niedziela, 25 sierpnia 2013

Krótka recenzja filmowa. "Sybil" Josepha Sargenta

CYTAT ZAMIAST WSTĘPU

“Trauma powoduje dezintegrację ego. (…) Sposobem radzenia sobie z trudnymi emocjami przez dziecko staje się zepchnięcie wspomnień poza świadomość, z których z czasem może powstać alternatywna osobowość. (…) Poszczególne osobowości (…) mogą różnić się między sobą wiekiem, płcią, talentami, umiejętnościami, kompetencjami, orientacją seksualną, wiedzą. Każda osobowość ma odrębny iloraz inteligencji, inne wspomnienia, ciśnienie krwi, własną tożsamość, ostrość wzroku, temperament, a nawet uczulenia. (…) Badania neurologiczne wskazują na różnice w pracy mózgu u poszczególnych osobowości w jednym ciele”

K. Krocz, P. Stolorz, “Osobowość wieloraka”, Portal.abczdrowie.pl





Tytuł oryginalny: “Sybil”
Tytuł polski: “Sybil”
Reżyseria: Joseph Sargent
Rok produkcji: 2007
Gatunek: dramat psychologiczny



Seria niewyjaśnionych zdarzeń

Wstrząsająca i trzymająca w napięciu opowieść oparta na faktach. Chociaż jest dramatem psychologicznym, jej oglądanie przypomina seans dobrego thrillera. Produkcja stanowi remake głośnego filmu “Sybil” Daniela Petriego z 1976 roku (według amerykańskiej dziennikarki Debbie Nathan, oryginalną wersję dzieła obejrzała 1/5 mieszkańców USA. Źródło: oficjalna strona żurnalistki). Twór Petriego był ekranizacją powieści Flory Rhety Schreiber - pisarki, która zainspirowała się historią Shirley Mason, niezwykłej pacjentki psychiatrycznej. Książka “Sybil” ukazała się w roku 1973 i odniosła duży sukces komercyjny. Niniejsza recenzja nie będzie jednak mówić ani o powieści, ani o pierwszej filmowej adaptacji “Sybil”. Nie miałam bowiem okazji zapoznać się z pełnymi wersjami tych dzieł. Obejrzałam za to remake z 2007 roku i to on będzie przedmiotem mojej analizy.

Lata ‘50 XX wieku. Sybil Isabel Dorsett studiuje w jednej z nowojorskich szkół wyższych. Życie dziewczyny, pozornie banalne, jest pełne tajemnic i niewyjaśnionych zdarzeń. Pewnego dnia bohaterka wybiega z zajęć i najwyraźniej traci świadomość. Gdy ją odzyskuje, odkrywa, że jest w Filadelfii. Według hotelowego recepcjonisty, studentka przebywa w tym mieście już od sześciu nocy. Młoda kobieta nie ma pojęcia, skąd się tam wzięła. Nie pamięta również, co się z nią działo od momentu opuszczenia akademii. Chociaż Sybil mieszka w pokoju sama, odnosi wrażenie, że ktoś, pod jej nieobecność, korzystał z tego samego pomieszczenia. Znajduje bowiem przedmioty, których nie rozpoznaje. Po powrocie do Nowego Jorku dziewczyna dowiaduje się, że kierownictwo uczelni zaleca jej wizytę u psychiatry. Dorsett zgadza się na konsultację ze specjalistą. Trafia pod skrzydła błyskotliwej dr Cornelii Wilbur.

