Tytuł: “Inka 1946. Ja jedna zginę”
Reżyseria: Natalia Koryncka-Gruz
Drugi reżyser: Maria Skąpska
Instytucja sprawcza: Teatr Telewizji (TVP)
Rok realizacji: 2006
Rok premiery: 2007
Gatunek: tragedia (historyczna, biograficzna)
Siedemnastoletnia sanitariuszka
Drugi, obok “Śmierci Rotmistrza Pileckiego” Ryszarda Bugajskiego,
spektakl Teatru Telewizji, który powinien zaciekawić ludzi
interesujących się biografiami Żołnierzy Wyklętych. “Inka 1946. Ja jedna
zginę” w reżyserii Natalii Korynckiej-Gruz to wyjątkowa opowieść o
dziejach Danuty Siedzikówny “Inki”: siedemnastoletniej sanitariuszki
Armii Krajowej, oskarżonej przez władze komunistyczne o niepopełnione
zbrodnie, skazanej na karę śmierci i straconej w trójmiejskim więzieniu.
W rolę tytułowej bohaterki wciela się pochodząca ze Starachowic aktorka
Karolina Kominek-Skuratowicz (jeśli wierzyć informacji, umieszczonej na
początku spektaklu, udział w omawianym przedstawieniu to ekranowy
debiut artystki). Telewizyjna produkcja, trwająca prawie półtorej
godziny, jest poruszająca od pierwszej do ostatniej minuty. Już na
początku dzieła przenika odbiorcę przejmująca muzyka Pawła Szymańskiego,
w której słychać m.in. dźwięki harfy. Później widać wydarzenia, które -
na pierwszy rzut oka - mogłyby się wydawać ponurym żartem. Niestety, ta
mroczna i absurdalna historia wydarzyła się naprawdę. I wcale nie była
odosobnionym przypadkiem.
Przeszłość i teraźniejszość
Akcja spektaklu rozgrywa się jednocześnie na dwóch płaszczyznach. Część
wydarzeń dzieje się w dzisiejszej, postkomunistycznej Polsce. Pozostałe
mają miejsce w czasach Żołnierzy Wyklętych. Przeplatanie się dwóch epok
wskazuje na nierozerwalny związek teraźniejszości z przeszłością: to, co
mamy teraz, stanowi bezpośrednią konsekwencję tego, co mieliśmy w
minionych dekadach. W III Rzeczypospolitej nadal żyją ludzie, którzy
pamiętają okres stalinizmu. Takie osoby, o których niekiedy wspomina się
w spektaklu, pełnią funkcję pośredników między jedną a drugą
rzeczywistością. Świadkowie pamięci zdają się potwierdzać opowieści
zawarte w książkach historycznych. Twórczyni spektaklu daje widzom do
zrozumienia, że jednostki ludzkie, uwikłane w wydarzenia lat
czterdziestych, były takie jak my, przedstawiciele XXI wieku. Inka
mogłaby być dzisiaj staruszką mijaną przez nas podczas spacerów. A może
staruszki, które faktycznie mijamy, skrywają interesujące (z
historycznego punktu widzenia) sekrety? Spójrzmy także na rozbrykanych
licealistów, równolatków Inki. Kto wie… Może oni, na jej miejscu,
również “zachowaliby się jak trzeba”?
Rozmowy o historii
Sceny, których akcja rozgrywa się w III RP, ukazują długie rozmowy dwóch
osób. Pierwszą z nich jest trzydziestodwuletnia dokumentalistka, która
wprawdzie nie posiada rozległej wiedzy historycznej, ale pragnie
nakręcić film o Danucie Siedzikównie i poszukuje informacji na jej
temat. Drugą osobą jest mężczyzna w dojrzałym wieku: historyk o
opozycyjnej przeszłości, który wtajemnicza redaktorkę w sprawę Inki i
pomaga jej zrozumieć realia wczesnej Polski Ludowej. Dokumentalistka,
chociaż żywo zainteresowana dziejami słynnej sanitariuszki, chwilami nie
może uwierzyć, że ta przygnębiająca historia wydarzyła się naprawdę. Ma
również pewne wątpliwości, gdyż w trakcie swoich poszukiwań natknęła
się na relacje przeczące wersji historyka. Mężczyzna, z anielską
cierpliwością, pomaga jej zrozumieć, co jest prawdą, a co elementem
komunistycznej propagandy, w której przedstawiano dziewczynę jako
zbrodniarkę i terrorystkę. Historyk przekonuje swoją rozmówczynię, że
oskarżenia, jakimi Urząd Bezpieczeństwa obciążał Inkę, były nie tylko
nielogiczne, ale również nieprawdopodobne. Do tego stopnia, że nawet
stalinowski sąd musiał je odrzucić.
