niedziela, 6 grudnia 2015

Zastać Polskę ludową, a zostawić narodową

Wprowadzenie

Niniejszy artykuł, odpowiadający na pytanie “Co można było zrobić z Polską po upadku stalinizmu?”, jest bezpośrednią kontynuacją tekstu “Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!”. Znajomość tamtej publikacji może być niezbędna do pełnego zrozumienia poniższego felietonu/eseju/czegokolwiek. Kieruję swój przekaz m.in. do obrońców dobrego imienia Polski i Polaków. Moi Drodzy, jeśli zaangażujecie się w dyskusję z antypolskimi paszkwilantami - nadwiślańskimi lub zagranicznymi - prędzej czy później zetkniecie się z opinią, że Wasza działalność to świadome bądź nieświadome odtwarzanie marca 1968 roku. Artykuł, który dla Was przygotowałam, pokrótce wyjaśnia, skąd się wziął ten dziwaczny pogląd. Kim był Mieczysław Moczar, ojciec marca ’68? Czy okres gomułkowski (1956-1970) był jedyną okazją, kiedy polscy nacjonaliści mogli zbudować Wielką Polskę Narodową? Ostatecznie, w środowisku moczarowców obracał się Bolesław Piasecki, lider przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego “Falanga”. Może trzeba było “kuć żelazo, póki gorące”? Zapraszam do lektury moich przemyśleń!

Nie, nie popieram komunizmu, bo komunizm to coś takiego, o czym śpiewał John Lennon w piosence “Imagine” [“Wyobraź sobie, że nie ma państw“, “Wyobraź sobie, że nie ma własności“, “I nie ma też religii“. YouTube, watch?v=DVg2EJvvlF8]. Paradoksalnie, narodowy komunizm - gomułkowszczyzna, moczaryzm - jest zaprzeczeniem ideologii komunistycznej. Czesław Miłosz nie bez powodu pisał w swojej poezji: “Niech tutaj będzie wreszcie powiedziane: jest ONR-u spadkobiercą Partia. A poza nimi nic nigdy nie było prócz buntu godnych pogardy jednostek. Któż miecz Chrobrego wydobywał z pleśni? Któż wbijał myślą słupy aż w dno Odry? I któż namiętność uznał narodową za cement wielkich budowli przyszłości?” (Poetariumd.republika.pl/wiersze/cm/tp.html). Przytoczone słowa, będące fragmentem poematu “Traktat poetycki”, pochodzą z roku 1957, czyli z epoki “Wiesława” i “Mietka”.

N.J. Nowak

PS. Celem niniejszego artykułu nie jest gloryfikowanie Moczara ani Gomułki, tylko pokazanie, że mogliby oni zostać “trampoliną do władzy” dla prawdziwych narodowców. Od kogoś/czegoś trzeba zacząć…



Demony marca

Moją społeczność, tj. obrońców dobrego imienia Polski i Polaków, oskarża się o przywoływanie demonów marca 1968 roku[1]. Postanowiłam więc, że wezmę byka za rogi i sama sprawdzę, co mają na myśli osoby formułujące takie zarzuty. Przesądziło o tym kilka czynników. Po pierwsze: założenie, że tego typu wiedza może mi się przydać w przyszłości, zwłaszcza w polemikach z antypolskimi hochsztaplerami (ludźmi pokroju Grossa, Śpiewaka, Pawlikowskiego, Pasikowskiego, Całej, Holland i Tokarczuk). Po drugie: fakt, że jestem polską nacjonalistką z odchyleniem lewicowo-socjalistycznym. Po trzecie: przekonanie, że każdy przyzwoity Polak - prawicowiec, lewicowiec, centrowiec - ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek bronić swojej Ojczyzny przed szkodliwymi insynuacjami. Nawet, jeśli wcześniej oddawał się karygodnym działaniom, tak jak Mieczysław Moczar “Mietek”.

Przeprowadziłam maleńkie śledztwo i doszłam do zaskakujących wniosków. Rzeczywiście, w latach ‘60 XX wieku pewne środowiska zaciekle broniły Polski i Polaków przed pomówieniami o współudział w Holocauście. Dowodem na to może być znakomity film dokumentalny “Sprawiedliwi” w reżyserii Janusza Kidawy. Dzieło, wyprodukowane w roku 1968, jest dostępne w serwisie YouTube [watch?v=eFSh_J6gLMU, watch?v=46h2SQ31SvE, watch?v=-846ONJCVo0]. Nie sądzę jednak, żeby ktokolwiek z nas, pogromców antypolonizmu, nawiązywał do tamtej epoki świadomie. Poza tym, trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że mityczny marzec ’68 był zajściem wielowymiarowym, kulminacją wielu różnorodnych zjawisk. Jeśli mamy z nim coś wspólnego, to tylko w pozytywnym aspekcie. Mówię tutaj o śmiałym wyrażaniu niezgody na polonofobiczne oszczerstwa.

Twierdzenie, że jesteśmy wskrzesicielami marca 1968 roku (w domyśle: całej plątaniny wydarzeń), to absurd i nadużycie. Jak możemy być jednocześnie piewcami Sprawiedliwych i nieprzyjaciółmi Żydów, bananową młodzieżą i aktywem robotniczym, natolińczykami i puławianami, “partyzantami” i “komandosami“? Z punktu widzenia logiki klasycznej, taka sytuacja jest po prostu niewykonalna. Czy nasi oskarżyciele posługują się logiką kwantową? Kot Schroedingera może być martwy i żywy w tym samym czasie… To, że sprzeciwiamy się pomówieniom, tak jak w latach ‘60, nie oznacza, iż identyfikujemy się ze wszystkimi aspektami wypadków marcowych. Posądzanie nas o odtwarzanie marca ‘68, czyli całego skomplikowanego fenomenu, to bezczelna manipulacja. Celem tego zabiegu jest skojarzenie nas z jednym z wątków ówczesnej awantury, a mianowicie z kampanią antyżydowską. Faktycznie, istniał wtedy taki wątek, ale większość z nas nie byłaby skłonna się pod nim podpisać.

Kreowanie obrońców prawdy na ludzi opętanych demonami marca 1968 roku? Zaiste, sprytne posunięcie! Szkoda tylko, że bazuje ono na błędnym przeświadczeniu o naszej ignorancji historycznej. Co jest sednem tego fortelu? Zakamuflowana sugestia, że skoro jesteśmy w stanie powtórzyć ówczesną akcję odkłamywania polskiej historii, to bylibyśmy również w stanie powtórzyć inne akcje z tamtego okresu, np. antyżydowską czystkę w instytucjach publicznych (która objęła nie tylko działaczy partyjnych, ale także zwykłych obywateli, choćby profesorów wyższych uczelni). Założenie takie, pozornie sprawiające wrażenie poprawnego rozumowania, jest zupełnie bezpodstawne. Mimo to, nasi przeciwnicy chętnie je wykorzystują, żeby zrobić z nas antysemitów, czyli ośmieszyć, zdyskredytować i wykluczyć z dalszej dyskusji. Nie dajmy się złapać na ten haczyk. Walka z antypolonizmem i kampania antysemicka to dwa różne wątki wypadków marcowych. Ktoś, kto ma coś wspólnego z jednym wątkiem, może nie mieć nic wspólnego z drugim. “A” nie musi implikować “B”.


Od ubeka do quasi-narodowca

Dyskutując o marcu ‘68, trudno pominąć głównego bohatera tamtych wydarzeń, jakim był gen. dyw. Mieczysław Moczar “Mietek” vel Mykoła/Mikołaj/Nikołaj Demko/Diomko (urodzony w Boże Narodzenie 1913 roku, zmarły w dniu Wszystkich Świętych 1986 roku). Ten nietypowy aparatczyk Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, choć niemogący się poszczycić nieskazitelną biografią, zasługuje na uwagę każdego polskiego patrioty i nacjonalisty. Moczar przyszedł na świat w Łodzi jako człowiek o podwójnie słowiańskich korzeniach. Miał pochodzenie polsko-ukraińskie lub polsko-białoruskie. Formalne wykształcenie, jakie zdobył w ciągu całego życia, raczej nie powala na kolana. Ukończona szkoła powszechna i trzyletnie kursy zawodowe to dość mało, jak na XX-wiecznego polityka. Przed wybuchem II wojny światowej Mykoła Demko był archetypowym komunistą: robotnikiem fabrycznym i działaczem Komunistycznej Partii Polski. Prawdziwie skandaliczna była jego działalność podczas wojny i w pierwszych latach powojennych. Ten haniebny, odstraszający fragment jego życiorysu został pokrótce opisany w IPN-owskiej publikacji “Twarze łódzkiej bezpieki” (Ipn.gov.pl/__data/assets/pdf_file/0020/54047/1-13753.pdf). Dowiadujemy się z niej, że Diomko dowodził oddziałami GL i AL. W latach 1945-1948 kierował zaś Wojewódzkim Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi.

Mieczysław Moczar, jako dowódca partyzancki Armii Ludowej, był też w pośredni sposób dowódcą partyzanckim Armii Krajowej. Jak to możliwe? Otóż 14 maja 1944 r. Mykoła Demko stanął na czele koalicji AL-AK-BCh-Sowieci, która pod lubelską wioską Rąblów stoczyła nierówną walkę z Niemcami. Polacy i Rosjanie, choć mniej liczni i słabiej uzbrojeni, zadali wówczas nazistom ogromne straty. Niestety, w okresie stalinizmu Mikołaj Diomko okazał się prześladowcą AK-owców i NSZ-owców, równie okrutnym i niesprawiedliwym, jak jego koledzy z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Liczni Żołnierze Wyklęci, którzy trafili w ręce Moczara, zostali poddani torturom i/lub straceni[2]. Mykoła Demko zakończył swoją ubecką karierę w roku 1948, kiedy to uznano go za stronnika Władysława Gomułki “Wiesława”, kłopotliwego komunisty oskarżanego o “odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”. Jakby tego było mało, zarzucono Diomce, że jest człowiekiem o nastawieniu antysemickim i antysowieckim (to drugie brzmi intrygująco, zwłaszcza w kontekście faktu, że wcześniej “Mietek” prowadził działalność szpiegowską na rzecz ZSRR). Po roku 1956, czyli po objęciu władzy przez Gomułkę, Mieczysław Moczar rozpoczął nowe życie jako wiceminister, a później minister spraw wewnętrznych. Od lat ‘60 zarządzał organizacją kombatancką ZBoWiD (Związek Bojowników o Wolność i Demokrację).

W tej nowej, bardziej liberalnej i patriotycznej epoce, Mykoła Demko przypomniał sobie o swoich związkach z Armią Krajową. Być może pożałował krzywd, jakie wyrządził AK-owcom, bo “zrobił bardzo wiele dla rehabilitacji żołnierzy Armii Krajowej w życiu publicznym Polski Ludowej, doprowadził do przyznania im pełnoprawnego obywatelstwa tego kraju”. Słowa, które zacytowałam, pochodzą z audycji radiowej “’Nieznane o znanych’ - gawęda prof. Pawła Wieczorkiewicza (15.01.2007)”. Link do podcastu znajduje się w multimedialnej publikacji “Dlaczego kat AK nie został I sekretarzem?” (PolskieRadio.pl/39/156/Artykul/742719,Dlaczego-kat-AK-nie-zostal-I-sekretarzem). Mikołaj Diomko zrewidował swoje poglądy do tego stopnia, że dostrzegł i docenił nawet patriotyzm Narodowych Sił Zbrojnych. Problem w tym, że było jeszcze za wcześnie, aby inni komuniści przyznali mu rację. Moczar, mimo starań, nie zdołał niczego wywalczyć dla weteranów-endeków. Żeby nie być gołosłowną, przytoczę sformułowanie użyte przez prof. Pawła Wieczorkiewicza: “Człowiek, który strzelał się z żołnierzami Narodowych Sił Zbrojnych i występował, co się nie udało tym razem, za uznaniem NSZ-owców za kombatantów”. Na starość byłemu ubekowi zupełnie zmiękło serce, gdyż usiłował on powstrzymać “wszystkie represje wobec Solidarności” (źródło: Wieczorkiewicz).

Czy zmiana spojrzenia Mykoły Demki na Narodowe Siły Zbrojne była całkowita? Dr Dariusz Małyszek, autor tekstu “Narodowe Siły Zbrojne w PRL i na emigracji w latach 1945–1989 w świetle historiografii, publicystyki, literatury oraz filmu” (Ipn.gov.pl/__data/assets/pdf_file/0007/48688/1-18453.pdf) sugeruje, że nie do końca. Według tego badacza, towarzysz Diomko miał dość dwuznaczny stosunek do NSZ (logika kwantowa?). Nie udało mu się w pełni odrzucić poststalinowskich stereotypów obowiązujących w PRL. Podobnie jak większość ówczesnych decydentów, wierzył on w propagandę marksistowskich pseudohistoryków, która głosiła, że NSZ-owcy masowo dopuszczali się kolaboracji z hitlerowcami. Fenomenalne było jednak to, że “Mietek” nie potępiał w czambuł wszystkich żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Przeciwnie, stał na stanowisku, że w ich gronie jest “wielu uczciwych ludzi” (Małyszek cytuje słowa Moczara za Krzysztofem Komorowskim, twórcą książki “Polityka i walka. Konspiracja zbrojna ruchu narodowego 1939–1945“). Mikołaj Diomko ewidentnie był człowiekiem myślącym, ale niewykraczającym zbytnio poza swoją epokę. Można go porównać do pierwszych nowożytnych wolnomyślicieli, którzy bardzo nieśmiało i w obrębie religii chrześcijańskiej podważali niektóre tezy Kościoła rzymskokatolickiego. Jak na tamte czasy była to rewolucja.


Narodowi komuniści

Mieczysław Moczar miał - że się tak wyrażę - olbrzymie parcie na władzę. Pisze o tym prof. Jerzy Eisler w książce “Zarys dziejów politycznych Polski 1944-1989” (Polska Oficyna Wydawnicza “BGW“, Warszawa 1992). Zdaniem autora, pod rządami interesującego nas polityka “MSW wzorem MBP (…) zaczynało się wymykać spod kontroli PZPR i powoli przekształcać w samoistną siłę polityczną”. Mykoła Demko poświęcał dużo czasu i energii na szukanie sobie zwolenników, znanych dzisiaj jako frakcja “partyzantów“. Podstawowym zapleczem politycznym “Mietka” miał być ZBoWiD. “Jednocześnie Moczar (…) stale dbał o rozszerzanie i umacnianie swoich wpływów wśród dziennikarzy, pisarzy, ludzi kultury i nauki. (…) Wspólnie z Korczyńskim zaczęli też skupiać wokół siebie młodych działaczy partyjnych, zwłaszcza o orientacji nacjonalistycznej” - podaje Eisler. Z dalszej części książki “Zarys dziejów…” dowiadujemy się, że “partyzanci” uparcie powtarzali, iż Władysław Gomułka powinien “ustąpić miejsca komuś młodszemu, energiczniejszemu, bardziej zdecydowanemu”. Oczywiście, mieli na myśli Diomkę. I chyba naprawdę widzieli w nim przyszłego wodza, bo mówili o nim po prostu “Generał”. Jerzy Eisler opisuje specyfikę moczarowców, cytując słowa Jerzego Holzera. Podobno reprezentowali oni “swoisty etos kombatancki niewolny od nacjonalizmu. Kierował się on przeciw Niemcom i Ukraińcom (…), przeciw Żydom (…), ale w bardziej zakamuflowany sposób także przeciwko Rosjanom”.

