rudzi” (“Jan jest
NSZ-owcem. Jan jest mordercą Żydów. Zatem wszyscy NSZ-owcy są mordercami
Żydów“). Żeby obalić takie twierdzenie, wystarczyłoby znaleźć jednego
Polaka, który nie jest rudy (albo jednego NSZ-owca, który nie jest
mordercą Żydów). Przyjrzyjmy się zdaniu: “Jeżeli Jan jest Polakiem i
jest rudy, to wszyscy Polacy są rudzi” (“Jeżeli Jan jest NSZ-owcem i
jest mordercą Żydów, to wszyscy NSZ-owcy są mordercami Żydów“). Skoro z
prawdy wynika fałsz, to całe zdanie jest fałszywe. Według informacji,
podanej w materiale “NSZ 1942-2012”, liczba żołnierzy Narodowych Sił
Zbrojnych wynosiła 90.000. Płyną z tego dwa ważne wnioski. Pierwszy: nie
jest możliwe, że wszyscy NSZ-owcy mordowali Żydów. Mógł to robić co
najwyżej niewielki odsetek nacjonalistów (o ile w ogóle to robił, w co
wątpię). Drugi: garstka odszczepieńców to nic w porównaniu z
wielotysięczną armią sprawiedliwych patriotów. Jeden złoczyńca nie może
się równać z setką bohaterów.
PRZYPISY
[1] R. Larkowski, “Organizacje narodowe w Polsce międzywojennej”, “Ściśle tajne” 2004, nr 3, s. 47-65.
[2] Tamże, s. 49.
[3] Obóz Narodowo-Radykalny “Falanga” był również znany pod nazwą Ruch Narodowo-Radykalny (RNR).
[4] Ośmielam się mniemać, że program gospodarczy ONR-Falangi był dość
“komunizujący”. Może to właśnie dlatego Bolesław Piasecki, wódz
Falangistów, umiał się później odnaleźć w powojennej rzeczywistości? To
przecież on założył słynne Stowarzyszenie PAX (katolickie, ale lojalne
względem stalinowców). Jednak… czy Piasecki kiedykolwiek zapomniał o
swojej nacjonalistycznej i antysemickiej przeszłości? Człowiek, o którym
rozmawiamy, pomógł wielu narodowcom wydostać się z ubeckich kazamatów. W
1968 r. wziął udział w antyżydowskiej akcji kierowanej przez
Mieczysława Moczara. Nie zawsze był jednak wynagradzany przez system.
Czasem doświadczał z jego strony okrucieństw (w 1957 r. komuniści zabili
mu syna). Więcej ciekawostek o Piaseckim i innych sławnych
nacjonalistach zawiera artykuł Roberta Larkowskiego [R. Larkowski,
“Dziesięciu wybranych narodowców”, “Ściśle tajne” 2004, nr 3, s. 66-88].
Pozwolę sobie zauważyć, że Bolesław Piasecki nie był pierwszym ani
ostatnim narodowcem flirtującym z komunizmem. Podobnym życiorysem
legitymował się Ho Chi Minh, wietnamski nacjonalista, który ostatecznie
został przywódcą komunistycznym. Pytanie: czy Ho Chi Minh kiedykolwiek
przestał być wietnamskim nacjonalistą? Nawet w filmie “Czas Apokalipsy”
Francisa Forda Coppoli słyszymy opinię, zgodnie z którą poplecznicy Ho
Chi Minha żądają własnej, oryginalnej, narodowej wersji komunizmu. Co
więcej, domagają się oni niezależności, zarówno od Stanów Zjednoczonych,
jak i od Związku Radzieckiego. Spójrzmy na Vietcong, czerwoną
partyzantkę, postrach amerykańskich komandosów (kinomani pamiętają, jak
Vietcong zalazł za skórę Johnowi Rambo i Jamesowi Braddockowi!). Tak się
składa, że Vietcong wyewoluował z patriotycznego, niepodległościowego,
antykolonialnego Vietminhu. Skąd pozyskać dodatkowe informacje na temat
wietnamskich nacjonalistów-komunistów? Polecam książkę “Korea i Wietnam
1950-1974” wydaną w ramach cyklu wydawniczego “Wojny, które zmieniły
świat. Wielka kolekcja” (2009). Inne źródło, które pragnę
zarekomendować, to publikacja “Wietnam 1962-1975” Artura Dmochowskiego
(Dom Wydawniczy “Bellona”, Warszawa 2003). Jeśli chodzi o relacje
nacjonalistyczno-komunistyczne, interesujący jest również casus
XX-wiecznych Chin. Pewnie nie wszyscy wiedzą, że Chińska Partia Narodowa
i Komunistyczna Partia Chin były kiedyś sojuszniczkami. Niestety, w ich
przypadku “przyjaźń” skończyła się wojną domową. Zaintrygowanych
odsyłam do mojego artykułu “Maoizm w kinie chińskim. Dwa przykłady”
(można go znaleźć w Internecie).