Zwyczajna nastolatka?
Najważniejsze są jednak sceny, które przenoszą nas sześćdziesiąt lat
wstecz i czynią bezpośrednimi obserwatorami Danuty Siedzikówny.
Dziewczyna, urodzona w roku 1928, jest sympatyczną i pozornie zwyczajną
nastolatką. Gdy ją poznajemy, nie ma jeszcze ukończonych siedemnastu
lat. Danusia nie jest nikim ważnym. Nie dokonała również niczego
nadzwyczajnego. Ot, taka sobie dziewuszka, która w czasie II wojny
światowej pomagała rannym, a potem podjęła pracę jako kancelistka w
pewnym nadleśnictwie. Niby nic wielkiego, ale dla ubeków,
wprowadzających własne porządki w powojennej Polsce, jest to
wystarczający powód, żeby ją aresztować. Dziewczyna, przewożona wraz z
innymi zatrzymanymi do więzienia, zostaje odbita przez grupę żołnierzy
majora Zygmunta Szendzielarza “Łupaszki”. Po tym wydarzeniu nawiązuje
bliską współpracę ze swoimi wybawcami (którzy, mimo oficjalnego końca
wojny, nadal próbują wyzwolić Polskę spod sowieckiej okupacji. Z punktu
widzenia nowych władz, jest to działalność wywrotowa). Decyzja Inki o
dołączeniu do żołnierzy Łupaszki stanie się wkrótce przyczyną jej
niezasłużonego cierpienia i przedwczesnej śmierci.
Młodość i beztroska
Danusia wie, że odkąd zbliżyła się do podziemia niepodległościowego,
grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Jeszcze większe niż przed
pierwszym aresztowaniem. Mimo świadomości, że sytuacja polityczna nie
sprzyja polskim patriotom, nastolatka zachowuje optymistyczną i nieco
beztroską postawę. Stara się żyć tak jak większość dziewcząt w jej
wieku. Chodzi na randki, korzysta z młodzieńczych rozrywek… Pewnego razu
Inka i jej dwie koleżanki (które, podobnie jak współczesne nastolatki,
uwielbiają muzykę) siedzą do późnych godzin nocnych, grając na pianinie i
śpiewając chwytliwe piosenki. Utwory, które wykonują, mają charakter
miłosno-patriotyczny. Hałaśliwe zachowanie dziewcząt przyczynia się do
zdemaskowania kryjówki Inki. Nastolatka zostaje aresztowana przez UB.
Początkowo przedstawiciele bezpieki odnoszą się do niej przyjaźnie.
Oficer, przesłuchujący Danusię, traktuje ją jak małe dziecko, które
wprawdzie coś przeskrobało, ale może łatwo naprawić swój błąd i powrócić
do normalnego życia. Warunek jest jeden: Inka musi złożyć zeznania
obciążające Łupaszkę i jego żołnierzy. A na to dziewczyna nie ma
najmniejszej ochoty.
Pranie mózgu
Ubecy od samego początku próbują manipulować umysłem nastolatki. Stosują
wobec niej taktykę “dobrego i złego policjanta” (jeden przesłuchujący
stara się być ciepły i ludzki, a drugi - chodny i bezlitosny. Chodzi o
to, żeby przesłuchiwana ostatecznie wybrała współpracę z tym pierwszym
funkcjonariuszem). Rzeczonej taktyce towarzyszą odwołania do religijnych
i patriotycznych uczuć Siedzikówny (próby wywołania w dziewczynie
poczucia winy i obowiązku). Gdy staje się jasne, że Inka nie zdradzi
swoich przyjaciół, zaczynają się tortury i upokorzenia. Bicie, stójka,
wyzwiska, polewanie zimną wodą… Wiek i płeć ofiary nie powstrzymują
oprawców przed korzystaniem z takich metod. To, co robią pracownicy
Urzędu Bezpieczeństwa, pod wieloma względami przypomina pranie mózgu.