Eisler charakteryzuje ideologię “partyzantów” również własnymi słowami. Informuje, że uchodzili oni za “narodowych komunistów”. I wyjaśnia: “Na swoistą ideologię tej grupy w pierwszej kolejności składały się: skłaniający się w stronę szowinizmu nacjonalizm, antysemityzm, silny syndrom autorytarny, antyinteligenckość i swoisty kult siły”. Podobnie postrzega moczarowców Adam Michnik, który w 2010 roku stwierdził: “Ten nurt posługiwał się językiem germanofobii i ukrainofobii, jawnym antysemityzmem i ukrytym antysowietyzmem. Był to wariant komunizmu nacjonalistycznego, skrajnie policyjnego i represyjnego wobec tendencji demokratycznych” (Wyborcza.pl/1,76842,7582414,Rezygnacja_z_czlowieczenstwa.html). Mykoła Demko sprzeciwiał się pomawianiu Polaków o współudział w Holocauście. Świadczy o tym jedna z jego wypowiedzi radiowych: “Agresji Izraela na kraje arabskie towarzyszy antypolska kampania prowadzona w świecie przez międzynarodowy syjonizm. Tej wrogiej, antypolskiej działalności jesteśmy zobowiązani przeciwstawić się, wykorzystując takie środki, jak prasa, radio, telewizja, publikacje, film dokumentalny oraz żywe słowo. Nie mamy powodu, ale zmuszeni jesteśmy bronić się przed oszczerczymi zarzutami” [“Mieczysław Moczar o syjonizmie”, YouTube, watch?v=jc4qM5L8fk4]. Skąd wiem, że chodzi tutaj o kontrowersje wokół Zagłady? Stąd, że wypowiedź Mikołaja Diomki doskonale koresponduje z filmem “Sprawiedliwi” Janusza Kidawy.

Rzeczona produkcja jest perłą polskiej dokumentalistyki. Dziełem, które pokazuje, jak liczne były formy pomocy niesionej Żydom przez Polaków podczas II wojny światowej. W filmie dopuszczono do głosu przedstawicieli rozmaitych środowisk społecznych, w tym kombatantów Armii Krajowej. Zwrócono też uwagę na to, że w akcję ratowania Żydów włączali się ludzie o najróżniejszych światopoglądach. “Nawet te odłamy polityczne, którym zawsze dodawano przymiotnik, że są antysemickie. W dużej mierze myślę o ruchu narodowym i myślę o postaci Mosdorfa, który był jednym z przywódców ruchu narodowego przed wojną. Mosdorfa, którego Niemcy rozstrzelali za pomoc udzielaną Żydom” - mówi jeden z bohaterów produkcji, weteran komunistycznej GL. Film Kidawy zawiera subtelne ukłony w stronę ZBoWiD-owców i frakcji “partyzantów” (“Dziś kontradmirał, wtedy dowódca zgrupowania partyzanckiego“, “Te sprawy są też często tematem partyzanckich wspomnień”). No dobrze, ale kim był przywołany wcześniej Jan Mosdorf? Otóż był on głównym ideologiem Obozu Narodowo-Radykalnego “ABC”. W II Rzeczypospolitej uchodził za wroga Żydów, lecz podczas wojny trafił do KL Auschwitz, gdzie zapłacił najwyższą cenę za pomaganie żydowskim współwięźniom. Okej, wiemy już, jaki los spotkał lidera ONR “ABC“. A co się stało z przywódcą ONR “Falangi“, Bolesławem Piaseckim? Odpowiedź na to pytanie może brzmieć szokująco. Tak się bowiem składa, że Piasecki dołączył do grona “partyzantów“. Poparł opcję moczarowską.


Moczar - krytyka i obrona

Bardzo się cieszę, że Mieczysław Moczar “Mietek”, skądinąd niegdysiejszy ubek, poszedł po rozum do głowy i zaczął robić coś korzystnego dla Polski. Raduje mnie świadomość, że jego dążenie do odkłamania polsko-żydowskiej historii szło w parze z walką o godne upamiętnienie Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Jak na byłego kata Żołnierzy Wyklętych było to ogromne osiągnięcie. Nie popieram antysemickiej nagonki uskutecznianej przez Moczara pod koniec lat ‘60 XX wieku. Negatywnie oceniam również brutalne potraktowanie studentów protestujących przeciwko PRL-owskiej cenzurze. Podoba mi się jednak to, że Mykoła Demko i jego poplecznicy wzorowo zareagowali na polakożercze kalumnie rozpowszechniane poza granicami Polski. W przypadku Diomki wyglądało to tak, jakby znalazł on wreszcie pożyteczny sposób na zagospodarowanie swojego wrodzonego radykalizmu. Przychodzi mi tutaj na myśl zresocjalizowany kryminalista, który wykrzesuje z siebie resztki dawnej agresji, żeby stanąć w obronie napastowanego dziecka. Uważam, że trzeba znać postać Mieczysława Moczara, bez względu na to, jaki się ma stosunek do powojennej historii Europy Środkowo-Wschodniej.

Mykoła Demko niewątpliwie miał krew na rękach, ale w sugestii, że zwalczał antypolską propagandę, jest sporo prawdy. Powinniśmy to docenić, zwłaszcza w kontekście jego wcześniejszej działalności. Trudno nie przyznać racji prof. Pawłowi Wieczorkiewiczowi, który powiedział w Polskim Radiu, że postać Mieczysława Moczara “nie poddaje się zupełnie jednoznacznym ocenom”. Warto też przypomnieć stary, dobry truizm Aureliusza Augustyna z Hippony: “Błądzenie jest rzeczą ludzką, ale dobrowolne trwanie w błędzie jest rzeczą diabelską”. Póki co, historia świadczy na korzyść Polaków, a nie polakożerców. I nie może być inaczej, bo przeszłość jest tylko jedna (mówię o naszej rzeczywistości, a nie o świecie kwantowym zamieszkiwanym przez istoty grossopodobne. Bożena Keff, Helena Datner i Elżbieta Janicka w swoim liście otwartym do Komitetu Budowy Pomnika Sprawiedliwych przy Muzeum Historii Żydów Polskich pisały, że we współczesnym dyskursie funkcjonują dwie narracje historyczne dotyczące czasów okołowojennych: “polska“ i “żydowska“. Z wypowiedzi autorek wynika, że są to narracje przeciwstawne, ale współwystępujące. Co na to prof. Stephen Hawking? Czyżbyśmy mieli dwie przeszłości i teraźniejszości?).


Historia alternatywna

Jak wyobrażam sobie PRL pod rządami Mieczysława Moczara “Mietka”? Moja wizja jest dość mglista. Bardzo możliwe, że Polska pozostałaby - przynajmniej chwilowo - w strefie wpływów ZSRR, ale na pewno nie uległaby przekształceniu w kondominium radziecko-zachodnie (a coś takiego stworzył Edward Gierek, następca Władysława Gomułki. Należy to uznać za akt sprzedawczykostwa. Polska już wcześniej była państwem o ograniczonej suwerenności, ale z winy Gierka stała się podmiotem jeszcze bardziej zależnym od obcych mocarstw. Po co to wszystko? W imię krótkotrwałego i wątpliwego luksusu! Obrzydliwe, niegodne męża stanu!). Mieczysław Moczar nie podpisałby żadnego cyrografu umożliwiającego kolonizację Polski przez zagraniczne korporacje. Przeciwnie: dbałby o to, co można by nazwać “czystością kapitału”, tzn. o gospodarkę narodową utrzymującą się w rękach polskich. Głównie państwowych, w mniejszym stopniu prywatnych. Mykoła Demko raczej nie pozostawiłby po sobie niebotycznego długu publicznego. Dlaczego? Bo nie zaciągnąłby zbędnych kredytów na Zachodzie. Pod rządami Moczara życie obywateli byłoby skromne, ale stabilne i bezpieczne. Nirwana: brak niezaspokojonych potrzeb, brak niepotrzebnych pragnień.

Jeśli chodzi o prawa człowieka, to najbardziej aktywni opozycjoniści nie mogliby liczyć na stabilność i bezpieczeństwo. Czarno… a raczej czerwono widzę humanitaryzm w kraju rządzonym przez byłego stalinowskiego oprawcę. Im większa władza, tym głębsza demoralizacja, więc naprawdę mogłoby wrócić wybijanie zębów, łamanie kości i wyrywanie paznokci. Diomko był okrutny, nie różnił się zbytnio od Fejgina, Różańskiego i Romkowskiego. A przecież każdy z tych trzech zwyrodnialców otrzymał za swoje niegodziwości wyrok kilkunastu lat więzienia. Zanim zaczniemy gloryfikować Moczara, pomyślmy o ludziach mdlejących z bólu, ociekających krwią, poniżonych i roztrzęsionych. Potem spróbujmy - oczywiście, w wyobraźni - spojrzeć im w oczy. Następnie przyjmijmy do wiadomości, że te cierpiące ofiary to Polscy Bohaterowie. Ile osób płakało, krzyczało, umierało z winy “Mietka“? Gdzie on miał sumienie? Czy nie był zdolny do współczucia? Torturowanie ludzkich istot to rzecz przerażająca, może nawet gorsza od zabijania. Jednocześnie jest to działalność degradująca dla samego sprawcy. Wątpię, czy osobnik, który praktykował takie okropieństwa, zdołał się uchronić przed zwichrowaniem psychiki.

Wracając jeszcze do ekonomii: myślę, że pod panowaniem Moczara nie zyskalibyśmy chwilowego dobrobytu, ale dzięki temu uniknęlibyśmy poważnego kryzysu w przyszłości. Lepsze drobne wyrzeczenie niż surowa kara za rozrzutność. Mądrzy ludzie mawiają, że chciwy traci dwa razy. Nie otrzymuje tego, na czym mu zależało, lecz musi się pożegnać z tym, co posiadał wcześniej. Szkoda, że obywatel Edłord o tym zapomniał. Podobno jego długi spłaciliśmy dopiero w roku 2012. Kolejna sprawa… Gdyby Mykoła Demko żył we współczesnych czasach i był premierem RP, sprzeciwiałby się przyjęciu przez Polskę tysięcy imigrantów z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. W czasach PRL cudzoziemców mógłby nam wcisnąć Związek Radziecki, który nie mówiłby o “solidarności“, tylko o “nienaruszaniu jedności obozu socjalistycznego“. Myślę, że w takiej sytuacji towarzysz Diomko zarządziłby monitorowanie przybyszów pod kątem ewentualnego islamizmu (nie mylić z islamem). To zaś ograniczyłoby ryzyko ataków terrorystycznych i pomogłoby odróżnić dżihadystów od pokojowo nastawionych uchodźców. Gdyby imigranci zaczęli sprawiać problemy, np. krzewić hasła ISIS, Mieczysław Moczar natychmiast deportowałby ich z Polski.

A teraz kwestia najistotniejsza. Pod rządami “Mietka” nikt nie ośmieliłby się powiedzieć: “Polacy, którzy zasłużenie są dumni z oporu ich społeczeństwa wobec nazistów, faktycznie zabili w czasie wojny więcej Żydów niż Niemców” (Jan Tomasz Gross), “Trzeba będzie stanąć z własną historią twarzą w twarz i spróbować napisać ją trochę od nowa, nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które robiliśmy, jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów” (Olga Tokarczuk) albo “W pewnym sensie za śmierć wszystkich – 3 milionów. Bo ludzie ci zostali skoncentrowani w gettach, wywiezieni do obozów i wymordowani przy bierności polskich sąsiadów. A jak uciekali, byli wyłapywani przez chłopów” (Alina Cała). Gdyby jakimś cudem takie rewelacje zdarzyły się na terenie PRL, służby specjalne miałyby obowiązek nie dopuścić do ich przeniknięcia za granicę, zwłaszcza na Zachód. Mówię, jak by było. Kto wie?… Może nawet doczekalibyśmy się mody na Żołnierzy Wyklętych? Jeżeli to prawda, że Mikołaj Diomko angażował się w działania na rzecz rehabilitacji weteranów Armii Krajowej, a nawet bezskutecznie upominał o prawa kombatanckie dla NSZ-owców, to wszystko jest możliwe.


PRL + ChRL = WNM

Oczywiście, tak radykalny zwrot akcji mógłby nastąpić dopiero po pewnym czasie. Niewykluczone, że do jego zaistnienia potrzebna byłaby wymiana pokoleniowa w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, tzn. dojście do głosu młodych ludzi niesplamionych zbrodniami wojennymi ani stalinowskimi. Możliwe, że nastąpiłoby to dopiero w trzecim pokoleniu “partyzantów”, czyli moczarowskiej frakcji PZPR. Uważacie, że taka zmiana nie mogłaby mieć miejsca? A dlaczego nie? Chiny - niegdyś nędzne, maoistowskie, odcięte od świata - poszły w kierunku państwowego kapitalizmu i stały się zupełnie innym krajem. Mimo to, nadal noszą nazwę Chińskiej Republiki Ludowej, a ich władze wciąż posługują się szyldem Chińskiej Partii Komunistycznej. Dla chcącego nic trudnego. Swoją drogą, ciekawie by było, gdyby nad reformami gospodarczymi w Polsce czuwali chińscy mędrcy, a nie Leszek Balcerowicz!

Śmiem twierdzić, że po roku 1978, czyli po upadku maoizmu, powinniśmy byli odsunąć się od ZSRR i nawiązać współpracę z ChRL. Czy Chińczykom przeszkadzałby nasz sentyment do Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych? Nie, bo dlaczego? No, dlaczego Chińczykom miałaby przeszkadzać nasza sympatia do AK-owców i NSZ-owców?! Zaszłości historyczne nie wchodzą tutaj w grę, albowiem nigdy nie było żadnego konfliktu między Żołnierzami Wyklętymi a dalekowschodnimi komunistami. Poza tym, w latach ‘70 Państwo Środka miało na pieńku ze Związkiem Radzieckim. Co się tyczy ideologii, azjatycki komunizm zawsze był bardziej nacjonalistyczny od europejskiego i eurazjatyckiego. A postkomunistyczny dengizm - doktryna stworzona przez Denga Xiaopinga, orientalnego odpowiednika Władysława Gomułki - to już całkowicie patriotyczna sprawa. Niepodległość ojczyzny i tożsamość narodowa są tam wartościami samymi w sobie. Szkoda, że nasi politycy nie są dengistami (chociaż Andrzejowi Dudzie coś zaczyna świtać w głowie).

Nie mam wątpliwości co do tego, że na sojuszu z Chińską Republiką Ludową wyszlibyśmy bardzo dobrze. Jak wynika z najnowszych obliczeń, Chiny mają ogromną szansę zostać światowym hegemonem. “Chińska gospodarka prześcignie amerykańską już w 2026 r. i z biegiem lat będzie ją coraz bardziej zostawiać w tyle. Indie rozwijając się w średnim tempie 5 proc. rocznie osiągną w 2050 r. 90 proc. potencjału USA. (…) Według prognoz do 2050 r. z pierwszej dziesiątki największych gospodarek świata wypadną Włochy i Rosja. Na ich miejsce wejdą Indonezja i Meksyk. Na znaczeniu tracić będą państwa zachodnioeuropejskie (Niemcy, Wielka Brytania i Francja) a także Japonia. W gospodarce światowej coraz wyraźniejsza będzie dominacja państw azjatyckich, które w połowie XXI w. będą odpowiadać za 53 proc. światowego PKB, podczas gdy obecnie jest to ledwie 32 proc.” - donosi Jan Bolanowski, redaktor portalu Money.pl, w artykule opublikowanym 26 czerwca 2015 roku (Money.pl/gospodarka/raporty/artykul/swiat-w-2050-r--chiny-najwieksza-gospodarka,71,0,1840199.html).

Teraz słówko o czasach współczesnych. Zaprzyjaźniając się z Chińczykami, nie zapominajmy o słowiańskich korzeniach Polski i o naszym genetycznym pokrewieństwie z Węgrami. Przyjmijmy również do wiadomości, że ślady wielkiej wędrówki Słowian prowadzą w kierunku Rosji, Indii, Persji i Azji Środkowej, aczkolwiek są też teorie, które głoszą, że Słowianie pochodzą z Polski, Ukrainy, Bałkanów lub ziem bałtyckich[3]. Budujmy więc pozytywne relacje z Republiką Indii, Islamską Republiką Iranu, krajami Europy Wschodniej, Środkowo-Wschodniej, Południowo-Wschodniej oraz Azji Środkowej. No dobra, z niektórych państw możemy zrezygnować ze względu na obawę przed islamizmem i banderyzmem. Ale trzymajmy się Wschodu, bo prognozy dla Zachodu (ekonomiczne, demograficzne, społeczne i kulturowe) nie są zbyt zachęcające. Chyba że chcemy zgnić razem z Okcydentem. Wtedy spoko. Gnijmy, kiśnijmy i kwaśniejmy. Czyńmy to przy dźwiękach utworu “Death of the West” - “Śmierć Zachodu” brytyjskiego zespołu Death in June [YouTube, watch?v=JDBSEmTXJNs].


Antysyjonizm czy antysemityzm?