[5] Z. Koryewo, “Wyklęci Żołnierze”, “Ściśle tajne” 2004, nr 3, s. 93-98.
[6] Tamże, s. 94.
[7] Wśród ocalonych więźniarek było ponad dwieście Żydówek.
[8] R. Drabik, “Obóz narodowy po 1944 roku”, w: “Dla Niepodległej.
Żołnierze Wyklęci 1944-1963”, pod red. D.P. Kucharskiego i R. Sierchuły,
Poznań 2015, s. 25-26.
[9] Tamże, s. 25.
[10] Chodzi tutaj o Andrzeja Kiszkę “Dęba”. Nie zaszkodzi jednak
przypomnieć, że ostatnim ze wszystkich Żołnierzy Wyklętych był Józef
Franczak “Lalek” zastrzelony w roku 1963 (zob. J. Szarek, “Ostatni z
niezłomnych”, w: “Dla Niepodległej. Żołnierze Wyklęci 1944-1963”, pod
red. D.P. Kucharskiego i R. Sierchuły, Poznań 2015, s. 109-110).
[11] T. Greniuch, “Henryk Flame ‘Bartek’”, w: “Dla Niepodległej.
Żołnierze Wyklęci 1944-1963”, pod red. D.P. Kucharskiego i R. Sierchuły,
Poznań 2015, s. 60-62.
[12] R. Sierchuła, “Poznańscy prawnicy”, w: “Dla Niepodległej. Żołnierze
Wyklęci 1944-1963”, pod red. D.P. Kucharskiego i R. Sierchuły, Poznań
2015, s. 74-76.
[13] O losach gen. Augusta Emila Fieldorfa “Nila” pisałam w artykule
“Obejrzałeś ‘Idę‘? Obejrzyj ‘Generała Nila’!” z lutego 2015 r. Tekst
jest ogólnodostępny w Internecie.
[14] M.J. Chodakiewicz, “Rocznica powstania Narodowych Sił Zbrojnych”, “Tylko Polska” 2010, nr 29, s. 14-15.
[15] Prawdopodobieństwo, że w tej grupie znajdzie się Żyd lub Żydówka,
było dość wysokie. Świadczą o tym słowa dra hab. Krzysztofa Szwagrzyka
cytowane przez Oskara Marię Bramskiego w wirtualnej edycji miesięcznika
“Moja Rodzina” (chodzi o artykuł “Ministerstwo terroru”. Tekst został
pierwotnie opublikowany w papierowym wydaniu “Mojej Rodziny” z listopada
2013 r). “W okresie największego terroru i bezprawia w Polsce, w latach
1944-1954, na 450 osób pełniących najwyższe funkcje w MBP (od
naczelnika wydziału wzwyż) aż 167 było pochodzenia żydowskiego. Biorąc
pod uwagę, że po wojnie Żydzi i osoby pochodzenia żydowskiego stanowili
niespełna 1 proc. ludności kraju, to ich 37 proc. udział w kierownictwie
MBP stanowi trudną do ukrycia nadreprezentację osób jednej narodowości”
- brzmią słowa Szwagrzyka. Bramski pisze, że do ubeków żydowskiego
pochodzenia należeli m.in. Helena Wolińska, Roman Romkowski, Anatol
Fejgin, Józef (Jacek) Różański i Julia “Krwawa Luna” Brystygierowa.
