Wydarzenia, które opisuję w poniższym artykule, są mało znane,
zwłaszcza poza terenem byłego powiatu iłżeckiego. Wydają się jednak na
tyle interesujące, iż warto o nich opowiedzieć ludziom z całej Polski.
Pretekstem do ich przywołania może być fakt, że wiążą się one z
największym (nie tylko w Regionie, ale i w Kraju) zgrupowaniem
partyzanckim Batalionów Chłopskich. Główny bohater opowieści, Jan Sońta
“Ośka”, to niezwykle barwna postać, którą trudno jednoznacznie ocenić. W
czasie wojny wybitny partyzant, charyzmatyczny dowódca chłopskiej
armii. Po wojnie milicjant-sabotażysta, potajemnie wspierający Żołnierzy
Wyklętych. Sońta, za swoją nielojalność względem stalinowskiego reżimu,
został skazany na karę śmierci. Czy udało mu się uniknąć egzekucji?
Brakujące ogniwo
Przedwojenny powiat iłżecki[1] obejmował tereny dzisiejszych powiatów
starachowickiego, skarżyskiego, radomskiego, zwoleńskiego i lipskiego.
Wszystkie wymienione ziemie wchodziły w skład województwa kieleckiego.
Dziś powiaty starachowicki i skarżyski należą do województwa
świętokrzyskiego, a radomski, zwoleński i lipski do województwa
mazowieckiego. Gdy wybuchła wojna, niemieccy okupanci włączyli
interesujący nas obszar do dystryktu radomskiego. Ruch oporu nie
zaakceptował jednak nowego podziału administracyjnego, toteż każda z
liczących się formacji konspiracyjnych wprowadziła własne jednostki
organizacyjne. Dawny powiat iłżecki stał się częścią Okręgu
Samodzielnego Radom-Kielce AK, Obwodu III Radomsko-Kieleckiego GL/AL,
Okręgu V Kieleckiego NSZ i Okręgu III Kieleckiego BCh. Przez cały okres
okupacji hitlerowskiej Kielecczyzna i Ziemia Radomska były terenami
intensywnych zmagań partyzanckich. To tutaj walczył legendarny major
Henryk Dobrzański “Hubal”. To tutaj działali znani partyzanci Armii
Krajowej (Jan Piwnik “Ponury”, Antoni Heda “Szary”), Armii Ludowej
(Mieczysław Moczar “Mietek”, Tadeusz Maj “Łokietek“) oraz Narodowych Sił
Zbrojnych (Brygada Świętokrzyska z Antonim Szackim “Bohunem” na czele).
O tym wszystkim wie cała Polska. Nazwiska czołowych akowców, alowców i
eneszetowców z Kieleckiego/Radomskiego są powszechnie rozpoznawalne.
Brakującym ogniwem pozostają Bataliony Chłopskie. Jacy bechowcy
“wymiatali” w krainie Baby Jagi?
Zgrupowanie “Ośki”
Gwiazdami wiejskiej partyzantki na Kielecczyźnie i Ziemi Radomskiej byli
żołnierze Jana Sońty “Ośki”. Pochodzili oni ze wspomnianego wcześniej
powiatu iłżeckiego, tam też prowadzili większość działań zbrojnych.
Mieczysław Kaca (autor newsa “U leśników w Marculach świętowali ludowcy i
samorządowcy” zamieszczonego w periodyku “Tygodnik Radomski w Gminach i
Powiatach”) podaje, że ludzie “Ośki” byli największym zgrupowaniem
partyzanckim BCh nie tylko w okolicy, ale i w całej Polsce. Warto dodać,
że ośkowcy cieszyli się sympatią i uznaniem miejscowej ludności, a w
trudnych chwilach zawsze mogli liczyć na pomoc swoich kolegów z Armii
Krajowej i Armii Ludowej. Kielecko-radomskie oddziały AK, AL i BCh
tworzyły niekiedy coś w rodzaju jednego, solidarnego, wewnętrznie
zróżnicowanego, ale całkiem zgranego bloku przeciwko hitlerowcom[2].
Wśród tutejszych akowców, alowców i bechowców spotykane było
przekonanie, że podczas wojny nie liczy się to, co dzieli Polaków, tylko
to, co ich łączy. Każda z trzech wymienionych armii reprezentowała inną
opcję polityczną. Wszystkie trzy dążyły jednak do odbicia Ojczyzny z
rąk Niemców. Stąd mentalność, zgodnie z którą w drugim Polaku trzeba
widzieć przede wszystkim Polaka, a dopiero potem piłsudczyka, komunistę,
ludowca itd. Dwadzieścia lat później ta filozofia (koncepcja braterstwa
broni) stała się nieoficjalną ideologią ZBoWiD-u. Zaszczepił ją tam
Mieczysław Moczar, prominentny pezetpeerowiec z odchyleniem
prawicowo-nacjonalistycznym.
Urodzony ludowiec
Kim był Jan Sońta “Ośka”, jeden z najwybitniejszych partyzantów w
historii Batalionów Chłopskich? Sporo informacji na jego temat
zaczerpniemy z filmu dokumentalnego “Ośka” (cykl “Z archiwum IPN”, TVP
2009) i siódmego odcinka fabularyzowanego serialu dokumentalnego “Rozkaz
sumienia“ (TVP 2013). Dodatkowym źródłem wiedzy o Sońcie może być
artykuł “’Ośka’ i jego żołnierze - zbrojne ramię ruchu ludowego w byłym
powiecie iłżeckim” Anny Szczykutowicz (serwis Histmag.org). “Ośce”
poświęcono także krótką notkę biograficzną w polskojęzycznej Wikipedii.
Jan Sońta (ur. 1919, zm. 1990) przyszedł na świat w Świesielicach
niedaleko Ciepielowa. Pochodził z oświeconej rodziny chłopskiej, która
ceniła takie wartości, jak wiedza, wykształcenie czy aktywny udział
obywateli w życiu publicznym. Jego bliscy angażowali się w działalność
ruchu ludowego, sam również był aktywnym i ideowym ludowcem. Uczył się w
szkole technicznej w Radomiu. Należał do Związku Młodzieży Wiejskiej RP
“Wici” oraz do 7. Radomskiej Drużyny Harcerskiej (podczas II wojny
światowej stała się ona kolebką lokalnych Grup Szturmowych Szarych
Szeregów!). Gdy Niemcy zaatakowali naszą Ojczyznę, Jan Sońta został
wezwany do Rejonowej Komendy Uzupełnień w Starachowicach. Walczył w
obronie tamtejszych zakładów zbrojeniowych, pomagał w wywożeniu cennych
maszyn na wschód Polski. Niestety, w okolicach Lublina konwój został
rozbity przez nazistów. Sońta musiał więc wrócić na ziemie
kielecko-radomskie.
Ojciec założyciel
Nasz bohater, który w 1940 roku wciąż pozostawał uczniem i harcerzem,
czynnie uczestniczył w antyhitlerowskim ruchu oporu. Początkowo zajmował
się zwykłą działalnością konspiracyjną: drukował ulotki, redagował
prasę podziemną, słuchał wiadomości zagranicznych stacji radiowych.
Jednocześnie pozostawał w kontakcie ze swoimi wiejskimi rówieśnikami,
którzy - podobnie jak chłopi w innych częściach Polski - zbierali broń i
amunicję z miejscowych pobojowisk. Wieś się zbroiła, a osoby chętne do
walki z okupantem sprawdzały, którzy gospodarze będą w przyszłości
gotowi wspierać partyzantów. Ojcem założycielem chłopskiego ruchu
partyzanckiego w powiecie iłżeckim został właśnie Jan Sońta wraz z
garstką przyjaciół, przede wszystkim Władysławem Gołąbkiem “Boryną”
urodzonym w Kroczowie Mniejszym. Przez pewien czas nasz bohater
posługiwał się pseudonimem “Jasio”. Później, gdy rozbroił pocztowca i
żandarma za pomocą atrapy pistoletu wykonanej z wypolerowanej ośki
rowerowej, zmienił pseudonim na “Ośka” (wypada wspomnieć, że w tej
zabawnej akcji uczestniczył także Antoni Majewski “Trojan”). Konspiracja
tworzona przez Jana Sońtę i jego kompanów szybko się rozrastała. Do
oddziału partyzanckiego dołączali nowi żołnierze, zwiększała się też
liczba cywilów współpracujących z bechowcami. Cały powiat iłżecki stał
murem za “Ośką”. Zgrupowanie Sońty prowadziło akcje na coraz większą
skalę: nękało antypolskich folksdojczów, uwalniało jeńców wojennych,
rozbijało niemieckie posterunki.
Dwie twarze
Powojenny “Ośka” to postać wykraczająca poza binarną wizję świata. W
pewnym sensie, udowodnił on, że posiada wszystkie zalety i wszystkie
wady stereotypowego ludowca. Poszedł w tym kierunku, z którego dochodził
zapach pełnego koryta. Stanął jednak w rozkroku: jedną nogą w nowym
systemie, a drugą w środowisku antysystemowców. Jan Sońta wiedział, że
oficjalne zakończenie działań wojennych nie przyniosło Polsce spokoju.
Czasy wciąż były niebezpieczne, a liczni żołnierze antyhitlerowskiego
podziemia (nie tylko członkowie AK i NSZ, ale również przedstawiciele
BCh i niektórzy weterani AL) padali ofiarą Urzędu Bezpieczeństwa.