Lekarka już podczas pierwszej rozmowy zauważa, że jej pacjentka zmaga się z czymś znacznie poważniejszym niż zwykła histeria. Dostrzega, że Sybil wykazuje określone cechy charakteru, a chwilę później zachowuje się, jakby była zupełnie inną osobą. Jednocześnie widzi, że Dorsett nie jest świadoma swoich nagłych przemian, którym towarzyszy zmiana barwy głosu, mimiki, gestykulacji, a nawet emocji, przekonań i toku myślenia. Pacjentka wydaje się nie zauważać, że niektóre jej wypowiedzi stanowią całkowite zaprzeczenia poprzednich. Psychiatra prosi Sybil o dokonanie autocharakterystyki. Studentka opowiada jej o swoich lukach w pamięci i nieustannym znajdowaniu śladów czyjejś obecności. Nagle dziewczyna wpada we wściekłość. Wybija szybę w oknie. Roztrzęsiona, wspomina straszne wydarzenia ze swojego życia. Mówiąc o sobie, używa trzeciej osoby liczby pojedynczej.


Dysocjacyjne zaburzenie tożsamości

Cornelia Wilbur odgaduje, że ma do czynienia z nosicielką osobowości wielorakiej, czyli dysocjacyjnego zaburzenia tożsamości*. Rzeczona przypadłość odznacza się tym, że w jednym ciele mieszka wiele zróżnicowanych osobowości, które na przemian przejmują kontrolę nad umysłem właściciela. Specjalistka prosi, żeby młoda kobieta, która właśnie jej się objawiła, zdradziła swoje imię. Rozmówczyni podaje się za Sybil, ale bystra lekarka nie daje się nabrać. W końcu dziewczyna przyznaje, że nazywa się Peggy Lou Baldwin i jest kimś zupełnie innym niż Sybil. Psychiatra życzy sobie rozmowy z Dorsett. Wyraz twarzy pacjentki ulega wyraźnej zmianie. Znika Peggy, wraca Sybil. Główna bohaterka nie pamięta, co się działo przed chwilą. Nie przypomina sobie momentu wybicia szyby (wszak zrobiła to Peggy). Wilbur nie chce jeszcze informować Dorsett o rozpoznaniu choroby.

Cornelia, która jest nie tylko terapeutką, ale również wykładowczynią, opowiada o swoim odkryciu najbliższemu współpracownikowi. Mężczyzna, będący zachowawczym profesorem, nie chce uwierzyć w jej słowa. Twierdzi, że Dorsett to pospolita histeryczka, a osobowość wieloraka nie istnieje. Wilbur nie przejmuje się kpinami i krytyką. Upiera się przy swojej racji i kontynuuje terapię Sybil. Wraz z upływem czasu, poznaje kolejne osobowości mieszkające w ciele młodej studentki. Konwersując z nimi, odkrywa, że mają one rozmaite charaktery, temperamenty, uzdolnienia, zainteresowania i wspomnienia. Różnią się nawet takimi cechami, jak wiek, płeć, narodowość czy akcent. Każda z tych postaci nosi w sobie cząstkę Sybil. Ich integracja dałaby więc pełny obraz Dorsett. Cornelia wie, że posklejanie rozbitej psychiki pacjentki nie nastąpi szybko. Najpierw trzeba poznać przyczyny schorzenia.

Ambitna i zaangażowana lekarka postanawia dokładnie zbadać przeszłość dziewczyny. Przeczuwa bowiem, że do fragmentacji tożsamości Sybil doszło na skutek jakiegoś traumatycznego przeżycia. Specjalistka, niczym detektyw, zwraca uwagę na każdy drobiazg, który mógłby ją naprowadzić na właściwy trop. Rozmawia z poszczególnymi osobowościami studentki, decyduje się nawet na wywiad z jej ojcem. Ustalenia Wilbur powoli odsłaniają przerażającą prawdę. Wszystko wskazuje na to, że Dorsett, od wczesnego dzieciństwa, była ofiarą brutalnej przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej. Psychiatra dowiaduje się o coraz bardziej drastycznych i szokujących wydarzeniach z życia pacjentki. Nie waha się nazywać ich torturami i gwałtami. Czy wyleczenie osoby, która przez lata doznawała tylu upokorzeń, jest w ogóle możliwe? Wilbur, mimo licznych trudności, nie traci nadziei…