Uwaga: proszę nie czynić z tych informacji podstawy jakiejkolwiek
antysemickiej teorii. O czym świadczy fakt, że 37% ważnych pracowników
Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego miało żydowskie korzenie? Tylko o
tym, że 63% ich NIE miało. Po co się zafiksowywać na punkcie Żydów? Dla
mnie większym zmartwieniem jest wysoki odsetek rdzennych Polaków.
[Uwaga! Istnieje coś takiego, jak “Stenogram z Tajnego Referatu tow.
Jakuba Bermana”. Dokument pochodzi rzekomo z 1945 r. Pod względem
merytorycznym przypomina nieco “Protokoły Mędrców Syjonu”. Nie ma jednak
dowodów na jego autentyczność, tak jak w przypadku samych
“Protokołów…”. Dlatego nie warto się nim ekscytować]
[16] M.J. Chodakiewicz, “Rocznica…”, s. 14.
[17] Tamże, s. 15.
[18] Tamże.
[19] Tamże.
[20] Tamże.
[21] Tamże.
[22] Tych, którzy nie mogą tego zrozumieć, zachęcam do obejrzenia filmu
“Jin ling shi san chai” (“The Flowers of War”, “Kwiaty wojny”) w
reżyserii Yimou Zhanga. Akcja dzieła rozgrywa się w czasie masakry
nankińskiej, kiedy to japońscy żołnierze masowo mordowali, okaleczali i
gwałcili chińską ludność cywilną. Produkcja mówi o ludziach, którzy
muszą wzajemnie sobie pomagać, nie zważając na istniejące między nimi
różnice. Cóż więc robią bohaterowie, żeby ratować życie swoje i innych?
Zaciekły antyklerykał przebiera się za księdza, uczennice szkoły
katolickiej udzielają schronienia prostytutkom, a prostytutki wcielają
się w role uczennic szkoły katolickiej i słuchają poleceń fałszywego
duchownego (który chwilowo zrezygnował ze swobody i upodobnił się do
szacownego duszpasterza). O filmie “Jin ling shi san chai” wypowiadałam
się już w artykule “Nankin - chiński Wołyń. Filmowe wizje masakry”.
Tekst jest dostępny online. Chciałabym, żeby powstał dramat o “endeckich
antysemitach” ratujących Żydów i nie-Żydów. Proponuję produkcję o Janie
Mosdorfie. Albo o Edwardzie Kemnitzu, który otrzymał tytuł
Sprawiedliwego wśród Narodów Świata (można to sprawdzić na stronie
Instytutu Yad Vashem). Film o św. Maksymilianie Marii Kolbem -
nacjonalistycznym zakonniku, który oddał życie za Polaka Franciszka
Gajowniczka - już istnieje. Mam tu na myśli dzieło “Życie za życie”
Krzysztofa Zanussiego.
[23] Zrecenzowałam tę produkcję w artykule, o którym była mowa w przypisie 13.
[24] Hasło “Polskie obozy koncentracyjne”.
[25] Proszę to sprawdzić w wywiadzie “Polacy jako naród nie zdali
egzaminu” dostępnym w internetowym wydaniu dziennika “Rzeczpospolita”.
Publikacja została zamieszczona 25 maja 2009 r. Autorem wywiadu z dr
Aliną Całą jest Piotr Zychowicz.
[26] Powołuję się na wypowiedź Bartoszewskiego będącą elementem
trzyczęściowego filmu dokumentalnego “Bezpieka 1944-1956” w reżyserii
Iwony Bartólewskiej (rok produkcji: 1997. Instytucja sprawcza: Telewizja
Polska).