Stalinowskie państwo, które rodziło się na ziemiach polskich, od samego
początku dawało się poznać jako twór totalitarny i opresyjny. Z drugiej
strony, istniała jeszcze iskierka nadziei: odradzający się ruch ludowy
będący jedyną legalną opozycją w Polsce. Wielu Polaków pokładało ufność w
Stanisławie Mikołajczyku i Polskim Stronnictwie Ludowym. Działacze
obozu chłopskiego, chcąc trzymać rękę na pulsie, starali się obejmować
ważne funkcje w aparacie państwowym. Niezliczeni bechowcy, którzy mieli
trafić do milicji, sztucznie zawyżali sobie stopnie wojskowe, żeby
otrzymać jak najwyższe stanowiska i zwinąć komunistom “stołki” sprzed
nosa (hehehe!). Takim milicjantem został również “Ośka”. Czy grzeszył
koniunkturalizmem? Może częściowo… Ale nieugięcie dochowywał wierności
ruchowi ludowemu. Ostentacyjnie manifestował swoje antyrządowe poglądy i
poparcie dla Mikołajczyka.
Król sabotażystów
Jan Sońta, rzekomy podpułkownik, bez trudu otrzymał etat w Milicji
Obywatelskiej. Został oficerem do zadań specjalnych, i to nie na
prowincji, lecz w Komendzie Głównej w Warszawie. Komuniści, wierząc w
lojalność “Ośki”, kazali mu organizować kadry milicyjne. Sońta założył w
powiecie iłżeckim szkołę MO, do której zaczął przyjmować głównie
kombatantów Batalionów Chłopskich. Już wtedy było widać, że wokół
naszego bohatera dzieją się dziwne rzeczy. Z utworzonej przez niego
szkoły wychodzili bowiem liczni sabotażyści. Wielu z nich wyrządzało
systemowi takie szkody, że po kilkunastu miesiącach “wylatywało” z
pracy. Wiosną 1945 roku Jan Sońta dowiedział się o pojmaniu szesnastu
przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Zrozumiał wówczas, że legalna
opozycja i mały sabotaż to zabawa dla naiwnych dzieci, a nie sposób na
obalenie bierutowskiego reżimu. Dostrzegł konieczność prowadzenia
bardziej radykalnych działań. “Ośka” wstąpił do Oddziałów Specjalnych
BCh, czyli konspiracyjnej organizacji antykomunistycznej. Na co dzień
udawał przykładnego milicjanta, lecz “po godzinach” uczestniczył w
zbrojnych akcjach Żołnierzy Wyklętych[3]. Stalinowcy - podejrzewając, że
Sońta trzyma sztamę z Niezłomnymi - przenieśli go do wojska, gdzie miał
się zajmować zwalczaniem podziemia. Nasz bohater, wiedząc o planowanych
obławach na partyzantów, ostrzegał “leśnych” przed zbliżającym się
niebezpieczeństwem. Tych, którzy zostali zatrzymani, wyciągał z
aresztów. Robił wszystko, co mógł, żeby ograniczyć liczbę Polaków
zsyłanych na Sybir. I wciąż pobierał “resortową” pensję.
Solidarni z “Ośką”
Jan Sońta “Ośka” sprawiał wrażenie, jakby kierował się w życiu logiką
kwantową. Był jednocześnie budowniczym i burzycielem Polski Ludowej.
Konformistą i nonkonformistą. Wybrańcem z Matrixa, który siłą własnego
umysłu naginał zerojedynkową rzeczywistość. Nie mieścił się w strukturze
opartej na opozycjach biel-czerń, dobro-zło, światło-ciemność,
ład-chaos. Pozostawał ponad wszelkim binaryzmem. “Ośka” prowadził swój
sabotaż przez pół roku, po czym został aresztowany przez UB. Nasz
bohater - a wraz z nim czternastu innych bechowców - stanął przed
komunistycznym sądem. Usłyszał wyrok śmierci. O jego życie natychmiast
zaczęła walczyć rodzina (dowiadujemy się o tym z prezentacji
multimedialnej “Jan Sońta ps. ‘Ośka‘ - Partyzant Ziemi Radomskiej”
Konrada Gałki. YouTube, eliksir11). Później uaktywnili się jego koledzy z
czasów okupacji niemieckiej. Kombatanci napisali do Bieruta petycję o
ułaskawienie skazańca i zebrali pod nią kilkadziesiąt tysięcy podpisów z
całej Kielecczyzny. Za Sońtą zaczęli się również wstawiać milicjanci o
bechowskim rodowodzie, weterani Armii Ludowej oraz dawni partyzanci
radzieccy pamiętający go jako sojusznika w walce z hitleryzmem. “Ośka“,
mając takie poparcie, po prostu musiał przeżyć. Początkowo zmniejszono
mu wyrok na dożywocie, potem na dwanaście lat, aż w końcu na osiem. Jan
Sońta wyszedł z tiurmy w 1954 roku. Na wolności, mimo socjalizmu,
założył firmę budowlaną. Zatrudniał w niej byłych więźniów
stalinowskich: akowców i bechowców. Niemal do końca życia był śledzony
przez bezpiekę.
Pod lupą
O tym, co się działo z “Ośką” po roku 1954 (a raczej po 1956), możemy
przeczytać w artykule “Działania Służby Bezpieczeństwa wobec Jana Sońty
‘Ośki’” Marcina Sołtysiaka. Tekst ukazał się na łamach portalu “Iłża -
Regionalny Serwis Informacyjny” (Ilza.com.pl). Autor publikacji
przeanalizował liczne donosy, notatki i meldunki, jakie “wyprodukowali”
pracownicy i współpracownicy SB w związku z inwigilacją naszego
bohatera. Z tych dokumentów, znajdujących się obecnie w archiwach
Instytutu Pamięci Narodowej, wyłania się ciekawy obraz Jana Sońty doby
poststalinowskiej. Można przypuszczać, że zasłużony partyzant Batalionów
Chłopskich był szpiegowany od momentu opuszczenia więzienia aż do
upadku Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (warto odnotować, że “Ośka”
zmarł w roku 1990, czyli w tym samym czasie, w którym zlikwidowano
Służbę Bezpieczeństwa). Kontrola, jakiej go poddawano, była prowadzona z
różną intensywnością i z krótkimi przerwami, które wynikały z
chwilowego obniżenia aktywności ofiary. Niewiele wiadomo na temat
działań podejmowanych względem “Ośki” w latach 1956-1957. Istnieje
jednak podejrzenie, że czerwona agentura doprowadziła do odsunięcia go
od stanowiska prezesa kieleckiego ZBoWiD-u. Człowiekiem, który - zarówno
wtedy, jak i później - odznaczał się wyjątkową gorliwością w donoszeniu
na Sońtę, był niejaki TW “Pewny”. Konfident ten wywodził się ze
środowiska bechowskiego. Podczas okupacji walczył w powiecie kozienickim
i w zgrupowaniu “Ośki”. Cieszył się więc dużym zaufaniem swojego
dawnego dowódcy.
Rozterki moralne
Pierwsza przerwa w inwigilacji naszego bohatera nastąpiła w roku 1966
(czasy późnego Gomułki). Esbecy stwierdzili wówczas, że dalsze
szpiegowanie Jana Sońty nie ma sensu, gdyż ofiara nie prowadzi
działalności antypaństwowej i nie stanowi zagrożenia dla władzy ludowej.
Spokój trwał przez kilka lat. Ale już w pierwszej połowie lat 70. (w
czasach wczesnego Gierka) TW “Pewny” ponownie zwrócił uwagę na “Ośkę”.
Nie omieszkał się powiadomić przełożonych, że Sońta zaczął się
krytycznie wypowiadać na temat bieżących wydarzeń politycznych.
Obserwacja byłego bechowca ruszyła pełną parą. Kapuś “Pewny” dokładnie
opisywał poglądy naszego bohatera, opierając się na jego prywatnych
komentarzach. Z meldunków konfidenta wynika, że Jan Sońta miał negatywny
stosunek do ówczesnej ekipy rządzącej. Dość nieufnie podchodził również
do przedstawiciela poprzedniej ekipy, Mieczysława Moczara, a także do
jego kolegi, Wojciecha Jaruzelskiego, którego czas miał dopiero nadejść.
“Ośka” nie potrafił jednoznacznie ustosunkować się do działalności
Moczara i Jaruzelskiego (chociaż tego pierwszego znał jeszcze z czasów
wojny). Zastanawiał się, kim oni tak naprawdę są. Interesujący jest
fragment jednego z donosów, który charakteryzuje postawę naszego
bohatera wobec Sowietów: “Sońta stwierdził, że wolałby, żeby w Kielcach
czy Radomiu byli komisarze rosyjscy, bo tak nie wiadomo, co to jest.
Wiadomo byłoby wtedy, jakby to uważać. Często stwierdza, że jest to
druga okupacja Polski” (słowa TW “Pewnego” cytowane przez Marcina
Sołtysiaka). Jak widać, “Ośka” był rozdarty wewnętrznie.
Sekretne kontakty
Zgodnie z tym, co głoszą esbeckie raporty, nasz bohater oburzał się
sposobem, w jaki milicja potraktowała uczestników radomskiego strajku w
czerwcu 1976 roku. Przekonywał, że tamtejsi mundurowi okazali się
bardziej okrutni od gestapowców. Wydarzenia czerwca ‘76 spowodowały, że
Sońta zaczął trochę sympatyzować z ROPCiO i KOR-em. Nie wstąpił do
żadnej z tych organizacji, ale nawiązał kontakt z ich działaczami. W
jego mieszkaniu zaczęła się pojawiać nielegalna prasa opozycyjna. “Ośka”
otrzymał nawet propozycję redagowania jednego z takich pism, ale
odmówił, gdyż obawiał się o przyszłość swojej rodziny. Nie wahał się
jednak posiadać ani kolportować zakazanej literatury, choćby
“Archipelagu GUŁag” Aleksandra Sołżenicyna. Nasz bohater utrzymywał
kontakt z Antonim Hedą “Szarym”: weteranem Armii Krajowej, Żołnierzem
Wyklętym, człowiekiem odpowiedzialnym za rozbicie więzienia UB w
Kielcach (1945). “Szary”, podobnie jak “Ośka“, dostał kiedyś karę
śmierci, ale został ułaskawiony dzięki wstawiennictwu dawnych
partyzantów AL (należał do nich również Moczar; tak twierdzi Łażący
Łazarz w artykule “Rok 1976 - ostatnia akcja Komendanta ‘Szarego‘”
dostępnym w serwisie WolnaPolska.pl). Sońta dwukrotnie był wzywany przed
oblicze kapitana SB, Romana Stępnia, który początkowo nie ujawniał
swojej prawdziwej tożsamości. Za drugim razem oficer zaprosił “Ośkę“ do
współpracy. Naturalnie, nic z tego nie wyszło. Bezpieka oficjalnie
zakończyła śledzenie Sońty w listopadzie 1980 roku. Później interesowała
się nim tylko podczas uroczystości kombatanckich.
Kapliczka na Wykusie
Jak już ustaliliśmy, okres powojenny był wyjątkowo trudny dla żołnierzy
Armii Krajowej. W czasach bierutowskich nie wolno było życzliwie o nich
mówić. Akowców, którzy zdołali przeżyć okupację niemiecką, spotykały
ubeckie szykany i represje. Po odwilży gomułkowskiej sytuacja uległa
diametralnej zmianie. Najsłynniejsza armia Polskiego Państwa Podziemnego
zaczęła odzyskiwać należne jej miejsce w historii. Pisze o tym Marek
Jedynak, twórca publikacji “Kapliczka na Wykusie. Wokół powstania
Środowiska Świętokrzyskich Zgrupowań Partyzanckich Armii Krajowej
‘Ponury’ - ‘Nurt’” (IPN, Kielce 2009). Według tego autora, w 1957 roku
grupa byłych podkomendnych Jana Piwnika “Ponurego” wysunęła postulat
utworzenia miejsca pamięci narodowej na Wykusie (dla niewtajemniczonych:
Wykus to wzniesienie leżące w odległości 5 kilometrów od Starachowic. W
XIX i XX wieku stanowiło ono bazę dla wielu polskich zgrupowań
partyzanckich, w tym dla oddziałów Mariana Langiewicza, Henryka
Dobrzańskiego “Hubala” i Jana Piwnika “Ponurego”). Starachowicki ZBoWiD,
którego zarząd był zdominowany przez weteranów AK, poparł tę
inicjatywę. Wkrótce powstał Komitet Budowy Płyty Pamiątkowej na Wykusie,
który poczynił niezbędne kroki w kierunku realizacji obranego celu.
Działania, jakie podejmowano, wiązały się z aktywizacją byłych akowców,
co nie uszło uwadze esbecji. Po wielu perypetiach udało się wybudować i
poświęcić pamiątkową kapliczkę. Doszło do tego we wrześniu 1957 roku[4].
Na uroczystości odsłonięcia obiektu przemawiał (lub miał przemawiać)
Jan Sońta “Ośka”.
Trudne początki
Akcje zbrojne, jakie podejmowali partyzanci ze zgrupowania “Ośki“,
zostały opisane w trylogii publicystycznej “Wrócą chłopcy z wojny”
Michała Ślusarczyka (wszystkie trzy części ukazały się w serwisie
GlosMazowsza.pl. Kopie artykułów można zobaczyć w witrynie internetowej
mazowieckiego samorządowca Zbigniewa Gołąbka). Wiele przydatnych
informacji znajdziemy także w tekście “Działania zbrojne Batalionów
Chłopskich na Ziemi Radomskiej” Henryka Szopy (jest to opracowanie
naukowe z 1983 roku. Elektroniczną wersję artykułu zamieścił Andrzej
Bartczak na stronie OM PSL w Radomiu). Jan Sońta i jego kompani
rozpoczęli swoją działalność już na przełomie lat 1939/1940. Początkowo
miała ona charakter spontanicznej inicjatywy niepowiązanej z żadnymi
ogólnopolskimi strukturami. Ludowcy zaczęli działać “na poważnie” w roku
1942, kiedy to ich organizacja weszła w skład ponadregionalnych
Batalionów Chłopskich. Wtedy właśnie miały miejsce pierwsze
spektakularne zwycięstwa ośkowców, np. rozbicie nazistowskiego obozu
pracy w Solcu nad Wisłą. W roku 1943 partyzanci BCh dokonali dwóch
udanych napadów na niemieckie posterunki w Kroczowie i Grabowie.
Później, razem z AK, stoczyli walkę z załogą posterunku Luftwaffe. W
sierpniu 1943 roku bechowcy przyjęli pod swoje skrzydła kilku Gruzinów,
którzy nie chcieli dłużej służyć Trzeciej Rzeszy. We wrześniu pomścili
śmierć 900 Polaków zamordowanych przez SS w Ciepielowie. W grudniu
planowali rozbić KL Majdanek. Armia Krajowa wybiła im jednak z głowy ten
niewykonalny pomysł.
Zgniły kompromis
Liczne sukcesy militarne sprawiły, że Jan Sońta “Ośka” zdecydował się
rozszerzyć działalność swojego zgrupowania na powiaty kozienicki i
puławski. Postąpił tak latem 1944 roku. W tamtym okresie armię “Ośki”
zasiliła kolejna grupa Gruzinów, która tym razem składała się z dwustu
dezerterów z armii Hitlera. Pod koniec lipca 1944 roku (czasy akcji
“Burza”) bechowcy podzielili się na dwie drużyny. Pierwsza, pod
dowództwem “Ośki”, pozostała na lewym brzegu Wisły, a druga, dowodzona
przez Władysława Gołąbka “Borynę”, wyruszyła na prawy brzeg. Partyzanci
maszerujący na wschód obronili wsie Janiszów i Wojciechów przed
pacyfikacją ze strony Niemców. Na Lubelszczyźnie oddział “Boryny”
ujawnił się przed nową, komunistyczną władzą. Doszło wówczas do
tragedii. Żołnierze BCh, którzy tak grzecznie współpracowali z Armią
Ludową, zostali aresztowani przez NKWD-UB. Zaczęły się tortury i wywózki
na Syberię. Ostatecznie bechowcy zgodzili się na zgniły kompromis:
wolność w zamian za pracę w Milicji Obywatelskiej. Doszli do wniosku, że
w obecnej sytuacji należy zadbać o to, aby ważne stanowiska w Polsce
Ludowej zajmowali aktywiści wywodzący się z przedwojennych środowisk
niekomunistycznych. Bez wątpienia był to wybór mniejszego zła. Z drugiej
strony, ujawniły się tutaj wady stereotypowo przypisywane ludowcom:
elastyczność koalicyjna, oportunizm, pogoń za “stołkami”, faworyzacja
“swoich ludzi” w przestrzeni publicznej. Władysław Gołąbek zrobił
ogromną karierę w PRL (choć uchodził za niepewnego politycznie). W III
RP stracił przez nią uprawnienia kombatanckie.
Starachowickie i małomierzyckie
Na początku sierpnia 1944 roku grupa ośkowców, dowodzona przez Tadeusza
Wojtyniaka “Bacę”, przygotowała na Niemców zasadzkę wzdłuż drogi
Starachowice-Tychów. Udało się wówczas rozbroić 20 hitlerowców i przejąć
7 wojskowych ciężarówek. Wkrótce naziści urządzili na bechowców obławę,
która zaowocowała wielką bitwą w lasach starachowickich. Wygrali jednak
Polacy. Do kolejnego starcia z Niemcami doszło pod koniec sierpnia. To
właśnie tam, pod Starachowicami, niedaleko leśniczówki Kutery, poniósł
śmiertelną ranę Tadeusz Wojtyniak. Kolejna potyczka z najeźdźcą miała
miejsce pod Gadką (znów okolice Starachowic). Zwycięstwo przypadło
Batalionom Chłopskim. Jesienią 1944 roku doszło do istotnej narady
partyzantów BCh z partyzantami AL w lasach małomierzyckich. Jej
konsekwencją była masakra, którą dość różnie przedstawiają Henryk Szopa i
Przemysław Bednarczyk (historyk wypowiadający się w IPN-owskim filmie
dokumentalnym “Ośka”). Jan Sońta i Mieczysław Moczar zdecydowali się
przerzucić część żołnierzy (głównie Gruzinów z BCh) na przyczółek
chotecki. Sowieci mieli być uprzedzeni o całej operacji. Według Szopy,
partyzanci mieli skandować hasło “Granit”. Zdaniem Bednarczyka, droga na
przyczółek miała być rozminowana. Jedno jest pewne: bechowcy (i alowcy -
wersja Szopy) maszerujący w stronę Chotczy zostali ostrzelani przez
Armię Czerwoną, a pod ich stopami zaczęły wybuchać miny. Zginęło prawie
300 osób. Szopa twierdzi, że tamtej nocy zawinił wiatr zagłuszający
wykrzykiwane hasło oraz brak komunikacji między sowieckim dowództwem a
pierwszą linią frontu.
Zwoleń 1942
Jednym z najsłynniejszych dokonań zgrupowania “Ośki” było rozbicie
niemieckiego aresztu w Zwoleniu we wrześniu 1942 roku. Piszą o tym Piotr
Kutkowski (“Nieznane fakty akcji partyzantów”, internetowe wydanie
radomskiego “Echa Dnia”) i Mieczysław Kaca (“Płk. Władysław Owczarek
odszedł na wieczną wartę”, serwis Radom24.pl). Żołnierzem, który
dowodził całą akcją, był Władysław Owczarek “Bula”, “Bula Matari”.
Należał on do lewicujących ludowców. Jako nastolatek marzył o tym, żeby
wziąć udział w hiszpańskiej wojnie domowej po stronie republikanów.
Próbował nawet zrealizować ten plan, ale został powstrzymany przez
polskiego kolejarza spotkanego przy granicy ze Związkiem Radzieckim.
Owczarek trafił do ZSRR dopiero w 1939 roku. Problem w tym, że jako
jeniec wojenny, którego Sowieci oddali wkrótce w ręce Niemców.
Młodzieniec uratował się dzięki temu, że wyskoczył z pociągu pędzącego
do Trzeciej Rzeszy. W oddziale “Ośki” odpowiadał za sprawy wychowawcze,
opracował nawet surowy kodeks etyczny. Decyzję o rozbiciu więzienia w
Zwoleniu podjął na wieść o zatrzymaniu ważnego konspiratora Antoniego
Knecia “Doktorka”. Gdy Owczarek i inni ośkowcy dojechali do miasteczka,
przebrali się w niemieckie mundury i rozkazali lokalnej straży cywilnej
udać się na cmentarz. Strażnicy wykonali polecenie. Partyzanci,
korzystając ze sposobności, przecięli druty telefoniczne i ruszyli w
stronę nazistowskiego aresztu. Tam kazali dozorcy otworzyć drzwi.
Mężczyzna spełnił ich żądanie i natychmiast został rozbrojony. Bechowcy
zdołali uwolnić około 50 osób. Wśród nich był również “Doktorek”.
Co pisał Moczar?
Mieczysław Moczar to “trudny przypadek” w historii PRL. Niewątpliwie
sowiecki kolaborant i zbrodniarz stalinowski (w latach 1945-1948 stał na
czele łódzkiego WUBP). Po roku 1956 okazał się jednak najbardziej
obiecującym politykiem w Polsce. To właśnie on, jako przywódca ZBoWiD-u,
zrehabilitował Armię Krajową i próbował zrehabilitować Narodowe Siły
Zbrojne. Sam nie lubił eneszetowców, ale uważał, że przynajmniej
niektórzy z nich powinni mieć uprawnienia kombatanckie. Moczar budował w
PZPR frakcję nacjonalistyczną. Sprzeciwiał się pomawianiu Narodu
Polskiego o współudział w Holocauście. Współpracował z Bolesławem
Piaseckim, byłym szefem ONR-Falanga. W czasach “Mietka” powstał wybitnie
zbowidowski film dokumentalny “Sprawiedliwi”, który opowiada o tym, jak
Polacy (np. Jan Mosdorf, lider przedwojennego ONR-ABC) pomagali Żydom
podczas okupacji niemieckiej[5]. Przejdźmy jednak do rzeczy. Otóż Moczar
wspomniał o zgrupowaniu “Ośki” w swojej książce zatytułowanej “Barwy
walki” (1962). Nazwał ośkowców “nowymi sojusznikami, nowymi
przyjaciółmi”. Pozytywnie opisał Władysława Owczarka, z którym podobno
szybko się zaprzyjaźnił. “Bardzo sympatyczny, rozumny, a jednocześnie
romantyczny chłopski działacz młodzieżowy”, “szczery, uczciwy działacz
chłopski, prawy żołnierz, patriota”, “szukał wciąż słusznej drogi”,
“wychowywał innych” - czytamy w rozdziale “U świtowców”. Moczarowi
podobał się egzotyczny pseudonim Owczarka, “Bula Matari”. Alowcy woleli
jednak nazywać bechowca “Misjonarzem” (sami mieli “Chrystusa”,
Stanisława Szota).
Co pisał Iwańczyk?
Znacznie liczniejsze, choć równie życzliwe wzmianki o zgrupowaniu “Ośki”
znajdujemy we wspomnieniach innego wpływowego alowca, Eugeniusza
Wiślicza-Iwańczyka (Eugeniusza Iwańczyka “Wiślicza”)[6]. Mowa tutaj o
książce “Echa puszczy jodłowej” z 1969 roku. Jednym z jej głównych
wątków są stosunki, jakie panowały między różnymi ugrupowaniami
partyzanckimi działającymi w powiecie iłżeckim. Autor twierdzi, że Armia
Ludowa, Armia Krajowa i Bataliony Chłopskie były formacjami bardzo
zróżnicowanymi. Mimo to, starały się szukać rozwiązań kompromisowych. W
jednym z pierwszych rozdziałów Iwańczyk pisze o pewnym domu: “Tutaj
odbywały się spotkania pomiędzy nami a dowódcami BCh: ‘Ośką’ - Janem
Sońtą i ‘Bulą Matarim’ - Władysławem Owczarkiem. Tutaj też spotkałem się
z dowódcą AK Antonim Hedą - ‘Szarym’”. Jak autor zapamiętał Owczarka?
“Przystojny i dobrze zbudowany mężczyzna w wieku około 30 lat (…).
Wesoły, uśmiechnięty, o odważnym spojrzeniu, jednym słowem - typowy
partyzant“. Z książki “Wiślicza” dowiadujemy się, że zgrupowanie “Ośki”
nie było ani prolondyńskie, ani promoskiewskie. Odmawiało scalenia z AK.
Wytrwale realizowało koncepcję “walki dobra ze złem”. Bechowcy i alowcy
mieli “pomagać sobie w razie potrzeby”, “przekazywać sobie wzajemnie
doświadczenia z walki” i “utrzymywać ze sobą stały kontakt”. A co z AK?
Iwańczyk wspomina Hedę jako rozumnego inteligenta i apolitycznego
patriotę. Docenia fakt, że “Szary” nigdy nie zapomniał o swoich
chłopskich korzeniach. Podobno jego podkomendni bardzo dbali o higienę.
No i chętnie dzielili się amunicją.
Krótkie życie “Bacy”
Chciałabym teraz poświęcić kilka zdań Tadeuszowi Wojtyniakowi “Bacy”.
Sylwetkę tego żołnierza przedstawił Tomasz Skiba w artykule “Tadeusz
Wojtyniak ps. Baca” (portal “Iłża - Regionalny Serwis Informacyjny”).
Tadeusz Wojtyniak urodził się w 1924 roku w Kroczowie Mniejszym.
Pochodził z zamożnej rodziny chłopskiej, która wykazywała wyjątkowe
zamiłowanie do wszelkich nowinek technicznych w agronomii. Rodzice
Tadeusza odznaczali się głębokim patriotyzmem, popierali rozwój wsi i
aspiracje jej mieszkańców. Wojtyniak fascynował się wojskowością,
podziwiał uczestników dawnych zrywów niepodległościowych. Marzył o tym,
żeby zostać lotnikiem. Spodziewał się rychłego wybuchu wojny, toteż
prewencyjnie skonstruował prymitywny samopał. Gdy Trzecia Rzesza napadła
na Polskę, 15-letni Tadek dołączył do chłopskiego ruchu oporu. Za swoje
osiągnięcia w dziedzinie zbierania broni i amunicji z miejscowych
pobojowisk otrzymał pseudonim “Chomik”. Kolejny etap działalności
Wojtyniaka to służba w zgrupowaniu partyzanckim “Ośki”. Nastolatek -
teraz już jako bechowiec “Baca” - dowodził tam jednym z plutonów. Był
niezwykle odważnym i skutecznym dowódcą. Cechował się też otwartością.
To właśnie pod jego skrzydła trafiło kilkuset Gruzinów, uciekinierów z
armii niemieckiej[7]. Jak już wiemy, Tadeusz Wojtyniak zmarł od rany
postrzałowej. Według Tomasza Skiby, sam zdecydował o swojej śmierci.
Odmówił bowiem amputacji ręki, w którą wdarła się gangrena. “Baca” żył
zaledwie 20 lat. W 1972 roku został “wskrzeszony” w książce “Nie
wiedział co to lęk” Władysława Gołąbka “Boryny“.
Nadleśnictwo Chwałowice
Na blogu Chwalilza.blox.pl znajduje się tekst “Rozbicie hitlerowskiego
sztabu dywizyjnego w Chwałowicach” zredagowany na podstawie dwóch innych
prac Władysława Gołąbka: “W oddziałach Batalionów Chłopskich na
Kielecczyźnie” (1958) i “Bez rozkazu” (1966). Artykuł mówi o tym, że w
lipcu 1944 roku ośkowcy zapragnęli znaleźć się posiadaniu cennych planów
operacyjnych, dużych ilości broni i pokaźnych zapasów amunicji, jakie
przechowywał niemiecki sztab dywizyjny stacjonujący w Chwałowicach.
Okazja ku temu nadarzyła się w pewną niedzielę, kiedy to Niemcy
zorganizowali sobie “garden party” w miejscowym nadleśnictwie.
Kilkudziesięciu bechowców, dowodzonych przez “Bacę”, przebrało się w
niemieckie mundury i ze śpiewem na ustach ruszyło w stronę Chwałowic.
Zakamuflowani ośkowcy zostali wpuszczeni na teren nadleśnictwa,
początkowo byli nawet witani i pozdrawiani przez balujących nazistów.
Gdy Niemcy zorientowali się, że coś jest nie w porządku, muzyka ucichła,
a do intruzów podszedł jeden z oficerów. Wówczas partyzanci otworzyli
ogień. Uporawszy się z hitlerowcami w ogrodzie, bechowcy przystąpili do
szturmu na budynki nadleśnictwa. Po długim, zażartym boju odnieśli
zwycięstwo. Niestety, wkrótce oddali zdobyte plany Armii Czerwonej,
która “przyszła na gotowe”. Jedno trzeba przyznać: żołnierze “Ośki”
wykazywali się wyjątkową naiwnością w odniesieniu do Sowietów.
Wielokrotnie płacili za to straszliwą cenę. A przecież byli w Polsce
partyzanci, którzy tego błędu nie popełniali. Mówię tutaj o Narodowych
Siłach Zbrojnych[8] i większości oddziałów Armii Krajowej.
Upamiętnienie ośkowców
W 1998 roku zawieszono w Kościele Garnizonowym w Radomiu tablicę
upamiętniającą Jana Sońtę “Ośkę“. Jej fotografię można zobaczyć w
informatorze turystycznym “Radomskie miejsca pamięci II wojny światowej”
(plik PDF jest dostępny online). Płyta pamiątkowa zawiera wizerunek
“Ośki” oraz napis odwołujący się do wojennej i powojennej działalności
partyzanta. W 2015 roku tablica poświęcona ośkowcom zawisła w
Starachowicach. Umieszczono ją przy kościele Wszystkich Świętych (warto
wiedzieć, że w tej świątyni znajdują się również relikwie Jana Pawła II i
Jerzego Popiełuszki!). Na Placu Zwycięstwa w Ciepielowie stoi pomnik
Jana Sońty. We wsi Kowalków uczyniono “Ośkę” patronem miejscowej
podstawówki. Skromne pomniki przypominające o bohaterstwie ośkowców
wzniesiono w Gadce (miejscu leśnej bitwy) i Pakosławiu (miejscu
tymczasowego pochówku “Bacy”. Ciało żołnierza, poległego w 1944 roku,
zostało pochowane obok pomnika powstańców styczniowych. Dwa lata później
nastąpiła ekshumacja zwłok i uroczysty pogrzeb w Kazanowie. Wypada
wspomnieć, że w Kazanowie spoczywają także “Ośka“ i “Boryna“. Natomiast
“Bula Matari“ został pogrzebany w Ciepielowie). Przy drodze
Chotcza-Ciepielów znajduje się pomnik ku czci 900 cywilów zabitych przez
Niemców za sprzyjanie Żydom i zgrupowaniu “Ośki”. Do tragedii tej
nawiązuje też fabularyzowany dokument “Historia Kowalskich” (TVP 2009).
Od 1991 roku wisi w Świesielicach tablica upamiętniająca Jana
Gierasińskiego “Potęgę“. Innymi formami uczczenia ośkowców są książki
Przemysława Bednarczyka (2007) i Marcina Dobronia (2011).
Natalia Julia Nowak,
22.05. - 26.06. 2016 r.
PS. Postanowiłam sprawdzić, jak brzmiały teksty przysiąg
poszczególnych organizacji konspiracyjnych. Czy były w nich widoczne
różnice wynikające z odmiennej mentalności? Czy dałoby się z nich
wypisać sformułowania charakterystyczne dla danego obozu politycznego? W
przysiędze Armii Krajowej, zbrojnego ramienia rządu emigracyjnego, mówi
się o Rzeczypospolitej Polskiej, Prezydencie RP, Naczelnym Wodzu i
Dowódcy AK. W przysiędze Narodowych Sił Zbrojnych występuje termin
“Wielka Polska”, który odnosi się do ostatecznego celu działalności
ruchów endeckich i neoendeckich. W innej przysiędze znajdujemy wyrażenie
“Sprawiedliwa Polska Ludowa”. Uwaga, psikus: nie jest ono elementem
roty Armii Ludowej, tylko Batalionów Chłopskich! W tekście przysięgi AL w
ogóle nie wspomina się o państwie (co wynika z faktu, że tradycyjni
marksiści żądali likwidacji państwa i podziałów narodowościowych, a
tymczasową “ojczyzną proletariatu” chcieli uczynić ZSRR). Przyrzeka się
jednak “wyzwolenie” i “stanie na straży praw” Narodu Polskiego. We
wszystkich czterech rotach zawarto zdanie dotyczące dochowywania
tajemnic wojskowych. W przysiędze NSZ brzmi ono łagodnie, neutralnie i
beztrosko. W przysiędze AK jest bardziej sugestywne, ale wciąż subtelne i
pozbawione konkretów. W przysiędze AL zrezygnowano z owijania w bawełnę
na rzecz walenia prosto z mostu. Natomiast w przysiędze BCh… Cóż,
fragment o niezdradzaniu sekretów brzmi kuriozalnie, wręcz
humorystycznie, jakby autor urwał się z choinki. Zresztą, zobaczcie
sami. Narodowe Siły Zbrojne: “tajemnic organizacyjnych będę wiernie
strzegł”. Armia Krajowa: “tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by
mnie spotkać miało”. Armia Ludowa: “dochowam tajemnicy wojskowej i nie
zdradzę jej nawet wobec najokrutniejszych tortur”. Bataliony Chłopskie:
“powierzonych mi tajemnic nie ujawnię przed nikim, nawet przed
najbliższymi mi osobami”. Leżę i kwiczę. No, jak tu nie wierzyć
złośliwcom, którzy twierdzą, że “PSL” to skrótowiec utworzony od nazwy
“Partia Swoich Ludzi”?! Zgodnie z tym, co powiedział historyk Janusz
Gmitruk w filmie dokumentalnym “Żelazne kompanie” (TVP 2002), wiejskie
podziemie było niesamowicie hermetyczne. Do BCh przyjmowano wyłącznie
kandydatów znanych, sprawdzonych i zaufanych. Nikt z zewnątrz nie miał
tam prawa wstępu. Krótko mówiąc: stawiano na “swoich ludzi”. Głównie na
członków przedwojennych ugrupowań ludowych.
PRZYPISY
[1] Wbrew pozorom, stolicą powiatu iłżeckiego nie była Iłża, tylko
Starachowice, które w dniu wybuchu II wojny światowej nosiły nazwę
Starachowice-Wierzbnik. Historia Starachowic to historia małej osady
przemysłowej, która w pewnym sensie “podbiła” pobliskie miasteczko
Wierzbnik i zajęła jego miejsce na mapie Polski. Ale o tym innym razem.
Dziś już nie ma powiatu iłżeckiego, lecz jest powiat starachowicki,
który od północy graniczy z powiatem radomskim, a od południa - z
powiatem kieleckim. Gmina Iłża wchodzi w skład powiatu radomskiego. Jaka
jest odległość ze Starachowic do Radomia? Mniej więcej taka, jak do
Kielc. A do Warszawy? Mniej więcej taka, jak do Krakowa. Można zatem
powiedzieć, że Starachowice znajdują się w “strefie wpływów” czterech
większych miast: Radomia, Kielc, Warszawy i Krakowa. Dotyczy to zresztą
całego regionu. Oto ciekawostka, którą znalazłam w artykule
zatytułowanym “Stroje ludowe na Kielecczyźnie”: “Kielecczyzna to obszar
przejściowy pomiędzy Mazowszem i Małopolską, stąd też wynika
zróżnicowanie stroju ludowego - na północy noszono ubiory typu
mazowieckiego, na południu zaś typu małopolskiego. (…) Na przełomie XIX i
XX wieku na Kielecczyźnie występowały liczne odmiany stroju ludowego:
strój świętokrzyski, strój kielecki, strój krakowski, strój
sandomierski, strój radomski oraz strój opoczyński” (źródło: portal
NaLudowo.pl). Starachowicom bliżej do Mazowsza niż do Małopolski.
Miejscowość leży bowiem w północnej części województwa świętokrzyskiego.
[2] Z dzisiejszego punktu widzenia koalicja typu AK-AL-BCh wydaje się
czymś zdumiewającym, egzotycznym, wręcz kontrowersyjnym. Jednak wtedy,
podczas II wojny światowej, takie sojusze po prostu się zdarzały. Dowód:
Republika Pińczowska (Kazimiersko-Proszowicka Rzeczpospolita
Partyzancka). Załączam dwa cytaty opisujące ten lokalny fenomen.
“Rzeczpospolita partyzancka obejmowała terytorium na lewym brzegu Wisły -
powiat pińczowski i wschodnią część powiatu miechowskiego (na granicy
dzisiejszych województw małopolskiego i świętokrzyskiego). (...)
Powstanie Rzeczpospolitej Kazimiersko-Proszowickiej było efektem
realizacji akcji ‘Burza‘, przewidującej - w związku z postępującą
ofensywą Armii Czerwonej ze Wschodu na Zachód - podjęcie przez polskie
podziemie zbrojnych działań lub wzmożonej dywersji przeciwko okupantowi
niemieckiemu. (...) W trzeciej dekadzie lipca 1944 r., korzystając z
faktu zbliżania się wojsk sowieckich nad Wisłę, polscy partyzanci
opanowali niemieckie posterunki policji i żandarmerii w rejonie
Pińczowa, a następnie zajęły samo miasto. Niemcy ewakuowali swoje
urzędy, ściągnęli także posiłki, jednak nie odzyskali utraconego
terytorium. (…) Południowa część partyzanckiej Rzeczpospolitej została
opanowana przez AK; władzę pełnił tam komendant obwodu AK i delegat
powiatowy rządu emigracyjnego. Na północnym obszarze przejętego przez
partyzantów terenu, kontrolowanym przez AL i BCh, utworzono Powiatową
Radę Narodową (z siedzibą w Pińczowie) z Józefem Maślanką na czele. (…) W
pierwszych dniach sierpnia pod Skalbmierzem i Jaksicami doszło do
zaciętych walk, które przesądziły o losie Rzeczpospolitej
Kazimiersko-Proszowickiej. Wojska niemieckie ostatecznie zajęły
partyzanckie terytorium 10 sierpnia 1944 r” (źródło: “Obchody 70.
rocznicy powstania Kazimiersko-Proszowickiej Rzeczpospolitej
Partyzanckiej”, portal historyczny Dzieje.pl). “Wspólnym wysiłkiem
wyzwolony został obszar o powierzchni 1000 km2. Historyk Andrzej Solarz
nazywa Republikę Pińczowską - Rzeczpospolitą Partyzancką. - Na tych
terenach powstały głównie delegatury rządu londyńskiego. W Pińczowie
była też władza bardziej lewicowa, poczta, wydziały oświaty, czyli pełna
struktura państwa, już nawet nie podziemnego, ale w pełni jawnego.
Flagi wisiały na domach, na urzędach - opowiada gość Jedynki. (…) Radość
trwała niespełna trzy tygodnie, ale Teresa Znojek podkreśla, że to jej
najwspanialsze wspomnienie wojenne. - Najważniejsze, że nie udałoby się
to wszystko, gdyby nie współpraca wszystkich oddziałów partyzanckich,
bez względu na ich przekonania i wizję przyszłej Polski - mówi gość
Jedynki” (źródło: “Ewenement w historii. Republika Pińczowska”, serwis
informacyjny PolskieRadio.pl). Efemeryda, o której rozmawiamy, jest
tematem audiowizualnego reportażu “Republika” Krzysztofa Kąkolewskiego i
Piotra Studzińskiego z 1969 roku. Bohaterowie materiału zaznaczają, że
proklamowanie Republiki Pińczowskiej (Kazimiersko-Proszowickiej
Rzeczpospolitej Partyzanckiej) było zbiorowym sukcesem Armii Krajowej,
Armii Ludowej i Batalionów Chłopskich. Ciekawą próbę wypromowania
akowsko-alowsko-bechowskiego “państewka” stanowi też szósty odcinek
fabularyzowanego serialu dokumentalnego “Rozkaz sumienia” (TVP 2013).
Epizod zatytułowany “Wyspa wolności” uwypukla analogię między losami
Republiki Pińczowskiej (Kazimiersko-Proszowickiej Rzeczpospolitej
Partyzanckiej) a losami Powstania Warszawskiego. W 2004 roku, czyli w
60. rocznicę świętokrzyskiego zrywu, otwarto Izbę Pamięci Republiki
Pińczowskiej. Mieści się ona w Ośrodku Dziedzictwa Kulturowego i
Tradycji Rolnej Ponidzia w Chrobrzu.
[3] Oto słowa, które wypowiedział historyk Marcin Sołtysiak w filmie
dokumentalnym “Ośka” (cykl “Z archiwum IPN”, TVP 2009): “Franciszek
Kamiński, komendant główny Batalionów Chłopskich, wydaje polecenie
utworzenia nowej organizacji, która miała pokazać, że ludowcy mają siłę
zbrojną i mogą skutecznie działać. (…) W ten ruch konspiracyjny włącza
się także Jan Sońta ‘Ośka’, który - będąc w Warszawie wysokim oficerem w
Komendzie Głównej - ma olbrzymie możliwości. Jedną z pierwszych akcji, w
którą zaangażował się Jan Sońta i jego ludzie w ramach Oddziałów
Specjalnych Batalionów Chłopskich funkcjonujących po wojnie, był atak,
rozbicie kasy Stołecznego Przedsiębiorstwa Budowlanego w Warszawie. W
dniu 7 maja 1945 roku pięciu żołnierzy BCh, służących wówczas w
Komendzie Głównej Milicji Obywatelskiej, podjeżdża samochodem pod
budynek, gmach, gdzie mieściła się kasa. Trzech z nich - kapitan Edward
Ciesielski ‘Kula‘, Henryk Jakubczyk i porucznik Jan Rogoziński ‘Ostry’ -
wysiadają, wchodzą do budynku, skąd zabierają ponad milion złotych.
Pieniądze te poprzez łączniczki przekazują Tadeuszowi Szelągowi
‘Łedzie’, który przekazuje je dalej na cele organizacyjne”. Biorąc pod
uwagę fakt, że Jan Sońta “Ośka” partycypował w tak poważnych operacjach,
można powiedzieć, iż sam był Żołnierzem Wyklętym. Fascynujące jest to,
że potrafił pogodzić tę rolę z rolą człowieka władzy (a nawet więcej niż
człowieka władzy: funkcjonariusza aparatu przemocy). To trochę tak, jak
z osławionym “kotem Schrodingera“, który może być martwy i żywy w tym
samym czasie. Czyżbyśmy znaleźli kolejny dowód na istnienie zjawiska
superpozycji?
[4] Druga fala zainteresowania Janem Piwnikiem “Ponurym” i możliwościami
jego upamiętnienia miała miejsce w latach 80. XX wieku. W 1984 roku
postawiono żołnierzowi pomnik w Wąchocku, maleńkim miasteczku (wówczas
wsi) położonym 6 kilometrów na północny zachód od Starachowic. Posąg
przedstawiający słynnego cichociemnego znajduje się w centrum miasta.
Przejeżdżając przez Wąchock, po prostu nie można go nie zauważyć.
“Ponury” został pochowany w białoruskiej wiosce Wawiórka, jednak w roku
1987 jego szczątki sprowadzono do Polski, a następnie pochowano z
honorami w klasztorze cystersów w Wąchocku. Uroczystości pogrzebowe,
które trwały trzy dni, odbyły się w 1988 roku. Nie da się ukryć, że była
to jedna z największych manifestacji patriotycznych w historii powiatu
starachowickiego/iłżeckiego. Zainteresowanym polecam film dokumentalny
“Major Ponury (Jan Piwnik) - Ostatnia droga komendanta - Wąchock 1988”
(YouTube, STARforever37). Inny wartościowy materiał, z którym wypada się
zapoznać: “IPN TV pogrzeb Jana Piwnika ps. Ponury” (YouTube, IPNtvPL). W
samych Starachowicach również pamięta się o Armii Krajowej, i to od
dziesięcioleci. Weźmy na przykład tablicę pamiątkową, którą odsłonięto w
1976 roku w kruchcie kościoła Świętej Trójcy. Jej treść brzmi
podniośle: “ŚP TYM, KTÓRZY W POTRZEBIE POSZLI W ŚWIĘTY BÓJ I ODDALI
ŻYCIE ZA WIARĘ I OJCZYZNĘ, POLEGŁYM W WALKACH Z OKUPANTEM HITLEROWSKIM
NA ZIEMI KIELECKIEJ ŻOŁNIERZOM: z Oddziału Wydzielonego ‘Hubala‘, ze
Zgrupowań AK ‘Ponurego’ i ‘Nurta‘, z Oddziału AK ‘Szarego’ i ‘Potoka‘, z
ochrony radiostacji AK insp. ‘Jacka‘, z Oddziału AK ‘Jędrusie‘, z
Oddziału AK ‘Barabasza‘, z Oddziału BCh ‘Ośki‘, z Oddziałów ‘GL’ i ‘AL’
zamordowanym w Starachowicach. Synom ziemi kieleckiej, którym nie danym
było do niej wrócić, poległym w drugiej wojnie światowej na wszystkich
frontach świata. Zamordowanym w więzieniach oraz obozach
koncentracyjnych. TOWARZYSZE BRONI I SPOŁECZEŃSTWO STARACHOWIC 1976 R”
(źródło: publikacja “Tablice pamiątkowe” dostępna na stronie
internetowej UM Starachowice). W 1983 roku zawieszono na ścianie
kościoła Wszystkich Świętych tablicę upamiętniającą poległych
partyzantów Antoniego Hedy “Szarego”. Najstarszą tablicą “akowską” jest
ta, która przypomina o zamachu na gestapowca Erika Schutza, jaki
przeprowadzili żołnierze podobwodu “Wola” Armii Krajowej (wydarzenie z
1944 roku). Została ona przytwierdzona do ściany jednego z budynków przy
ulicy Rynek. Kiedy się tam pojawiła? 27 stycznia 1957 roku, czyli trzy
miesiące po odwilży październikowej. Sam napis jest przyzwoity, jednak
wygrawerowany Orzeł Biały powinien wreszcie odzyskać koronę. [Wiadomość z
ostatniej chwili! 18 czerwca 2016 roku odsłonięto w Starachowicach
ławeczkę Zdzisława Rachtana “Halnego”, sławnego podkomendnego Jana
Piwnika “Ponurego”. To właśnie “Halny” przyczynił się do budowy
kapliczki na Wykusie i pomnika “Ponurego” w Wąchocku. Odpowiadał też za
sprowadzenie zwłok Piwnika do Ojczyzny. Autorem rzeźby Rachtana jest
Karol Badyna, profesor Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w
Krakowie. Więcej na ten temat przeczytacie w newsach: “Piękna ławeczka
Halnego stanęła w Starachowicach” (Kazimierz Cuch, elektroniczna edycja
kieleckiego “Echa Dnia“) i “W Starachowicach upamiętnią Zdzisława
Rachtana ‘Halnego’” (portal Onet.pl)]
[5] O nieznanych, pozytywnych aspektach działalności Mieczysława Moczara
“Mietka” (Mykoły Demki, Mikołaja Diomki) pisałam w artykule “Zastać
Polskę ludową, a zostawić narodową”. Poruszałam tę tematykę również w
tekstach “Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!” i
“Stanisław Skalski. Lotnik, bohater, nacjonalista”. Upieram się przy
stanowisku, że dla Polski byłoby lepiej, gdyby następcą Władysława
Gomułki został właśnie Moczar, a nie kosmopolita Edward Gierek. Pod
rządami “Mietka” rozwijałby się w Polsce nacjonalizm, antysyjonizm,
antybanderyzm, antygermanizm, militaryzm i ruch przeciwko polonofobii.
Możliwe byłyby także pierwsze próby upamiętnienia bohaterów NSZ (gwoli
jasności: Mieczysław Moczar utrzymywał, że niektórzy eneszetowcy
kolaborowali z Niemcami, ale pozostali byli OK i dlatego należy im się
szacunek. Nie słyszałam, żeby jakikolwiek inny komunista wysuwał podobne
postulaty. Zdaje się, że “Mietek“ był pierwszy i ostatni). Pozwolę
sobie przytoczyć intrygujące słowa prof. Pawła Wieczorkiewicza:
“Człowiek, który strzelał się z żołnierzami Narodowych Sił Zbrojnych i
występował, co się nie udało tym razem, za uznaniem eneszetowców za
kombatantów” (wypowiedź z 15 stycznia 2007 roku. Link do podcastu
znajduje się w artykule “Dlaczego kat AK nie został I sekretarzem?”
zamieszczonym w serwisie PolskieRadio.pl). Dorzucę jeszcze zdanie z
pewnej publikacji dziennikarskiej: “Gdy kilka lat później zasiadł na
fotelu ministra spraw wewnętrznych, walczył o uznanie bojowników AK i
NSZ za kombatantów” (Rafał Natorski, “Odpowiadał za torturowanie i
mordowanie żołnierzy podziemia”, Facet.wp.pl). To tyle o Moczarze. Teraz
trochę o jego rywalu. Otóż Gierek był prototypem Tuska. Miłośnikiem
cudzoziemszczyzny, postępackim jewropejczykiem, osobnikiem lekkomyślnym i
krótkowzrocznym. Nie miał w sobie nic z narodowca. Poza tym, zrujnował
polską gospodarkę, a jego długi trzeba było spłacać do roku 2012.
[6] Iwańczyk to kolejne zbowidowsko-moczarowskie dziwadło rzucające
wyzwanie logice klasycznej. Człowiek ten (urodzony i zmarły w Jasieńcu
Iłżeckim Górnym) rozpoczął działalność konspiracyjną w ZWZ-AK, ale potem
zorganizował lewicową bojówkę “Świt”, która następnie przyrzekła
wierność GL/AL. Wyraźnie rozczarował się Armią Krajową, lecz zachował do
niej pewien sentyment, co widać w książce “Echa puszczy jodłowej”. Do
tego kociołka dosypywał jeszcze trwałe, szczere, nieskrywane uznanie dla
Batalionów Chłopskich. Był skomplikowaną, dwuznaczną postacią.
Przypominał Mieczysława Moczara, który - jakkolwiek szokująco to zabrzmi
- w czasie wojny miał pewne związki z AK i BCh. Bo Moczar, moi drodzy
Czytelnicy, dowodził kiedyś koalicją AL-AK-BCh-Sowieci, która starła się
z Niemcami pod Rąblowem (Lubelszczyzna, okolice Puław, 14 maja 1944
roku). Bitwa oficjalnie uchodzi za nierozstrzygniętą, jednak historycy
potwierdzają, że żołnierze Armii Ludowej, Armii Krajowej, Batalionów
Chłopskich i ZSRR zadali wówczas Niemcom ogromne straty. Później, jak
wiemy, “Mietek” stał się prześladowcą akowców. Jako szef Wojewódzkiego
Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi splamił swoje ręce krwią wielu
patriotów (o tych mrocznych, ubeckich czasach opowiada audycja RWE i
drugoobiegowa książka “Byłem więźniem Moczara”). Po roku 1956 Mieczysław
Moczar z powrotem został przyjacielem Armii Krajowej i Batalionów
Chłopskich. Niestrudzenie promował te organizacje w życiu publicznym.
Wiadomo, że szukał sobie poparcia, bo chciał zostać I sekretarzem KC
PZPR, ale dzięki swoim staraniom popchnął peerelowską politykę
historyczną na właściwe tory. Życiorysy takich osób, jak Mieczysław
Moczar czy Eugeniusz Wiślicz-Iwańczyk (Eugeniusz Iwańczyk “Wiślicz”) są
niesłychanie trudne do ocenienia. Trzeba je rozbijać na drobne
kawałeczki i dokładnie wskazywać, co jest chwalebne, a co karygodne.
Ilekroć o tym myślę, przypomina mi się piosenka “Karma Chameleon”
brytyjskiego zespołu Culture Club: “Kameleon karmy. Przychodzisz i
odchodzisz. Przychodzisz i odchodzisz. Miłość byłaby łatwa, gdyby Twoje
kolory były jak w moich snach. Czerwony, złoty i zielony. Czerwony,
złoty i zielony” (czerwony - AL, złoty - AK, zielony - BCh).
Skoncentrujmy się jednak na Iwańczyku. Niestety, lewicowy partyzant z
Jasieńca Iłżeckiego Górnego również był “kameleonem karmy”. On też
potrafił być podły wobec akowców. Zdarzało się, że nie oszczędzał nawet
zmarłych, którzy nie mogą się już bronić*.
* Aby się o tym przekonać, należy zajrzeć do artykułu “Czterdziesty
pierwszy męczennik” (autor: Grzegorz Sado. Tekst ukazał się pierwotnie w
“Naszym Dzienniku” z 28 listopada 2009 roku. Kopię materiału
zamieszczono w prawicowym serwisie IAP - Interaktywna Polska).
Publikacja traktuje o losach księdza Stanisława Domańskiego “Cezarego“,
wikariusza kościoła Świętego Zygmunta w Siennie (powiat iłżecki). Przed
wojną Domański, świeżo wyświęcony duchowny, był lokalnym społecznikiem,
przyjacielem młodzieży, autorytetem miejscowej ludności. Podczas
okupacji niemieckiej służył jako kapelan ZWZ-AK, współpracował z
oddziałem Antoniego Hedy “Szarego”. W roku 1945 kapłan zdecydował się
kontynuować działalność konspiracyjną, tym razem wymierzoną w reżim
stalinowski. Założył antykomunistyczną organizację podziemną, która
dzisiaj uchodzi za jedno z wcieleń ROAK - Ruchu Oporu Armii Krajowej.
Pod tym pojęciem rozumie się lokalne ugrupowania poakowskie, które “nie
miały (…) scentralizowanego kierownictwa politycznego i
organizacyjnego”. Oddział “Cezarego” był fenomenem w skali Kraju. Sam
dowódca, jako ksiądz, nigdy nie uczestniczył w akcjach zbrojnych,
ograniczając się wyłącznie do walki propagandowej. Natomiast jego
podwładni, świeccy żołnierze, prowadzili coś w rodzaju “dorywczej”
działalności partyzanckiej. Nie mieszkali w lasach, tylko w normalnych
domach, zupełnie jak cywilni konspiratorzy. Wszystko wskazuje na to, że
byli także najbardziej pacyfistyczną grupą Żołnierzy Wyklętych w Polsce
Ludowej. Grzegorz Sado pisze wprost: “Ksiądz Stanisław Domański
akceptował działalność o charakterze samoobrony, a nigdy nie dopuszczał
do bezsensownego rozlewu krwi. W wyniku działalności jego organizacji po
stronie sił represji nie zginął ani jeden człowiek”. Partyzanci
“Cezarego” dokonywali ataków na posterunki milicji, obezwładniali
wrogów, wykradali im broń, czasem nawet strzelali w nogi, ale zawsze
postępowali w taki sposób, żeby nikogo nie zabić. Śmiertelnie poważnie
traktowali etykę chrześcijańską i zalecenia samego Domańskiego (proszę o
wybaczenie, ale ich styl przywodzi mi na myśl dramat sensacyjny “Rambo:
Pierwsza Krew” Teda Kotcheffa. Zauważmy, że w całym filmie - pełnym
wybuchów, strzelanin i pościgów - nie dochodzi do żadnego zabójstwa.
Jedyny zgon, jaki widzimy na ekranie, to nieszczęśliwy wypadek z
udziałem policjanta, który po prostu wypada z helikoptera). Historia
dzielnego duchownego kończy się w roku 1946. Właśnie wtedy ksiądz
Domański został postrzelony, a następnie dotkliwie pobity przez
starachowickich ubeków. Czy bezpieka chciała go zgładzić? Nie wiadomo.
Pewne jest tylko to, że po skończonej “robocie” funkcjonariusze UB
przetransportowali kapłana z Sienna do Starachowic. Zawieźli go do
szpitala miejskiego. Niby próbowali pomóc rannemu, ale niezbyt gorliwie,
gdyż brutalnie ciągnęli go za nogi po ziemi. “Cezary” zmarł w
starachowickim szpitalu, dokładnie w święto Czterdziestu Męczenników.
Kilka tygodni po jego śmierci przybył do Sienna wojewoda kielecki.
Podczas przemówienia w remizie strażackiej “wyciągnął pistolet, pokazał
go zebranym i oświadczył, że broń ta należała do ks. Domańskiego, który
przy jej pomocy dokonywał napadów oraz mordował funkcjonariuszy UB i
MO”. Było to rażące oszczerstwo, i to wyjątkowo krzywdzące, gdyż dzielny
duchowny nigdy nikogo nie drasnął. Zgadnijcie jednak, kim był ów
wojewoda kielecki. Tak, macie rację. Był to Eugeniusz Wiślicz-Iwańczyk
(Eugeniusz Iwańczyk “Wiślicz”). Człowiek, który sam miał za sobą akowską
przeszłość. Tym, którzy pragną dokładniej poznać dzieje “Cezarego”,
polecam film dokumentalny “Ksiądz Stanisław Domański”. Produkcja wchodzi
w skład cyklu “Z archiwum IPN” (TVP 2008).
[7] Dziś już wiadomo, jaki los spotkał po wojnie przynajmniej jednego z
tych cudzoziemców. Przypadek został opisany w pracy naukowej “Utracone
dzieciństwo w świetle wspomnień i dokumentów świadków historii z czasów
II wojny światowej” Katarzyny Dąbrowskiej, Martyny Kieruzel i Krystyny
Pęksyk (Radom 2011. Publikacja, przygotowana pod kierunkiem dr Elżbiety
Orzechowskiej, wzięła udział w XV edycji konkursu “Historia Bliska”
2010/2011). Otóż Szaława Gogiebaszwili “Polityk” powrócił do ZSRR. W
ojczyźnie doświadczył bolesnej niesprawiedliwości: został uznany za
zdrajcę narodu i zesłany do obozu pracy. Gdy wyszedł z łagru, postanowił
odnaleźć swoich polskich kolegów, dawno niewidzianych partyzantów
Batalionów Chłopskich. W październiku 1963 roku wysłał do Polski list
adresowany do Tadeusza Wojtyniaka “Bacy”. Nie zdawał sobie sprawy z
faktu, że “Baca” zginął prawie 20 lat wcześniej. Usłyszał o tym dopiero w
roku 1965, kiedy przyjechał do PRL i spotkał się ze starymi znajomymi w
redakcji radomskiego “Słowa Ludu”. Gogiebaszwili wykorzystał swój
pobyt w Polsce najpełniej, jak potrafił. Odwiedził miejsca polskiej
martyrologii oraz gospodarstwa Wojtyniaków i Gołąbków. Nie zabrakło go
również na wieczornym ognisku, podczas którego były śpiewane
partyzanckie pieśni i omawiane wydarzenia z czasów okupacji
hitlerowskiej. W wielkim spotkaniu z “Politykiem” uczestniczyła m.in.
Bogusława Wojczakowska. To właśnie ta kombatantka, była działaczka LZK
(Ludowych Zespołów Kobiecych, Ludowego Związku Kobiet) opowiedziała całą
historię autorkom opracowania “Utracone dzieciństwo…”. Nie zaszkodzi
wspomnieć, że ojciec Wojczakowskiej był jednym z najbliższych
współpracowników “Bacy”. Rodzina Bogusławy często udzielała gościny
żołnierzom “Ośki”. Niejednokrotnie dawała także schronienie Żydom
ukrywającym się przed nazistami.
[8] Chociaż Brygada Świętokrzyska NSZ popełniła inny błąd. Chłopcy,
którzy przez tyle lat dzielnie walczyli z Niemcami, ostatecznie wyszli z
Polski wraz z wycofującą się armią niemiecką (potwierdza to nawet
oficjalna witryna internetowa Związku Żołnierzy Narodowych Sił
Zbrojnych. Gdzie? W notce reklamującej album “Brygada Świętokrzyska NSZ w
fotografiach i dokumentach“ Leszka Żebrowskiego. Wersję tę podtrzymuje
również Elżbieta Cherezińska, autorka powieści “Legion“, w rozmowie z
Tadeuszem M. Płużańskim. Wywiad opublikowano w wirtualnym wydaniu “Super
Expressu“). To było bardzo nieromantyczne. Ja na ich miejscu
pozostałabym w Polsce, kontynuowałabym antystalinowskie zmagania. Gdybym
doszła do wniosku, że nie mam żadnych szans w konfrontacji z NKWD-UB,
popełniłabym honorowe samobójstwo. Owszem, poniosłabym klęskę. Ale
umarłabym przekonana, że “zachowałam się jak trzeba”. W mojej hierarchii
wartości Honor stoi wyżej niż Życie. Idealizm jest mi bliższy niż
pragmatyzm (jestem taka nienowoczesna, niepraktyczna, nieeuropejska! Co
gorsza, cenię Józefa Becka, wbrew modnym ostatnio tezom Piotra
Zychowicza! I nie, nie potępiam wybuchu Powstania Warszawskiego! Oto ja,
reinkarnacja Wandy, co nie chciała Niemca!). Wiem, że wielu akowców,
obawiających się schwytania przez gestapo, nosiło przy sobie ampułkę z
cyjankiem potasu. Józef Kuraś “Ogień” (Żołnierz Wyklęty, były bechowiec,
kontrowersyjna postać) odebrał sobie życie, kiedy został otoczony przez
UB i KBW. Emilia Malessa “Marcysia”, wdowa po Janie Piwniku “Ponurym”,
popełniła samobójstwo, gdy uświadomiła sobie, że została oszukana przez
Józefa Różańskiego (to było tak: naiwna Malessa, uwierzywszy w
zapewnienia ubeka, “wsypała” członków I Komendy Zrzeszenia “Wolność i
Niezawisłość”. Antykomuniści zostali aresztowani, chociaż mieli uniknąć
jakichkolwiek represji). Decyzja “Marcysi” przypominała - pod względem
ideowym, symbolicznym - japońskie harakiri/seppuku. Chodziło w niej
przecież o to, aby poświadczyć własną krwią, iż miało się czyste
intencje. Wracając do Brygady Świętokrzyskiej: doceniam fakt, że
eneszetowcy wyzwolili żeński obóz koncentracyjny w czeskim Holiszowie.
Podobno uratowane kobiety “w dowód wdzięczności podarowały im serduszka
uszyte z pasiaków” (Marta Brzezińska-Waleszczyk, “Pięć lektur na długi
weekend”, portal Fronda.pl). To akurat było romantyczne. Oby więcej
takich happy endów!
ZASKAKUJĄCA CIEKAWOSTKA
Na Kielecczyźnie był możliwy układ AK-AL-BCh, ale bez udziału NSZ.
Tymczasem na Porytowym Wzgórzu, gdzieś na Równinie Biłgorajskiej,
walczyły pod jednym sztandarem: AK, AL, BCh, NOW-AK i partyzantka
radziecka. NOW (Narodowa Organizacja Wojskowa) to prekursorka NSZ. W
1974 roku stanął na Porytowym Wzgórzu okazały pomnik autorstwa
Bronisława Chromego. Przedstawia on m.in. pięciu żołnierzy wyglądających
jak superbohaterowie. Cała ta historia jest tak osobliwa, że można ją
uznać za błąd w Matriksie. Przywodzi mi ona na myśl pewną powtarzalną
sekwencję z dziecięco-młodzieżowego serialu “Mighty Morphin Power
Rangers”. Sekwencję, w której pięć potężnych robotów bojowych
(Mastodont, Pterodaktyl, Triceratops, Tygrys Szablozębny i Tyranozaur)
łączy się w superpotężnego Megazorda, żeby zadać wrogowi ostateczny
cios. Każda z tych maszyn ma inny kształt i kolor. Razem są jednak
niepokonane. [Fotografia pomnika wzniesionego na Porytowym Wzgórzu:
Garnek.pl/olalli/14523383/porytowe-wzgorze-lasy-janowskie]