Jak już napisałam, nie popieram represjonowania ludzi za pochodzenie etniczne. Zdaje się, że Mieczysław Moczar był nie tylko antysyjonistą, ale również antysemitą. Skoro tak, to zdecydowanie potępiam jego uprzedzenie wobec Żydów. Podpisuję się pod słowami Władysława Gomułki: “Partia nasza przeciwstawia się z całą stanowczością wszelkim zjawiskom, które noszą cechy antysemityzmu. Syjonizm zwalczamy jako program polityczny, jako nacjonalizm żydowski, i to jest słuszne. Nie ma to nic wspólnego z antysemityzmem. Antysemityzm ma miejsce wówczas, jeśli ktoś występuje przeciwko Żydom dlatego, że są Żydami” [zobacz: “Władysław Gomułka - Antysyjonizm”, YouTube, watch?v=livaHrj2kg4]. Każdy prawy człowiek, niezależnie od narodowości, wyznania czy koloru skóry, zasługuje na godne traktowanie. Gdybym żyła w roku 1968 i spotkała kogoś prześladowanego wyłącznie za żydowskość, na pewno stanęłabym w jego obronie. Nie ma usprawiedliwienia dla rasizmu, szowinizmu, etnocentryzmu ani ksenofobii. Antysemityzm jest takim samym złem jak antypolonizm.

Natomiast antysyjonizm - rozumiany jako przeciwstawianie się pewnej doktrynie, zwłaszcza w jej aspektach zagrażających polskiej racji stanu - to zupełnie inna bajka. Syjonizm jest rodzajem nacjonalizmu, a tak się składa, że w Polsce tylko polski nacjonalizm może być zgodny z interesem państwa i społeczeństwa. Do innych nacjonalizmów (np. żydowskiego, ukraińskiego, białoruskiego, rosyjskiego, niemieckiego, no i śląskiego, jeśli uznamy Ślązaków za odrębny naród) należy podchodzić z dużą ostrożnością. Powyższe refleksje można również odnieść do islamu i islamizmu. Pierwszy z tych fenomenów jest religią monoteistyczną, drugi - niebezpieczną ideologią. Szanuję islam, odrzucam islamizm. Nie boję się muzułmanów, boję się dżihadystów. Pamiętajmy: nie każdy Żyd jest syjonistą, tak jak nie każdy Polak jest sympatykiem Młodzieży Wszechpolskiej (czy Wiktor Natanson, kombatant NSZ, to syjonista? W żadnym wypadku!). Nie każdy wyznawca islamu jest islamistą, tak jak nie każdy Francuz jest wyborcą Frontu Narodowego (czy Haifa Wehbe, Malala Yousafzai i Ameerah al-Taweel to islamistki? Ani trochę!). Bądźmy roztropni, rozróżniajmy zjawiska.


Bez przebaczenia

Gwoli jasności. Ktoś, kto zjadł obiad w restauracji, musi zapłacić rachunek, bez względu na wymówki. Tak samo jest z popełnionymi bestialstwami. Każda osoba, która dopuściła się zbrodni, musi za nią zapłacić, czy jej się to podoba, czy nie. Pewne uniwersalne zasady powinny obowiązywać. Nad czym tutaj debatować? Samo nawrócenie, rzecz subiektywna i abstrakcyjna, to trochę za mało. Potrzeba konkretnej - obiektywnej, zewnętrznej, arbitralnej - kary. Niestety, Mikołaj Diomko uniknął odpowiedzialności za swoje barbarzyństwa z lat 1945-1948. I to było złe, nawet pomimo faktu, że miał on również jasne karty w swoim życiorysie. Żaden bandyta nie może pozostawać bezkarny. Dotyczy to także tego delikwenta, który po pewnym czasie zmienił swoje podejście do życia.

Druga szansa - TAK, ale nie wolno jej utożsamiać z ominięciem wymiaru sprawiedliwości. Nie ma równych i równiejszych. Wszyscy podlegają takim samym zasadom. Tym, co przemawia na niekorzyść “Mietka”, jest ciężar gatunkowy i nieodwracalność jego przewinień (znaczenia i wartości jego ofiar, Żołnierzy Wyklętych, nawet nie trzeba tłumaczyć. Polskim Bohaterom należy się szczególny szacunek, co nie zmienia faktu, że wszyscy prawi ludzie zasługują na ochronę przed śmiercią, cierpieniem, upokorzeniem i niesprawiedliwością). Zabójcą i sprawcą tortur jest się do końca życia. Można to porównać do śladów krwi na ciele Balladyny i Lady Makbet. Żadna z tych postaci literackich nie zdołała się pozbyć wstydliwego piętna, chociaż żyła jeszcze długo po popełnieniu czynu, który owym piętnem zaowocował. Niektórych błędów nie można wybaczyć ani zapomnieć.

Mieczysław Moczar był komunistycznym zbrodniarzem. Ale po roku 1956 przyjął postawę korzystną dla naszej Ojczyzny (walka z syjonizmem i antypolonizmem, ukryta nienawiść do ZSRR, popieranie rehabilitacji działaczy Polskiego Państwa Podziemnego). Mykoła Demko, choć mocno zhańbiony i skompromitowany, pozytywnie wyróżniał się na tle innych pezetpeerowców. A na tle pozostałych ubeków był wręcz ewenementem. Większość funkcjonariuszy bezpieki nigdy się nie opamiętała. On się opamiętał. Nazywanie Diomki “patriotą” byłoby przesadą i obrazą dla prawdziwych patriotów, takich jak jego ofiary, np. Stanisław Sojczyński “Warszyc” (żołnierz WP, SZP, ZWZ, AK i KWP odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari). Myślę, że powinniśmy pozostać przy sformułowaniu “komunista z odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym”. Jest ono adekwatne i wystarczające. Można też używać stworzonego przeze mnie żartobliwego określenia “przyczajony komunista, ukryty narodowiec”.


STOP przesadyzmowi!

Rozmawiając o ofiarach Moczara, warto uwzględniać osoby pokrzywdzone wskutek kampanii antysyjonistycznej, która przerodziła się w kampanię antysemicką. Nie ma nic złego w przeciwstawianiu się syjonizmowi, tym bardziej, że wielu stalinowskich prominentów - zdrajców, sadystów i morderców - faktycznie miało związki z ruchem syjonistycznym. Chodzi tylko o to, żeby niechęć do określonej ideologii nie prowadziła do dyskryminacji grupy etnicznej czy religijnej kojarzonej z tą ideologią. Wszystkie rasy, narodowości, wyznania i kultury są równe, ale nie wszystkie doktryny są pożyteczne dla Polski. Obce nacjonalizmy, imperializmy, ekstremizmy i fundamentalizmy z definicji nie mogą przynosić nam korzyści, dlatego trzeba być wobec nich czujnym. Do zagrożeń, których nie wolno lekceważyć, należą m.in. syjonizm, islamizm i banderyzm. Uważajmy, komu udzielamy wsparcia/poparcia, np. w związku z konfliktami w Syrii i na Ukrainie.

Towarzysz “Mietek“ przekroczył pewną granicę. Swoim nadmiernym radykalizmem i skłonnością do uogólnień skrzywdził wielu ludzi, którzy nie byli ani syjonistami, ani stalinowcami. Było to podłe, bulwersujące, nieetyczne, godne jednoznacznego potępienia. Ale on chyba nie potrafił inaczej (miał źle ukształtowany charakter). Jeśli bycie dobrym człowiekiem i wzorowym Polakiem jest talentem, to on był tego talentu zwyczajnie pozbawiony. Wprawdzie starał się nauczyć człowieczeństwa i polskości, jednak skutki jego starań pozostawiały wiele do życzenia. Mikołaj Diomko chciał zwalczać syjonizm w partii i bezpiece, lecz całe jego przedsięwzięcie zamieniło się w polowanie na czarownice. Wiadomo, że oprócz prawdziwych czarownic zawsze wpadną w sieć niewinne “owieczki“. Czy płynie z tego jakiś morał? Chyba tylko taki, że przesadna generalizacja przynosi więcej szkody niż pożytku. Zanim podejmiemy jakąś drastyczną decyzję, upewnijmy się, z kim/czym tak naprawdę mamy do czynienia. Amerykańscy żołnierze w Iraku zapomnieli o tej zasadzie i zbombardowali własnych kompanów (Fakty.interia.pl/swiat/news-omylkowe-bombardowanie,nId,794137).


Wielka Polska

Mimo wszystko, życie i poglądy Mieczysława Moczara zachęcają polskiego nacjonalistę do zadawania sobie pytań typu “Co by było, gdyby…?”. Możecie mnie znienawidzić za te słowa, ale ośmielam się mniemać, że lata ‘60 były jedynym momentem w naszej powojennej historii, kiedy byliśmy bliscy zbudowania Wielkiej Polski Narodowej. Na pewno nie byliśmy bliżsi tego celu w latach ‘80 i ‘90 (a co z latami ‘70? O choróbka! Edłord Dżirek to jakieś nieporozumienie! Z jednej strony - przyzwolenie na to, żeby Polska stała się kolonią i zakładnikiem Zachodu. Z drugiej - chęć dopisania do konstytucji PRL artykułu o wieczystym sojuszu z ZSRR. Do tego kolosalny dług publiczny i słodkie obietnice bez pokrycia. Takiego zachowania nie powstydziłaby się pewna współczesna partia polityczna. Dlaczego akurat Edłord musiał wygrać wyścig o fotel I sekretarza KC PZPR? Zaiste, byli kandydaci lepsi od niego!). Jeszcze jedna uwaga, naprawdę ostatnia… Zwróćcie uwagę na to, że w “Mietku” Moczarze nie było ani krzty ukraińskości. Nie mógł on więc być ukraińskim nacjonalistą. Mykoła Demko hańbił się jako sowiecki kolaborant, a przecież - z racji ukraińskiego pochodzenia - równie dobrze mógł się hańbić jako banderowiec. Czyż banderowcy nie przewyższali sowieckich kolaborantów poziomem okrucieństwa? Nie narzekajmy, zawsze mogło być gorzej.

Trzeba było (w latach ’60 XX wieku) budować Wielką Polskę w oparciu o moczarowską frakcję “partyzantów”, a samego przywódcę kontrolować, żeby nie zrobił jakiegoś głupstwa. W razie problemów można by było odsunąć go od władzy, np. pod pretekstem konieczności odbycia kary za zbrodnie z czasów stalinizmu. Jego miejsce zająłby wówczas ktoś młody, rozsądny, pozbawiony skandalicznej przeszłości (albo ktoś dojrzały o ewidentnie narodowym światopoglądzie, dajmy na to Bolesław Piasecki, lider przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego “Falanga“. Może kiedyś zostałby on I sekretarzem? Wyobrażacie to sobie?). A frakcja trwałaby dalej - odnowiona, unowocześniona, oczyszczona z “błędów i wypaczeń”. Wraz z upływem czasu stawałaby się coraz bardziej nacjonalistyczna i coraz mniej komunistyczna. Niewykluczone, że w pewnym momencie cała partia musiałaby zmienić nazwę, gdyż stare miano uległoby dezaktualizacji. Mówiłabym wówczas: “Gratuluję, towarzysze! Zamach stanu się udał!“. Widzicie? Mielibyśmy nową Polskę. Z mniejszym długiem publicznym, bez Okrągłego Stołu, bez Grubej Kreski. Polskę suwerenną, nienależącą do Unii Europejskiej, niepodlizującą się Zachodowi, nieuległą wobec Związku Radzieckiego[4]. Cała historia potoczyłaby się inaczej. Mam tylko nadzieję, że w tej nowej Polsce nie byłoby problemu łamania praw człowieka. Bo tego nie lubię.


Zapora Ogniowa

Jedna rzecz nie przestaje mnie zdumiewać. W latach ’60 na terenie PRL szeroko promowano polską tożsamość narodową, odwoływano się do wartości narodowych, podejmowano próby polonizacji socjalizmu, uczono dumy z polskiej historii [prezentacja historycznych wojsk, w tym uskrzydlonej husarii, podczas obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego: YouTube, watch?v=_eGNLf3KUUQ] i zachęcano do lektury najbardziej patriotycznych dzieł literackich [Władysław Gomułka recytujący “Dziady” Adama Mickiewicza w marcu 1968 roku: YouTube, watch?v=_868POcalGc]. Potępiano jednostki wynarodowione, zwalczano syjonizm i antypolonizm, krytykowano komunistów przybyłych do Polski ze Związku Radzieckiego. Gloryfikowano heroizm, militaryzm i etos żołnierski (mniejsza z tym, że głównymi obiektami kultu były bezwstydnie wyidealizowane AL, GL i LWP. Ważne, że o AK, BCh i zdobywcach Monte Cassino też chętnie wspominano!). Działo się to dokładnie w tych czasach, kiedy na Zachodzie wciskano ludziom kosmopolityzm, globalizm, pacyfizm i multikulturalizm. Tendencje, jakie występowały w Polsce gomułkowsko-moczarowskiej, były całkowicie odmienne od tych dominujących w świecie euroatlantyckim. Jakkolwiek kontrowersyjnie to zabrzmi, dziś takim “hipsterem” narodów jest putinowska Rosja. No i orbanowskie Węgry.

Gdy Europę Zachodnią i Amerykę Północną pustoszyła rewolta obyczajowa (w tym zwolennicy pedofilii, tacy jak Daniel Cohn-Bendit, który w latach ‘70 zaczął praktykować i publicznie wychwalać seks z przedszkolakami), towarzysz “Wiesław” dawał popisy swojego purytanizmu obyczajowego (a był tak purytański, że czasem się z niego naśmiewano!). Polscy konserwatyści chętnie powtarzają, że współcześni Polacy nie są aż tak zdeprawowani jak społeczeństwa Zachodu, np. nie akceptują edukacji seksualnej typu “B” zakładającej nauczanie czterolatków o masturbacji. Nacjonaliści zwracają uwagę na to, że w Polsce nie zdarzają się jeszcze takie konflikty etniczne i religijne, do jakich coraz częściej dochodzi na Zachodzie. Pytanie: komu lub czemu to zawdzięczamy? Może Władysławowi Gomułce i Mieczysławowi Moczarowi, którzy w roku 1968 stali na straży Żelaznej Kurtyny broniącej nas przed złymi wpływami z bloku zachodniego? Użyłam wyrażenia “Żelazna Kurtyna”, chociaż w tym kontekście lepsze byłoby określenie “Zapora Ogniowa”. Jak dzisiaj wyglądałaby Polska, gdyby w latach ‘60 pozwolono Polakom na nieskrępowane kontakty z Okcydentem? Gdyby dopuszczono do głosu anarchistów, trockistów, apologetów pedofilii i maniaków Siostry Morfiny? Przypuszczam, że bylibyśmy drugą Francją albo drugą Szwecją. Oczywiście, w negatywnym znaczeniu.


Natalia Julia Nowak,
lewicowa nacjonalistka



PS 1. Ciekawy felieton o moczaryzmie, narodowym komunizmie, frakcji “partyzantów” i Polsce lat 1956-1989: Nacjonalista.pl/2014/02/17/vonschwarzau-inne-spojrzenie-na-polske-ludowa

PS 2. Istnieje skinheadowski zespół rockowy nawiązujący do moczaryzmu, rodzimowierstwa i Zjednoczenia Patriotycznego “Grunwald” (a także do strasseryzmu, którego NIE akceptuję). Mowa o Sztormie 68 (Facebook.com/sztormowcy68). Grupa posiada w swoim repertuarze wiele udanych kawałków, np. “Viva la Muerte“, “Strażnicy Ognia“, “Ten kraj jest nasz”, “Garść dynamitu“. Niestety, ma też utwory żenujące (“Dziękujemy“), a nawet haniebne (“Wiatr rewolucji“). Można odnieść wrażenie, że przemawia przez nią Moczar w całej okazałości - ze wszystkimi zaletami i wadami. Oto co o nieszczęsnej formacji pisze antifa: StopNacjonalizmowi.wordpress.com/2015/02/03/sztorm-68-kto-promuje-mode-na-narodowy-komunizm

PS 3. Niecodzienny wywiad poświęcony Sztormowi 68, Mieczysławowi Moczarowi, bitwie pod Rąblowem oraz budowaniu porozumienia między lewicą narodową a patriotyczną prawicą [“Niezaleznylublin.pl: Non Serviam i Lubelska COOLtura - Sztorm’68”, YouTube, watch?v=xLCjK-9pcu4]. Obaj rozmówcy są członkami partii Zmiana.

PS 4. Uczestnicy bitwy pod Rąblowem świętują siedemdziesiątą rocznicę tego wydarzenia: “MOCZAR WIECZNIE ŻYWY”, YouTube, watch?v=VdFs7jGfff4

PS 5. Film “Barwy walki” w reżyserii Jerzego Passendorfera (1964). Kinowa adaptacja powieści przypisywanej Mieczysławowi Moczarowi [YouTube, watch?v=Ckk7gubxPGA, watch?v=n04XquDo0pc]. “Przypisywanej” - bo pezetpeerowski aparatczyk najprawdopodobniej korzystał z usług ghostwritera.


WYJAŚNIENIE

Ktoś nie zrozumiał, o co chodzi w mojej historii alternatywnej? Zatem spróbuję ją wyjaśnić w kilku/kilkunastu zdaniach… Po upadku stalinizmu, kiedy władzę w Polsce przejęli Władysław Gomułka “Wiesław” i Mieczysław Moczar “Mietek“, trzeba było rozbudowywać nacjonalistyczną frakcję “partyzantów” skupioną wokół tego drugiego polityka. Należało doprowadzić do tego, żeby Moczar został I sekretarzem KC PZPR (można było to uczynić po dymisji Gomułki w 1970 roku albo jeszcze wcześniej). Frakcja “partyzantów”, dzięki szerokim wpływom “Mietka”, powinna była przeobrazić się w wiodącą siłę Polski Ludowej. Samego Mieczysława Moczara - teraz już przywódcę PRL - należało po pewnym czasie “wygryźć”, tj. odsunąć od stanowiska (pretekst: nierozliczone zbrodnie z okresu stalinizmu i realne zagrożenie dla praw człowieka w Polsce. Wyrok: 12/14/15 lat pozbawienia wolności, jak dla Fejgina/Różańskiego/Romkowskiego w 1957 roku). Po rozprawieniu się z “Mietkiem” trzeba było oddać władzę jakiemuś innemu przedstawicielowi frakcji “partyzantów” (Bolesławowi Piaseckiemu albo komuś młodemu, czystemu, nieznanemu. Piasecki, niegdysiejszy lider ONR “Falangi“, mógłby od razu wyjść do ludu w piaskowej koszuli, w granatowych spodniach, w czarnym krawacie, z oenerowskim znakiem na lewym ramieniu). Pod wpływem dominujących narodowców Polska Zjednoczona Partia Robotnicza powinna była coraz bardziej odsuwać się od komunizmu i zmierzać w stronę socjalnego nacjonalizmu. W roku 1978 należało wziąć “rozwód” z ZSRR i związać się z Chińską Republiką Ludową (dengizm ma się tak do maoizmu, jak gomułkowszczyzna do stalinizmu). Chińczycy powinni byli nam podpowiedzieć, co zrobić z gospodarką, żeby Polska Rzeczpospolita Ludowa, a raczej Wielka Polska Narodowa lepiej się rozwijała. Podsumowując: uważam, że na przełomie lat ‘60 i ‘70 XX wieku możliwy był nacjonalistyczny “zamach stanu” w białych rękawiczkach. Podmiana elit i zmiana kursu dokonana na zasadzie “uprowadzenia samolotu”. Wystarczyłoby, żeby odpowiedni ludzie chwycili stery i skierowali polityczny aeroplan na właściwy tor lotu. Gdyby tak się stało, żylibyśmy dzisiaj w zupełnie innej Polsce.


ANEKS 1.
Niewygodne fakty


Kiedy zaczął się w Polsce oficjalny, państwowy kult Żołnierzy Wyklętych? Po roku 1989? Za rządów Lecha Kaczyńskiego? A może dopiero w roku 2011? Nic bardziej mylnego. Oficjalny, państwowy kult Żołnierzy Wyklętych zaczął się w pierwszej połowie lat ’70 z inicjatywy Wojciecha Jaruzelskiego*, najlepszego przyjaciela Mieczysława Moczara. Jak podaje prawicowy portal internetowy wMeritum.pl, “w 1972 roku generał Wojciech Jaruzelski, ówczesny minister obrony narodowej PRL, powziął decyzję o pomocy w ustaleniu miejsca ‘pochówku’ generała Nila oraz zaproponował wystawienie pomnika” (Wmeritum.pl/pamietaj-abys-nie-prosila-ich-o-laske-general-august-emil-fieldorf-nil). Warto dodać, że kilka lat później (1977 rok) wszedł do kin jeden z najsłynniejszych patriotycznych filmów gloryfikujących Armię Krajową - “Akcja pod Arsenałem” Jana Łomnickiego (Filmweb.pl/film/Akcja+pod+Arsenałem-1977-3737). W 1983 roku odsłonięto zaś w Warszawie pomnik Małego Powstańca. Moi Drodzy, to nie są bezużyteczne ciekawostki, tylko niewygodne fakty, które zmieniają istotę rzeczy.

Polecam posłuchać kompozycji “Clubbed to Death” Roba Dougana i po prostu odłączyć się od Matrixa [“The Matrix Soundtrack - Clubbed To Death (HD)”, YouTube, watch?v=HUSSKWWg-0c]. Chciałam napisać “połknąć czerwoną pigułkę“, ale stwierdziłam, że mogłoby to zostać źle zrozumiane. Wielu współczesnych polityków i działaczy politycznych nie jest zdolnych do takich gestów patriotyzmu, na jakie było stać niektórych komunistów rządzących w latach 1956-1989. To duży wstyd dla “wolnej” III Rzeczypospolitej, a w szczególności dla jednostek pokroju Joanny Senyszyn, byłej posłanki SLD, która publicznie wyśmiewa/wyśmiewała podziemie niepodległościowe [“Senyszyn kpi z Żołnierzy Wyklętych!”, YouTube, watch?v=2r1mfj1XG3w]. Oby Senyszynowa i jej sympatycy przeżyli podobne nawrócenie, jak Mykoła Demko. Miejmy nadzieję, że opamiętają się również manipulatorzy pomawiający Polaków o współudział w Holocauście. Liczmy na to, że ich przemiana dojdzie do skutku zanim umrą ostatni strażnicy pamięci, tj. ludzie mogący zaświadczyć o bohaterstwie naszego Narodu.

* Gdyby ktoś miał wątpliwości: tak, wiem o licznych Polakach, którzy w latach ’80 XX wieku stracili zdrowie i/lub życie z winy Wojciecha Jaruzelskiego (stan wojenny: około 100 ofiar śmiertelnych, w tym głośny przypadek Grzegorza Przemyka). Wiem również o tym, że w roku 1985 Jaruzelski spotkał się z Davidem Rockefellerem, aby pogłębić rozpoczęty przez Edwarda Gierka proces podporządkowywania Polski Zachodowi (Historia.uwazamrze.pl/artykul/1146670/pakt-jaruzelski-rockefeller). Potępiam te aspekty działalności Jaruzela, które przyczyniły się do ludzkiej tragedii i do przyspieszenia kolonizacji Polski przez świat euroatlantycki. Ale te poważne przewinienia nie zmieniają faktu, że ŚlepoWRON zrobił coś dobrego dla upamiętnienia gen. Augusta Emila Fieldorfa “Nila”, zapewne pod wpływem znajomości z Mieczysławem Moczarem (zarażenie pewnymi ideami; to normalne wśród przyjaciół). Każdy przyzwoity Polak powinien to docenić.


ANEKS 2.
Czyściec 1956-1989


Po roku 1956 wielu polskich żołnierzy, których w okresie stalinizmu spotkały szykany, brutalne przesłuchania lub drakońskie wyroki, zostało zrehabilitowanych/uniewinnionych/uwolnionych i zdążyło jeszcze zrobić karierę w PRL. Mam tutaj na myśli Stanisława Skalskiego, Kazimierza Moczarskiego, Kazimierza Leskiego, Wiesława Chrzanowskiego, Władysława Bartoszewskiego, Stefana Bałuka i Witolda Kieżuna. Z drugiej strony, nie należy udawać, że w latach 1956-1989 wszystko układało się idealnie. Ostatni z Żołnierzy Wyklętych, Józef Franczak “Lalek”, zginął 21 października 1963 roku w potyczce z ZOMO. Miało to miejsce w siódmą rocznicę dojścia Gomułki do władzy. Przypadek? Nie sądzę… “Polowanie” na partyzanta zorganizowała Służba Bezpieczeństwa podlegająca Ministerstwu Spraw Wewnętrznych (PolskaTimes.pl/artykul/3767323,narodowy-dzien-zolnierzy-wykletych-wspominamy-jozefa-franczaka-ps-lalek-zolnierze-wykleci,id,t.html). W tamtym czasie szefem MSW nie był jednak Mieczysław Moczar, tylko jego poprzednik, Władysław Wicha. Weźmy również pod uwagę takie podłości, jak inwigilowanie byłych więźniów stalinowskich czy utrudnianie życia dzieciom Żołnierzy Wyklętych.

Sytuacja, jaka panowała po odwilży gomułkowskiej, nie była ani piekłem, ani niebem. Zupełnie jak III RP. Ale wtedy przynajmniej mieliśmy szlachetną akcję odkłamywania polsko-żydowskiej historii (patrz: film dokumentalny “Sprawiedliwi” Janusza Kidawy). Dziś mamy nieszlachetną akcję upadlania Polski poprzez kręcenie szkodliwych produkcji typu “Ida” Pawła Pawlikowskiego. Jeśli w naszym Kraju istnieje neomoczaryzm, to jest on odpowiedzią na neostalinizm. To taka samospełniająca się przepowiednia. Świt żywych ubeków (duch Moczara kontra duchy “Żydokomuny“). Odnowienie cyklu dziejów w myśl filozofii Orientu. Idy marcowe, o których pisałam w artykule “Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!”.


ANEKS 3.
Żydzi i syjoniści w UB


Co trzeba wiedzieć o Żydach i syjonistach, którzy pracowali w stalinowskim Urzędzie Bezpieczeństwa i Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego? Julia Brystygierowa była wdową po działaczu syjonistycznym Natanie Brystygierze, Józef Światło należał w młodości do syjonistycznego stowarzyszenia Gordonia, Salomon Morel w latach ’90 przeprowadził się do Izraela, Józef Różański wywodził się z syjonistycznej rodziny, jego ojciec był redaktorem naczelnym gazety “Hajnt”, a on sam publikował w piśmie “Fołks-Jugend”, odwiedził Palestynę oraz udzielał się w organizacjach typu Żydowska Młodzież Demokratyczna czy Centralne Biuro Żydowskie KPP (Mbp_x.republika.pl/html/rozanski.htm, Jhi.pl/psj/Rozanski_%28wlasc_Goldberg%29_Jozef). Przykładów ubeków-syjonistów na pewno jest więcej. Trzeba to dokładnie zbadać.

Ciekawostka: w latach 1944-1954 aż 37% najwyżej postawionych pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego mogło się pochwalić żydowskimi korzeniami. W jednostkach terenowych, czyli na tym szczeblu władzy, na którym działał antysyjonista/antysemita Mieczysław Moczar, było to 13,7% decydentów. Wypada wspomnieć, że w tamtym okresie Żydzi i Polacy żydowskiego pochodzenia stanowili niecałe 1% polskiej populacji. Dane dotyczące odsetka Żydów w kierownictwie MBP/UB zaczerpnęłam z e-booka “Aparat bezpieczeństwa w Polsce. Kadra kierownicza. Tom I. 1944-1956” pod redakcją naukową dra hab. Krzysztofa Szwagrzyka (Ipn.gov.pl/__data/assets/pdf_file/0015/105432/Aparat_kadra_kier_tom-I.pdf). Informacje, które przywołałam, znajdują się na stronie 63.

Jeśli chodzi o najbardziej znanych i wpływowych ludzi mających coś wspólnego z ubecją, obozami pracy i/lub mordami sądowymi, to oni wszyscy wywodzili się ze środowisk żydowskich. Jakub Berman, Julia Brystygierowa, Józef Czaplicki, Anatol Fejgin, Adam Humer, Stefan Michnik, Mieczysław Mietkowski, Salomon Morel, Roman Romkowski, Józef Różański, Józef Światło, Helena Wolińska… Można dopisać do tej listy również innych zbrodniarzy, mniej sławetnych. Wyjątkiem od tej reguły był minister Stanisław Radkiewicz, jednak znawcy tematu opisują go jako figuranta nieposiadającego realnego wpływu na władzę. Mimo wszystko, 37% Żydów-szefów w centrali MBP i 13,7% Żydów-szefów w jednostkach terenowych to NIE była większość.

Owszem, występował tam fenomen nadreprezentacji mniejszości (narodowej/etnicznej) w stosunku do struktury społecznej. Tak to już jest w socjologii, że mniejszości mogą być “nadreprezentowane” lub “niedoreprezentowane”. W tym przypadku zachodziło zjawisko nadreprezentacji. Ale pogląd, że połowa, większość albo cała grupa dyrektorów/wicedyrektorów bezpieki wyróżniała się żydowskim pochodzeniem, to stereotyp bardzo odległy od rzeczywistości. Nie była to połowa, nie była to większość, nie była to cała grupa. No, chyba że mówimy o najściślejszej elicie i najbardziej niesławnych katach (tych, których wymieniłam wcześniej). Wtedy faktycznie możemy się posługiwać słówkiem “większość”.

Warto wiedzieć, że niektórzy znani Polacy, bezpośrednio lub pośrednio skrzywdzeni przez stalinowców, otwarcie mówili o tym, iż ich krzywdziciele byli Żydami. Łatwo udowodnić, że takie oświadczenia składali gen. Stanisław Skalski i Maria Fieldorf, córka gen. Augusta Emila Fieldorfa “Nila”. Obejrzyjcie filmiki: “Generał Stanisław Skalski o UB i propagandzie GW”, YouTube, watch?v=Y_ZDO6IRtI8 i “Po Zagładzie - Żydzi w bezpiece (Maria Fieldorf i prof. Marek Jan Chodakiewicz)”, YouTube, watch?v=5t__JmSZmYM. Uwaga! W pierwszym z przywołanych materiałów pojawiają się obraźliwe sformułowania (“parch żydowski“, “polska swołocz“), których NIE aprobuję, chociaż mam świadomość, do kogo się odnoszą i kto jest ich autorem! Czerwonych bandytów jak najbardziej można krytykować, ale pejoratywne epitety powinny nawiązywać do ich niskiego poziomu moralnego, nie zaś do narodowości czy etniczności. Złych ludzi należy rugać za postępowanie, a nie za przynależność do określonej nacji bądź rasy.


PRZYPISY

[1] Kto i gdzie promuje pogląd, że walka z antypolską propagandą jest nawiązaniem do marca ’68? Po raz pierwszy zetknęłam się z taką opinią w materiale video “Debata: Polacy i Żydzi. Mit dobrego sąsiedztwa” [YouTube, watch?v=VMbeh7RI54o]. Zdanie takie wygłosiła Helena Datner, historyk i socjolog, była przewodnicząca Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie. Pani ta jest jedną z trzech autorek kontrowersyjnego listu otwartego do Komitetu Budowy Pomnika Sprawiedliwych przy Muzeum Historii Żydów Polskich, który analizowałam w artykule “Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!”. Jest ona również córką Szymona Datnera (uber-Grossa, który twierdził, że Polacy w czasie wojny zamordowali 250.000 Żydów) i Edwardy Orłowskiej (stalinowskiej posłanki działającej w latach 1945-1956). Pani Datner słynie z tego, że widzi antysemityzm tam, gdzie go nie ma. W 2013 roku stwierdziła, że film “Ida” Pawła Pawlikowskiego jest antysemicki (Natemat.pl/80843,ida-pelna-antysemickich-stereotypow). Słowa Heleny Datner o marcu 1968 roku zostały wypowiedziane podczas debaty “Polacy i Żydzi. Mit dobrego sąsiedztwa” zorganizowanej przez warszawskie Stowarzyszenie Wszyscy Razem (nie mylić z michałowickim stowarzyszeniem o tej samej nazwie!). Organizacja ta nie jest organizacją naukową, tylko polityczną. Zajmuje się zwalczaniem nacjonalizmu i homofobii, potępia nierówności społeczne, zwołuje “antyfaszystowskie” manifestacje uliczne (Antynacjonalizm.pl/o-nas). Krótko mówiąc, jest to antifa, która z naukowym obiektywizmem nie ma zbyt wiele wspólnego. Debata “Polacy i Żydzi. Mit dobrego sąsiedztwa” była de facto lewicową konferencją z udziałem trojga (a właściwie czworga - prowadząca też się liczy) zaangażowanych politycznie/światopoglądowo naukowców i publicystów. Scenariusz panelu polegał na przytaczaniu argumentów uzasadniających tezę postawioną w tytule spotkania. Drugi przypadek, w którym natknęłam się na łączenie obrony dobrego imienia Polski i Polaków z marcem 1968 roku, to wspomniany wcześniej list otwarty do Komitetu Budowy Pomnika Sprawiedliwych przy MHŻP. Znów Helena Datner, tym razem w towarzystwie Bożeny Keff i Elżbiety Janickiej. Trzeci przypadek to wirtualne źródła anglojęzyczne, skądinąd powielające negatywne stereotypy o “Polakach-antysemitach” (Books.google.pl/books?id=U6KVOsjpP0MC, Books.google.pl/books?id=oHfhPXlOyZIC, Books.google.pl/books?id=BfQoxsH9bbwC). Wszystko wskazuje na to, że Mieczysław Moczar i jego poplecznicy (tudzież ideowi pobratymcy) naprawdę wypowiedzieli wojnę polakożerczym inkryminacjom. Dlatego uważam, że porównanie do tego środowiska wcale nie musi być obelgą. Przeciwnie, może być zaszczytem i powodem do dumy.

[2] Prof. Antoni Dudek pisze: “Po zakończeniu wojny Moczar został szefem łódzkiej bezpieki, na którym to stanowisku szybko zdobył złowrogi rozgłos, którym pobił na głowę swoich odpowiedników w innych województwach. Głośna stała się zwłaszcza cela nazywana ‘moczarnią’ (komórka o wymiarze metr na metr wypełniona do połowy wodą), w której ‘zmiękczał’ on więźniów, jak i jego zwyczaj zaręczania oficerskim słowem honoru, że przesłuchiwany zostanie zwolniony po złożeniu prawdziwych zeznań, co oczywiście nigdy nie następowało“ (źródło: “Agent ‘Mietek’ - błyskotliwa kariera sowieckiego szpiega Mieczysława Moczara”, Historia.wp.pl/opage,6,title,Agent-Mietek-blyskotliwa-kariera-sowieckiego-szpiega-Mieczyslawa-Moczara,wid,16513718,wiadomosc.html). Jan Nowak-Jeziorański przytacza kilka wstrząsających szczegółów: “On sam osobiście wymyślał metody wydobywania zeznań. (…) Przytoczone z tego okresu fakty wystarczą, by zaliczyć Moczara obok Józefa Różańskiego do najbardziej sadystycznych zbrodniarzy bezpieki. W ciągu pierwszych 19 miesięcy jego urzędowania w Łodzi straconych zostało 108 osób, 22 przez rozstrzelanie, 86 przez powieszenie. Najmłodsza ofiara, kobieta, miała lat 20. Wyróżnił się Moczar w tym okresie stosowaniem terroru w sfałszowanym referendum, a później sfałszowanych wyborach. Ze szczególną zajadłością szef łódzkiego UB zwalczał Kościół ewangelicki. W swoim prostactwie - w każdym protestancie widział ukrywającego się Niemca” (źródło: “Barwy Mietka”, Archiwum.polityka.pl/art/barwy-mietka,389279.html). Nie wolno ignorować takich potworności. Ale nie można też pozwolić na to, żeby przysłoniły one resztę prawdy.

[3] Lektury dla zainteresowanych.
1. Na blogu Czesława Białczyńskiego: “Słowianie pochodzą znad Dunaju i Wisły oraz znad Donu, Rzwy-Wołgi i Orolu” (Bialczynski.wordpress.com/slowianie-tradycje-kultura-dzieje/dzieje/slowianie-pochodza-znad-dunaju-i-wisly)
2. Na blogu Czesława Białczyńskiego: “Winicjusz Kossakowski – Słowianie, znaczy tyle co – ‘pochodzi od Wenedów’” (Bialczynski.wordpress.com/slowianie-tradycje-kultura-dzieje/dzieje/slowianie-pochodza-znad-dunaju-i-wisly/czy-scytowie-byli-slowianami/winicjusz-kossakowski-slowianie-znaczy-tyle-co-%E2%80%93-%E2%80%9Epochodzi-od-wenedow%E2%80%9D)
3. Na blogu Czesława Białczyńskiego: “Genetyczne odkrycia 2010/2015 – Nowa Genealogia Słowian i innych ludów Białego Lądu (Europy)” (Bialczynski.wordpress.com/slowianie-tradycje-kultura-dzieje/dzieje/slowianie-pochodza-znad-dunaju-i-wisly/genetyczne-odkrycia-2010-%E2%80%93-nowa-genealogia-slowian-i-innych-ludow-bialego-ladu-europy)
4. Na blogu Czesława Białczyńskiego: wyniki wyszukiwania słów kluczowych “r1a1 mapa” (Bialczynski.wordpress.com/?s=r1a1+mapa)
5. Wojciech Pastuszka, “Nowe badania genetyczne dawnych mieszkańców naszych ziem” (ArcheoWiesci.pl/2014/10/24/nowe-badania-genetyczne-dawnych-mieszkancow-naszych-ziem)
6. Maciek, “Pochodzenie Słowian” (Fronsac.republika.pl/slowianie/pochodzenie.htm)
7. Jacek Jarmoszko, “Polsko-irańskie dziedzictwo językowe, czyli przyczynki do mitu o sarmackich korzeniach Polaków w świetle badań językoznawstwa historyczno-porównawczego” (Kwartjez.amu.edu.pl/teksty/teksty2011_3_7/Jarmoszko.pdf)

[4] Byłaby to również Polska niepoddająca się Watykanowi - brak ratyfikowanego konkordatu. Przypadłoby to do gustu zarówno antyklerykałom (np. zadrużanom, niklotowcom), jak i katolickim tradycjonalistom (lefebrystom, sedewakantystom itp.). Z moich obserwacji wynika, że znaczna część polskich narodowców to właśnie antyklerykałowie i katoliccy tradycjonaliści. Dla zapominalskich: Sobór Watykański II odbywał się w latach 1962-1965, a więc w czasach, które nas interesują. Co się tyczy roku 1966, nie byłoby z nim absolutnie żadnego problemu. Osoby niereligijne uczestniczyłyby w obchodach Tysiąclecia Państwa Polskiego, a religijne - celebrowałyby Milenium Chrztu Polski. Dla każdego coś miłego. Może nawet oba wydarzenia byłyby wspierane przez władze? A teraz zaskakujący fakt z realnego świata. W 1968 roku Komitet Wojewódzki PZPR we Wrocławiu postawił - z własnej inicjatywy i nieprzymuszonej woli - pomnik papieżowi Janowi XXIII. Angelo Roncalli był wprawdzie papieżem soborowym, ale przytoczyłam tę ciekawostkę, żeby pokazać, iż w latach ’60 Polska Zjednoczona Partia Robotnicza wcale nie była tak antykościelna, jak twierdzą środowiska prawicowo-katolickie. Decyzja o postawieniu monumentu nieżyjącemu już wówczas Ojcu Świętemu wynikała z przyczyn innych niż religijne. Jeśli wierzyć polskojęzycznej Wikipedii, “pomnik stanowi wyraz hołdu społeczeństwa polskiego dla pierwszego zwierzchnika Kościoła katolickiego, który uznał prawa Polski do Wrocławia i całych ziem zachodnich odzyskanych po stuleciach” (Wikipedia.org/wiki/Pomnik_Papieża_Jana_XXIII_we_Wrocławiu). No i co Wy na to? Pewnie wytrzeszczacie oczy ze zdumienia!

czwartek, 22 października 2015

Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!

Zimna obojętność

O Holocauście mówi się często, że mógłby przybrać mniejsze rozmiary, gdyby państwa zachodnie, a w szczególności mocarstwa anglosaskie, podjęły stanowcze kroki w celu powstrzymania niemieckiego ludobójstwa. Jacek E. Wilczur, twórca artykułu „Nie wszystko dotąd powiedziano o nieludzkiej bierności wobec zagłady”[1], opisał haniebną postawę władz Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, które nie reagowały na dostarczane przez Polaków raporty dotyczące tragedii Żydów. Według autora, Związek Walki Zbrojnej, przemianowany później na Armię Krajową, nieustannie przekazywał rządowi emigracyjnemu w Londynie informacje o zbrodniczych poczynaniach Niemców i ich sojuszników. Komunikaty te – wraz z prośbami o zbombardowanie torów kolejowych prowadzących do obozów zagłady – były później dostarczane rządom alianckim.

Niestety, jedyną odpowiedzią państw sprzymierzonych pozostawała zimna obojętność. Można przyjąć hipotezę, że zachodni politycy zachowywali bierną postawę, gdyż nie dowierzali swoim polskim sojusznikom. Jak jednak wyjaśnić fakt, że podobne raporty, w pełni pokrywające się z doniesieniami Polaków, opracowywali Szwajcarzy, Szwedzi, Finowie, Rumuni, Węgrzy i Włosi? Czy rządy wpływowych krajów, zdolne do podjęcia interwencji w sprawie Holocaustu, uznały, że obserwatorzy z całej Europy zawiązali spisek i zgodnie snują niestworzone opowieści?

Takie wytłumaczenie byłoby naiwne, żeby nie powiedzieć: infantylne. Liczba źródeł, z których płynęły wiadomości dotyczące męczeństwa Żydów, a także częstotliwość pojawiania się takich komunikatów, sugerują, że władze USA i Wielkiej Brytanii były doskonale rozeznane w kwestii nazistowskiego ludobójstwa. Mimo to, nie reagowały. I to jest w tej historii najstraszniejsze.


Zaniedbanie czy zaniechanie?

Jacek E. Wilczur pisze, że wywiad Stanów Zjednoczonych, choć świadomy rozgrywającej się w Europie tragedii, nie był zbytnio zainteresowany badaniem tej makabry. Miało to zapewne związek z faktem, że szczegółowy raport na temat Auschwitz dostarczono mu bardzo późno, a mianowicie w kwietniu 1944 r. Jest to tym bardziej bulwersujące, że raport, o którym mowa, zawitał na Zachód ponad pół roku wcześniej. Dostarczyła go tam Armia Krajowa, licząc na to, że zostanie odpowiednio wykorzystany. Niestety, dokument leżał „w szufladzie”, nieużywany przez nikogo. Gdy już trafił do amerykańskiego wywiadu, został po prostu zignorowany. Z faktów, przywoływanych przez Wilczura, wynika, że Stany Zjednoczone mogły przyczynić się do ocalenia wielu istnień ludzkich, ale najzwyczajniej w świecie nie chciały tego zrobić. Dlaczego? Tego pewnie już nigdy się nie dowiemy.

Rząd RP na uchodźstwie, zatroskany o los Żydów polskich i europejskich, zwracał się ze stosownymi apelami nie tylko do zachodnich polityków i agentur, ale również do opinii publicznej. W krajach anglosaskich masowo kolportowano publikacje opisujące niemieckie okrucieństwo na ziemiach polskich. Trafiały one m.in. do agencji prasowych. Wbrew oczekiwaniom, nie doprowadziły one jednak do mobilizacji społeczeństw przeciwko hitlerowskiemu ludobójstwu. Świat pozostawał bierny: z obojętności, znieczulicy, strachu lub niedowierzania.

Apele do rządów państw alianckich kierowali nie tylko Polacy, lecz także sami Żydzi. Czynili to niekiedy za pośrednictwem Jana Karskiego, słynnego emisariusza Delegata Rządu na Kraj[2]. Żydzi wzywali sprzymierzonych do różnych działań, takich jak choćby zrzucanie druczków apelujących do sumienia narodu niemieckiego. Wierzyli, że gdyby Niemcy zostali dobrze poinformowani o poczynaniach władz Trzeciej Rzeszy, zbuntowaliby się przeciwko barbarzyństwu i zmusiliby nazistów do zmiany polityki. Ale państwa alianckie nie spełniły tej prośby.

Dlaczego?! Przecież nie była ona wielka, a jej realizacja nie kosztowałaby zbyt dużo! Czym kierowały się mocarstwa zachodnie, kiedy ignorowały błagania płynące ze strony samych mordowanych? Czemu konsekwentnie odmawiały Żydom pomocy? Czy było to zaniedbanie, czy… akt złej woli? Wiele wskazuje na to, że to drugie. Według Jacka E. Wilczura, władze amerykańskie nie tylko nie zrobiły nic, żeby pomóc prześladowanej populacji, ale również zaostrzyły przepisy dotyczące przyjmowania uchodźców żydowskich. Zatrzasnęły przed Żydami drzwi do życia i wolności. Podobnie postąpiły zresztą rządy państw Ameryki Łacińskiej.

Jest to wyjątkowo dziwne, zważywszy na fakt, że po zakończeniu wojny USA, Kanada i kraje południowoamerykańskie ochoczo ugościły wielu Niemców i proniemieckich kolaborantów, którym w Europie groziły surowe kary za zbrodnie wojenne. Co to miało znaczyć? Po czyjej stronie, tak naprawdę, byli alianci? Dlaczego dzisiaj Amerykanie przodują w upamiętnianiu ofiar Shoah? Nie wiem, nie rozumiem.


Zrzucanie winy

Podtrzymywaniu dobrego wizerunku i samopoczucia Amerykanów, Brytyjczyków oraz innych narodów zachodnich sprzyja popularny ostatnio pogląd, zgodnie z którym to Polacy wykazali się obojętnością, która w konsekwencji doprowadziła do zagłady milionów ludzkich istnień. Pogląd ten wyrażany jest w wielu formach: można go znaleźć w opracowaniach naukowych, materiałach prasowych, wypowiedziach osób publicznych etc. Ogromny wpływ na zachodnią (ale i polską!) opinię publiczną mają również filmy fabularne ukazujące Polaków jako ludzi, którzy dopuścili się poważnych zaniedbań lub wręcz byli skłonni pośrednio/bezpośrednio współpracować z Niemcami. Dość wspomnieć o produkcjach: „W ciemności” Agnieszki Holland (2011), „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego (2012) i „Ida” Pawła Pawlikowskiego (2013).

Faktem jest, że w Polsce trafiali się ludzie, którzy np. odmawiali Żydom schronienia, żądali od nich pieniędzy za pomoc albo wskazywali hitlerowcom żydowskie kryjówki. Uważam jednak, że w ostatnich latach mówi się o nich zbyt często, co wywołuje wrażenie, iż takie postawy były w Polsce normą. Z mojego punktu widzenia jest to działanie krzywdzące zarówno dla Polaków, jak i dla cudzoziemców, którzy zostają wprowadzeni w błąd, tzn. poddani manipulacji polegającej na otrzymaniu niepełnych wiadomości.

Manipulacja taka powoduje, że ofiara zostaje odpowiednio ukierunkowana poprzez zgłębienie tylko jednej strony problemu. I to strony będącej bardziej wyjątkiem niż regułą. Równie dobrze można by pokazać dziecku albinosów z Afryki Środkowej, nie informując go o fakcie, że przytłaczająca większość mieszkańców tej części świata jest czarnoskóra. Takie dziecko żyłoby odtąd w przekonaniu, że ludność środkowoafrykańska cechuje się białym kolorem skóry.

Nie ma mojej zgody na insynuacje, zgodnie z którymi w okupowanej Polsce powszechną praktyką było kolaborowanie z Niemcami i/lub mordowanie Żydów z własnej inicjatywy podszytej poczuciem bezkarności. Niestety, tego typu kalumnie powoli stają się normą. Ich krzewiciele nie działają już wyłącznie za granicą. Coraz częściej wyrażają swoje poglądy tutaj, nad Wisłą, dając Narodowi Polskiemu do zrozumienia, że czują się silni i bezkarni. Przykłady takich wypowiedzi - wraz z próbą polemiki - prezentuję poniżej. To od nas, Polaków, zależy, czy podejmiemy walkę z takimi nadużyciami, czy zignorujemy problem, godząc się na zohydzanie naszego wizerunku (w oczach świata, przyszłych pokoleń i nas samych).


Rewelacje Całej

Zwolenniczką poglądu, według którego Polacy w czasie II wojny światowej pozwolili sobie na obojętność graniczącą ze znieczulicą, a nawet przyzwoleniem na zło, jest Alina Cała, pracownica Żydowskiego Instytutu Historycznego. Ośmielę się omówić wywiad, jakiego Cała udzieliła Piotrowi Zychowiczowi, redaktorowi dziennika „Rzeczpospolita”[3]. Skoncentruję się na fragmentach, w których przedstawicielka ŻIH przypisuje Polakom śmiertelną w skutkach bierność.

Zdaniem Całej, Polacy już przed wojną byli zdecydowanymi antysemitami, czego przejawami były antyżydowskie wypowiedzi obecne w przestrzeni publicznej oraz ksenofobiczne rozruchy prowadzące do ludzkiej śmierci. Rozmówczyni Zychowicza jest przekonana, że Kościół rzymskokatolicki i aktywiści Narodowej Demokracji wychowywali Polaków w duchu niechęci do Żydów. Zaowocowało to tym, iż podczas wojny Polacy nie byli pewni, czy pomaganie Żydom jest słuszne z moralnego punktu widzenia.

Cała wie, że w czasie niemieckiej okupacji ukrywanie Żydów było zagrożone karą śmierci. Przypomina jednak, że za pomaganie działaczom ruchu oporu również można było zostać zabitym, a mimo to Polacy nierzadko decydowali się na takie ryzyko. Pracownica Żydowskiego Instytutu Historycznego uważa, że Polacy chętniej pomagali konspiratorom niż Żydom, ponieważ nie wiązało się to z rozterkami moralnymi. Twierdzi też, że mieszkańcy polskich wsi, świadomi stosowania przez Niemców odpowiedzialności zbiorowej, częściej podejmowali ryzyko związane ze sprzyjaniem partyzantom niż ludności żydowskiej. Łatwiej przychodziło im narażanie się dla innych Polaków niż dla Żydów[4].

Alina Cała nie ma wątpliwości co do tego, że eksterminacja Żydów byłaby znacznie utrudniona, gdyby ludność cywilna masowo przeciwstawiała się takim poczynaniom. „Nie da się wymordować 3 milionów ludzi bez bierności społeczeństwa” – przekonuje przedstawicielka ŻIH. Kiedy Zychowicz[5] zadaje pytanie „To za śmierć ilu Żydów są według pani odpowiedzialni Polacy?”, jego rozmówczyni odpowiada: „W pewnym sensie za śmierć wszystkich – 3 milionów. Bo ludzie ci zostali skoncentrowani w gettach, wywiezieni do obozów i wymordowani przy bierności polskich sąsiadów”.

Jak widać, kobieta stawia znak równości między uciśnioną ludnością polską a bezwzględnym hitlerowskim najeźdźcą. Myślę, że bardziej uzasadnione byłoby stawianie Polaków w jednym szeregu z Żydami, albowiem obie nacje były ofiarami wojny (tzn. ofiarami tego samego, niemieckiego agresora). Gdy się czyta wypowiedzi Aliny Całej, odnosi się wrażenie, że Holocaust rozgrywał się w warunkach pokoju i liberalnej demokracji. Pracownica Żydowskiego Instytutu Historycznego opisuje okupację w taki sposób, jakby Polacy - rozumiani jako społeczeństwo obywatelskie - nadal byli wówczas suwerenem i posiadali realny wpływ na poczynania władz.

Kto zna historię, ten wie, że ówczesna sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Naród Polski, podbity przez szowinistów z Zachodu, był niewolnikiem na własnym terenie. Co, zdaniem Całej, mieli robić ubezwłasnowolnieni i sterroryzowani Polacy? Pisać petycje do Adolfa Hitlera? Urządzać strajki i przypinać sobie oporniki? A może organizować demonstracje uliczne z takimi atrakcjami, jak palenie flag/opon/kukieł czy wznoszenie antyfaszystowskich transparentów? Nie bądźmy śmieszni…

Według przedstawicielki ŻIH, odpowiedzialność za zagładę milionów Żydów ponoszą, oprócz Niemców i Polaków, również inne nacje. W całej Europie istniał bowiem antysemityzm, który doprowadził do tego, że w godzinie próby europejskie społeczeństwa okazały się niedostatecznie zainteresowane ratowaniem swoich żydowskich bliźnich. Idąc tym tropem rozumowania, można uznać, że Holocaust był tylko wierzchołkiem góry lodowej, kulminacją wielowiekowej nienawiści do Żydów podsycanej przez różne ośrodki (z Kościołem na czele).

Warto tutaj przypomnieć pewien istotny szczegół. Drobiazg ten został opisany przez Adama Nawrockiego, twórcę artykułu “Polin – przybrana ojczyzna Izraela”[6]. Autor materiału nie zaprzecza, że Stary Kontynent, w tym Polska, przez stulecia zmagał się z problemem antysemityzmu. Sęk w tym, że o ile w większości państw europejskich niechęć do Żydów brała się z czystego rasizmu, o tyle w Polsce wynikała ona głównie z przyczyn społeczno-ekonomicznych. Polacy nie gardzili Żydami jako grupą etniczną. Obawiali się tylko ich odmienności religijnej i kulturowej.

Wszystko to powodowało, że Żydzi, którzy w Europie doświadczali brutalnych prześladowań, szukali ratunku właśnie w Polsce. Pewien XVI-wieczny rabin stwierdził nawet: “Jeśliby Bóg nie dał Żydom Polski jako schronienia, los Izraela byłby rzeczywiście nie do zniesienia”. Polacy nie są tak antysemiccy, jak utrzymuje Alina Cała. Spójrzmy zresztą na współczesność. To ciekawe, że w “antysemickim” kraju postawa antyżydowska jest powszechnie piętnowana, a wszelkie zbrodnie na Żydach - uznawane za obce lokalnej kulturze. Stąd solidarny sprzeciw Polaków wobec pomówień o współudział w Holocauście.


Rewelacje Grossa

Wróćmy jednak do tematu II wojny światowej. Jan Tomasz Gross, polsko-amerykański socjolog i historyk żydowskiego pochodzenia, namiętnie propaguje opinię, że Polacy dopuścili się rażących zaniedbań, a nawet ułatwili Niemcom zadanie poprzez otwartą współpracę lub „rozprawienie się” z niedobitkami ocalałymi z Holocaustu. Autor ten zawarł swoje tezy w kontrowersyjnych książkach „Sąsiedzi” (2000), „Strach” (2006) i „Złote żniwa” (2011). Przedstawił także swój punkt widzenia podczas wielu wystąpień publicznych.

W trakcie jednego z takich wystąpień[7] Gross oznajmił: „W obrębie tradycji judeochrześcijańskiej przemoc obliguje ludzi i instytucje, które są jej świadkami, do zaangażowania, a konkretnie do tego, żeby się jej przeciwstawić. Każdy człowiek znajdujący się w obrębie oddziaływania przemocy podlega takiemu zobowiązaniu i po to, aby się nie angażować, powinien podjąć stosowną decyzję. Innymi słowy bycie 'obok', niezainteresowanym, niezaangażowanym w stosunku do Zagłady, to postawa wymagająca uzasadnienia, z której trzeba się wytłumaczyć odpowiadając na pytania, które każdy sobie stawia we własnym sumieniu. (…) W Polsce, gdzie podczas okupacji hitlerowskiej wszyscy wiedzieli o losie Żydów, pytanie 'Co zrobiłeś, aby im pomóc' jest dopuszczalne w odniesieniu do każdej osoby oraz instytucji, które wówczas były na miejscu”.

Słowa te sugerują, że wszyscy zdrowi Polacy, którzy żyli w czasie II wojny światowej i nie byli wówczas zbyt młodzi, mieli obowiązek ratować Żydów na miarę swoich możliwości. Zdaniem Grossa, każdy, kto nie podjął się dzieła pomocy narodowi żydowskiemu, powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności moralnej. Tok myślenia Jana Tomasza Grossa jest zbieżny z tokiem myślenia Aliny Całej. Socjolog-historyk również wydaje się wierzyć, że gdyby polska ludność cywilna zbuntowała się przeciwko eksterminacji Żydów, to skala Holocaustu byłaby znacznie mniejsza. Jest także przekonany, że Polacy nierzadko wykazywali się złą wolą i świadomie przykładali rękę do zwiększenia rozmiarów tragedii (“ułatwiacze Zagłady“ - oto użyte przez niego sformułowanie. Dostrzegam w tym frazeologizmie analogię do “podżegaczy wojennych“).

Z poglądami Jana Tomasza Grossa nie zgodził się Grzegorz Berendt, przedstawiciel Instytutu Pamięci Narodowej, który powiedział: „Sytuacje, które opisujemy, w żadnym wypadku nie mogą stanowić egzemplifikacji zachowań społeczeństwa, ponieważ nie wiemy, jakiej części społeczności one dotyczą”. Berendt zarzucił Grossowi nadmierną generalizację, krzywdzącą dla Polaków i niepopartą danymi statystycznymi. Zauważył, że Gross wyciąga ogólne wnioski, opierając się na pojedynczych przypadkach. Ciekawostka: konfabulacje socjologa-historyka zdemaskował już kilka/kilkanaście lat temu Jerzy Robert Nowak w książkach “100 kłamstw J.T. Grossa o żydowskich sąsiadach i Jedwabnem” (2001), “Nowe kłamstwa J.T. Grossa” (2006) i “Fałsze i przemilczenia Grossa” (2011). Pan JRN “mocno zmasakrował” antypolskiego paszkwilanta.

Moje zdanie na temat autora “Sąsiadów” jest jednoznaczne. Bez względu na to, czy Gross popełnia błędy metodologiczne, czy umyślnie manipuluje odbiorcami, jego działalność przynosi Polakom szkodę. Mężczyzna zmusza cały Naród, żeby czuł się odpowiedzialny za czyny garstki odszczepieńców: kolaborantów, szmalcowników, pospolitych bandytów itp. Chce, aby wszyscy Polacy, niezależnie od daty urodzenia, nosili w sercu wyolbrzymione poczucie winy. Najmniej miłosierdzia okazuje pokoleniu pamiętającemu wojnę (sam jej nie pamięta, gdyż urodził się w roku 1947). Jest gotów potępić każdego Polaka, który nie przyłączył się do akcji ratowania Żydów. Nawet tego, który - jako zwykły, bezbronny cywil - nie był w stanie nic zrobić. A także tego, który zajmował się czymś innym, np. strzelaniem do Sowietów.

Wyobraźmy sobie taką scenę: czasy współczesne, uroczystość upamiętniająca wydarzenia II wojny światowej. Do mikrofonu podchodzi szacowny kombatant i zaczyna opowiadać o swoich żołnierskich przygodach, w tym o walce z dwoma okupantami. Mówi o obronie Ojczyzny, o ranach i bólu, o tęsknocie za domem, o bitwach i potyczkach. Ludzie siedzą na widowni, uważnie słuchając jego wspomnień. Nagle wstaje z krzesła Jan Tomasz Gross i z oburzeniem krzyczy: “A dlaczego, dziadku, nie pomagałeś Żydom?! Dlaczego patrzyłeś bezczynnie na Zagładę?! Jesteś zbrodniarzem! Masz krew na rękach! Nigdy się z tego nie wykaraskasz! Hańba tobie, i żonie twojej, i dzieciom twoim, i całemu bydłu twojemu!”. No dobra, bądźmy poważni… Gross nie bierze pod uwagę ryzyka, że gdyby w Polsce wybuchło powstanie przeciwko Shoah, Niemcy mogliby je krwawo stłumić, doprowadzając do śmierci zarówno Polaków, jak i Żydów.

Najgorsze jest to, że socjolog-historyk promuje swoje tezy za granicą. W ten sposób zaszczepia cudzoziemcom wypaczony obraz Narodu Polskiego (krzywdząc jednocześnie ich samych. Poddawanie bliźnich “praniu mózgu“ jest nieetyczne, albowiem nikt nie lubi być wodzony za nos). Przeraża mnie fakt, że propaganda w stylu Grossa i jego stronników jest też rozpowszechniana w samym Izraelu. Efekty antypolskiej nagonki można “podziwiać” w filmiku “Co Żydzi myślą o Polakach? Kogo obwiniają za Holokaust? Napisy PL” (YouTube, watch?v=Sqj2ZQhB_ZU). To straszne, że niektórzy przedstawiciele narodu, który tak wiele wycierpiał w czasie II wojny światowej, uwierzyli, iż za martyrologię ich rodaków odpowiadają Polacy. Chciałabym tym ludziom wytłumaczyć, że prawda historyczna różni się od tego, co głoszą nieprzychylne Polsce instytucje. Żal i gniew Izraelczyków są uzasadnione, ale należałoby je przenieść na właściwych sprawców Holocaustu, czyli na Niemców.

Ilu Żydów, w mniemaniu Jana Tomasza Grossa, straciło życie z winy Polaków? Bogusław Wolniewicz[8] pisze, że kontrowersyjny autor sam nie potrafi się zdecydować. Kiedyś podawał liczbę 200 tysięcy. Potem zmienił zdanie i zredukował ją do - bagatela - kilkudziesięciu tysięcy. Wycofanie się przez Grossa z postawionej tezy było jednak ciszą przed burzą, albowiem wkrótce pojawił się Paweł Śpiewak, który zaproponował liczbę 120 tysięcy. To wcale nie jest tak dużo, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że przed Śpiewakiem i Grossem był Szymon Datner donoszący o 250 tysiącach ofiar.

Czy z badania i popularyzowania polsko-żydowskiej historii uczyniono targowisko, na którym każdy może wykrzyknąć preferowaną przez siebie liczbę? Ogromne rozbieżności w publikowanych danych świadczą jedynie o tym, że poszczególne szacunki są mało wiarygodne. Wystawiają też złe świadectwo samym badaczom. Tak czy owak, nikt jeszcze nie przebił Aliny Całej i jej “3 milionów”. Kto da więcej, kto da mniej?


Dwie narracje

Bożena Keff, Helena Datner i Elżbieta Janicka to kolejne przedstawicielki nurtu myślowego, zgodnie z którym Polacy w czasie wojny grzeszyli (uczynkiem i zaniedbaniem) przeciwko represjonowanej ludności żydowskiej. Panie te napisały list otwarty do Komitetu Budowy Pomnika Sprawiedliwych przy Muzeum Historii Żydów Polskich[9]. Wyraziły w nim sprzeciw wobec budowy pomnika obok MHŻP. Stwierdziły, że powinien on stanąć w innym miejscu.

Według Keff, Datner i Janickiej, we współczesnej Polsce istnieją dwie narracje dotyczące relacji polsko-żydowskich w okresie okupacji niemieckiej: „polska” i „żydowska”. Ta pierwsza, szeroko promowana w mediach od marca 1968 r., mówi o tym, że Polacy robili wszystko, co w ich mocy, żeby pomóc mordowanym współobywatelom. W tej narracji podkreśla się zasługi Polaków uhonorowanych tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Druga narracja mówi o czymś zupełnie przeciwnym, a mianowicie o tym, że Polacy byli z reguły obojętni na los Żydów. Jakby tego było mało, niejednokrotnie pomagali Niemcom, uzupełniali ich ludobójstwo własnymi niegodziwościami albo odczuwali zadowolenie z powodu rozwiązania „kwestii żydowskiej”.

Zdaniem autorek listu, Muzeum Historii Żydów Polskich, założone na terenie byłego getta warszawskiego, jest instytucją, która może i powinna reprezentować narrację żydowską. Keff, Datner i Janicka opowiadają się za swoistą emancypacją Żydów polskich. Uważają, że Żydzi powinni mówić własnym głosem, niezależnie od tego, czy podoba się to Polakom. Już dawno skończyły się bowiem czasy, kiedy Żydzi, pozbawieni własnego państwa, musieli się dostosowywać do oczekiwań większości i podpinać pod miejscowy patriotyzm[10]. Pozwolę sobie zacytować słowa, które szczególnie mnie zaniepokoiły. Trzy miłe panie wyraźnie dają w nich do zrozumienia, że nie życzą sobie, aby Ocaleni i ich potomkowie bronili Polaków przed groźnymi oszczerstwami.

“Projekt lokalizacji pomnika Sprawiedliwych obok Muzeum odbieramy z przykrością jako gest zgodny z dawniejszym, diasporowym sposobem działania, gdy Żydzi byli w sytuacji pogardzanej i realnie zagrożonej mniejszości. Czuli się wtedy często zobowiązani, jak sądzili, dla własnego bezpieczeństwa, do uprzedzania i spełniania, prawdziwych lub nie, oczekiwań większości. Te oczekiwania wiązały się z aktami żydowskiej samodegradacji, poniżania się, z potwierdzaniem narracji i przekonań większości przeciwko własnym racjom i emocjom. (…) Niektórzy Żydzi występowali i po Marcu 1968 i wcześniej w obronie tzw. dobrego imienia Polski i Polaków, kierując się życzeniowym myśleniem, konformizmem, czasem (zgeneralizowanymi) doświadczeniami własnej rodziny albo/i pod naciskiem. Dzisiaj nie ma już jednak realnych powodów, dla których Żydzi mieliby włączać się w kolejną oficjalną polską kampanię wizerunkową” - piszą Keff, Datner i Janicka.

Twórczynie listu przekonują, że MHŻP i jego otoczenie, uświęcone krwią żydowską, są swoistą strefą Żydów. Postawienie tutaj pomnika Sprawiedliwych, reprezentującego polski punkt widzenia, byłoby wtargnięciem obcej narracji, przeciwstawnej względem narracji żydowskiej. Co więcej, świadczyłoby o woli skolonizowania tego terenu, podporządkowania go polskim interesom, które nie zawsze są zgodne z interesami żydowskimi (Polakom zależy na obronie własnego wizerunku jako Narodu, który dzielnie walczył z hitlerowcami i niósł pomoc eksterminowanym Żydom. Stronie przeciwnej zależy zaś na podkreślaniu rzekomych błędów Polaków: bierności, znieczulicy, tchórzostwa i nielojalności).

Bożena Keff, Helena Datner i Elżbieta Janicka nawet nie próbują zrozumieć, że nie ma nic złego w tym, aby na polskiej ziemi, obok polskiego muzeum, stanął polski pomnik, upamiętniający polskich bohaterów i promujący polską wersję wydarzeń wojennych. Monument poświęcony Sprawiedliwym nie byłby ciałem obcym na żydowskim terytorium. Nie przypominałby biało-czerwonej flagi wbitej w izraelską ziemię, tylko biało-czerwoną flagę wbitą w ziemię piastowską. Muzeum Historii Żydów Polskich - bez względu na to, jaka jest jego dominująca problematyka - również zalicza się do instytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Nie ma powodu, żeby czynić z niego ambasadę niepolskiej narracji historycznej (i to takiej, która często wymaga reakcji Ministerstwa Spraw Zagranicznych). A taki właśnie postulat wysunęły trzy miłe panie.

Keff, Datner i Janicka kreują się na rzeczniczki mniejszości żydowskiej w RP. I nie byłoby w ich liście może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pomysł postawienia pomnika Sprawiedliwych obok MHŻP był pomysłem samego środowiska żydowskiego. Wygląda na to, że autorki listu, choć piszące w imieniu polskich Żydów, nie reprezentują całej społeczności żydowskiej mieszkającej w Polsce (lub pochodzącej z Polski). Kobiety manifestują własny punkt widzenia, którego nie można utożsamiać ze stanowiskiem całej mniejszości narodowej. Wyrazy oburzenia należy kierować pod adresem twórczyń apelu, a nie zwykłych Żydów, którzy z napisaniem i opublikowaniem tej odezwy nie mieli nic wspólnego. Z drugiej strony, warto pamiętać, iż pod listem trzech autorek podpisało się około 200 innych osób. Niektóre z nich noszą żydowskie nazwiska i/lub deklarują, że mieszkają w Izraelu.


Mądrość Platona

Jako Polka nie zgadzam się z treścią listu napisanego przez Keff, Datner i Janicką. Nie mam nic przeciwko budowie pomnika Sprawiedliwych w sąsiedztwie Muzeum Historii Żydów Polskich (i nie widzę w tej idei żadnego spisku). Zgadzam się jednak ze spostrzeżeniem, że obecnie krążą po Polsce dwie różne narracje dotyczące Holocaustu. Według jednej z nich, Polacy stanęli na wysokości zadania i zrobili dla Żydów wszystko, co mogli zrobić. Według drugiej – dopuścili się skandalicznych zaniedbań, których można było uniknąć. Obie strony barykady dysponują licznymi argumentami na potwierdzenie swoich tez. Niestety, pierwszej narracji nie da się pogodzić z drugą, a drugiej z pierwszą. Każda z nich zaprzecza bowiem pozostałej. To tak jak z ciążą: żadna niewiasta nie może być „do połowy w ciąży”.

Można szukać złotego środka, można próbować pogodzić sprzeczne paradygmaty, ale w tym przypadku salomonowe rozwiązanie sprawdzi się tylko na krótką metę. Na dłuższą metę każdy, kto interesuje się problemem relacji polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej, będzie musiał zająć jednoznaczne stanowisko: albo Polacy zdali egzamin, albo nie (ja uważam, że zdali. Wybrałam “narrację polską“, bo tylko taką mogłam wybrać, będąc osobą narodowości polskiej). Jedno jest pewne. Kiedy świat pogrąża się w mroku, należy walczyć o to, żeby przywrócić światło. Gdy bliźni doświadczają niesprawiedliwości – są prześladowani, upokarzani lub wręcz mordowani – trzeba zdobyć się na odwagę i odwrócić ich los.

Platon, jeden z najwybitniejszych filozofów w dziejach świata, napisał kiedyś: „Największe zło to tolerować krzywdę”. Na szczęście, historia zna przypadki ludzi, którzy myśleli podobnie jak on. Byli to prawdziwi bohaterowie, którzy nie wahali się interweniować, kiedy widzieli nieprawość i ludzkie cierpienie. Skoro wspomniałam już o polskich Sprawiedliwych, pozwolę sobie przywołać postać Ireny Sendlerowej, działaczki Rady Pomocy Żydom „Żegota”, która przyczyniła się do ocalenia 2500 żydowskich dzieci. Ale przypadki heroizmu i niezgody na zło zdarzały się nie tylko w kontekście Shoah.

Przypomnijmy sobie tzw. akcję pod Arsenałem, brawurowe przedsięwzięcie Szarych Szeregów, którego celem było uratowanie polskich więźniów torturowanych przez gestapo. Czy dla osoby, która doświadcza bólu i poniżenia, może istnieć większe szczęście niż przerwanie gehenny? Charakter podobny do akcji pod Arsenałem miały liczne ataki na więzienia Urzędu Bezpieczeństwa[11] przeprowadzane w okresie powojennym przez podziemie niepodległościowe. Te ataki również stanowiły ratunek dla ludzi poddawanych torturom i narażonym na ryzyko utraty życia. One także opierały się na przeświadczeniu, że największym złem jest tolerowanie krzywdy.

Myślę, że w niniejszej pracy udało mi się udowodnić słuszność tezy postawionej przez Platona. Oczywiście, można by ten temat rozwijać, a przykłady faktów historycznych – mnożyć w nieskończoność. Moim celem nie było jednak dokładne omówienie problemu, tylko zwrócenie uwagi na pewne zagadnienia. Starałam się też krótko przeanalizować współczesny dyskurs na temat Holocaustu.


Natalia Julia Nowak,
wiosna-jesień 2015 r.


ANEKS
Idy marcowe


W kontrowersyjnym liście trzech autorek, który analizowałam w powyższym artykule, pojawia się sugestia, że podkreślanie zasług polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata to nawiązywanie do marca 1968 r. Czy tak jest w istocie? Uważam, że niekoniecznie. Po pierwsze dlatego, że Polacy zawsze, niezależnie od dekady i klimatu politycznego, byli dumni ze swojej rekordowej liczby drzew w Instytucie Yad Vashem. W latach ’60 duma ta mogła być wyrażana głośniej niż w innych epokach, ale nie oznacza to, że była ona specyficzna wyłącznie dla tamtego okresu. Po drugie dlatego, że mnóstwo ludzi angażujących się w upamiętnianie Sprawiedliwych oraz obronę dobrego imienia Polski nie kojarzy tej aktywności z rokiem 1968. Przykładem takiej osoby jestem ja sama. Gdyby nie Bożena Keff, Helena Datner i Elżbieta Janicka, coś takiego w ogóle nie przyszłoby mi do głowy.

Faktem jest jednak to, że w roku 1968 powstał film dokumentalny, którego twórca “zaorał” propagandzistów mówiących o polskiej obojętności na Holocaust. Mam tutaj na myśli produkcję “Sprawiedliwi” w reżyserii Janusza Kidawy. Autor dzieła totalnie ośmieszył teorię znieczulicy, pokazując widzom odpowiednie dokumenty, przytaczając dane liczbowe oraz dopuszczając do głosu ludzi, którzy o ratowaniu Żydów wiedzieli bardzo dużo. Nie ma znaczenia, w którym roku powstał ten film. Liczy się tylko to, że zwrócono w nim uwagę na powszechny sprzeciw Polaków wobec poczynań niemieckiego okupanta. Bohaterowie filmu opowiadają, że Polacy, chociaż podzieleni światopoglądowo, potrafili solidarnie pomagać Żydom. Aktywnością wykazywali się nie tylko socjaliści i komuniści, ale również narodowcy, w tym Jan Mosdorf, który został stracony przez Niemców za pomaganie ludności żydowskiej.

“Minęło wiele lat. Zdawało się, że wszystko jest jasne i oczywiste. Że nikt nie może mieć wątpliwości co do postawy społeczeństwa polskiego podczas okupacji. Listy z najdalszych krajów od uratowanych Żydów, którzy nie zapomnieli, komu zawdzięczają życie. Tak wyglądała żydowska dziewczynka jako córka polskiej rodziny podczas okupacji. A oto jej zdjęcie ślubne już w nowym życiu, bez strachu i grozy śmierci. Rozjechali się po wszystkich kontynentach. Dorośli założyli własne rodziny. Ilu ich było? Któż to dokładnie obliczy? Powtórzmy jeszcze raz liczbę szacunkową: ponad 100 tysięcy. Pozostały po nich w archiwach domowych wielu polskich rodzin dziecięce rysunki wykonane w ukryciu, fałszywe dokumenty, fotografie. My pamiętamy. A oni? Czy wszyscy pamiętają?” - zastanawia się narrator.

“Pytano mnie, czy w okresie likwidacji getta były przejawy antysemityzmu ze strony społeczeństwa polskiego. Cóż… Cóż mogłam na to odpowiedzieć? W każdym społeczeństwie są męty. Widziałam żydowskich szmalcowników. Byli granatowi policjanci, gorsi od Niemców. Ale mogę tylko podkreślić, że na ratowanie jednego Żyda składały się bohaterskie wysiłki co najmniej 20 Polaków. I że postawa społeczeństwa polskiego była pełna heroizmu i najgłębszego poświęcenia. Wstyd jest, że niestety należy powrócić do zagadnienia tak bolesnego po dwudziestu kilku latach. Wstyd jest, że są Żydzi, którzy zapomnieli o tym, jak ich ratowano i zapomnieli o tym, że ich Ojczyzną jest Polska. Bardzo bolesne jest to dla mnie, że muszę o tym wspominać” - zwierza się któraś z bohaterek produkcji.

W jednej kwestii mogę się zgodzić z paniami Keff, Datner i Janicką. Dzisiejsi Polacy potrafią się bronić przed kalumniami równie zaciekle, jak czynili to w latach ’60 XX stulecia. Ośmielę się jednak zadać pewne niewygodne pytanie… Jeśli obrona dobrego imienia Narodu Polskiego ma charakter moczarowski[12], to jaki charakter ma szkalowanie Polaków, pomawianie ich o współpracę z niemieckim okupantem? Czyżby stalinowski? Chyba dożyliśmy kolejnej wojny. Symbolicznej wojny stalinowsko-moczarowskiej. Powiedzmy, że są to IDY MARCOWE[13], bo ci, którzy myślą jak reżyser “Idy”, oskarżają swoich przeciwników o nawiązywanie do marca 1968 r. Ale można nazwać ten konflikt jeszcze inaczej: MARCYZM vs IDIOTYZM. Marcyzm to walka z oczernianiem Narodu Polskiego, a idiotyzm to polonofobiczne dyrdymały rodem z “Idy” (tudzież “Pokłosia” i “W ciemności”).

PS. Film “Sprawiedliwi” Janusza Kidawy jest dostępny w serwisie YouTube (watch?v=eFSh_J6gLMU, watch?v=46h2SQ31SvE, watch?v=-846ONJCVo0). Ilu Polaków zostało oficjalnie uznanych za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata? Obecnie są to 6532 osoby (źródło: YadVashem.org/yv/en/righteous/statistics.asp).


PRZYPISY

[1] Artykuł jest dostępny w internetowym wydaniu czasopisma „Wiedza i życie. Inne oblicza historii”. Znajduje się on pod adresem: Ioh.pl/artykuly/pokaz/nie-wszystko-dotd-powiedziano-o-nieludzkiej-biernoci-wobec-zagady,1009

[2] Nie zaszkodzi przypomnieć, że autorem pierwszych raportów o Holocauście nie był Jan Karski, tylko Witold Pilecki, nazywany dzisiaj Ochotnikiem do Auschwitz. Sporządzone przez niego dokumenty (tzw. raporty Witolda) można przeczytać w serwisie Poland-Polska. Oto przydatny link: PolandPolska.org/dokumenty/witold/raporty-witolda.htm

[3] Wywiad, zatytułowany „Polacy jako naród nie zdali egzaminu”, ukazał się na stronie: Rp.pl/artykul/310528.html

[4] Może rodacy byli im bliżsi niż przedstawiciele mniejszości etnicznej? A może po prostu wierzyli, że partyzanci, w przeciwieństwie do bezbronnych Żydów, mogą ich później obronić? Nie wiem, zgaduję. Wydaje mi się, że z bezpieczeństwem partyzantów jest tak jak z bezpieczeństwem ratowników niosących pomoc poszkodowanym. “Udzielając pierwszej pomocy, ratownik powinien w pierwszej kolejności zadbać o bezpieczeństwo swoje, a następnie poszkodowanego i świadków zdarzenia. Jeżeli ratownik dozna urazu, to służby ratunkowe, które przybędą na miejsce, będą musiały pomóc nie tylko poszkodowanemu, ale również osobie udzielającej pomocy. Może to zmniejszyć szansę przeżycia obu osób” (Epodreczniki.pl/reader/c/178002/v/10/t/student-canon/m/iCJEdSff2y). Zauważmy, że nawet w samolotach obowiązuje taka zasada, iż opiekun najpierw zakłada maskę tlenową sobie, a później dziecku. Kimże są partyzanci, jeśli nie garstką silnych mającą chronić rzeszę słabych? Czyż nie przypominają oni ratowników i opiekunów?

[5] Wypada odnotować, że Piotr Zychowicz (ur. 1980) sam słynie z rewolucyjnych poglądów na temat II wojny światowej i relacji polsko-niemieckich w XX wieku. Dziennikarz ten popełnił bowiem książkę “Pakt Ribbentrop-Beck. Czyli jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać Związek Sowiecki”. Tytuł pozycji wydawniczej mówi sam za siebie. Pozwolę sobie zacytować fragment opisu publikacji: “Piotr Zychowicz konsekwentnie dowodzi w tej książce, że decyzja o przystąpieniu do wojny z Niemcami w iluzorycznym sojuszu z Wielką Brytanią i Francją była fatalnym błędem, za który zapłaciliśmy straszliwą cenę. (…) Zamiast porywać się z motyką na słońce, twierdzi autor, powinniśmy byli prowadzić Realpolitik. Ustąpić Hitlerowi i zgodzić się na włączenie Gdańska do Rzeszy oraz wytyczenie eksterytorialnej autostrady przez Pomorze. A następnie razem z Niemcami wziąć udział w ataku na Związek Sowiecki”. Wygląda na to, że Zychowicz wcale nie jest takim antynazistą, jakiego udawał w dyskusji z Aliną Całą. O przekonaniach redaktora “Rzeczpospolitej” wiele mówią również tytuły jego innych książek: “Obłęd ‘44. Czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując powstanie warszawskie” i “Opcja niemiecka. Czyli jak polscy antykomuniści próbowali porozumieć się z Trzecią Rzeszą“. Fragment opisu “Obłędu”: “Piotr Zychowicz udowadnia, że losy stolicy potoczyłyby się inaczej, gdyby Polska zawiązała tymczasowy sojusz z III Rzeszą. Według autora błędem była sama decyzja o wywołaniu Powstania Warszawskiego. (…) Powstanie Warszawskie zdaniem Zychowicza okazało się najlepszym prezentem, jaki mógł sobie wymarzyć Stalin”. Fragment opisu “Opcji niemieckiej”: “Podczas II wojny światowej nie wszyscy Polacy byli nastawieni antyniemiecko. Wielu polityków i szereg organizacji starało się podjąć kolaborację z III Rzeszą i u jej boku stworzyć okrojone państwo polskie. (…) Mimo patriotycznej motywacji tych ludzi ich działania stanowią w Polsce temat tabu”. Wszystkie cytowane opisy pochodzą z dużych, legalnych księgarni internetowych. Nie podam bezpośrednich linków, bo ktoś mógłby mnie oskarżyć o współudział w handlu brunatną literaturą, a przynajmniej o reklamę asortymentu konkretnych sklepów. Uważam, że Piotr Zychowicz poprzez swoją twórczość szkodzi Narodowi Polskiemu. Jego teorie to woda na młyn Aliny Całej. Dywagacje autora są też na rękę mainstreamowym mediom i władzom RP, które nakazują Polakom kochać Niemców i nienawidzić Rosjan. Pomijam już takie kwestie, jak demoralizowanie młodego pokolenia, relatywizowanie hitlerowskich niegodziwości czy utrwalanie stereotypu “nazistowskiej Polski”.

[6] Wypowiedź pisemna została opublikowana w Chrześcijańskim Portalu CEL. Dokładny adres publikacji: PortalCel.pl/polin-przybrana-ojczyzna-izraela

[7] Chodzi tutaj o dwudniową konferencję naukową zorganizowaną z okazji 70 rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim. Wypowiedź Grossa została krótko zreferowana w artykule „‘Co zrobiłeś, aby im pomóc?’ Gross: Z obojętności wobec Holocaustu trzeba się wytłumaczyć”. Tekst znajduje się w elektronicznej edycji dziennika „Polska”: PolskaTimes.pl/artykul/876898,co-zrobiles-aby-im-pomoc-gross-z-obojetnosci-wobec-holocaustu-trzeba-sie-wytlumaczyc,id,t.html?cookie=1

[8] Powołuję się na artykuł “Fikcyjne 10%. Czyli ilu Żydów zabili Polacy?” Bogusława Wolniewicza. Materiał jest dostępny w e-wydaniu tygodnika “Najwyższy Czas”: Nczas.com/publicystyka/fikcyjne-10-czyli-ilu-zydow-zabili-polacy

[9] List można przeczytać na stronie internetowej „Krytyki Politycznej”: KrytykaPolityczna.pl/artykuly/opinie/20140327/nie-budujmy-pomnika-sprawiedliwych-obok-muzeum-historii-zydow-polskich

[10] Podejście takie kojarzy mi się nieco z ideologią syjonistyczną. Czym jest syjonizm? W artykule “Początki syjonizmu (1818-1893)” zdefiniowano to zjawisko w następujący sposób: “Syjonizm jest narodowym ruchem żydowskim, któremu towarzyszy idea stworzenia państwa żydowskiego w Palestynie oraz zatrzymania procesów asymilacyjnych Diaspory żydowskiej na świecie” (Izrael.badacz.org/historia/syjonizm.html). Wirtualne wydanie “Słownika języka polskiego PWN” proponuje bardziej uwspółcześnioną definicję syjonizmu: “Ruch narodowy i towarzysząca mu ideologia, głosząca konieczność stworzenia żydowskiego państwa na obszarze Palestyny w celu przetrwania Żydów jako narodu; po powstaniu Izraela – ideologia państwowa” (Sjp.pwn.pl/sjp/syjonizm;2576724.html). Syjonizm jest ideologią nacjonalistyczną, o czym pisze Roman Tokarczyk w książce “Współczesne doktryny polityczne”: “Wśród współczesnych postaci nacjonalizmu o poważniejszych implikacjach międzynarodowych ważne miejsce zachowuje nacjonalizm żydowski. Znalazł on ideologiczne odzwierciedlenie w syjonizmie, leżącym u podstaw działania międzynarodowego ruchu syjonistycznego i polityki państwowej Izraela” (Books.google.pl/books?isbn=8326422401). Można zatem zaryzykować stwierdzenie, że Bożena Keff, Helena Datner i Elżbieta Janicka w liście otwartym do Komitetu Budowy Pomnika Sprawiedliwych przy Muzeum Historii Żydów Polskich przeciwstawiły nacjonalizm żydowski nacjonalizmowi polskiemu. O tym, że ich pismo nosi znamiona ideologii syjonistycznej, świadczy również fakt, iż zagraniczni autorzy, otwarcie przyznający się do syjonizmu, także posługują się podziałem na “narrację polską” i “narrację żydowską”. Cytuję słowa amerykańskiego historyka Gila Troya: “Moja podróż do Polski poszerzyła zakres mojej żydowskiej narracji. Przyjeżdżałem, zastanawiając się, dlaczego ci antysemici nigdy nie przeprosili za swoje zbrodnie. Wyjeżdżałem w zadumie nad tym, czy my, syjoniści, jesteśmy gotowi na zaakceptowanie Nowej Polski i jej teszuwy, nawrócenia i pokuty, a także, czy możemy pomóc tym młodym Polakom w budowie fascynującej, pełnej sensu przyszłości” (Fzp.net.pl/opinie/czy-narracja-syjonistyczna-akceptuje-nowa-polske). Wypowiedź ta jest obraźliwa i krzywdząca dla Polaków, gdyż przedstawia cały Naród jako zgraję antysemitów. Niewątpliwie mamy tutaj do czynienia z uogólnieniem, które świadczy o stereotypowym postrzeganiu świata i silnym uprzedzeniu wobec Polaków. Aby obalić pogląd mówiący, że wszyscy Polacy są antysemitami, wystarczy znaleźć jednego Polaka, który nie jest antysemitą. Proszę bardzo: ks. Wojciech Lemański, wielki filosemita.

[11] Jak wiadomo, wszelkie placówki związane z bezpieką podlegały Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. Co o MBP piszą współcześni polscy historycy? “W okresie największego terroru i bezprawia w Polsce, w latach 1944–1954, na 450 osób pełniących najwyższe funkcje w MBP (od naczelnika wydziału wzwyż) aż 167 było pochodzenia żydowskiego (por. tabelka 1). Biorąc pod uwagę, że po wojnie Żydzi i osoby pochodzenia żydowskiego stanowili niespełna 1 proc. ludności kraju, to ich 37-procentowy udział w kierownictwie MBP stanowi trudną do ukrycia nadreprezentację osób jednej narodowości. Niższy, lecz nadal znaczny, był odsetek pełniących najwyższe funkcje kierownicze w jednostkach terenowych. Ze 161 szefów i zastępców szefów WUBP/WUdsBP, aż 22 (13,7 proc.) było pochodzenia żydowskiego”. Źródło: “Aparat bezpieczeństwa w Polsce. Kadra kierownicza. Tom I. 1944-1956” pod redakcją naukową Krzysztofa Szwagrzyka, Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Warszawa 2005, strona 63 (Ipn.gov.pl/__data/assets/pdf_file/0015/105432/Aparat_kadra_kier_tom-I.pdf). Niestety, nie wiem, i chyba nie chcę wiedzieć, jakiej narodowości byli ubecy, którzy w czasach stalinizmu torturowali Irenę Sendlerową. Uwaga: bardzo proszę Szanownych Czytelników, żeby nie wyciągali ogólnych wniosków na temat narodu żydowskiego w oparciu o informacje dotyczące funkcjonariuszy UB/MBP. Pracownicy bezpieki to niewielki odsetek Żydów, jacy postawili stopę na polskiej ziemi (nie mówiąc już o całej planecie). Generalizacja na podstawie skrajnych przypadków to zbrodnia przeciwko socjologii. I taką właśnie zbrodnię popełnia Jan Tomasz Gross w odniesieniu do Polaków. Nie naśladujmy jego poczynań. Żydzi mają takie same prawa i taką samą godność jak my.

[12] “Agresji Izraela na kraje arabskie towarzyszy antypolska kampania prowadzona w świecie przez międzynarodowy syjonizm. Tej wrogiej, antypolskiej działalności jesteśmy zobowiązani przeciwstawić się, wykorzystując takie środki, jak prasa, radio, telewizja, publikacje, film dokumentalny oraz żywe słowo. Nie mamy powodu, ale zmuszeni jesteśmy bronić się przed oszczerczymi zarzutami” (sprawdź: “Mieczysław Moczar o syjonizmie”, YouTube, watch?v=jc4qM5L8fk4). Brzmi to bardzo narodowo i… współcześnie. Kim, do choroby ciężkiej, był autor tych słów?! Mieczysław Moczar “Mietek” (vel Mykoła/Mikołaj/Nikołaj Demko/Diomko. Korzenie słowiańskie: polsko-ukraińskie lub polsko-białoruskie) wyróżniał się burzliwym życiorysem. Był sowieckim szpiegiem, dowódcą partyzanckim Armii Ludowej oraz rzekomym autorem książki “Barwy walki”. 14 maja 1944 r. odniósł wielki sukces militarny, dowodząc koalicją AL-AK-BCh-Sowieci, która rozgromiła Niemców w bitwie pod Rąblowem. Niestety, w czasach stalinizmu kierował Wojewódzkim Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi. Nie wahał się wówczas skazywać polskich patriotów na tortury i śmierć. Jedną z jego ofiar został słynny Żołnierz Wyklęty - Stanisław Sojczyński “Warszyc“ (brutalnie katowany, a potem stracony). Mykoła Demko, jako zwierzchnik łódzkiego WUBP, miał na sumieniu wielu AK-owców i NSZ-owców. Ostatecznie jednak przekonał się do tych formacji. Nastąpiło to w epoce późniejszej, tzn. po odwilży gomułkowskiej. Według prof. Pawła Wieczorkiewicza, który w 2007 r. opowiadał o Moczarze w Polskim Radiu, interesujący nas polityk “zrobił bardzo wiele dla rehabilitacji żołnierzy Armii Krajowej” i “występował (…) za uznaniem NSZ-owców za kombatantów”. W latach ‘80 Mikołaj Diomko okazał się “człowiekiem hamującym wszystkie represje wobec Solidarności”. Więcej na ten temat usłyszymy w audycji “’Nieznane o znanych’ - gawęda prof. Pawła Wieczorkiewicza (15.01.2007)”. Link do nagrania jest częścią multimedialnej publikacji “Dlaczego kat AK nie został I sekretarzem?” (PolskieRadio.pl/39/156/Artykul/742719,Dlaczego-kat-AK-nie-zostal-I-sekretarzem). Co by się stało, gdyby Mykoła Demko stanął na czele KC PZPR? Czy ówcześni Polacy obudziliby się w Wielkiej Polsce Narodowej? A może komunistyczna natura “Mietka” wzięłaby górę nad nacjonalistyczną? Tego już nigdy się nie dowiemy. Tak czy owak, Czesław Miłosz miał odrobinę racji, pisząc o latach 1956-1970: “Jest ONR-u spadkobiercą Partia”. Gwoli jasności. Ubeckie zbrodnie powinny być osądzane jednakowo, bez względu na to, kto je popełnił. Wszyscy są równi wobec prawa, także nazbol Diomko. Zmiana nastawienia nie unieważnia dawnych win, zwłaszcza zbędnego okrucieństwa. Mykoła Demko żył 73 lata. Nic strasznego by się nie wydarzyło, gdyby spędził jakiś czas w więzieniu o zaostrzonym rygorze, bez żadnej taryfy ulgowej. Pamiętajmy: Temida ma zasłonięte oczy, w jednej ręce trzyma wagę szalkową, a w drugiej miecz. Nazbolki i inne “Bolki” podlegają takim samym normom moralnym jak reszta ludzkości. Nie ma przeproś.

[13] W starożytnym Rzymie idy marcowe były świętem ku czci Marsa, boga wojny, odpowiednika greckiego Aresa. Cały marzec był zresztą poświęcony Marsowi. Bóg ten - łączony również z wiosną i rolnictwem - uchodził za ojca mitycznych założycieli Rzymu, tj. Remusa i Romulusa. Symbolami Marsa uczyniono takie elementy przyrody ożywionej, jak wilk, dzięcioł czy dąb (ImperiumRomanum.edu.pl/religia/bogowie-starozytnego-rzymu/spis-bogow-rzymskich/mars). W astrologii Mars, czyli Czerwona Planeta, kojarzony jest z agresją, gwałtownością, śmiałością, asertywnością, walecznością, rywalizacją, aktywnym działaniem, instynktem samozachowawczym i reakcją obronną. Wiąże się go także z despotyzmem, rozwiązaniami siłowymi, brakiem dyplomacji, niszczeniem przeciwników oraz działaniem na oślep. Mars jest planetą męską i maleficzną. Astrologowie łączą go ponadto z ogniem, krwią, żelazem, wojskiem, sportem, siłą i seksualnością (AstroPasja.pl/content/view/113/60). Idy marcowe obchodzono 15 marca. Dramatyczne wydarzenia, które miały miejsce w Polsce w roku 1968, trwały od 8 do 23 marca, czyli pokrywały się z antycznymi idami. Hmmm… A może Paweł Pawlikowski i Rebecca Lenkiewicz, scenarzyści oscarowego filmu, specjalnie nazwali swoją bohaterkę Idą, żeby wzbudzić skojarzenia z idami marcowymi? Ostatecznie, akcja “Idy” rozgrywa się w latach ’60 XX wieku (jeśli Ida, to marzec, jeśli marzec, to nagonka antysemicka. Jeśli idy marcowe, to Mars, jeśli Mars, to czerwień, jeśli czerwień, to komunizm, jeśli komunizm, to moczaryzm, jeśli moczaryzm, to antysyjonizm). Mieczysław Moczar de facto nosił imię Mikołaj, które - zdaniem ezoteryków - wiąże się z iście marsowym charakterem. Cytat z wirtualnego imiennika: “Do celu dochodzi pewnie i nie zważa na okoliczności. Gdy ruszy przed siebie, nic nie może go zatrzymać. Zdepcze wszystko po drodze, nie zważając na krzyki lęku czy nienawiści. (…) Z dwojga złego woli mylić się i posuwać naprzód, niż mieć rację i cofać się. Brzydzi się ludzkimi słabościami, próby wzbudzenia w nim współczucia będą bezowocne. Jest subiektywny, egocentryczny, ale może wszystko poświęcić dla idei. (…) Potrzebuje nieprzyjaciół, gdyż działanie wiąże się dla niego z walką. (…) Od młodych lat rzuca się na oślep w walkę, która zaczyna się przy zdobywaniu dyplomów. Później prawie zawsze zostaje szefem. (…) Jego największymi sukcesami są te najmniej widoczne” (Magia.onet.pl/imiennik/mikolaj,159.html). Imię “Mikołaj” znaczy “zwycięski wśród ludu” (Imiona.net/mikolaj). Imię “Mieczysław” oznacza “sławny mieczem” (Deon.pl/imieniny/imie,2074,mieczyslaw.html). Bardzo to marsowe/marcowe. I zgodne z faktami.


WYJAŚNIENIE

Artykuł, który zaprezentowałam Szanownym Czytelnikom, to poprawiona i rozszerzona wersja mojej pracy zaliczeniowej ze studiów magisterskich (przedmiot: “Socjologia moralności“). Tekst powstał jako uzasadnienie słów Platona “Największe zło to tolerować krzywdę”. Cytat ten znajdował się nawet w pierwotnym tytule eseju. Stwierdziłam jednak, że praca porusza na tyle istotny temat, iż warto ją rozwinąć i opublikować. Tak właśnie uczyniłam, czego efekt widać powyżej. Tych, których zainteresował niniejszy artykuł, zachęcam do lektury moich starszych tekstów: “Obejrzałeś ‘Idę’? Obejrzyj ‘Generała Nila‘!” i “NSZ. Jak narodowcy zostali Żołnierzami Wyklętymi?”. Obie publikacje są dostępne online.