[27] Oto dwie próbki “możliwości” antyakowskich autorów. Pierwsza:
“Wielu z polskich nazistów, to byli polscy oficerowie i jako takim dano
im dowództwo nad oddziałami Armii Krajowej, gdzie robili wszystko, aby
zintensyfikować antyżydowską nienawiść” (źródło: Rauben Ainsztein,
“Jewish Resistance in Nazi Occupied Eastern Europe”, 1974 r. Zdanie było
cytowane przez Henryka Pająka w książce “Strach być Polakiem”). Druga:
“Dla Niemców zbędne było polskie SS - wystarczyła Armia Krajowa,
denuncjująca lub sama mordująca Żydów. Ponadto rząd polski na
uchodźstwie celowo opóźniał przekazanie na zachód informacji o
okrucieństwach popełnianych na Żydach. Powstanie w getcie trwało dłużej
niż powstanie warszawskie” (źródło: Andrew Kendall, gazeta “The Toronto
Star”, 1994 r). Oba fragmenty zaczerpnęłam z polskojęzycznej Wikipedii
(hasło “Polskie obozy koncentracyjne”). Gdybym była złośliwa,
powiedziałabym, że napisali to ludzie natchnieni duchem ubeckim…
[28] Pierwowzorem Wandy, jednej z głównych bohaterek filmu “Ida”, była
Helena Wolińska - stalinowska prokurator, która maczała palce w
zgładzeniu gen. Augusta Emila Fieldorfa “Nila”. Paweł Pawlikowski,
reżyser produkcji, znał Wolińską osobiście i bardzo ją lubił. Więcej
informacji na ten temat zawiera artykuł “Pudrowanie bestii” Tadeusza M.
Płużańskiego [tygodnik “wSieci”, nr 2 (111), 2015 r]. Skoro jestem już
przy “Idzie”, wspomnę o ciekawostce, którą zauważyli polscy Internauci.
Otóż w scenie, w której oglądamy zdjęcia krewnych Idy i Wandy,
wykorzystano fotografię Ireny Sendlerowej (Polki, która w czasie
Holocaustu uratowała 2500 żydowskich dzieci. Kobieta została po wojnie
aresztowana przez UB i poddana okrutnym torturom. Później jednak
wstąpiła do PZPR). Czy to przypadek, czy jakaś manipulacja? Dlaczego
zasugerowano, że Sendlerowa była spokrewniona z Wolińską? Problemem
zdjęcia Sendlerowej zajmował się również Marek Pyza w tekście “Paskudne!
Irena Sendlerowa też ‘zagrała’ w ‘Idzie‘. Kilka smutnych pooscarowych
uwag” (portal wPolityce.pl). Ale to jeszcze nie wszystko, co trzeba
wiedzieć o najnowszych dziełach filmowych dotyczących ciemnej strony
PRL-u. Mam dla Czytelników dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobrą
wiadomością jest to, że Ryszard Bugajski (twórca “Generała Nila”,
“Przesłuchania” i “Śmierci Rotmistrza Pileckiego”) zdecydował się
nakręcić film będący przeciwwagą dla “Idy”. Można o tym poczytać w
newsie “BUGAJSKI kręci film o KRWAWEJ LUNIE. GAJOS w obsadzie!”
zamieszczonym w serwisie wNas.pl. Złą wiadomością jest to, że Piotr
Dzięcioł, współproducent “Idy”, pracuje wraz z amerykańskimi filmowcami
nad kinową biografią rtm. Witolda Pileckiego. Poinformował o tym
Krzysztof Kłopotowski w artykule “’Ida’ idzie w świat, a Witold
Pilecki?” (felieton ukazał się na stronie internetowej Stowarzyszenia
Dziennikarzy Polskich). Kto nam zagwarantuje, że film o Pileckim będzie
rzetelny historycznie? Nie ufam twórcom “Idy”. I boję się efektu
końcowego.