Sprzeczne komunikaty, niejasne nastawienie i naprzemienne wypytywanie
“po złości” i “po dobroci” są iście ogłupiające. Porucznik, prowadzący
śledztwo, potrafi bez emocji obserwować katowanie Inki, a potem
troskliwie ją pytać, czy nie miałaby ochoty na “jajeczniczkę”. Cała
metodyka ubeków przypomina to, o czym pisał George Orwell w powieści
“Rok 1984”.
“Krwawa Inka”
Nastolatka, mimo bólu i strachu, nie odpowiada na pytania ubowców.
Pamięta bowiem, że zobowiązała się do lojalności wobec dowódców i
Ojczyzny. Niestety, przesłuchania w sprawie majora Zygmunta
Szendzielarza “Łupaszki” to dopiero początek problemów Danusi. Prawdziwy
dramat zacznie się wówczas, gdy ubecy zainteresują się samą Siedzikówną
i jej działalnością narodowowyzwoleńczą. Pracownicy UB wyciągną na
światło dzienne sytuację z niezbyt odległej przeszłości. Tamtego dnia
doszło do potyczki między żołnierzami podziemia niepodległościowego a
funkcjonariuszami Milicji Obywatelskiej. Inka uczestniczyła w tej akcji,
ale nie jako osoba walcząca, tylko jako zwykła sanitariuszka. Chociaż
była związana z żołnierzami Łupaszki, udzieliła pomocy rannemu w starciu
milicjantowi. W wersji ubeków sytuacja ta zostanie drastycznie
zniekształcona. Komuniści stwierdzą, że Danusia strzelała do milicjantów
i rozkazywała żołnierzom, aby czynili to samo. Znajdą nawet kilku
“świadków” potwierdzających tę rewelację. Surrealistyczna historyjka,
wyjęta z kapelusza, stanie się pretekstem do zrobienia z niewinnej
dziewczyny krwiożerczej bestii (“Krwawej Inki”).
Nie jest nudno!
Jak już wspomniałam, spektakl Natalii Korynckiej-Gruz jest niezwykle
poruszający. Wszyscy aktorzy, występujący w przedstawieniu, grają
umiejętnie i realistycznie. Produkcja, wypełniona silnymi emocjami,
trzyma odbiorcę w napięciu i nie pozwala mu przedwcześnie odejść od
ekranu. Jeśli chodzi o mnie, spektakl poruszył mnie do tego stopnia, że
po jego zakończeniu jeszcze przez jakiś czas nie mogłam dojść do siebie.
Dzieło Korynckiej-Gruz, mimo poważnej problematyki, nie jest nudne ani
monotonne. W przedstawieniu trafiają się bowiem sceny pełne dynamiki.
“Inka 1946” była kręcona w wielu miejscach (dotyczy to zarówno
fragmentów “historycznych”, jak i “współczesnych”). Las, plaża, ulica,
dom, więzienie, sąd, muzeum… To wszystko zobaczymy w spektaklu o
dzielnej sanitariuszce. Nie ulega wątpliwości, że dzieło Korynckiej-Gruz
znacznie się różni od dzieła Ryszarda Bugajskiego. “Śmierć Rotmistrza
Pileckiego” (o której wspomniałam w pierwszym akapicie) jest produkcją
jednowątkową, ponurą, spokojną, opartą na dialogach, ukazującą niewielką
liczbę miejsc i postaci. Tymczasem forma “Inki 1946” chwilami zbliża
się do niskobudżetowego filmu fabularnego.
Mogę śmiało zarekomendować Czytelnikom ten spektakl. Nie tylko dlatego,
że jego temat jest ważny i ciekawy, ale także dlatego, iż Natalia
Koryncka-Gruz stworzyła prawdziwe arcydzieło. Chwała Bohaterom i
Bohaterkom! Szacunek dla Artystów i Artystek!
Natalia Julia Nowak,
13-16 maja 2014 roku
PS. Jestem dumna z tego, że aktorka z mojego miasta tak pięknie
zagrała Danutę Siedzikównę “Inkę”. Ciekawostka: Krystyna Janda,
odtwórczyni głównej roli w filmie “Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego,
również pochodzi ze Starachowic. Jak widać, starachowiczanie mogą się
poszczycić dobrymi aktorkami grającymi w dobrych produkcjach.