Sztuka i życie

Film “Sybil” z 2007 roku to dzieło, które ogląda się z zapartym tchem. Trudno się od niego oderwać, bo - mimo oszczędnej formy i prostego scenariusza - ciągle zaskakuje ono czymś nowym. Widz, obcując z produkcją Josepha Sargenta, czuje, że nie spocznie, dopóki nie pozna wszystkich sekretów tytułowej bohaterki. Informacje o Sybil, jej alternatywnych osobowościach i doświadczeniach życiowych podawane są regularnie, ale w małych dawkach. Sprawia to, że oglądający popada w swoiste uzależnienie (zupełnie jak ktoś, kto spożywa kilka chipsów z paczki, a potem odkrywa, że nie może przestać jeść). Film kończy się zdecydowanie zbyt szybko. I, niestety, pozostawia pewien niedosyt. Po pierwsze dlatego, że widz miał szansę zobaczyć tylko kilka z szesnastu tożsamości Sybil. Po drugie dlatego, że nie wszystkie wątki zostały zamknięte. Wygląda to tak, jakby reżyser o nich zapomniał.

Dzieło Josepha Sargenta trwa półtorej godziny. To bardzo krótko, zwłaszcza w porównaniu z trzygodzinną produkcją Daniela Petriego. Skoncentrujmy się jednak na tym, co najważniejsze i najdoskonalsze. Doceńmy mistrzowski popis dwóch aktorek, które - dzięki swoim talentom - zachwycają oglądającego przez cały film. Tammy Blanchard, wcielająca się w postać Sybil, zadziwia ogromną ekspresją, umiejętnością prezentowania najrozmaitszych emocji oraz swoistą aktorską elastycznością (powiedzmy sobie szczerze: granie kilku osób na raz wymaga wyjątkowego kunsztu!). Jessica Lange, czyli filmowa Cornelia Wilbur, sprawia wrażenie, jakby naprawdę była doświadczoną, godną szacunku, wzbudzającą zaufanie i niedającą się wyprowadzić z równowagi terapeutką. Obie panie są świetne, chociaż aktorstwo każdej z nich polega na czymś innym. Blanchard i Lange przyćmiewają odtwórców pozostałych ról.

A teraz ciekawostka. Jest garstka ludzi, którzy podważają przeżycia pierwowzoru Sybil. Uważają oni, że kobieta, która w rzeczywistości nazywała się Shirley Mason, wcale nie miała dysocjacyjnego zaburzenia tożsamości. Wspomniana na początku recenzji Debbie Nathan twierdzi, że Shirley zmagała się z zupełnie innymi problemami. Według dziennikarki, Cornelia Wilbur “podciągnęła” jej objawy pod osobowość wieloraką i zmanipulowała samą Mason. Podobno chciała w ten sposób zapewnić rozgłos sobie, swojej pacjentce i zaprzyjaźnionej pisarce Florze Schreiber (marzącej o napisaniu bestselleru). Nathan opublikowała swoje rewelacje w książce zatytułowanej “Sybil Exposed” - “Sybil zdemaskowana”. Więcej informacji na ten temat można znaleźć w anglojęzycznej Wikipedii, w serwisie YouTube oraz na oficjalnej stronie żurnalistki. Myślę, że nie zaszkodzi tam zajrzeć.

Niezależnie od prawdziwości omawianej historii, warto obejrzeć film Josepha Sargenta.


Natalia Julia Nowak,
19-24 sierpnia 2013 r.



_______________
* Osobowość wieloraka - Multiple Personality Disorder (MPD). Dysocjacyjne zaburzenie tożsamości - Dissociative Identity Disorder (DID). Obie nazwy (jedna starsza, druga nowsza) odnoszą się do tego samego fenomenu. Synonimy MPD: osobowość mnoga, osobowość naprzemienna, rozdwojenie osobowości, rozdwojenie jaźni.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Krótka recenzja filmowa. "Charlotte na zawsze" Serge'a Gainsbourga

OD AUTORKI

Uroczyście ogłaszam, że zdecydowałam się kontynuować moją serię “krótkich recenzji filmowych”. Po zwięzłym opisaniu i ocenieniu czterech produkcji (“Kłopotliwego chłopaka” Juliana Jarrolda, “Habemus Papam” Nanniego Morettiego, “Dobrego papieża” Ricky’ego Tognazziego i “Wyspy skazańców” Mariusa Holsta) postanowiłam zająć się dziełem “Charlotte for Ever” - “Charlotte na zawsze” Serge’a Gainsbourga. Powracam z hukiem, bo tak się składa, że “Charlotte…” to film niesłychanie kontrowersyjny, prowokacyjny i bulwersujący. Przyznam szczerze, że gdy po raz pierwszy rzuciłam na niego okiem, byłam w ciężkim szoku. Żeby obejrzeć go w całości, musiałam długo przygotowywać się psychicznie. W końcu jednak zdołałam przez niego przebrnąć, czego efektem jest niniejszy tekst. Życzę miłej lektury i proszę o cierpliwe oczekiwanie na kolejne recenzyjki!

Natalia Julia Nowak





Tytuł oryginalny: “Charlotte for Ever”
Tytuł polski: “Charlotte na zawsze”
Reżyseria: Serge Gainsbourg
Rok produkcji: 1986
Gatunek: dramat



Historia alkoholika

Film przeznaczony wyłącznie dla widzów dorosłych. Skandalizujące, półtoragodzinne dzieło, wymyślone i zrealizowane przez słynnego francuskiego artystę Serge’a Gainsbourga (1928-1991). Ten znany piosenkarz, kompozytor, poeta, aktor, scenarzysta i reżyser wciela się tutaj w główną rolę męską. Główna rola żeńska przypada zaś jego córce Charlotte (ur. 1971) będącej owocem związku z brytyjską wokalistką i aktorką Jane Birkin (ur. 1946). Tytuł produkcji nawiązuje do płyty “Charlotte for Ever” z 1986 roku nagranej wspólnie przez Serge’a i Charlotte. Krążek, poza granicami Francji, był promowany pod nazwą “Lemon Incest” - “Cytrynowe kazirodztwo”. Wcześniej, bo już w roku 1984, ukazały się singiel i teledysk “Lemon…”. Przejdźmy jednak do tego, co nas najbardziej interesuje, czyli do filmu “Charlotte na zawsze”. Akcja dzieła rozgrywa się w czasach współczesnych autorowi.

Główny bohater, niejaki Stan, jest dekadentem rodem z epoki modernizmu. Pogrążonym w depresji, apatycznym, niedostrzegającym sensu życia i odczuwającym pogardę do samego siebie. Mężczyzna zmaga się z rozpaczą i wyrzutami sumienia, które wyniszczają go na równi z alkoholem i papierosami. Nieustannie myśli o tym, że spowodował tragiczny wypadek drogowy, w wyniku którego zginęła jego żona. Stan, po śmierci ukochanej kobiety, nie potrafi wziąć się w garść. Jako alkoholik i palacz, niszczy swoje zdrowie, a na dodatek marnuje pieniądze, przez co popada w tarapaty finansowe. Bohater filmu nie jest również w stanie uporządkować swojego życia uczuciowego i erotycznego. Sprowadza do swojego domu mnóstwo prostytutek i nimfomanek, ale żadnej z nich nie kocha i nie szanuje. Problemy mężczyzny konsekwentnie się nawarstwiają. Postać upada coraz niżej.

Stan, na swoje nieszczęście, jest także typem nadwrażliwego, niepraktycznego intelektualisty. Ten wykształcony, oczytany humanista posiada ogromną wiedzę z zakresu literatury i sztuki, ale nie radzi sobie w codziennej, banalnej egzystencji. Bohater potrafi recytować z pamięci dzieła wybitnych poetów i pisarzy, lecz nie umie zadbać o samego siebie. Chętnie snuje filozoficzne refleksje, ale nie zastanawia się nad tym, co będzie w najbliższej przyszłości. Stan wykonuje wolny zawód: jest scenarzystą i poetą. Niestety, depresja sprawia, że brakuje mu natchnienia do pisania scenariuszy. To także go frustruje, tym bardziej, że współpracownicy nalegają, żeby wziął się wreszcie do roboty. Mężczyzna ma w swoim życiu tylko dwie osoby. Pierwszą z nich jest przyjaciel-biseksualista, który również nie radzi sobie z przeciwnościami losu. Drugą - umiłowana, dorastająca córka.


Lolita wśród ramoli

Charlotte, bo o niej mowa, ma piętnaście lat. Jest inteligentna, zdecydowana, odważna, wierna swoim zasadom i bardzo dojrzała jak na swój wiek. Odznacza się wdziękiem, urokiem i delikatnością, które wcale nie przekreślają jej silnej, wyrazistej osobowości. Na przedwczesną dojrzałość dziewczyny mogła wpłynąć jej sytuacja życiowa. Charlotte cierpi z powodu śmierci matki i wypomina ojcu, że do tragedii doszło z jego winy. Dostrzega, że Stan coraz bardziej się stacza i że wkrótce sam może umrzeć. Nastolatka otwarcie mówi, że nie chce zostać sierotą. Relacje między nią a ojcem są trudne. Dziewczyna darzy swojego rodzica mieszanymi uczuciami. Z jednej strony, kocha go i martwi się o niego. Z drugiej, gardzi nim jako człowiekiem upadłym moralnie. Sama nie jest jeszcze zdemoralizowana, ale nie wiadomo, jak długo taka pozostanie, będąc w stałym kontakcie z ojcem i jego kolegą.

Tym bardziej, że ci dwaj samotni, sfrustrowani, nieszczęśliwi mężczyźni nie patrzą już na nią jak na małą dziewczynkę. Charlotte, będąca typem lolity, niezmiernie ich intryguje. Bohaterowie wyraźnie fascynują się jej podwójną (dziecięco-kobiecą) naturą. Nastolatka zachwyca ich czystością i niewinnością, wydaje im się krucha i zwiewna, działa na nich dziecinną słodyczą i tkliwością. Jest świeża, skromna, nieumalowana, konwencjonalnie ubrana i prosto uczesana. Ale mężczyźni widzą, że dziewczyna dojrzewa, rozwija się biologicznie, wykazuje zainteresowanie sprawami damsko-męskimi, rozumie dwuznaczne aluzje, zdaje sobie sprawę z własnej atrakcyjności oraz zna tajniki bycia uwodzicielską. Stan, jako biologiczny ojciec Charlotte, nie przekracza w swojej fascynacji granic przyzwoitości. Ten drugi owszem, dlatego główny bohater musi go pilnować i przywoływać do porządku.

Wątek Charlotte to - jak nietrudno odgadnąć - najbardziej kontrowersyjny element filmu. Może on przerażać, nie tylko ze względu na treść, ale również z uwagi na formę. Fakt, że jest to opowieść o dwóch obleśnych, żałosnych ramolach patrzących z pożądaniem na piętnastolatkę, można by jeszcze przełknąć. Pytanie brzmi: czy podczas kręcenia dramatu nie złamano pewnych zasad? Czy godzi się kręcić sceny, w których nieletnia aktorka występuje bez stanika, i to z doskonale widocznymi sutkami? Czy godzi się robić zbliżenia na jej pupę, kiedy dziewczyna tańczy w obcisłej sukience, pod którą widać rowek między pośladkami? Czy godzi się układać dialogi, w których piętnastolatka rozmawia z pięćdziesięcioośmiolatkiem o seksie? Czy normalny ojciec zaangażowałby własną córkę do udziału w takiej produkcji? Czy to wszystko nie graniczy z pedofilią i pornografią dziecięcą?


Liryczny i niebezpieczny

Jak wiadomo, ocena artystyczna dzieła nie powinna być tożsama z oceną moralną. Istnieje przecież wiele utworów, które są majstersztykami, chociaż mówią o sprawach nagannych, niejednoznacznych lub wywołujących skrajne emocje. Czy “Charlotte na zawsze” jest filmem dobrym? Nie jestem krytykiem filmowym, więc powstrzymam się przed udzieleniem odpowiedzi na to pytanie. Na pewno nie jest to typowa, głównonurtowa, komercyjna papka. Produkcja jest bardziej liryczna niż epicka. Tak naprawdę, nie dzieje się w niej prawie nic. W filmie nie chodzi bowiem o wydarzenia, tylko o przeżycia wewnętrzne bohaterów. Zamiast gnającej do przodu akcji, mamy tutaj długie dialogi, literackie wstawki, wymowne gesty i spojrzenia etc. Niektórzy widzowie powiedzą, że “Charlotte…” to dzieło nudne, monotonne, przegadane i bezsensowne. Inni będą zaś urzeczeni jego głębią i specyficznym klimatem.

Na uwagę niewątpliwie zasługuje gra aktorska Serge’a Gainsbourga, który doskonale wciela się w rolę rozdartego wewnętrznie, zrezygnowanego, załamanego artysty-intelektualisty. To, że Gainsbourg jest taki przekonujący, może wynikać z faktu, iż film “Charlotte na zawsze” ma charakter częściowo autobiograficzny. Kiedy produkcja powstawała, Serge naprawdę był zgorzkniałym mężczyzną uzależnionym od alkoholu. Kolejnym elementem, który należałoby wyróżnić, jest filmowa kreacja Charlotte Gainsbourg. Chociaż młoda aktorka nie gra w sposób wybitny, jest ponadprzeciętnie intrygująca. Powiedziałabym nawet, że stanowi ona element “fascynująco-niepokojący”. Ten jej delikatny głosik, twarz pokerzysty i spadające jak grom z jasnego nieba wybuchy temperamentu! Inny atut filmu: ścieżka dźwiękowa autorstwa Serge’a. Nie pozwala ona zapomnieć, że Gainsbourg to znakomity kompozytor.

A teraz moja subiektywna, moralna ocena produkcji “Charlotte na zawsze”. Uważam, że dramat wyreżyserowany przez SG jest niebezpieczny. Teoretycznie, żaden artysta (z wyjątkiem świadomego nawoływacza) nie ponosi odpowiedzialności za to, jak jego twórczość zostanie zrozumiana i wykorzystana przez odbiorców. Myślę jednak, że film “Charlotte…” mógłby stać się inspiracją i afrodyzjakiem dla osób o skłonnościach pedofilskich i/lub kazirodczych. Mógłby przekonać takich ludzi, że zachowania pedofilskie/kazirodcze są czymś “dobrym”, “pięknym“ i “poetyckim“. To samo dotyczy teledysku “Lemon Incest” z 1984 roku. Ten drugi twór jest nawet gorszy, bo grająca w nim Charlotte ma tylko dwanaście (no, niecałe trzynaście) lat. Ktoś, po obejrzeniu tego video clipu, mógłby przecież pomyśleć: “Jeśli Serge Gainsbourg tak mógł, to dlaczego ja nie mogę?!” (parafraza pewnej pseudopedofilskiej wypowiedzi cytowanej na stronie Gazeta.pl). Brrr! Zatrważające!

Nie polecam, ale i nie zabraniam oglądania wymienionych wyżej materiałów.


Natalia Julia Nowak,
11-15 sierpnia 2013 r.