ANEKS (rozszerzenie przypisu 15)
Luźne refleksje o żydowskich ubekach
Czy ubecy żydowskiego pochodzenia faktycznie byli Żydami? To pytanie,
wbrew pozorom, nie jest głupie. Pamiętajmy, że rozmawiamy o osobach,
które wyznawały ideologię marksistowską. Marksiści potępiali
nacjonalizm, odrzucali tożsamość narodową, negowali zasadność
patriotyzmu, dążyli do zniesienia podziałów narodowościowych, granic
państwowych i samych państw. Posługiwali się hasłami typu “Proletariusze
nie mają ojczyzny” czy “Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”.
Ich hymn nosił tytuł “Międzynarodówka” (mianem Międzynarodówki, inaczej
Kominternu, określano też organizację skupiającą komunistów z całego
świata). Czy ubecy, niezależnie od pochodzenia etnicznego, poczuwali się
do jakiejkolwiek narodowości? Czy faktycznie byli Żydami, Polakami,
Rosjanami, Ukraińcami itd.? A może byli po prostu kosmopolitami,
obywatelami świata, internacjonałami, wynarodowieńcami, ludźmi
sowieckimi? Pochodzenie etniczne to jedno, narodowość to drugie.
Czy o kimś, kto ma rodziców Polaków, ale nie czuje więzi z polskością,
powiemy, że jest Polakiem? Raczej stwierdzimy: “To nie jest Polak” albo
“To jest Antypolak”. Cóż więc z licznymi ubekami - marksistami, w
których płynęła żydowska krew? Czy byli to Żydzi, czy raczej Antyżydzi?
Ubecy nie krzywdzili ludzi w imię żydowskiego nacjonalizmu, tylko w imię
tradycyjnie rozumianego marksizmu (“tradycyjnie rozumianego” - bo są
też ideologie łączące komunizm/socjalizm z nacjonalizmem/patriotyzmem.
Przykłady: dżucze, nazbol, dengizm, moczaryzm, gomułkowszczyzna, w
pewnym sensie również koncepcje Mao Zedonga i Ho Chi Minha). Oczywiście,
istnieją argumenty podważające moją hipotezę o beznarodowości ubeków
mających żydowskie korzenie. Wielu z nich sympatyzowało przecież z
syjonizmem, czyli ideologią postrzeganą jako żydowski nacjonalizm. Czy
byli oni żydowskimi nacjonalistami? I czy nie podpadało to pod
“odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”? Można by ten temat roztrząsać,
ale niekoniecznie tutaj i teraz.
Historia ubeków żydowskiego pochodzenia jest historią resentymentu. Czy
we wszystkich przypadkach? Nie wiem, czy we wszystkich, ale w trzech na
pewno. Chodzi mi o Helenę Wolińską, Józefa Światłę i Jakuba Bermana.
Casus Wolińskiej omówiłam w artykule “Obejrzałeś ‘Idę’? Obejrzyj
‘Generała Nila’!”, więc nie będę go tutaj analizować. Przejdę zatem do
pozostałych delikwentów. Najpierw Józef Światło. Ten prominentny
funkcjonariusz Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego - który zasłynął z
tego, że ostatecznie uciekł za granicę i został spikerem Radia Wolna
Europa - bestialsko torturował ludzi. Do metod, stosowanych w kierowanym
przez niego więzieniu, należało m.in. bicie metalowymi prętami,
okładanie pałką wykonaną ze stalowych drutów oraz zmuszanie do
wielogodzinnego klęczenia z podniesionymi rękami. Według Jerzego Roberta
Nowaka (autora książki “Zbrodnie UB” z 2001 r., której fragmenty można
znaleźć w Internecie), wspomniany ubek był wyjątkowo okrutny wobec
narodowców, przedstawicieli przedwojennego Stronnictwa Narodowego. Czy
krył się za tym resentyment?
A cóż innego mogło się kryć, skoro przesłuchujący katował
przesłuchiwanych, wygłaszając stwierdzenia typu: “Teraz popamiętacie, co
to jest antysemityzm”? Jeden z męczonych aresztantów odpowiedział mu
ponoć: “Antysemityzm nigdy u nas nie prowadził do tortur, jak wasz
antypolonizm”. Jerzy Robert Nowak zacytował oba zdania, powołując się na
pewną książkę wydaną w drugim obiegu (C. Leopold, K. Lechicki,
“Więźniowie polityczni w Polsce w latach 1945-1956“, Gdańsk 1981, s.
15). Historia Józefa Światły pokazuje, co uraza i żądza zemsty mogą
zrobić z człowiekiem. Idźmy jednak dalej. Jakub Berman był jednym z
trzech najważniejszych polityków w stalinowskiej Polsce, członkiem
Kierownictwa Partii, zwierzchnikiem całej bezpieki. Wiele lat później
udzielił ciekawego wywiadu Teresie Torańskiej (rozmowa została
opublikowana w książce “Oni” z 1985 r. Omówienia wywiadu dokonał zaś
John Sack, amerykańsko-żydowski dziennikarz, w publikacji “Oko za oko“).
Z fragmentów dialogu, przytoczonych przez Jerzego Roberta Nowaka,
wynika, że Berman również nosił w sobie swoistą gorycz i pragnienie
odwetu. Miał bowiem poczucie doświadczenia “polskiego antysemityzmu”.
Przypadki Wolińskiej, Światły i Bermana powinny być przywoływane w
przypisach, przedmowach lub posłowiach do dzieła “Z genealogii
moralności” Fryderyka Nietzschego. W jakim kontekście? Jako autentyczne
przykłady resentymentu. Oczywiście, resentyment nie usprawiedliwia
zbrodni, ale bardzo wiele wyjaśnia. Uraza połączona z żądzą zemsty to
pierwszy stopień do piekła. Na wszelki wypadek, powinniśmy uważać, żeby
jej w nikim nie rozbudzić. Polaku, nie doprowadzaj Żyda do resentymentu!
Żydzie, nie doprowadzaj Polaka do resentymentu! Takie postępowanie nie
wróży bowiem niczego dobrego. Grozi za to efektem błędnego koła. Uwaga:
moje słowa dotyczące resentymentu odnoszą się nie tylko do relacji
polsko-żydowskich/żydowsko-polskich, ale w ogóle do relacji
ludzko-ludzkich. A z tymi jest coraz gorzej.
N.J. Nowak
PS. Jeśli wierzyć polskojęzycznej Wikipedii, w latach 1945-1948
Mieczysław Moczar był kierownikiem Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa
Publicznego w Łodzi, mieście postrzeganym jako “bastion” mniejszości
żydowskiej w Polsce. Piastował wysokie stanowisko, ale to nie zmienia
faktu, że był podporządkowany swoim warszawskim zwierzchnikom, z których
wielu miało żydowskie korzenie (dość wspomnieć o Bermanie, który
sprawował pieczę nad całą ubecją. A także o Romkowskim i Różańskim,
którzy mieli więcej do powiedzenia niż minister Radkiewicz, rdzenny
Polak). Sam Moczar był mieszańcem polsko-ukraińskim. Jego prawdziwe
nazwisko brzmiało Demko lub Diomko. Czy istnieje możliwość, że ten
człowiek czuł się jakoś stłamszony przez swoich żydowskich przełożonych?
Podobno już wtedy, w czasach stalinizmu, zdarzały mu się antysemickie
wypowiedzi. Niewykluczone, że Moczar, będąc podwładnym Żydów, nabawił
się resentymentu. To by wyjaśniało, dlaczego dwadzieścia lat później,
kiedy poczuł się naprawdę silny, dokonał antyżydowskiej czystki
partyjnej. Oto efekt błędnego koła, coś w rodzaju powracającej karmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz