środa, 28 listopada 2018

O hipisie, nerdzie i kradzieży pierwszego miliona

„Pierwszy milion trzeba ukraść”

Słowa przypisywane J.K. Bieleckiemu
(cyt. za: Wikicytaty, Pl.wikiquote.org)



UWAGA! UWAGA! UWAGA!
PONIŻSZA ANALIZA ZAWIERA SPOILERY!



Tytuł oryginalny: „Pirates of Silicon Valley”
Tytuł polski: „Piraci z Doliny Krzemowej”
Reżyseria: Martyn Burke (Kanadyjczyk, rocznik 1952)
Kraj i rok produkcji: Stany Zjednoczone Ameryki 1999
Instytucja sprawcza: TNT – Turner Network Television
Gatunek: dramat/komediodramat, obyczajowy, biograficzny
Na podstawie książki Paula Freibergera i Michaela Swaine’a
„Fire in the Valley: The Making of the Personal Computer”


„Piraci z Doliny Krzemowej” to półtoragodzinny, telewizyjny film fabularny mówiący o narodzinach korporacji informatycznych Apple i Microsoft. Bohaterami… a właściwie antybohaterami… opowieści są dwaj reprezentanci branży IT, których chyba nikomu nie trzeba przedstawiać: Steve Jobs (założyciel Apple’a) i Bill Gates (twórca Microsoftu). Zostali oni sportretowani jako młodzi, ambitni i pozbawieni skrupułów przedsiębiorcy, którzy chcą zawojować świat i mają głębokie poczucie misji dziejowej. Obaj rozumieją, że ludzkość stoi u progu rewolucji informatycznej, dlatego pragną stanąć na czele tego bezkrwawego przewrotu, aby trwale zapisać się na kartach historii. Początkowo młodzieńcy działają niezależnie od siebie, lecz później ich losy krzyżują się ze sobą i coraz bardziej potwierdzają biblijną sentencję: „Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi” (Mt 20, 16)[1]. Dyskusyjną kwestią jest to, czy mamy tutaj do czynienia z dwoma równorzędnymi (anty)bohaterami, czy też z sukcesywnym protagonistą Jobsem, który finalnie zostaje zdetronizowany przez swojego perfidnego antagonistę Gatesa – niegdysiejszego współpracownika/podwykonawcę. Za tą drugą hipotezą przemawia fakt, że Steve’a poznajemy wcześniej niż Billa. Ja jednak najpierw opiszę BG, gdyż uważam go za postać o niebo ciekawszą. Film posiada aż dwóch narratorów: Steve’a Wozniaka z Apple’a i Steve’a Ballmera z Microsoftu. Są to, oczywiście, aktorzy wcielający się w role tych sławnych Amerykanów.

Firma Apple od początku swojego istnienia stawiała na maszyny łatwe w obsłudze. Dostrzegłszy ogromny potencjał w graficznym interfejsie użytkownika, zaczęła czerpać pełnymi garściami z osiągnięć przedsiębiorstwa Xerox, które już w roku 1973 skonstruowało komputer Alto umożliwiający m.in. granie w gry-strzelanki. Steve Jobs wzbogacił się szybciej niż Bill Gates, a w latach 80. wynajął Microsoft do napisania software’u dla nowoczesnego peceta Macintosh. Potem miał pretensje do Gatesa, gdy zobaczył, że rozwiązania znane z Maca (applowskie/xeroxowskie) znalazły się również w microsoftowskim oprogramowaniu Windows (1985). Rzeczony program był pierwotnie graficzną nakładką na MS-DOS, który Microsoft odkupił w 1980 r. od Tima Patersona. Niestety, DOS został wcześniej „ukradziony” (?) niejakiemu Gary’emu Kildallowi. Bill Gates zarobił krocie dzięki licencji na MS-DOS udzielonej korporacji IBM, a Kildall zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w lipcu ‘94. Według Jeffreya Younga, dziennikarza pisma „Forbes”, programista został zabity za „naszywki Harleya-Davidsona” przez karczemny gang motocyklowy[2]. Rok później BG uzyskał status najbogatszego człowieka świata. W „Piratach z Doliny Krzemowej” pojawia się postać Tima Patersona, natomiast nie ma żadnej wzmianki o Garym Kildallu i jego zagadkowej śmierci na śmietniku historii. No, ale trudno się temu dziwić. „Piraci…” mieli być opowieścią w wersji soft, a nie mrocznym kryminałem czy krwawym thrillerem.


WILLIAM „BILL” GATES
(ur. 28 X 1955 r.)


Zanim opiszę filmowego Billa Gatesa, pozwolę sobie odnotować, że prawdziwy Gates na 99% zmaga się z zespołem Aspergera – łagodnym zaburzeniem ze spektrum autyzmu[3]. Jest więc modelowym przykładem „ludożercy” rodem z wiersza Tadeusza Różewicza („Kochani ludożercy/ nie patrzcie wilkiem/ na człowieka/ który pyta o wolne miejsce/ w przedziale kolejowym/ zrozumcie/ inni ludzie też mają/ dwie nogi i siedzenie”)[4]. Jakie są główne objawy tego syndromu? Niezauważanie cudzych emocji, błędne ich interpretowanie lub nieliczenie się z nimi. Niezastanawianie się nad tym, że bliźni także myślą i czują. Dostrzeganie tylko czubka własnego nosa. Życie we własnym świecie, płomienna fascynacja jakimś tematem. Nieradzenie sobie w banalnych sytuacjach społecznych. Problem z budowaniem więzi międzyludzkich, szukanie raczej wspólnoty zainteresowań niż porozumienia dusz. Nawyki przypominające realizowanie jakiegoś algorytmu, nietolerowanie zmian w codziennej rutynie. Samotnictwo i wycofanie albo ustawianie wszystkich według własnego widzimisię. Chorobliwa nieśmiałość lub zachowywanie się jak słoń w składzie porcelany (obcesowość). Analityczność i wyrachowanie. Przemądrzałość, rzeczowy język, osobliwa intonacja głosu. Niezdarność ruchowa i różne dziwactwa (tiki, stereotypie, sensoryzmy – nadwrażliwości zmysłowe). Ekranowy BG wykazuje wiele objawów zespołu Aspergera, zatem warto obejrzeć „Piratów…” choćby dla tej znakomitej kreacji aktorskiej.

Jedną z pierwszych informacji, jakie otrzymujemy na temat Billa – z ust narratora Steve’a Ballmera, kolegi Gatesa z harvardzkiego akademika – jest spostrzeżenie, że żyje on według ściśle określonego algorytmu. „Ten facet mógł obrócić każdą ludzką sytuację w grę w pokera. Zapomnij o wykładach. Poker. Fakt, że dzisiejszej nocy świat może się skończyć? Nie ma problemu, poker. Albo: właśnie odkrywamy sens życia? Więcej pokera”[5] – opowiada Ballmer. Inną przedstawioną nam cechą BG jest gromadzenie przezeń czasopism erotycznych. „Jesteś jedynym facetem, jakiego znam, który mógłby budować meble z Playboyów” – żartuje kumpel przyszłego założyciela Microsoftu[6]. To specyficzne hobby mówi nam o Billu całkiem sporo, ponieważ skłonność do kolekcjonowania i układania różnych rzeczy jest typowa dla autyzmu. Jednocześnie Gates, który jawi się jako zapalony miłośnik nagich kobiet, nie przepada za realnym kontaktem z płcią przeciwną (woli oddawać się swoim pasjom niż „tracić czas” z prawdziwymi dziewczynami). Zresztą, zupełnie sobie nie radzi w roli uwodziciela. Gdy już próbuje kogoś poderwać, ponosi klęskę przez swoją drętwotę i nietaktowność. Dlaczego? Wedle obiegowej opinii, jednostki z zaburzeniami autystycznymi mają miejscowo zablokowane (lub wręcz zredukowane liczebnie!) neurony odpowiedzialne za zdolność do empatii. Przyczyna może więc tkwić na poziomie „hardware”, nie „software”. Brak piątej klepki, trochę jak u psychopatów.

Podczas seansu „Piratów z Doliny Krzemowej” szybko żegnamy się z wizją Billa jako studenta prestiżowej uczelni. Młody Gates rezygnuje bowiem z nauki, żeby – wraz ze swoim przyjacielem z czasów szkolnych, Paulem Allenem – pisać programy komputerowe i sprzedawać je wszystkim napotkanym producentom komputerów (na krótki czas znika nam z oczu Ballmer, jednak pozostaje on narratorem w niektórych scenach dotyczących dziejów Microsoftu). W życiu bohatera zachodzi iście rewolucyjna zmiana, lecz jego objawy wskazujące na zespół Aspergera wcale nie ustępują. Manifestują się za to nowe ekscentryzmy. Przede wszystkim, okazuje się, że chociaż BG należy już do grupy wiekowej 20+, nadal ma problem z „ogarnięciem” swojego codziennego życia. Jest wyjątkowo fajtłapowaty, roztargniony i źle zorganizowany, ciągle coś gubi albo czegoś zapomina, wchodzi nawet w konflikt z prawem za nieprzepisową jazdę samochodem. Są to bardzo poważne sygnały, iż młodzieniec może mieć lekki kłopot z prawą półkulą mózgową – dokładnie tą samą, która odpowiada za relacje międzyludzkie. Tymczasem lewa półkula działa u niego na pełnych obrotach (programowanie komputerów, analizowanie rynku IT, robienie korzystnych dla MS interesów). Bill jest tak niesamodzielny, że musi – przynajmniej na początku swojej kariery biznesowej – wozić ze sobą rodzoną matkę. W kontrahentach wzbudza raczej negatywne odczucia, bo jest zaniedbany, niehigieniczny i ogólnie „chłopaczkowaty”.

Z badań wynika, że mężczyźni autystyczni są mniej męscy od swoich rówieśników, a kobiety – mniej kobiece. Chodzi tutaj o rysy twarzy: proporcje, odległości itp[7]. Powszechnie uważa się również, że dorośli z zespołem Aspergera wyglądają nienaturalnie młodo jak na swój wiek (np. 30-latkowie mogą sprawiać wrażenie 18-latków). Czym to może być spowodowane? „Zaskakujący jest stan fizyczny osób niedojrzałych emocjonalnie. Zazwyczaj wyglądają na młodsze niż są w rzeczywistości” – podaje studentka psychologii Monika Wilk na stronie Psychika.net[8]. Ludzie dotknięci zespołem Aspergera mają normalny, a często nawet wysoki iloraz inteligencji, ale pod względem kompetencji społecznych przypominają „dzieci w ciałach dorosłych”. Wielu z nich cechuje się także dziwną prozodią wypowiedzi. Osobnik taki może mówić powoli, beznamiętnie i mrukliwie, albo odwrotnie – głośno popiskiwać dziecinnym głosikiem. Niektórzy prawie w ogóle nie mówią, bo mają jakąś blokadę wewnętrzną (mutyzm wybiórczy). Czasem zespół Aspergera wiąże się z drobnymi anomaliami w ekspresji twarzy. Osoba z tym syndromem może wiecznie zachowywać „twarz pokerzysty” (martwą, kamienną, lodowatą fizjonomię) bądź wyróżniać się nadmierną, przesadną, wyolbrzymioną mimiką. Najpowszechniejszą oznaką „aspergeryzmu” jest jednak unikanie kontaktu wzrokowego. Problem ów bywa dostrzegalny już u małych dzieci. Oczywiście, nie każdy „aspie” musi mieć ten sam zestaw objawów zaburzenia.

W latach 70. i 80. (tudzież jeszcze na początku lat 90.) XX wieku Bill Gates wyglądał na indywiduum dużo młodsze niż w rzeczywistości oraz dysponował rześkim głosem, jakiego nie powstydziłby się nastoletni licealista. Oglądając „Piratów z Doliny Krzemowej”, nie mamy możliwości podziwiania tych cech, albowiem cały czas obserwujemy aktora, a nie prawdziwego szefa Microsoftu. Wypada jednak odnotować, że inne postacie reagują na Billa jak na niezwykle młodego chłopaka. Jest to tym istotniejsze, że nikt nie traktuje w podobny sposób filmowego Steve’a Jobsa (będącego przecież w tym samym wieku co Gates!). Zwróćmy również uwagę na fakt, iż odtwórca roli BG wydaje z siebie dość wysokie dźwięki, szczególnie w scenach, w których nerdowaty[9] przedsiębiorca mocno się złości/denerwuje. Czy ekranowy Bill utrzymuje kontakt wzrokowy z innymi ludźmi? Raczej tak, lecz czasem z pewnym wysiłkiem (to akurat można wyjaśnić nieszczerością i brudnymi intencjami). Mimika Gatesa z „Piratów…” nie oddaje w pełni karykaturalnej ekspresji twarzy, jaką odznacza się autentyczny założyciel MS. Prawdziwy BG często chichocze i prezentuje – choćby półgębkiem – szelmowskie uśmieszki, jakby miał nieudolnie skrywany ubaw ze swoich słuchaczy. Zarówno realny, jak i udawany Bill wykazują niekiedy objaw typowy dla cięższych odmian autyzmu. Chodzi tutaj o charakterystyczne, mimowolne kołysanie się w przód i w tył, uskuteczniane w chwilach głębokiej zadumy[10].

Zespół Aspergera nie jest chorobą, tylko całościowym zaburzeniem rozwojowym, ale generuje tyle przykrości w życiu jednostki, że faktycznie grozi chorobami i zaburzeniami psychicznymi. Jedną z psychopatologii, które nagminnie spotyka się u „aspies”, jest nerwica natręctw, czyli zaburzenie obsesyjno-kompulsywne. Filmowy Bill Gates co najmniej czterokrotnie pada ofiarą własnych wątpliwości, wyrzutów sumienia, intruzywnych myśli oraz katastroficznych wizji. Incydent pierwszy: gdy Steve Ballmer „siłą” zaciąga BG do baru ze striptizem, przyszły założyciel Microsoftu nagle wpada w panikę, bo przypomina sobie, że nie napisał programu ładującego (w związku z tym Paul Allen nie zdoła zaprezentować Edowi Robertsowi oprogramowania dla maszyny Altair 8800, a wtedy Gates będzie musiał zostać na Harvardzie i pożegnać się z karierą programisty). Incydent drugi: gdy Bill wybiera się do Albuquerque w celu przeprowadzenia negocjacji biznesowych z Robertsem, niespodziewanie kamienieje ze strachu, po czym uzasadnia swoją reakcję: „Właśnie pomyślałem o Harvardzie. To zaraz minie”. Incydent trzeci: gdy BG słyszy, że jego sąsiad z motelu (któryś ze współpracowników?) spędza upojną noc z prostytutką, pyta retorycznie: „Rzuciłem Harvard w imię czegoś takiego?”. Incydent czwarty: gdy Gates i Ballmer (sprowadzony do MS w 1980 r.) czekają, aż Allen wróci z rozmów z Timem Patersonem, nasz ulubieniec dramatyzuje: „Całe moje życie wisi na włosku!”.

Skoncentrujmy się jednak na objawach stricte autystycznych. W pierwszej połowie „Piratów…” mamy scenę, w której Bill Gates, Paul Allen i jeden z zatrudnionych przez nich studentów ciężko pracują nad oprogramowaniem dla różnych prymitywnych komputerów. Nagle rozbrzmiewa – odtworzony przez BG – plik lub nośnik danych ze staroświecką muzyką. Paulowi robi się wówczas słabo. Tak słabo, że zarzuca Billowi, iż „znowu” włącza piosenki Franka Sinatry, których pozostali pracownicy Microsoftu nie są już w stanie słuchać. Niby nieistotny drobiazg, ale informuje nas o dwóch ciekawych ekscentryzmach Gatesa. Primo: założyciel MS jest człowiekiem niezależnym umysłowo, który – także w kwestii upodobań muzycznych – polega wyłącznie na własnym guście i nie próbuje się dostosowywać do aktualnych mód obowiązujących wśród młodych ludzi. Nie ma w tym nic zdrożnego, lecz to swoiste wolnomyślicielstwo stanowi ewidentny dowód na bycie outsiderem niezważającym na opinię „demokratycznej większości”. Prawdopodobnie Bill nawet nie wie, co jest obecnie „na topie” w jego grupie wiekowej, gdyż nie chodzi na imprezy i nie interesuje się cudzym życiem. To ostatnie, niestety, podpada pod „dostrzeganie tylko czubka własnego nosa”. Secundo: jęk Allena („znów Frank Sinatra!”) uzmysławia nam, że BG praktycznie nie zmienia repertuaru – odtwarza wciąż te same kawałki, na okrągło, aż do znudzenia. Czyż nie jest to… typowe dla autyzmu umiłowanie powtarzalności?

Pospolitą wadą „aspergerowców” jest ich jednostronna i monotematyczna komunikacja z otoczeniem. Osoby dotknięte zespołem Aspergera nie przepadają za ploteczkami ani pogawędkami, ale potrafią godzinami rozprawiać o swoich pasjach bądź uzewnętrzniać się do granic ekshibicjonizmu psychicznego. Ich wywody są kwieciste i treściwe, naszpikowane literackim i specjalistycznym słownictwem. Uderzający jest jednak fakt, że autorzy tych monologów nie wykazują zainteresowania wiedzą, poglądami ani przeżyciami innych ludzi. Często nawet nie zauważają albo mają w nosie, że słuchacze są znudzeni/zażenowani tymi wykładami lub zwierzeniami. W „Piratach z Doliny Krzemowej” mamy taki fragment, w którym Bill – prowadzący samochód – z zapałem opowiada koledze o tym, jaki to genialny wzór matematyczny wymyślił. Jednocześnie ignoruje samego kolegę, który rozpaczliwie błaga go o zmniejszenie prędkości jazdy. Dalszy ciąg tej sekwencji: nakręcony Gates zatrzymuje auto i namawia swojego towarzysza do porwania – dla hecy – dwóch stojących nieopodal buldożerów. Widzimy tutaj, że pozornie „sztywny” nerd też umie być spontaniczny, ale jest w tym szalenie infantylny niczym mały chłopiec uwięziony w ciele dorosłego mężczyzny. Na skutek omawianego wybryku zostaje zniszczony samochód należący do Paula Allena. Kiedy współzałożyciel Microsoftu wyraża ubolewanie z powodu tego zdarzenia, Bill nie okazuje skruchy ani współczucia (jak obojętny półpsychopata!).

Ekranowy BG nie jest bohaterem dynamicznym, albowiem liczne przywary trapiące go na początku filmu towarzyszą mu także w późniejszych scenach. A trzeba przyznać, że „Piraci…” wyróżniają się dość rozległym czasem fabularnym. Zasadnicza akcja opowieści rozgrywa się w latach 1971-1985, jednak mamy tam również nawiązania do roku 1997 (Bill Gates jako Wielki Brat dominujący nad przegranym Steve’em Jobsem) tudzież słowne odwołania do dzieciństwa/nastoletniości szefa Microsoftu. Gdy poznajemy Gatesa jako studenta Uniwersytetu Harvarda (1974), otrzymujemy sugestię, że ma on kłopot z zachowaniem schludnego wyglądu oraz porządku w swoim najbliższym otoczeniu. „Nasze pokoje były jak kasyno. Ściślej mówiąc, zabałaganione kasyno” – brzmi fragment narracji Steve’a Ballmera. BG nie wyrasta z niechlujności praktycznie do końca filmu. Weźmy na przykład okres, w którym mieszka on i pracuje w Albuquerque na południu USA. Sprowadzona przez niego matka musi mu stale przypominać: „Umyj/uczesz włosy”, „Zmień koszulę”. W latach 80., gdy Microsoft ma już za sobą pierwsze istotne sukcesy, obcy fotoreporter spostrzega, że Gates paraduje w brudnych, dziurawych i niegustownych ubraniach. Dlaczego podkreślam akurat tę cechę? Bo „aspies” często mają problem z przestrzeganiem higieny osobistej. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest ich nadwrażliwość zmysłowa – na mydło, szampon do włosów, pastę do zębów, proszek do prania, drażniące tkaniny itd.

Kiedy Bill tłumaczy swoją filozofię biznesową, używa wyrażeń „przetrwać” i „być potrzebnym”. Myślę, że chodzi tu o coś więcej niż tylko o utrzymanie się na rynku i kreowanie potrzeb konsumentów. To są osobiste pragnienia niepełnosprawnej, wkraczającej w dorosłe życie jednostki, która ma świadomość, że jest słaba, ale musi jakoś funkcjonować w socjaldarwinistycznym społeczeństwie amerykańskim. Nie będzie przecież wiecznie polegać na rodzicach ani na kolegach z akademika. Ta naturalna obawa o własną przyszłość – połączona z udziałem w wyścigu szczurów – popycha Gatesa w kierunku czynów wysoce nieetycznych[11]. Gdyby Bill był przyzwoitym obywatelem, zapewne skończyłby studia i podjąłby pracę na jakimś mało eksponowanym stanowisku (zgodnym z uzdolnieniami i zamiłowaniami). Tylko tyle i aż tyle mógłby uczciwie osiągnąć w swoim niełatwym położeniu. Ale BG usiłuje oszukać przeznaczenie. Pcha się do biznesu, choć nie jest do niego stworzony. Kłamie, kradnie, wprowadza w błąd, uprawia wampiryzm energetyczny, działa metodą faktów dokonanych, ponieważ samą pracą i osobowością nie potrafi pokonać swoich konkurentów. Mijanie się z prawdą to główny oręż raczkującego Microsoftu. Gates i spółka zaczynają od drobnych, niegroźnych kłamstewek, a kończą na wielkich, poważnych hochsztaplerstwach (takich jak okantowanie IBM-u). Łgarstwem założycielskim MS są słowa Billa wypowiedziane przez telefon do Eda Robertsa: „Z tej strony Paul Allen…”.


STEVEN „STEVE” JOBS
(ur. 24 II 1955 r., zm. 5 X 2011 r.)


Drugi – a właściwie pierwszy, bo zaprezentowany w pierwszej kolejności – antybohater „Piratów z Doliny Krzemowej” nie był człowiekiem tak głęboko zaburzonym jak jego autystyczny rywal. Nie ulega jednak wątpliwości, że miał problemy z samym sobą (narcyzm kliniczny), a za ich przyczynę uznaje się traumę z dzieciństwa i wynikający z niej kryzys tożsamości. Steve Jobs pojawił się na świecie… przez przypadek. Urodziła go bowiem niemiecko-szwajcarska katoliczka Joanne Schieble, która zaszła w nieplanowaną ciążę z syryjskim muzułmaninem Abdulfattahem al-Jandalim. Steve – jako niemowlę „wpadkowe” i pochodzące z kontrowersyjnego związku – został oddany do adopcji, czyli wcześnie oddzielony od matki biologicznej, co z pewnością zachwiało jego poczuciem bezpieczeństwa. Małego, mieszanego rasowo chłopca przygarnęło bezdzietne małżeństwo: Paul Jobs (kalwinista o burzliwym życiorysie) i Clara z domu Hagopian (córka ormiańskich imigrantów). Państwo Jobsowie otoczyli Steve’a należytą opieką, ale nie ustrzegli go przed trudnymi pytaniami typu: „Kim jestem?”, „Dlaczego rodzice mnie porzucili?”, „Czemu Paul i Clara wybrali akurat mnie?”, „Po co ja się urodziłem?”, „Czy jestem komukolwiek potrzebny?”. Przyszły założyciel Apple’a długo szukał dla siebie miejsca na tym łez padole. Głównie poza domem – w subkulturach młodzieżowych i alternatywnych ruchach społecznych (hipisi, konsumenci LSD, frutarianie, weganie, głosiciele wierzeń Wschodu).

Taki jest też filmowy Steve Jobs, którego poznajemy jako zbuntowanego nastolatka noszącego brodę, długie włosy i luźne ubrania (rok 1971). Ten wczesny SJ sprawia wrażenie standardowego produktu swojej epoki, ale wydaje się lepiej (od innych wywrotowców) rozumieć, w jakim kierunku pójdą oczekiwane zmiany społeczne. W jednej z pierwszych scen Jobs – wraz ze swoim przyjacielem, obiecującym wynalazcą Steve’em „Wozem” Wozniakiem – bierze udział w charakterystycznych dla tamtych czasów zamieszkach studenckich. Po chwili młodzieńcy wycofują się na bezpieczną odległość, a SJ mówi z politowaniem o protestujących przeciwnikach wojny wietnamskiej: „Ci faceci myślą, że są rewolucjonistami. Ale nimi nie są. To my nimi jesteśmy”. Chodzi mu o to, że on i Woz zajmują się udoskonalaniem nowych technologii, a to właśnie urządzenia teleinformatyczne zmienią kiedyś oblicze Ziemi. Steve wierzy, że człowiek przyszłości będzie wyemancypowanym indywidualistą, lecz nie osiągnie tego statusu dzięki przewrotowi politycznemu, tylko dzięki pomysłowym sprzętom umożliwiającym swobodną komunikację między obywatelami. W opinii Jobsa taki scenariusz jest „nie na rękę” obecnemu establishmentowi oraz szeroko pojętym środowiskom konserwatywnym. Wkrótce nasz antysystemowiec dojdzie do wniosku, że nic się na świecie nie poprawi, dopóki nie zostanie przełamany monopol korporacji informatycznej IBM (produkującej duże komputery dla „skostniałych” instytucji).

Dwaj Steve’owie dorastają w Kalifornii, a dokładnie – na ziemiach wchodzących w skład Doliny Krzemowej. Codziennie mają kontakt z ludźmi świetnie znającymi się na elektronice. Jedną z osób, które wywierają szczególny wpływ na życie SJ i SW, jest tajemniczy jegomość znany pod pseudonimem Captain Crunch[12]. Dzięki jego wiedzy i sprytowi Wozniak opracowuje Blue Box – niewielki gadżet pozwalający na darmowe (aczkolwiek nielegalne) telefonowanie do wszystkich zakątków globu. Już na tym etapie działalności Steve’ów zaczyna się zarysowywać wyraźny podział ich pracy. „Ja budowałem Boxy, a Steve je sprzedawał” – opowiada narrator Woz. Gdy SW stwierdza, że dalsza produkcja Blue Boxów może być niebezpieczna, postanawia własnoręcznie zbudować komputer osobisty. I tutaj znów niespodzianka. Okazuje się, że SJ (który w XXI wieku „obdaruje” ludzkość iPodami, iPadami i iPhone’ami) nie jest zbyt zadowolony z tego śmiałego konceptu! „Potrzebujemy Blue Boxów, nie komputerów” – marudzi przyszły założyciel Apple’a. Młody Jobs nie widzi w maszynach liczących nic atrakcyjnego, ponieważ prowadzi intensywny tryb życia, a komputery stacjonarne zmuszają swoich użytkowników do monotonii i zamknięcia w czterech ścianach. Komuś takiemu, jak on, marzy się zaawansowane urządzenie mobilne lub przynajmniej lekki, przenośny pecet. Ten sen ziści się dopiero w styczniu 1984 r., kiedy firma Apple wypuści na rynek poręczny i multimedialny komputer Macintosh.

Pierwszy PC skonstruowany przez Wozniaka przypadkowo staje w płomieniach. Majsterkowicz nie zraża się jednak tym niepowodzeniem i wkrótce buduje następny komputer, który przejdzie do historii jako Apple I. SW i SJ – prawdziwe papużki nierozłączki – prezentują wynalazek na zebraniu Homebrew Computer Club. Ku ich zaskoczeniu urządzenie spotyka się z ogromnym entuzjazmem klubowiczów. Wtedy też wychodzi na jaw kolejna cecha Jobsa: charyzma, showmaństwo, dryg oratorski. Mimo że to Woz zbudował Apple I, całą uwagę skupia na sobie SJ, który wygłasza improwizowaną przemowę do sporej grupy komputerowców. Od tego momentu (chociaż pierwsze symptomy były dostrzegalne już w czasach handlowania Blue Boxami) możemy mówić o żerowaniu Jobsa na talencie Wozniaka. Staje się to szczególnie widoczne w scenie, w której do garażu będącego pierwszym warsztatem Apple’a przyjeżdża doświadczony inwestor Mike Markkula. Przybysz nieopatrznie nazywa SW „pracownikiem nr 1”, a SJ – „pracownikiem nr 2”. Słowa te doprowadzają Jobsa do irytacji. Młodzieniec stanowczo podkreśla, że to on, a nie Woz, jest „pracownikiem nr 1”, ewentualnie „pracownikiem nr 0”. Skromny Wozniak deklaruje, iż dla niego owe liczby „nie mają znaczenia”. Wynalazca chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, co to znaczy być „pracownikiem nr 1” lub „pracownikiem nr 2”. Na razie faktycznie jest to nieistotne, ale gdy w grę wejdą grube miliony dolarów, sława medialna i pozycja społeczna…!

Powiedzmy sobie szczerze: Steve Wozniak to jedyna uczciwa – lecz szokująco naiwna – postać w tym 95-minutowym filmie. O jego nieskazitelnym charakterze świadczy chociażby fakt, że pozostaje on lojalny wobec swojego pierwszego pracodawcy, firmy Hewlett-Packard (SW podpisał niegdyś kontrakt, zgodnie z którym HP ma mieć pierwszeństwo patentowe do każdej maszyny Woza. A ponieważ Apple I powstał w okresie, kiedy Wozniak był jeszcze zatrudniony w Hewletcie-Packardzie, prostoduszny konstruktor decyduje się oddać swoje dzieło potężnemu chlebodawcy. Na szczęście, niewyczuwające „ducha czasu” przedsiębiorstwo odrzuca ów niepozorny „gadżet dla zwykłych ludzi”). Po drobnym sukcesie, jakim było ciepłe przyjęcie Apple I przez członków klubu komputerowego, nadchodzi pierwsze przełomowe dokonanie. Rewolucyjny pecet Apple II (z niespotykaną w latach 70. kolorową grafiką) robi furorę na targach komputerowych w San Francisco. Nowy wynalazek SW tak bardzo podoba się klientom, że praktycznie nie wykazują oni zainteresowania innymi prezentowanymi tam maszynami, np. urządzeniem Altair 8800. Jak nietrudno odgadnąć, sytuacja ta mocno niepokoi – obecnych w pomieszczeniu – Billa Gatesa i Paula Allena. Chociaż gawiedź gromadzi się wokół peceta Apple II, Steve Jobs czuje się, jakby to on, nie zaś komputer czy jego twórca, był obiektem fascynacji tłumu. „Po raz pierwszy w życiu ludzie przychodzą do mnie, a nie ja do nich” – mówi uradowany SJ do SW.

Zauważmy, że w miarę rozkręcania się działalności gospodarczej buntowniczość Jobsa zaczyna blednąć i tępieć. Dopóki młodzieniec pracował dorywczo i pomagał Wozowi w rozprowadzaniu Blue Boxów, był bezkompromisowym antysystemowcem kontestującym zastany porządek społeczny oraz reguły obowiązujące w świecie dorosłych. Gdy jednak pojawia się szansa na zdobycie pokaźnego majątku, hipisowska kontrkulturowość ustępuje miejsca postawom bardziej konformistycznym. Jaskrawymi oznakami tej psychologicznej metamorfozy są radykalne zmiany w wizerunku Steve’a. Najpierw znika broda i długie włosy. Potem zostają zgolone wąsy, a na grzbiecie ląduje elegancki garnitur… Z całym szacunkiem dla zmarłego założyciela Apple’a, ale ta zdumiewająca ewolucja przywodzi mi na myśl stopniową degenerację Świń z „Folwarku Zwierzęcego” George’a Orwella[13]. Jak pamiętamy, Świnie przewodziły zwierzęcej rebelii i głosiły antyludzkie hasła. Wraz z upływem czasu zaczęły jednak przejmować cechy swoich dawnych ciemiężycieli, a ostatecznie stanęły na dwóch nogach, przywdziały ludzkie ubrania i zagrały w karty z przedstawicielami gatunku Homo sapiens. Co się tyczy SJ, w drugiej połowie „Piratów…” wypowiada on zaskakujące słowa: „Przegapiliśmy Wietnam. To jest nasz Wietnam”. Na końcu filmu Jobs zostaje przykładnym mężem i ojcem, choć wcześniej gardził (?) instytucją małżeństwa, uprawiał wolną miłość i nie chciał mieć nic wspólnego ze swoją nieślubną córką Lisą.

Wątek nieplanowanego ojcostwa Steve’a Jobsa jest w „Piratach…” mocno wyeksponowany. Zagadnieniu temu poświęcono kilka osobnych scen, poza tym wraca się do tej sprawy również przy innych okazjach. Reżyser ostro napiętnuje bohatera za wypieranie się „wpadkowej” córeczki. Szkoda, że nie jest równie bezlitosny wobec matki dziecka[14], która nie powinna była sypiać z niezrównoważonym facetem, w dodatku niebędącym jej legalnym współmałżonkiem. Dlaczego „niezrównoważonym”? Bo już na długo przed „wpadką” SJ miewał nieadekwatne do sytuacji napady złości, zażywał środki odurzające, korzystał z usług psychoterapeuty, a nawet pielgrzymował do Indii, żeby tam zrozumieć samego siebie. Każda poczytalna kobieta o prawidłowo rozwiniętej inteligencji potrafi przewidzieć konsekwencje pójścia do łóżka z osobnikiem płci przeciwnej. Nie ma absolutnie nic niewinnego w zajściu w przedmałżeńską ciążę. A tymczasem kochanka Jobsa jest nam prezentowana jako anielska istota, wręcz Madonna z Dzieciątkiem, którą „podły Steve” wykorzystał i zostawił. Wracając do wspomnianych wcześniej napadów złości: ten problem nasila się wraz z upływem czasu. SJ coraz łatwiej wpada w gniew. Ponadto ma skłonność do ubliżania innym ludziom, poniżania ich, werbalnego znęcania się nad nimi. Szef Apple’a zmusza swoich pracowników do pracy ponad siły (90 godzin tygodniowo i więcej!), a gdy nie spełniają jego wygórowanych oczekiwań, obrzuca ich niewyszukanymi obelgami.

Po spektakularnym sukcesie maszyny Apple II, dzięki któremu przedsiębiorstwo dwóch Steve’ów stało się jednym z liderów branży IT, następuje długotrwała stagnacja. Coraz bardziej sfrustrowany SJ – który ma już pewne doświadczenie w strojeniu się w cudze piórka – postanawia dokonać czynu nagannego etycznie. Otóż załatwia sobie i garstce swoich ludzi przepustkę do instytutu badawczego Xerox PARC, żeby zobaczyć ukrywany przed światem komputer Alto z graficznym interfejsem użytkownika, a następnie go odwzorować i zaprezentować opinii publicznej jako oryginalny twór Apple’a. Adele Goldberg, menedżerka grupy inżynierów, którzy opracowali urządzenie, jest załamana decyzją władz Xeroxa. Ma świadomość, że Alto to rewolucyjny wynalazek, a Steve Jobs chce go ukraść prawowitym właścicielom[15]. Jednakże ta Kasandra przemysłu high-tech postępuje w sposób, jakiego nie powstydziłaby się poddana japońskiego cesarza: wbrew własnemu sumieniu wykonuje rozkaz przełożonych i pokazuje konkurentom arcydzieło swojego zespołu[16]. Kilka lat później PC Alto podbija rynek jako applowski Macintosh[17]. Zanim do tego dochodzi, SJ sam zostaje potraktowany tak, jak niegdyś potraktował rudowłosą Goldberg. Młodzieniec wpuszcza do siedziby Apple’a delegację Microsoftu i prezentuje Gatesowi oraz jego kumplom prototyp Maca. A potem jest wściekły, kiedy odkrywa, że rywale skopiowali macowskie oprogramowanie i sprzedają je jako system operacyjny Windows.


„Niedzielne ofiary i oprawcy niedzielni.
Każdy ponad każdym, wszyscy najmądrzejsi”


White House Records & WWO,
„Każdy ponad każdym” (2004)



REFLEKSJE PO SEANSIE

„Piraci z Doliny Krzemowej” to film intrygujący zarówno pod względem treści, jak i formy. Dzieło rozpoczyna się nawiązaniem do słynnej reklamy Apple’a z lat 80. XX wieku, której akcja rozgrywa się w realiach powieści „Rok 1984” George’a Orwella. Narrator Steve Wozniak zwraca uwagę na pokazany w wideogramie olbrzymi teleekran z twarzą Wielkiego Brata. Stwierdza, że antyutopijna wizja z reklamy urzeczywistniła się w 1997 r., gdy na podobnym ekranie wyświetlono świętoszkowatą fizjonomię Billa Gatesa, od teraz ważnego udziałowca firmy Apple. Po tym wstępie cofamy się w czasie do lat 70., żeby uzyskać odpowiedź na pytanie: „Jak do tego doszło?”. Akcja właściwa „Piratów…” jest więc retrospekcją, powoli zmierzającą do wydarzeń roku 1983 (kręcenie wiadomej reklamy) i 1997 (tryumf Gatesa nad Jobsem). „Piraci z Doliny Krzemowej” to produkcja wypełniona typowo amerykańskim poczuciem humoru. Zawarty w niej komizm słowny i sytuacyjny nie jest może komizmem najwyższych lotów, ale potrafi łatwo i skutecznie rozbawić widza. Oglądając analizowany film, trudno nie zauważyć licznych analogii fabularnych, które mają udowodnić, że SJ i BG są siebie warci. Zdanie „Dobrzy artyści kopiują, wielcy kradną” pada w „Piratach…” dwukrotnie, zupełnie jak refren prostej piosenki. A skoro już o piosenkach mowa: w obrazie wykorzystano fragmenty wielu chwytliwych utworów z czasów młodości Steve’a i Billa (np. The Guess Who – „No Time”). Podkreślają one klimat tamtej zwariowanej epoki.

Mam 27 lat, używam komputera codziennie (z kilku- i kilkunastodniowymi przerwami) od 5 roku życia. To jest 81,48% mojego żywota. Od początku tej przygody aż do dnia dzisiejszego korzystam z systemów operacyjnych MS Windows. W moim domu były kolejno: Windows 95, Windows 98, Windows 2000, Windows XP, Windows Vista i Windows 10 (wcześniej trafił mi się „komputer domowy” Commodore 64 z microsoftowską odmianą BASIC-a, ale używałam go tylko do sporadycznego grania w gry wideo. Za swojego pierwszego „prawdziwego” peceta uznaję stacjonarnego Adaxa z zainstalowanym oprogramowaniem Win95. Dodam jeszcze, że moje starsze Windowsy były trwale sprzężone z MS-DOS). Oprócz produktów Microsoftu było mi dane poznać mobilny OS Android, który należy do Google’a, a bazuje na jądrze Linuxa. Nigdy nie kupiłam żadnego urządzenia Apple’a ani nie trzymałam w dłoniach czegoś takiego. Wypadałoby więc mieć na uwadze, że nie mogę być obiektywnym sędzią w sprawie „Microsoft vs Apple”. Gram w drużynie windowsiarzy i na pewno mam trochę skrzywiony, pro-Gatesowy obraz rzeczywistości. Korzystanie z software’u MS jest dla mnie tak oczywiste, jak mówienie prozą. Szczerze powiedziawszy, nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałam (no, może raz, gdy pilnie potrzebowałam oryginalnego Office’a[18]). I chyba na tym polega tryumf Wielkiego Brata. On ma Cię w garści, a Ty nawet tego nie czujesz… To jest kompletnie inny rodzaj niewoli niż „sekciarstwo” i „szpanerstwo” zagorzałych fanów Apple’a.


NATALIA JULIA NOWAK,
sierpień-listopad 2018 r.



PS 1. W trakcie pracy nad niniejszym artykułem przypadkowo dowiedziałam się o śmierci Paula Allena, współzałożyciela Microsoftu. Programista zmarł 15 października 2018 r. „z powodu powikłań związanych z nowotworem – chłoniakiem nieziarniczym” (Adam Bednarek, „Paul Allen: nie żyje współzałożyciel Microsoftu”, Tech.wp.pl). Cześć jego pamięci!

PS 2. Moja analiza „Piratów z Doliny Krzemowej” – chociaż bardzo obszerna – nie wyczerpuje tematu w 100%. Pozwoliłam sobie pominąć wątek stopniowego przepoczwarzania się firmy Apple w religijną sektę destrukcyjną (z dziwaczną, pełną metafizyki terminologią, hasełkami wkuwanymi na pamięć, poczuciem misji dziejowej, krucjatą przeciwko wyimaginowanym wrogom, ideą kształtowania ludzkich umysłów, kultem guru – Steve’a Jobsa oraz szkodliwym podziałem personelu na dwie zwalczające się frakcje). Polecam samodzielnie zbadać i przemyśleć to zagadnienie, bo tego po prostu nie da się opisać… Osoby zainteresowane problematyką „korporacyjnego prania mózgu” zachęcam również do obejrzenia polskiego filmu dokumentalnego „Witajcie w życiu!” (1997) Henryka Dederki o ciemnej stronie koncernu handlowego Amway. Ostrzegam: jest to wstrząsający, długo zakazywany dokument okrzyknięty mianem pierwszego „półkownika” III Rzeczypospolitej. Warto zobaczyć tę produkcję zwłaszcza dzisiaj, w dobie recydywy „coachingu” i „treningów motywacyjnych”.

PS 3. Korzystając z okazji, chciałabym podziękować mojemu wykładowcy ze studiów magisterskich, adiunktowi X, bez którego mogłabym w ogóle nie usłyszeć o filmie „Piraci z Doliny Krzemowej”. Nauczyciel akademicki odwołał się bowiem do tej produkcji podczas swojego wykładu o klasie kreatywnej, a nawet zaprezentował nam – studentom – fragment lub kilka fragmentów „Piratów…”. Adiunkt X zwrócił uwagę na różnicę między młodymi, nowoczesnymi, swobodnymi, obszarpanymi przedstawicielami klasy kreatywnej („pokolenie hipisów”, „urodzeni w latach 50.”) a dojrzałymi, staroświeckimi, spiętymi, eleganckimi burżujami (zacofanymi technologicznie leśnymi dziadkami) z korporacji typu IBM, Xerox czy Hewlett-Packard. Zapamiętałam, że pracownik naukowo-dydaktyczny pokazał nam scenę z „Piratów…” ukazującą kupowanie przez prostackiego Steve’a Ballmera krawata od nieznajomego „białego kołnierzyka” w lotniskowej toalecie (przebieranie się klasy kreatywnej za reprezentantów starszego, tradycyjnego pokolenia filistrów). Dzięki adiunktowi X, doktorowi socjologii, dowiedziałam się również – w trakcie innego wykładu – o istnieniu przysłowia: „Chłop wyjdzie ze wsi, ale wieś z chłopa nigdy”. Ze swojej strony mogę dodać, że topos „prostaków przebranych w garnitury”, którym ewidentnie „słoma z butów wystaje”, został wykorzystany także w obscenicznym teledysku „Baby’s Got a Temper” brytyjskiego zespołu The Prodigy (obejrzałam ten filmik w telewizji, kiedy miałam jakieś 11 lat, i byłam przerażona nie na żarty! Motyw sprzedaży mleka jest alegorią sprzedaży narkotyków, a sam napój wzbudza skojarzenie z nasieniem męskim). W miarę posuwania się akcji wideoklipu do przodu antybohaterowie obnażają swoje prawdziwe oblicza, po czym znów wkładają formalne ubrania i udają wzorowych obywateli. W polskiej kinematografii – tudzież Teatrze TV – tak właśnie są portretowani funkcjonariusze stalinowskiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.


PRZYPISY

[1] Cyt. za: „Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu” (wydanie zdigitalizowane – Biblia.deon.pl).

[2] Jeffrey Young – „Gary Kildall: The DOS that wasn’t” (Forbes.com). Materiał kończy się słowami: „W śledztwie nazwano śmierć ‘tajemniczą’, ale nikt nie został oskarżony”. Więcej informacji o Kildallu: John Steele Gordon, Michael Maiello – „Pioneers Die Broke” (Forbes.com), David Laws – „Gary Kildall and the 40th Anniversary of the Birth of the PC Operating System” (Computerhistory.org), Len Shustek – „Microsoft MS-DOS early source code” (Computerhistory.org), „Gary Kildall” (Pbs.org/wgbh/theymadeamerica/whomade/kildall_hi.html), „Gary Kildall” (En.wikipedia.org, Pl.wikipedia.org), „What’s the story behind the guy Bill Gates bought DOS from?” (dyskusja, Quora.com).

[3] Mirosław Stańczyk – „Geniusze Aspergera” (tygodnik „Wprost” nr 34-35/2009, Wprost.pl).

[4] Tadeusz Różewicz – „List do ludożerców” (utwór liryczny z tomiku „Formy” opublikowanego w 1958 r., pełna treść na stronie Wiersze.annet.pl).

[5] Cytaty z „Piratów…” tłumaczyłam samodzielnie na podstawie transkrypcji filmu dostępnej w anglojęzycznym Internecie (Paul Freiberger, „Pirates of Silicon Valley”, Scripts.com).

[6] Plotka głosi, że za umasowienie pornografii w globalnej sieci komputerowej odpowiada właśnie Microsoft. Wedle tej narracji, w połowie lat 90. agenci MS udawali zwykłych Internautów i rozsyłali kryptoreklamowe wiadomości typu „Znalazłem witrynę XXX, najlepiej ją wyświetlać za pośrednictwem przeglądarki Internet Explorer”. Czy tak było naprawdę? Nie wykluczam takiego scenariusza, tym bardziej, że – jak wieść niesie – młody Bill Gates był uzależniony od mediów erotycznych (pokazano to zresztą w „Piratach…”). Pamiętajmy również, że ojciec BG zarządzał organizacją Planned Parenthood, a sam twórca Microsoftu (oraz jego żona, Melinda z Frenchów Gatesowa) od lat angażują się w upowszechnianie sztucznej kontroli urodzeń. Ale to jeszcze nie wszystko. W 2015 r. korporacja MS – kierowana wówczas (i obecnie) przez hinduskiego przedsiębiorcę Satyę Nadellę – wykupiła domeny internetowe Office.porn i Office.adult. Podobno chodziło jej o uprzedzenie dowcipnisiów/nienawistników, którzy mogliby zrobić to samo w celu podważenia renomy pakietu biurowego Microsoft Office. Ech, cóż za pokrętna logika! Rozumowanie w stylu „popełnijmy samobójstwo zanim nas zamordują”! Z innej beczki: jeśli Gates, który aż do roku 1994 był „stulejarzem” – odrzucanym, brzydkim, cherlawym*, aspołecznym, ofermowatym, nieporadnym w kontaktach z kobietami starym kawalerem – faktycznie jest odpowiedzialny za epidemię pornografii i jej rozliczne skutki cywilizacyjne, to chyba naprawdę mamy tutaj do czynienia z apokaliptycznym Antychrystem… [Henricus Institor – „How Bill Gates Invented Web Porn and Saved Internet Explorer From the Dustbin of History” (Harddawn.com); Henry Makow – „Bill Gates’ Porn Addict Days” (Henrymakow.com); Piotr Gontarczyk – „Microsoft kupił domeny .porn i .adult” (Pclab.pl); „Bill Gates’ Planned-Parenthood-President dad inspired pro-abortion funding” (Lifesitenews.com); „Melinda Gates: ściśle współpracujemy z Kościołem i papież zmieni nauczanie w sprawie antykoncepcji” (Pch24.pl)]

* Pozwoliłam sobie napisać „brzydkim, cherlawym”, gdyż tak ocenia go wielu Internautów. Ja jednak żywię przekonanie, iż obgadywany jegomość miał ongiś urok stereotypowego informatyka, co w tym przypadku należy uznać za atut. Przynajmniej nie był „wypachnionym pięknisiem” ani „zniewieściałym przyjemniaczkiem” rodem z ekskluzywnych magazynów o modzie. Wszyscy mężczyźni w wieku 20+ i 30+ (poza nosicielami ciężkich wad wrodzonych i rażąco oszpeconymi nieszczęśnikami) są na swój sposób atrakcyjni fizycznie. No i każdy jest z natury dominujący, tylko niektórzy mają jakieś kompleksy lub blokady wewnętrzne. Jako zdroworozsądkowiec uważam, że dla heteroseksualnej panny najkorzystniejszy jest związek z kawalerem powszechnie uznawanym za mniej przystojnego od innych. Skoro facet nie ma powodzenia przed ślubem, to istnieje ogromna szansa na to, iż nie będzie go miał także po ślubie (ergo: nie ucieknie do innej kobiety. I zapewne doceni fakt, że wreszcie jakaś niewiasta go zechciała). Mało tego. Naukowo udowodniono, że szczęśliwsze są małżeństwa, w których mąż wygląda gorzej od żony (Wendy Soderburg, „Do looks really matter? Yes and no, depending on your gender”, Newsroom.ucla.edu). Nieważne, czy którakolwiek ze stron zasługuje na miano obiektywnie pięknej. Jeżeli baba jest „niewyjściowa” (jak Melinda), to chłop musi być jeszcze bardziej „niewyjściowy” (jak Bill). Spójrzmy na Gatesów – cóż za udana para!

[7] Syed Zulqarnain Gilani, Diana Weiting Tan, Suzanna N. Russell-Smith, Murray T. Maybery, Ajmal Mian, Peter R. Eastwood, Faisal Shafait, Mithran Goonewardene, Andrew J.O. Whitehouse – „Sexually dimorphic facial features vary according to level of autistic-like traits in the general population” („Dymorficzne płciowo rysy twarzy różnią się w zależności od stopnia [nasilenia] cech autyzmopodobnych w ogólnej populacji”). Periodyk naukowy „Journal of Neurodevelopmental Disorders” – „Dziennik Zaburzeń Neurorozwojowych” poświęcony neurobiologii, genetyce, kognitywistyce, psychiatrii i psychologii (Jneurodevdisorders.biomedcentral.com).

[8] Monika Wilk – „Jak niezaspokojenie emocjonalne w dzieciństwie wpływa na psychikę dorosłego człowieka?” (artykuł na blogu Marcina Hankego, Psychika.net). Żeby nie było niejasności: dostrzegam różnicę między zespołem Aspergera (nieuleczalnym, wcześnie manifestującym się zaburzeniem rozwojowym o nieustalonej dotychczas etiologii) a „zwykłą” niedojrzałością emocjonalną spowodowaną deficytem rodzinnego ciepła w dzieciństwie. Przytoczyłam fragment tekstu Moniki Wilk, bo pomyślałam, że młody wygląd niektórych „aspergerowców” może być powiązany z ich „opóźnieniem” w rozwoju społeczno-emocjonalnym (czyli ze swoistą „niedojrzałością”, albowiem trudno tutaj mówić o człowieku „dojrzałym” w tradycyjnym tego słowa znaczeniu).

[9] Nerd – „pejor. osoba pasjonująca się naukami ścisłymi, informatyką, grami komputerowymi itp. kosztem nieprzystosowania do życia społecznego, niezdolności utrzymywania stosunków towarzyskich lub niedbałości o formę fizyczną” (Wikisłownik, Pl.wiktionary.org). Postacie nerdów i nerdówek regularnie są ukazywane w zachodniej i dalekowschodniej popkulturze. Ze swojego dzieciństwa pamiętam Billy’ego Cranstona (Niebieskiego Wojownika z serialu „Mighty Morphin Power Rangers”) oraz Ami Mizuno (Sailor Mercury – Czarodziejkę z Merkurego, bohaterkę mangi i anime „Sailor Moon. Czarodziejka z Księżyca”).

[10] Można to zobaczyć m.in. w materiale audiowizualnym „Bill Gates Deposition” (Michael Courtroom, Youtube.com/channel/UCecGXxOs0ad13VElTG-R2wQ/videos).

[11] Prawdziwy BG, w odróżnieniu od ekranowego, nie musiał się aż tak lękać o swój los. Trzeba wyznać otwarcie, że założyciel Microsoftu to jankeski Bartłomiej Misiewicz – niekompetentny karierowicz z „układu” albo ze środowiska „krewnych i znajomych królika”. Pochodzi on z bogatej, wpływowej i doskonale ustosunkowanej rodziny, a jego matka, Mary z domu Maxwell, znała osobiście szefa IBM-u („Mary Gates, 64; Helped Her Son Start Microsoft”, Nytimes.com).

[12] John Thomas Draper, haker telekomunikacyjny i pirat radiowy, który wcześniej grasował na Alasce oraz w stanie Maine.

[13] To skojarzenie przyszło mi do głowy zupełnie samoistnie. Jakże wielkie było moje zdumienie, kiedy odkryłam, że Martyn Burke, reżyser „Piratów z Doliny Krzemowej”, jest też – razem z Alanem Janesem – scenarzystą telewizyjnej adaptacji „Folwarku…” (Filmweb.pl/film/Folwark+zwierzęcy-1999-961)! Oprócz mikropowieści George’a Orwella można by również przywołać (w kontekście przemiany Jobsa z „Piratów…”) urywek piosenki „Agnieszka” gothic rockowej formacji Closterkeller: „Rozbijając szkło, nie słyszałam nawet śpiewu krwi. Ogarnęło mnie takie wielkie Nic. Dziś rozumiem już, teraz we mnie mieszkasz. Odtąd idę drogą Twojej misji. Agnieszko, i to ja! Teraz jestem inna: jak Ty przewrotna i niewinna. I tylko dziwnie zimna, gdy… zamiast mnie w lustrze jesteś Ty! I gdy nadchodzi czas, biały ogień w nas, smak gorącej krwi, zamiast mnie w lustrze jesteś Ty. I gdy nadchodzi czas, biały ogień w nas, smak gorącej krwi, zamiast mnie w lustrze jesteś Ty. I gdy nadchodzi czas, biały ogień w nas, smak gorącej krwi, zamiast mnie w lustrze jesteś… Ty!” (utwór z epki „Agnieszka” i longplayu „Violet”, 1993 r.).

[14] W filmie nosi ona imię Arlene, lecz w rzeczywistości nazywa się Chrisann Brennan i należy do grona profesjonalnych artystów plastyków. Steve Jobs nigdy nie ożenił się z Chrisann. Jego wybranką (poślubioną w marcu 1991 r.) została politolog i ekonomistka Laurene Powell. Twórca Apple’a miał z nią troje dzieci – dwie córki i syna. Co ciekawe, Bill Gates także ma syna i dwie córki (z informatyczką i ekonomistką Melindą French, którą pojął za żonę w styczniu ‘94).

[15] Uczeni z Xerox PARC (Palo Alto Research Center) bynajmniej nie byli święci! Żerowali oni na pomysłach Douglasa Engelbarta, który 9 grudnia 1968 r. zorganizował legendarny pokaz innowacyjności The Mother of All Demos (Youtube.com/user/MarcelVEVO/videos). Podczas tego wydarzenia, będącego częścią Fall Joint Computer Conference w San Francisco, Engelbart zademonstrował graficzny interfejs użytkownika obsługiwany za pomocą myszy komputerowej. Jak wielu „skomputeryzowanych” ludzi kojarzy dzisiaj ojca Matki Wszystkich Dem? W „Piratach z Doliny Krzemowej” nie ma ani słowa o skromnym Douglasie Engelbarcie! [Malcolm Gladwell – „Creation Myth. Xerox PARC, Apple, and the truth about innovation” (Newyorker.com); Cade Metz – „The Mother of All Demos – 150 years ahead of its time” (Theregister.co.uk); Dylan Tweney – „Dec. 9, 1968: The Mother of All Demos” (Wired.com); „Doug’s Great Demo: 1968” (Thedemo.org)]

[16] Adele Goldberg to bohaterka autentyczna, ale niewymieniona z imienia i nazwiska, zupełnie jak ekranowy Tim Paterson. Po latach niewiasta tak wspominała swoją przygodę z łupieżczym Jobsem: „Miałam dużą kłótnię z tymi kierownikami Xeroxa, mówiąc im, że zostaną oskubani do cna. I powiedziałam im, że zrobię to tylko wówczas, gdy zostanie mi to nakazane, bo wtedy – oczywiście – odpowiedzialność będzie spoczywać na nich. I to jest to, co oni uczynili” (cyt. za: „Triumph of the Nerds: The Transcripts, Part III”, Pbs.org/nerds/part3.html). Postawa Adele jawi mi się jako książkowy przykład umywania rąk. Pracownica ośrodka Xerox PARC mogłaby zastąpić Poncjusza Piłata na stanowisku prefekta biblijnej Judei.

[17] Przed Macintoshem ukazuje się Lisa – komputer „ochrzczony” na cześć nieślubnej córki SJ (do której ojciec oficjalnie się nie przyznaje, ale w głębi serca nie może o niej zapomnieć). Lisa to już zaawansowany pecet z xeroxowskim interfejsem, jednak maszyna ta nie odnosi większego sukcesu komercyjnego.

[18] Było to na studiach licencjackich. Któregoś dnia pan od informatyki oznajmił, że zadana przez niego praca domowa (zaliczeniowa?) musi zostać odrobiona w płatnym procesorze tekstu Microsoft Word**, ponieważ na zajęciach uczyliśmy się obsługi właśnie tego programu. A ja dysponowałam tylko darmowym oprogramowaniem OpenOffice i Microsoft Works. Tak, tak… „Biegusiem” kupowałam pakiet MS Office, żeby wykonać zadanie w prawdziwym Wordzie! I jeszcze mniemałam, że jestem sama sobie winna, bo przecież „każdy normalny człowiek” korzysta z Worda! Gdybym się nie ugięła przed imperium Wielkiego Brata, zapewne nie skończyłabym studiów przez dwójkę z informatyki. Dobrze, że nie byłam (i nie jestem) fanatyczną linuksiarą ani jabłkarą, gdyż mogłabym mieć dylemat moralny niczym Świadek Jehowy przed transfuzją krwi! Oprócz technologii informacyjnej miałam na licencjacie przedmiot „edytorstwo prasowe”, lecz jego prowadzący nie wymagał od nas posiadania żadnych komercyjnych programów. Chyba nawet rozdał nam płyty CD z jakimś wolnym oprogramowaniem edytorskim.

** Coś mi świta w głowie, że poza dokumentem w Wordzie musieliśmy również sporządzić plik w arkuszu kalkulacyjnym Excel.


WIĘCEJ O AUTYZMIE
I ZESPOLE ASPERGERA


1. Rhonda S. Walter – „Asperger Syndrome” [Kidshealth.org]
2. Melissa Conrad Stoppler – „Asperger’s Syndrome (Asperger Syndrome, Asperger Disorder)” [Medicinenet.com]
3. Steve Bressert – „Asperger’s Disorder Symptoms” [Psychcentral.com]
4. Julie Marks – „Asperger’s Syndrome: What Are the Signs and Symptoms of the Disorder?” [Everydayhealth.com]
5. Catherine Roberts – „Symptoms of Asperger’s Syndrome: Know the Signs” [Activebeat.com]
6. Kenneth Roberson – „What Causes Asperger’s Syndrome?” [Kennethrobersonphd.com]
7. Judith A. Morgan – „Conversation with an Adult with High functioning autism” [Theneurotypical.com]
8. Gavin Bollard – „Conversations with People with Asperger’s Syndrome can leave you with a Wrong Impression” [Life-with-aspergers.blogspot.com]
9. Syed Zulqarnain Gilani, Diana Weiting Tan, Suzanna N. Russell-Smith, Murray T. Maybery, Ajmal Mian, Peter R. Eastwood, Faisal Shafait, Mithran Goonewardene, Andrew J.O. Whitehouse – „Sexually dimorphic facial features vary according to level of autistic-like traits in the general population” [Jneurodevdisorders.biomedcentral.com]
10. Mark Hutten – „Aspergers and Poor Personal Hygiene” [Myaspergerschild.com]
11. Michael Clatch – „Asperger’s and Hygiene: Solutions for an Overlooked Issue” [Goodtherapy.org]
12. Robyn Steward – „Lesser-known things about Asperger’s syndrome” [Bbc.com]
13. Fugen Neziroglu, Jill Henriksen – „Differentiating Between Asperger’s and Obsessive-Compulsive Disorder” [Iocdf.org]
14. Jonathan Mitchell – „Undiagnosing Gates, Jefferson and Einstein” [Jonathans-stories.com]
15. Ailin Quinlan – „There’s something different about dad” [Independent.ie]
16. Roger A. Brumback, Caryn R. Harper, Warren A. Weinberg (tłum. Piotr Ślusarski) – „Upośledzenie zdolności niewerbalnego uczenia się, syndrom Aspergera, całościowe zaburzenia rozwojowe” [Niegrzecznedzieci.org.pl]
17. Sylwia Iwan – „Zespół Aspergera – zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (OCD)” [Autyzmwszkole.com]
18. Mirosław Stańczyk – „Geniusze Aspergera” [Wprost.pl]
19. Izabella Groszczyk – „Sławne osoby z zespołem Aspergera” [Psycholog-partner.pl]
20. Magdalena Wątrobińska – „Neurony lustrzane a autyzm” [Autyzm-blog.pl]
21. „Dlaczego dzieci z autyzmem nie chcą patrzeć nam w oczy” [Niegrzecznedzieci.org.pl]
22. „Autyzm i anomalie w jądrze migdałowatym mózgu” [Niegrzecznedzieci.org.pl]
23. „Zespół Aspergera” [Centrum-hiperbaryczne.pl]
24. „Asperger Syndrome” [Autismspeaks.org]
25. „Looking a lot younger?” [dyskusja, Autismforums.com]
26. Hasła w polskojęzycznej Wikipedii [Pl.wikipedia.org]
27. Hasła w anglojęzycznej Wikipedii [En.wikipedia.org]

COŚ DLA ZAINTERESOWANYCH
HISTORIĄ MICROSOFTU I APPLE’A
(pomijam źródła, które już wymieniłam
w artykule, przypisach i postscriptach)


1. Rafał Borawski – „Tendencyjnie opowiedziana historia początków Microsoftu – w czterech aktach zamknięta. Odsłona pierwsza” [Dobreprogramy.pl]
2. Rafał Borawski – „Tendencyjnie opowiedziana historia początków Microsoftu – w czterech aktach zamknięta. Odsłona druga” [Dobreprogramy.pl]
3. Rafał Borawski – „Tendencyjnie opowiedziana historia początków Microsoftu – w czterech aktach zamknięta. Odsłona trzecia i ostatnia” [Dobreprogramy.pl]
4. Wielki Piec – „Microsoft nie jest ‘kochany’ i warto o tym pamiętać – polemika” [Dobreprogramy.pl]
5. Tomasz Oryński – „Marketing a sekciarstwo” [Orynski.eu]
6. Romain Moisescot – „Short Biography of Steve Jobs” [Allaboutstevejobs.com]
7. Romain Moisescot – „Steve at Work” [Allaboutstevejobs.com]
8. Romain Moisescot – „Steve at Home” [Allaboutstevejobs.com]
9. Romain Moisescot – „Steve on Stage” [Allaboutstevejobs.com]
10. Martin Kluger – „Was Steve Jobs a narcissist?” [Njpsychologist.com]
11. Gregg Henriques – „Was Steve Jobs’ Narcissism Justified?” [Psychologytoday.com]
12. Relly Nadler – „Steve Jobs EI Profile: Technical Giant or Narcissistic Tyrant?” [Psychologytoday.com]
13. Relly Nadler – „Steve Jobs: Superman Syndrome, Low EQ, High IQ” [Psychologytoday.com]
14. Samuel Barondes – „Why Was Steve Jobs Sometimes So Mean?” [Psychologytoday.com]
15. Ellen Kay Trimberger – „Adoption in the Life of Steve Jobs” [Psychologytoday.com]
16. Susan Donaldson James – „‘Steve Jobs’ and ‘Blue Nights’ Reveal Dark Side of Adoption” [Yahoo.com]
17. James Altucher – „10 Things I Didn’t Know About Steve Jobs” [Businessinsider.com]
18. Danika McClure – „10 Surprisingly Dark Truths About Steve Jobs And Apple” [Allthatsinteresting.com]
19. Zameena Mejia – „The No. 1 thing Bill Gates wishes he’d done in college” [Cnbc.com]
20. Rachel Premack – „‘I missed a lot’: Bill Gates regrets not partying and going to football games at Harvard” [Businessinsider.com]
21. Arif Mahmud Riad – „Pirates of Silicon Valley” [Fintechbd.com]
22. Matt Weinberger – „The strange relationship between Bill Gates and Steve Jobs” [Businessinsider.com.au]
23. „Steve Jobs and Bill Gates: Inside the rivalry” [Aljazeera.com]
24. „Steve Job’s Personal Beliefs” [Theapplepost.com]
25. „Frutarianizm. Owocowa dieta zachwalana przez Steve’a Jobsa” [Salon24.pl/u/zdrowie/]
26. Hasła w polskojęzycznej Wikipedii [Pl.wikipedia.org]
27. Hasła w anglojęzycznej Wikipedii [En.wikipedia.org]

FILMY DOKUMENTALNE
O BILLU, STEVIE I ICH FIRMACH


1. „Biography. Bill Gates: Sultan of Software” [prod. Margaret Murphy, ABC News Productions dla A&E Network, 2003 (wersja oryginalna, bez późniejszych aktualizacji – 1998)]
2. „The vaccine according to Bill Gates” [reż. Frederic Castaignede, scen. Vincent Gaullier i Frederic Castaignede, prod. Valerie Abita, ZED & ARTE France, 2013]
3. „Money Programme. Bill Gates: How a Geek Changed the World” [prod. i reż. Charles Miller i Dan Trelford, BBC & The Open University, 2008]
4. „Money Programme. Steve Jobs: Billion Dollar Hippy” [prod. i reż. Laura Craig Gray i Tristan Quinn, BBC Productions, 2011]
5. „Steve Jobs: One Last Thing” [prod. i reż. Susan Crook, Jonathan Challis, John Coffey i Ian Lynch, Pioneer Film and Television Productions (we współpracy z PBS i Mentorn International) dla Channel 4, 2011]
6. „History of Microsoft -- 1975”, „History of Microsoft -- 1976”, „History of Microsoft -- 1977”, „History of Microsoft -- 1978”, „History of Microsoft -- 1979”, „History of Microsoft -- 1980”, „History of Microsoft -- 1981”, „History of Microsoft -- 1982”, „History of Microsoft -- 1983”, „History of Microsoft -- 1984”, „History of Microsoft -- 1985”, „History of Microsoft -- 1986”, „History of Microsoft -- 1987”, „History of Microsoft -- 1988”, „History of Microsoft -- 1989”, „History of Microsoft -- 1990”, „History of Microsoft -- 1991”, „History of Microsoft -- 1992”, „History of Microsoft -- 1993”, „History of Microsoft -- 1994”, „History of Microsoft -- 1995” [Youtube.com/user/jonpaulmoen/videos]
7. Krótkie materiały audiowizualne, które znajdziemy w serwisie YouTube, gdy wpiszemy do tamtejszej wyszukiwarki hasła „Young Bill Gates” i „Young Steve Jobs” (polecam zwłaszcza filmik „1991 Interview with Bill Gates”, Youtube.com/user/king5evening/videos)


Wampir energetyczny znalazł sobie ofiarę
(Bill Gates z wizytą u Steve’a Jobsa)

https://www.youtube.com/watch?v=yG4DvM0wxdk

BG sprzedaje IBM-owi coś, czego nie posiada
(system DOS, który zostanie nabyty od Patersona,
a który wcześniej został „gwizdnięty” Kildallowi)

https://www.youtube.com/watch?v=9nfgRf2A0Tc

Zarząd Xeroxa nie chce myszy ani peceta Alto
(leśne dziadki blokują postęp technologiczny!
Korzysta na tym konkurencja – Apple.
To jest film o konflikcie pokoleniowym)

https://www.youtube.com/watch?v=2u70CgBr-OI

* * * * *

Prawdziwy Bill jako chłopię 36-letnie (1991).
Zwróćmy uwagę na autystyczne kołysanie się!

https://www.youtube.com/watch?v=6V6Gir1Dyfs

Prawdziwy Steve w 1984 roku,
podczas prezentacji komputera Macintosh

https://www.youtube.com/watch?v=2B-XwPjn9YY

* * * * *

Z innej beczki: „Witajcie w życiu!” (1997) –
– dokument o psychomanipulacji w Amwayu

https://www.youtube.com/watch?v=tcZDgbK_o38

czwartek, 2 sierpnia 2018

Lacrimosa. Orkiestry symfoniczne i gitary elektryczne

Niemcy + Finlandia = Szwajcaria

Lacrimosa, niemiecko-fiński duet muzyczny działający w Szwajcarii, jest jednym z najbardziej cenionych przedstawicieli subkultury gotyckiej (gothic, goth). Zespół, którego nazwa pochodzi od finałowej części „Requiem” Wolfganga Amadeusza Mozarta, rozpoczął swoją karierę jako jednoosobowy projekt artystyczny spod znaku dark wave (mrocznych, depresyjnych brzmień keyboardowych). Prawdziwą sławę i uznanie przyniosły mu jednak późniejsze płyty, na których udało się połączyć gotycki rock/metal z muzyką poważną. Lacrimosa zasłynęła z ambitnych, skomplikowanych kompozycji, niejednokrotnie nagrywanych z udziałem orkiestr i chórów. Formacja współpracowała m.in. z Londyńską Orkiestrą Symfoniczną (London Symphony Orchestra), Państwową Operą w Hamburgu (Hamburgische Staatsoper) i Niemiecką Orkiestrą Filmową Babelsberg (Deutsches Filmorchester Babelsberg). W ostatnich latach duet odszedł – ze szkodą dla siebie – od tej niecodziennej konwencji twórczej, porzucił tradycjonalizm na rzecz futuryzmu. Utwory Lacrimosy stały się prostsze i bardziej elektroniczne. Nic więc dziwnego, że zespół nie jest już tak popularny jak niegdyś. Krążą nawet słuchy, że obecnie na koncerty formacji przychodzi o połowę (sic!) mniej melomanów niż dekadę temu. Czyżby publiczność chciała pamiętać Lacrimosę taką, jaką była na przełomie XX i XXI wieku?

Początek Lacrimosy datuje się na rok 1990. To właśnie wtedy Niemiec Tilo Wolff (ur. 10 lipca 1972 r.) powołał do życia swój nietuzinkowy projekt muzyczny. W roku ‘93 do Lacrimosy dołączyła Finka Anne Nurmi (ur. 22 sierpnia 1968 r.), wcześniej związana z fińskim zespołem Two Witches. Grudzień 1994 – oto data wydania epki „Schakal”, na której Tilo i Anne po raz pierwszy wystąpili jako duet. Aktualnie Lacrimosa ma w swoim dorobku 13 albumów długogrających, w tym 3 solowe płyty Wolffa („Angst” – 1991, „Einsamkeit” – 1992, „Satura” – 1993) i 10 krążków zawierających głos Nurmi („Inferno” – 1995, „Stille” – 1997, „Elodia” – 1999, „Fassade” – 2001, „Echos” – 2003, „Lichtgestalt” – 2005, „Sehnsucht” – 2009, „Revolution” – 2012, „Hoffnung” – 2015, „Testimonium” – 2017). Ofertę zespołu wzbogacają liczne single, EP, składanki, koncertówki, kasety VHS i płyty DVD. Od roku ‘04 Tilo Wolff działa również pod szyldem Snakeskin (tak brzmi nazwa jego pobocznego projektu muzycznego, który można zaliczyć do nurtu electro-goth). Anne Nurmi jest w Lacrimosie przede wszystkim klawiszowcem, a dopiero później – wokalistką i kompozytorką. Piosenki śpiewane w całości przez tę damę (12 nagrań) stanowią 8,63% lacrimosowego repertuaru[1]. Teksty formacji mówią zwykle o uczuciach. Często poruszają temat miłości, tęsknoty, osamotnienia.

Tilo i Anne prywatnie są małżeństwem, doczekali się dwóch synów: Tristana Alexandra i Tiziana Immanuela. Skąd o tym wiadomo, skoro nie ma tej informacji w Wikipedii ani na oficjalnej stronie duetu? W lokalnym, szwajcarskim pisemku „Riehener Zeitung” (29 kwietnia 2016 r., Riehener-zeitung.ch[2]) znalazłam krótki komunikat „Aufnahme in das Burgerrecht der Gemeinde Riehen” autorstwa Eleonore Spiniello-Behret. Wiadomość zawiera następujące słowa: „Wolff, Wolf-Tilo, deutscher Staatsangehoriger mit seiner Ehefrau, Wolff geb. Nurmi, Anne Marjaana, finnische Staatsangehorige, und die Kinder, Wolff, Tristan Alexander, Wolff, Tizian Immanuel, finnische Staatsangehorige”. Ale to jeszcze nie koniec sensacji. Od 2013 r. Tilo jest kapłanem w jednej z parafii Kościoła Nowoapostolskiego (NAK – Neuapostolische Kirche). Aby się o tym przekonać, wystarczy odwiedzić witrynę Riehen.nak.ch i wpisać do tamtejszej wyszukiwarki hasło „Tilo Wolff”. Udany zabieg powinien doprowadzić do wyświetlenia się nagłówków trzech newsów: „Besuch des Bezirksapostels” (2013), „Taufe Simon Emmanuel Dappen” (2014) i „Vorsteherwechsel am Karfreitag, den 30. Marz 2018” (2018). Ten ostatni artykuł donosi m.in. o parafialnym awansie mężczyzny. Kilka ładnych zdjęć z Wolffem zobaczymy ponadto w świeżym materiale „17. Juni 2018 – Taufe Samuel Dappen” (2018).


„STILLE”, „ELODIA”, „FASSADE” –
– TRZY MINIRECENZJE MUZYCZNE



„Stille” (1997)

„Stille” („Cisza”) nie jest pierwszą płytą z repertuaru Lacrimosy. Bez cienia wątpliwości można jednak powiedzieć, że stanowi ona pierwszy w pełni dojrzały longplay opisywanego duetu. Wyjątkowe arcydzieło, w którym Tilo Wolff – kompozytor, wokalista i multiinstrumentalista – rozwija skrzydła na całą szerokość, pokazując światu rozmach swojego przedsięwzięcia muzycznego. Trzy najwcześniejsze krążki zespołu („Angst”, „Einsamkeit” i „Satura”) były jeszcze młodzieńczymi wprawkami utalentowanego Niemca, w dodatku dość ubogimi formalnie (słyszymy na nich niemal wyłącznie keyboard, typowy dla depresyjnego dark wave). Czwarte CD, „Inferno”, zawierało już utwory bardziej skomplikowane, a poza tym ujmowało słuchacza nieśmiałymi partiami orkiestralnymi, służebnymi wobec dominujących brzmień gothic metalowych. „Stille” to zdecydowanie nie przelewki, tylko poważne dokonanie artystyczne, w którym elementy muzyki klasycznej (orkiestra, chór) współgrają z drapieżnymi gitarami na równych prawach. Album zawiera w sobie więcej energii i zuchwałości niż poprzednie propozycje Lacrimosy. Inaczej brzmi też na nim wokal Tilo Wolffa – nareszcie śmiało, żywo i spontanicznie. Znika męczydusza, która na „Inferno” zaczynała się już robić uciążliwa, a przybywa szczery rockowy wokalista wyrzucający z siebie wiele zróżnicowanych emocji.

Wprowadzeniem do płyty „Stille” jest ponad 10-minutowy utwór „Der Erste Tag”. Kompozycja zaczyna się dźwiękami tradycyjnych instrumentów, które swoim brzmieniem sygnalizują odbiorcy, że właśnie wydarzyło się coś tajemniczego i niesamowitego. Skojarzenie w pełni uzasadnione, bo – jeśli wierzyć anglojęzycznej Wikipedii – jest to pieśń o „ozdrowieniu z płonącego piekła”[3] (przeciwieństwo raju stanowiło motyw przewodni poprzedniego CD zespołu). Po intrygującym wstępie kawałek „Der Erste Tag” ślamazarnie wlecze się przed siebie, przywodząc na myśl długą i pozbawioną pośpiechu wędrówkę. W czwartej minucie muzyka nagle zaczyna gęstnieć i ciemnieć. Robi się coraz mroczniej i niebezpiecznej… Nadciąga burza, która na dobre rozpętuje się półtorej minuty później. Tilo Wolff powtórzy ten zabieg artystyczny w 2005 r. na krążku „Lichtgestalt” (w obłędnym tracku „Sapphire”). Drugim nagraniem zarejestrowanym na płycie „Stille” jest piosenka „Not Every Pain Hurts” wykonywana w całości przez Anne Nurmi[4]. Ten powolny, ociężały, melancholijny kawałek posiada rytm walca, co zbliża go do gatunku muzycznego zwanego doom metalem. Nie jest może aż tak ciężki jak „The Dance” (1998) grupy Within Temptation, ale ewidentnie kojarzy się z macochą Królewny Śnieżki, która na weselu swojej pasierbicy musiała tańczyć w żelaznych trzewikach.

Kolejne dzieło, jakim obdarowali nas Tilo i Anne w roku 1997, to przebojowy utwór „Siehst Du Mich Im Licht?” – jedno z najbardziej energetyzujących nagrań w bogatym repertuarze Lacrimosy. Jeżeli chcesz posłuchać czegoś „z pazurem” i „z przytupem”, to wspomniana piosenka na pewno nie zawiedzie Twoich oczekiwań. Ten kawałek Cię rozbuja, a przynajmniej sprawi, że trudno Ci będzie zapanować nad własną głową i stopą. Anja Orthodox, liderka zespołu Closterkeller, tłumaczyła kiedyś, czym się różni „gitara elektryczna” od „przesterowanej gitary elektrycznej”. Otóż czysta gitara robi „dun, din, dan”, a przesterowana – „dżu, dżu, dżu” lub „adż, adż, adż”[5]. W „Siehst…” rozbrzmiewają oba te instrumenty, przy czym ten, który miauczy „dun, din, dan”, wspina się na wyżyny muzycznej wirtuozerii[6]. Do tego dochodzi dumna, potężna, wyrazista perkusja… Po wysłuchaniu omawianego utworu słuchacz czuje się zmęczony, ale w pozytywnym znaczeniu, jak po jakiejś mocno absorbującej rozrywce. Nic więc dziwnego, że następnym kawałkiem na krążku „Stille” jest spokojniejsza kompozycja „Deine Nahe”. Dzieło to zawiera fragmenty, które dyskretnie zwiastują piosenkę „Alleine Zu Zweit”, jaka pojawi się na płycie „Elodia” w 1999 r. „Deine…” pozwala nam odpocząć po „Siehst Du Mich Im Licht?” oraz nabrać sił przed największym hitem Lacrimosy.

„Stolzes Herz”, piąty utwór zapisany na CD „Stille”, to pieśń ciesząca się szczególnym uznaniem fanów Wolffa i Nurmi. Rzeczony kawałek miał swoją premierę już rok wcześniej na niespełna 23-minutowym singlu zawierającym również kompozycje „Ich Bin Der Brennende Komet”, „Mutatio Spiritus” i „Stolzes Herz (Piano Version)”. Na początku marca 2018 r. Tilo poprosił śledzących go użytkowników Facebooka, żeby wskazali trzy najbardziej lubiane przez siebie piosenki Lacrimosy[7]. Kilka dni później artysta opublikował wyniki tego małego plebiscytu. Okazało się, że na liście 100 najpopularniejszych nagrań duetu pierwsze miejsce zajmuje właśnie „Stolzes Herz”. Czy Internauci mają rację? Niech każdy z nas oceni to samodzielnie… Wróćmy jednak do analizy płyty „Stille”. Szóstą piosenką, jaką znajdziemy na tym krążku, jest wyjątkowo ciekawa kompozycja „Mein Zweites Herz”. Co w niej takiego niezwykłego? Otóż kawałek ten nie zawiera żadnych elementów rockowych (brak gitar i perkusji). Poza tym, nawiązuje on do dwóch najstarszych albumów Lacrimosy. Przeciągłe, lodowate dźwięki organów stanowią odwołanie do „Seele In Not” i „Der Ketzer” z płyty „Angst” (1991). Lekko cyrkowa, ironiczna melodia[8] przypomina zaś tytułowy utwór z krążka „Einsamkeit” (1992). Myślę, że jest to także hołd dla arlekina Jestera zdobiącego logo zespołu.

Kawałek następujący po „Mein Zweites Herz” wyraźnie kontrastuje ze swoim poprzednikiem. „Make It End” jest kompozycją niemal stuprocentowo metalową: bardzo twardą, surową, a na dodatek zdominowaną przez przesterowaną gitarę elektryczną. Tradycyjnych instrumentów nie ma tutaj prawie wcale. Ba, trzeba się uważnie wsłuchać, żeby je w ogóle usłyszeć! Jednocześnie jest to już druga piosenka na CD „Stille”, którą samodzielnie wykonuje Anne Nurmi. Podkreślam ten fakt, gdyż nie ma drugiej płyty Lacrimosy, na której rodaczka Tarji Turunen śpiewałaby solo więcej niż raz. Niestety, w „Make It End” Anne radzi sobie raczej kiepsko. Z przykrością stwierdzam, że Finka nie należy do wybitnych śpiewaczek, a takie agresywne kawałki zwyczajnie ją przerastają. Nurmi sprawdza się w utworach spokojnych i powolnych, natomiast w nagraniach typu „Make It End” dosłownie nie nadąża za muzyką. Największą słabością omawianej piosenki jest jej końcówka, w której wokalistka wydaje z siebie jakieś dziwne piski. Chyba miało to brzmieć dramatycznie, ale wyszło po prostu śmiesznie. Na szczęście, ostatnia kompozycja to monumentalne arcydzieło, jedno z najwspanialszych w dorobku szwajcarskiego duetu. „Die Strasse Der Zeit” trwa niemal kwadrans i stanowi epicką wędrówkę przez czas, w której doświadczamy atmosfery różnych wydarzeń historycznych.


„Elodia” (1999)

„Elodia” (tytuł – imię żeńskie) od lat uchodzi za szczytowe osiągnięcie Lacrimosy. Płyta, o której mowa, jest concept albumem i rock operą, a więc produkcją, w której poszczególne utwory układają się w spójną całość. Elementów muzyki klasycznej – tradycyjnych instrumentów, skomplikowanych melodii i patetycznych klimatów – jest tutaj jeszcze więcej niż na krążku „Stille”. Do udziału w nagraniach Tilo Wolff zaangażował artystów z tak poważnych instytucji, jak Londyńska Orkiestra Symfoniczna czy Państwowa Opera w Hamburgu. Zgodnie z tym, co powiedział muzyk w wywiadzie dla polskiego magazynu „Tylko Rock” (nr 6/1999)[9], „Elodia” koncentruje się na zagadnieniach miłości, śmierci i przeznaczenia. Tilo potwierdza, że teksty piosenek zarejestrowanych na longplayu są częściowo inspirowane mitologią grecką, a melodie stanowią kontynuację twórczości dawnych mistrzów: Mozarta, Vivaldiego, Beethovena i Bacha. Nagrania odbywały się w Niemczech i w Anglii, m.in. w znanym londyńskim studiu przy ulicy Abbey Road, które gościło wiele sławnych zespołów rockowych oraz metalowych (The Beatles, Iron Maiden, U2, Pink Floyd, Green Day, Radiohead, Nightwish, Oasis). Jak się ma „Elodia” do „Stille”? „Nie jest to może płyta bardzo różna od tej poprzedniej, ale wydaje mi się lepsza” – ocenił Wolff w rozmowie z czasopismem „Tylko Rock”.

Utworem otwierającym „Elodię” jest „Am Ende Der Stille”: spokojna, elegancka, bogata brzmieniowo kompozycja, w której nie uświadczymy elektrycznych gitar ani ciężkiej perkusji. Ten 8-minutowy, klasyczny kawałek ma charakter niemal całkowicie instrumentalny. Śpiew Tilo słychać tylko w dwóch pierwszych minutach, przy czym jest to wokal cichy, drugoplanowy względem muzyki. Przyjemne, łagodne dźwięki, które tak umiejętnie wprowadzają nas w atmosferę „Elodii”, stanowią ilustrację dla subtelnego, lirycznego tekstu. „Twe słowa szybują ku porankowi/ I w wątłym, różowym welonie/ Unoszącym się nad naturą/ Zanikają i milkną w ciszy/ Tylko tęsknota w moim głosie/ I w ulotnej modlitwie/ Rozpamiętują Twe słowa/ W których oddano mi Ciebie/ Ma nadzieja milknie/ A cisza wznieca wojnę”[10] – nuci autor tych strof, czyli sam Wolff. Gdy „Am Ende…” dobiega końca, nastrój na CD ulega zmianie. Zaczyna się „Alleine Zu Zweit”: piosenka rockowa, chwytliwa i optymistyczna, co u Lacrimosy należy do rzadkości. „Alleine…” mówi o długotrwałym związku damsko-męskim, w którym kobieta i mężczyzna stopniowo oddalają się od siebie pod wpływem rutyny oraz trosk dnia codziennego. Jednak odrobina namiętności sprawia, że ich uczucie odradza się jak feniks z popiołów, a stary układ odzyskuje dawno utraconą młodość. Iście antyrozwodowy kawałek[11].

„Halt Mich”, trzeci utwór zapisany na krążku „Elodia”, to 4-minutowa perełka muzyczna utrzymana w klimatach pogodnej melancholii. Gwoździem programu jest tutaj zwinny smyczek wygrywający na skrzypcach szczebioczącą, wpadającą w ucho melodię. Doskonale współpracuje on z gitarą elektryczną i prawdziwie wirtuozerską, choć wcale nie lekką perkusją. „Halt Mich” ma dość konwencjonalną budowę, na którą składają się zwrotki, refreny i instrumentalna solówka poprzedzająca wyrazisty finał. Omawiana piosenka jest jednocześnie prezentacją aktorskich zdolności Tilo. Założyciel Lacrimosy wydaje się bowiem udawać sentymentalnego, nadwrażliwego, znudzonego arystokratę z epoki (pre)Romantyzmu, a jego aksamitny wokal stopniowo ewoluuje w stronę płaczu i teatralnego krzyku. Po kawałku „Halt Mich” następuje utwór „The Turning Point” wykonywany w całości przez Anne Nurmi. Piosenka zaczyna się krótką melorecytacją w ojczystym języku artystki. Kobieta już raz deklamowała niedługi tekst po fińsku: miało to miejsce w tytułowym nagraniu z epki „Schakal” (1994)[12]. „The Turning Point” przypomina nieco „Not Every Pain Hurts”, lecz w refrenach, które są żywsze od zwrotek, Anne popełnia błędy rodem z „Make It End”. Tekst „The Turning…” to głos żony znajdującej oparcie w swoim mężu. Rzecz o miłości, wdzięczności i wtórnej socjalizacji.

Cztery kawałki, które omówiłam do tej pory, stanowiły pierwszy akt „Elodii” (pamiętajmy, że analizowane CD jest concept albumem i rock operą!). „Am Ende Der Stille” było wstępem do tej melodramatycznej opowieści: bardzo delikatnym i poetyckim, ale już napomykającym o czarnych chmurach wiszących nad głównymi postaciami. „Alleine Zu Zweit” dawało do zrozumienia, że bohaterowie przeżywają kryzys w związku, lecz próbują go jakoś przezwyciężyć. „Halt Mich” zawierało refleksje mężczyzny, który wprawdzie zmaga się z konfliktem wewnętrznym i myślami samobójczymi, jednak ma u swojego boku niewiastę podtrzymującą go przy życiu i sprowadzającą go na ziemię. „The Turning Point” stanowiło poruszające wyznanie owej niewiasty: historię jej dawnego zagubienia, z którego umiłowany mężczyzna pomógł jej się wyplątać[13]. W utworach budujących drugi akt „Elodii” – „Ich Verlasse Heut’ Dein Herz” i „Dich Zu Toten Fiel Mir Schwer” – wszelka nadzieja pryska jak bańka mydlana. Długoletni związek, w którym obie strony przeżyły tyle wzlotów i upadków, ostatecznie się rozpada. Początkowo wiąże się z tym uczucie smutku („Ich Verlasse…”). Później przygnębienie ustępuje złości oraz pretensjom do byłego partnera („Dich Zu Toten…”). Ta druga pieśń brzmi trochę prowokacyjnie: chwilami przypomina wojenny marsz, inwazję wojsk Wehrmachtu[14].

Trzeci akt opowieści – „Sanctus” i „Am Ende Stehen Wir Zwei” – przynosi pewną niespodziankę. Czyżby nieoczekiwany zwrot akcji? Utwór „Sanctus” (trwający ponad 14 minut, a zatem będący jedną z najdłuższych kompozycji Lacrimosy) jest tak trudny do interpretacji, że właściwie nie wiadomo, dlaczego znalazł się na „Elodii”. W rzeczonym nagraniu występują zarówno fragmenty klasyczne, jak i metalowe, przy czym te pierwsze wydają się przeważać nad tymi drugimi. Czasem można nawet odnieść wrażenie, że ciężkie gitary służą tylko podkreślaniu orkiestralnych uniesień… „Sanctus” należy do dzieł wyjątkowo monumentalnych. Najpierw chór uroczyście chwali Boga po łacinie[15], a potem zabiera głos główny bohater męski, który – ustami Wolffa – śpiewa o spotkaniu swojej świeżo opuszczonej współmałżonki. Prawdopodobnie mamy tu do czynienia z literackim zabiegiem „Deus ex machina”. Gdy już sądzimy, że przedstawienie dobiegło końca, następuje przedziwna interwencja Niebios. Co z niej wynika? Odpowiedź na to pytanie zawiera piosenka „Am Ende Stehen Wir Zwei”. W tym patetycznym, dudniącym jak dzwon utworze (zwiastującym „Fassade – 1. Satz”) Tilo i Anne poruszają temat „drugiej szansy dla nas obojga”[16]. Zaiste, wzruszający kawałek. Kiedy go słucham, mam ochotę płakać niczym gospodyni domowa oglądająca swoją ulubioną telenowelę.


„Fassade” (2001)

„Fassade” („Fasada”, „Maska”, „Pozory”) to kolejny w karierze Lacrimosy concept album. Tym, co odróżnia go od poprzednich płyt duetu, jest zwiększenie – w warstwie tekstowej – nacisku na problematykę uniwersalną i ogólnoludzką. O ile wcześniejsze krążki zespołu skupiały się na przeżyciach jednostki i relacjach interpersonalnych (głównie pomiędzy dwojgiem zakochanych ludzi), o tyle teraz w centrum uwagi zostaje postawione współczesne społeczeństwo. A trzeba przyznać, że jest to wizja daleka od pozytywnej. Można śmiało skonstatować, że w tytułowym tryptyku („Fassade – 1. Satz”, „Fassade – 2. Satz” i „Fassade – 3. Satz”) nowoczesna cywilizacja euroatlantycka zostaje skrytykowana jako pusta i bezduszna. Jest to raczej krytyka konserwatywna lub konserwatywno-liberalna, piętnująca zanik tradycyjnych wartości oraz demaskująca zniewolenie jednostki przez biurokratyczny system, środki masowego przekazu i uniformizujące procesy społeczne: globalizację, urbanizację, makdonaldyzację etc. Okładka albumu „Fassade” przedstawia pokaz mody obserwowany przez robotników z filmu „Metropolis” (1927) Fritza Langa[17]. To już drugie nawiązanie Lacrimosy do tej słynnej antyutopii. Na okładce CD „Inferno” (1995) widzieliśmy przecież miasto podobne do tego z „Metropolis”. Ono również zostało przywołane w kontekście piekła, otchłani.

„Fassade – 1. Satz” (track #1) nie jest utworem łatwym do opisania. Panuje w nim nastrój… nawet więcej niż podniosły. Ta multiinstrumentalna kompozycja brzmi ultrapatetycznie, a zarazem złowieszczo i rozpaczliwie, jakbyśmy właśnie odkryli, że wydarzyło się coś bardzo poważnego. Nagranie dosłownie zwala człowieka z nóg swoim tragizmem. Mógłbyś przy nim paść na kolana, ukryć twarz w dłoniach i wybuchnąć histerycznym płaczem. Katastroficznej, wręcz apokaliptycznej muzyce towarzyszy rozdzierający krzyk Tilo Wolffa: „Nie patrzcie na mnie!/ Nie jestem zwierzęciem!/ Tylko ludzkim dzieckiem – dla was obcą istotą – może/ Z oczami i uszami/ Sercem i uczuciami/ I wciąż jeszcze czystym i wolnym umysłem”[18]. Jakie to szczęście, że gdy „Fassade – 1. Satz” dobiega końca, napięcie zostaje rozładowane przez kawałek znacznie lżejszy i radośniejszy! „Der Morgen Danach” (track #2) jest konwencjonalną piosenką utrzymaną w klimatach rodem z „Elodii”. Założyciel Lacrimosy znów godzi rockową plebejskość z dworskością klasycznych instrumentów. Tym razem pieszczotą dla naszych uszu są łagodne dźwięki fletu. Tekst utworu mówi o miłości: podmiotem lirycznym jest mężczyzna, który wychwala pod niebiosa swoją wybrankę. „Der Morgen…” należy do sztandarowych nagrań duetu. Kawałek zajął trzecie miejsce w rankingu „Top 100” (marzec 2018)[19].

„Senses” (track #3) to jedyny i poniekąd obowiązkowy – z punktu widzenia lacrimosowej tradycji – utwór wykonywany przez Anne Nurmi. Piosenka jest najsłabszą kompozycją zarejestrowaną na płycie „Fassade”. Jak nietrudno wywnioskować z tytułu, „Senses” stawia na zmysłowość w wymiarze muzycznym oraz treściowym. Nagranie opowiada o kobiecie tęskniącej za swoim mężem, który niedawno umarł, ale jego obecność nadal jest w domu wyczuwalna. Bohaterka przechowuje wiele pamiątek po ukochanym mężczyźnie, lecz odczuwa dotkliwy brak jego pocałunków[20]. Spokojna melodia sprawia, że głos fińskiej wokalistki nareszcie brzmi dobrze. Aż za dobrze. I tu leży pies pogrzebany. Ten śpiew jest po prostu zbyt piękny, żeby był prawdziwy. Głęboki, eteryczny, nieziemski, rozchodzący się w przestrzeni… Czyżby magia autotune’a? Całkiem możliwe[21]. „Warum So Tief?” (track #4) to ociekający chandrą utwór, w którym ważną rolę odgrywa ciężka perkusja będąca tłem dla klasycznego instrumentarium. Rytm, tempo i aranżacja tego kawałka mogą się kojarzyć z piosenką „Meine Welt” z 1999 r. Dla niezorientowanych: „Meine Welt” to jedno z dwóch nagrań bonusowych dołączonych do japońskiego wydania „Elodii”[22]. „Warum…” przypomina też „Mein Zweites Herz” ze względu na smętne pobrzękiwanie trąbki. Oj, rzadko słyszy się trąbkę poza jazzem i filharmonią!

„Fassade – 2. Satz” (track #5) jest drugą częścią tryptyku, od którego wziął swoją nazwę analizowany krążek Wolffa i Nurmi. Kompozycja ma charakter chóralno-orkiestralny, brakuje w niej elementów rockowo-metalowych. Nie jest ona radosna, ale daleko jej do dramatyzmu przepełniającego pierwszą część trylogii. Dużym zaskoczeniem są tutaj operowe popisy tajemniczych sopranistek. Tilo Wolff również podejmuje próby śpiewania wysoko i dźwięcznie (wyje wówczas jak ksiądz zawodzący w kościele podczas nabożeństwa!). Artysta będzie kontynuował te eksperymenty także na następnych płytach sygnowanych logiem Lacrimosy[23]. Jeśli chodzi o tekst „Fassade – 2. Satz”, to pada w nim desperacka deklaracja: „Chcę się wydostać z zimnego świata ludzi/ I chcę wejść w ciepłe ręce miłości”[24]. „Liebesspiel” (track #6) jest owym upragnionym „wejściem w ciepłe ręce miłości”. Dokładnie mówiąc: wejściem smoka. Ten ostry, dynamiczny kawałek porusza temat zbliżenia damsko-męskiego, lecz czyni to w sposób zdecydowanie atawistyczny, frywolny tudzież sugestywny („Pomiędzy Twoimi udami/ Dotykając Twych wilgotnych ust/ Umieram dla Ciebie…/ Jesteś moja!”[25]). Utwór brzmi jak połączenie „Siehst Du Mich Im Licht?” z „Alleine Zu Zweit”. Hałaśliwe grzmoty przesterowanej gitary łagodzi jednak wesoły obój, drewniany instrument dęty pokrewny fujarce.

„Stumme Worte” (track #7) można uznać za kontynuację „Liebesspiel”. Oto dociera do naszych uszu klasyczna kompozycja, w której kluczową rolę odgrywa melancholijne pianino. Dzieło prezentuje punkt widzenia mężczyzny, który z pewnym rozrzewnieniem wspomina swój przelotny romans należący już do przeszłości. Postawa podmiotu lirycznego jest ambiwalentna. Z jednej strony, bohater cieszy się, że w jego życiu miał miejsce taki barwny epizod. Z drugiej – boleje nad faktem, że ten słodki rozdział żywota został zamknięty na amen. „Tylko raz jej zapragnąłem;/ Tylko raz – teraz i już na zawsze./ Ale nie chcę, by skończyło się moje cierpienie,/ Bo jest wszystkim, co mi zostawiła”[26] – śpiewa Tilo Wolff. Piosenka „Stumme Worte” przywodzi mi na myśl fikcyjny szlagier z powieści „Rok 1984” (1949) George’a Orwella. Przebój ten zaczyna się bowiem słowami: „To był tylko chwilowy urok/ I minął jak kwietniowy dzień,/ Lecz cóż za marzenia rozbudził!/ Z serca mego najlżejszy zdjął cień!”[27]. „Fassade – 3. Satz” (track #8), ostatnia część wielkiego tryptyku Lacrimosy, wyraźnie nawiązuje do części pierwszej, ale jest od niej bardziej gitarowa. Katastrofizm ustępuje tutaj z drogi buntowniczości. Czyżby podmiot liryczny zamienił rozpacz na aktywną walkę ze złem? Takie zakończenie byłoby istnym „happy endem” (choć może nieco naiwnym)!


* * *

Mam nadzieję, że mój artykuł wniósł coś do dyskusji o Lacrimosie i jej prawie 30-letniej pracy twórczej. A tych, którzy wcześniej nie znali tego duetu, zachęcił do sięgnięcia po jego trzy najsłynniejsze albumy muzyczne. Lacrimosa to zespół, który pokochałam mocniej niż jakikolwiek inny. Zaczęłam go słuchać w styczniu 2006 r., gdy nie miałam jeszcze ukończonych 15 lat. Mimo upływu czasu nieustannie wracam do nagrań Wolffa i Nurmi, za każdym razem odkrywając w nich coś nowego i zaskakującego. Oprócz Lacrimosy cenię gotyckie formacje Closterkeller i Switchblade Symphony, a od niedawna – również XIII. Stoleti, L’Ame Immortelle, Persephone i Coma Divine. Naturalnie, słucham także symfonicznego rocka/metalu typu Within Temptation, Nightwish czy Epica. Artystów spoza nurtów gothic i symphonic, których twórczość przypadła mi do gustu, jest tak wielu, że nie byłabym w stanie ich dzisiaj wymienić. Wciąż mam sentyment do rosyjskiego duetu t.A.T.u., który był modny w czasach mojej nauki w szkole podstawowej. Ale lubię też Filipinki (polski girlsband doby gomułkowskiej i gierkowskiej), brytyjskie przeboje z lat 70. i 80. XX wieku, a nawet „piosenki zaangażowane” rozmaitych opcji politycznych. Ostatnio przekonuję się do muzyki industrialnej (Nachtmahr – projekt Thomasa Rainera). Zaciekawiła mnie bowiem subkultura cyber-goth.


Natalia Julia Nowak,
23.06. – 01.08. 2018 r.



PRZYPISY

[1] Wszystkich utworów Lacrimosy jest prawdopodobnie 139. Tak przynajmniej wynika z facebookowych obliczeń Tilo Wolffa (marzec 2018, Facebook.com/LacrimosaOfficial). Lista kawałków z Anne Nurmi jako jedyną lub główną wykonawczynią: „No Blind Eyes Can See” (1995), „Not Every Pain Hurts” (1997), „Make It End” (1997), „The Turning Point” (1999), „Senses” (2001), „Vankina” (2001), „Apart” (2003), „My Last Goodbye” (2005), „A Prayer For Your Heart” (2009), „If The World Stood Still A Day” (2012), „Thunder And Lightning” (2015), „My Pain” (2017). Piosenka „Vankina” została dołączona – jako bonus track – do japońskiego wydania płyty „Fassade”. Umieszczono ją także na singlu „Der Morgen Danach” z sierpnia 2001 r. Jeśli nie liczyć tego fińskojęzycznego nagrania, wszystkie kompozycje śpiewane przez Nurmi są anglojęzyczne. „Vankina” to w języku suomi „uwięziona”.

[2] Plik do pobrania: Riehener-zeitung.ch/assets/downloads/zeitungen2016/RZ17_20160429.pdf (Portable Document Format, rozmiar 9,85 MB).

[3] Tłumaczenie własne. Sformułowanie oryginalne: „the recovery from a burning inferno” [En.wikipedia.org/wiki/Stille_(Lacrimosa_album)].

[4] Tilo jest jednak słyszalny w tle, pod koniec utworu.

[5] Powołuję się tutaj na wywiad opublikowany w serwisie Gazeta.pl („Anja Orthodox: Przydałby mi się romans z jakimś ‘Dodem’. Wtedy ludzie chodziliby na mnie, jak teraz śmigają na Behemota”). Rozmowę z Królową Polskiego Gotyku przeprowadziła dziennikarka Krystyna Pytlakowska.

[6] Warto zauważyć, że mruczy tam również gitara basowa, inny szarpany „strunowiec”.

[7] Miało to miejsce na oficjalnym fanpejdżu zespołu (Facebook.com/LacrimosaOfficial).

[8] Nie zaszkodzi odnotować, że czasem towarzyszy jej pseudowesołe – podobne do wymuszonego śmiechu przez łzy – podśpiewywanie Tilo. W tym „pogodnym” nuceniu tekstu nie ma jednak ani krzty radości.

[9] Kopia materiału jest dostępna na stronie Lacrimosa.rockmetal.art.pl (dział „Wywiady”).

[10] Przekład utworu „Am Ende Der Stille” zaczerpnęłam z portalu Tekstowo.pl. Tłumaczenie zostało tam dodane przez osobę ukrywającą się pod pseudonimem „sheri303”.

[11] Skoro już rozmawiamy o „Alleine Zu Zweit”, powinniśmy pamiętać, że utwór ten ukazał się na singlu zapowiadającym płytę „Elodia”. Krążek krótkogrający ujrzał światło dzienne w kwietniu ‘99 (dwa miesiące przed premierą długo wyczekiwanej „Elodii”). Z tamtego okresu pochodzi publikacja „Samotni razem – Lacrimosa” wydrukowana na łamach magazynu „Jazgot” (nr 4/1999). Kopię rozmowy Orona z Tilo Wolffem można znaleźć na stronie Lacrimosa.rockmetal.art.pl w dziale „Wywiady”.

[12] Kawałek „Schakal” zajął drugie miejsce w rankingu „Top 100” opracowanym przez Tilo na podstawie wyników facebookowego plebiscytu z marca 2018 r. Ciekawostka: w napisach końcowych wyświetlanych po teledysku „Schakal” (VHS „The Clips 1993-1995”, DVD „Musikkurzfilme: The Video Collection”) pojawia się imię żeńskie „Elodia”. Takie właśnie miano nosi postać grana przez Anne Nurmi.

[13] „Zanim się dowiedziałam, że kochałam tylko Twoją połowę we mnie, spędziłam zbyt dużo czasu, nie znając siebie. (…) Teraz mi pokazałeś, że dwie pełne połowy czynią silniejszą całość. (…) Nie mogłam walczyć samotnie. Dziękuję Ci za wysłuchanie mnie we właściwym czasie. Błogosławię Cię za zaufanie, jakie mi okazałeś, gdy nie przyznawałam się do bycia słabą. (…) Osiągnęłam swój cel, teraz znów mogę stawić sobie czoło. Dziękuję Ci za to, że mnie kochasz i utrzymujesz nas na właściwej drodze” – Lacrimosa, „The Turning Point”, tłumaczenie własne. Pełny tekst piosenki (w języku angielskim) znajdziemy na stronie Lyrics.wikia.com.

[14] Wypełniają się tutaj dwa ostatnie wersy „Am Ende Der Stille”. Cytat: „Ma nadzieja milknie/ A cisza wznieca wojnę” (przeł. sheri303, Tekstowo.pl).

[15] Początek utworu: „Sanctus – Sanctus – Sanctus – Dominus/ Sanctus/ Sanctus – Sanctus – Sanctus – Dominus/ Deus Deus Sabaoth – pleni sunt caeli et terra/ Deus Deus Sabaoth – pleni sunt caeli et terra/ Gloria Tua – gloria Tua/ Gloria Tua – gloria Tua/ Deus Deus Sabaoth – pleni sunt caeli et terra/ Deus Deus Sabaoth – pleni sunt caeli et terra/ Gloria Tua – gloria Tua/ Gloria Tua – gloria Tua”. Zakończenie utworu: „Hosanna in excelsis/ Hosanna in excelsis/ Hosanna in excelsis/ Benedictus, qui venit in nomine Domini/ Hosanna in excelsis/ Hosanna in excelsis/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Sanctus Dominus/ Dominus”. Pełna treść pieśni Lacrimosy jest dostępna w archiwach witryny Lyrics.wikia.com. Strofy łacińskie pochodzą z liturgii rzymskokatolickiej (Pl.wikipedia.org/wiki/Sanctus).

[16] Tłumaczenie: Aneakh, Lacrimosa.rockmetal.art.pl.

[17] Albo przez masy partyjne z filmowej adaptacji „Roku 1984” George’a Orwella. Chodzi mi o ekranizację w reżyserii Michaela Radforda (1984) z Johnem Hurtem, Richardem Burtonem i Suzanną Hamilton w rolach głównych.

[18] Tłumaczenie: Julia, Lacrimosa.rockmetal.art.pl.

[19] Dodam jeszcze, że singiel „Der Morgen Danach” (wydany w sierpniu 2001 r.) stanowił oficjalną zapowiedź albumu „Fassade” (wypuszczonego na rynek w październiku ‘01).

[20] Trochę inaczej – aczkolwiek nie z własnej winy – przeżywa swoje wdowieństwo niewiasta będąca podmiotem lirycznym w polskim kawałku „Drzewo” (Maleo Reggae Rockers & Lilu, składanka „Morowe Panny”, Muzeum Powstania Warszawskiego 2012). Wdowa śpiewająca ustami Aleksandry „Lilu” Agaciak wspomina swojego małżonka, który zbudował dom, posadził drzewo i spłodził syna. Wszystko układało się perfekcyjnie, ale wybuch II wojny światowej przyniósł totalną zagładę, odwrócił życie bohaterki do góry nogami. „Dom jest pusty, drzewo uschło, mój mąż i syn nie żyją” – zdradza kobieta w puencie opisywanej piosenki.

[21] Jeżeli jednak się mylę, to pokornie przepraszam za ten dyskredytujący (dla każdego profesjonalnego artysty) zarzut!

[22] Drugim bonusem jest tam „Und Du Fallst”, odrobinę elektroniczny przedsmak CD „Echos” (2003). „Und…” wydaje mi się podobne do takich utworów, jak „Malina” czy „Ein Hauch Von Menschlichkeit”.

[23] Interesująca nas technika wokalna pojawi się m.in. w anglojęzycznych nagraniach „The Party Is Over” („Lichtgestalt” – 2005) i „Call Me With The Voice Of Love” („Sehnsucht” – 2009).

[24] Tłumaczenie: Julia, Lacrimosa.rockmetal.art.pl.

[25] Tłumaczenie: Lestath, Lacrimosa.rockmetal.art.pl.

[26] Tłumaczenie: Lestath, Lacrimosa.rockmetal.art.pl.

[27] Cyt. za: Rok-1984.klp.pl/ser-345.html (część II, strona 82).

poniedziałek, 28 maja 2018

Z.J. Rumel. Poeta, komendant Okręgu Wołyń BCh, ofiara UPA

Muzyczne motto:

„Bóg mnie natchnął poezją
i świat lepszy widziałem,
choć w ludziach był niepokój
i problemy nabrzmiałe.
Wierzyłem mocno
w lepszą stronę ludzkiej natury.
Za wiarę tę przyszło mi wkrótce
cierpieć nieludzkie tortury”


Dariusz Grzybkowski,
„Spowiedź Zygmunta Rumla” (frag.)
[Youtube.com/user/KlubGPostrow]



Zygmunt Jan Rumel przyszedł na świat 22 lutego 1915 r. w rosyjskim Piotrogrodzie (Petersburgu). Był poetą i publicystą zanurzonym po uszy w polskiej tradycji romantycznej. Tworzył liryki trudne w odbiorze, naszpikowane środkami stylistycznymi i doszlifowane pod względem formy. W swojej wysoce zmetaforyzowanej, melodyjnej poezji sławił Kresy Wschodnie RP jako obszar wielokulturowy i urzekający krajobrazowo. Skąd się tam wziął? Dlaczego właściwie zaczął układać wiersze? Odpowiedzią na te pytania jest rodzinna historia autora. Otóż ojciec Rumla – Władysław, inżynier rolnictwa – był zasłużonym uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej. Za bohaterską postawę w roku 1920 otrzymał Order Virtuti Militari i osadę wojskową pod Wiśniowcem na Wołyniu. Tam, w powiecie krzemienieckim, spędził więc swoją młodość utalentowany Zygmunt. Piękno „małej ojczyzny” i jej kulturowa specyfika poruszały w chłopcu jakąś nieznaną strunę. A ponieważ matka Zygmunta, Janina z Tymińskich (pseud. „Liliana”), pisała i publikowała wiersze[1], wrażliwy syn wkrótce zaczął robić to samo.

ZJR miał zaszczyt uczęszczać do słynnego Liceum Krzemienieckiego, zwanego szumnie Atenami Wołyńskimi. Instytucja ta została założona w 1805 r. przez Tadeusza Czackiego i Hugona Kołłątaja (funkcjonowała wówczas pod nazwą Gimnazjum Wołyńskiego). Celem rzeczonej placówki było edukowanie przyszłej inteligencji. Dziewiętnastowieczna szkoła została wprawdzie zamknięta przez carat w ramach represji za powstanie listopadowe, ale odrodziła się w roku 1920 dzięki stosownemu rozkazowi Józefa Piłsudskiego. Ucząc się w tak niezwykłym liceum, Zygmunt Jan Rumel zdołał rozwinąć skrzydła w wielu różnych dziedzinach. Co go interesowało? Po pierwsze: pisanie (nasz bohater zamieszczał swoją twórczość – poetycką i publicystyczną – w szkolnym czasopiśmie „Nasz Widnokrąg”). Po drugie: aktorstwo (był gwiazdą licealnego teatru, publicznie recytował własne utwory). Po trzecie: sport (uprawiał boks i grał w szkolnej reprezentacji hokejowej). Po czwarte: społecznikostwo (angażował się w działalność na rzecz regionu wołyńskiego). Jakby tego było mało, chłopak należał do harcerstwa.


„Nie będę dziś sobą,
nie będę mądry i ludzki…
Wpatrzę się w polne niebo,
w płócienne, lniane obłoki.

Wystarczy mi świerszcz w koniczynie,
koncertujący pod liściem
i te badyle niczyje
w niebo sterczące kiścią.

Nie będę o niczym myślał,
ani niczego żałował…
…jarzębinowy wisior
smutek rumieńcem zachowa.

A potem – potem gdzieś w rowie
wargi przytulę do ziemi…
…wszystkie swe bóle wypowiem
…wrosnę zielonym korzeniem”


Z.J. Rumel, 1934 – „Pole”
[cyt. za: Nawolyniu.pl/wiersze]



Aktywizm społeczny wydawał się pochłaniać Rumla szczególnie mocno. Tę cechę prawdopodobnie również odziedziczył po rodzicach. Oboje byli bowiem pozytywistami (matka jeszcze w czasach panieńskich ukończyła kurs przedszkolanek, żeby nieść oświatę najmłodszym mieszkańcom polskich ziem). Tym, co „opętało” Zygmunta, była miłość do Ukraińców, marzenie o uczynieniu ich świadomymi współgospodarzami Wołynia. ZJR był zafascynowany wielokulturowością Kresów Wschodnich. Podobało mu się, że zamieszkiwany przez niego obszar jest prawdziwą mozaiką etniczno-religijną. W swoich artykułach podkreślał, że Kresy są miejscem szczególnym, gdyż właśnie tutaj przebiega granica między cywilizacją łacińską a cywilizacją bizantyjską. To na Kresach, a nie w Utopii, stoją obok siebie kościoły, cerkwie, meczety i synagogi. Zygmunt był czystej krwi Polakiem, ale wykształcił w sobie niemal polsko-ukraińską tożsamość narodową („dwie Matki-Ojczyzny”). Biegle władał językiem ukraińskim, chętnie zawierał przyjaźnie z Ukraińcami. Szanował także Żydów, zwalczał zjawisko antysemityzmu.

Za kolejny czynnik, który uwarunkował postawę Rumla, uznaje się fakt, że w latach szkolnych poeta mieszkał na stancji w wyjątkowym dworku. Otóż dworek ten był ongiś domem najbliższej rodziny Juliusza Słowackiego, a obecnie jest siedzibą muzeum poświęconego temu wieszczowi narodowemu. Wpływy Słowackiego, jak również Norwida, są w twórczości ZJR doskonale widoczne. Zygmunt był jednak poetą międzywojnia i II wojny światowej, dlatego w jego wierszach można też wyczuć „klimaty” będące skutkiem obcowania z poezją bardziej współczesną (skamandryci, Staff, Leśmian, Liebert). Po zdaniu matury w 1935 r. Rumel wyjechał do stolicy Polski, żeby rozpocząć studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Mimo wielkomiejskiego stylu życia nie zapomniał o swojej wołyńskiej przeszłości. Natychmiast wstąpił do działającego na uczelni Zrzeszenia Byłych Wychowanków Liceum Krzemienieckiego. Klub ten stawiał na integrację młodych Kresowian poprzez organizowanie wspólnych ognisk i wycieczek. W tamtym czasie ZJR kolegował się m.in. z Krystyną Krahelską – „warszawską syrenką”[2].


„Jak wonne sosnowe drzewo
pojone żywicy więźbą
wystrzela ku niebu słowo
wiersza zieloną gałęzią…

Rośnie – wspaniałe, bujne,
do mózgu korzeniem wsparte,
pod kory brunatną runią
sącząc żywicy prawdę…

Złotokłującym igliwiem
liter opiewa błękit…
Leśnie, puszyście kwili,
jak ptak chwycony do ręki…

Aż z lasu żywicznych stronic
siekiery podstępnym ciosem
czytelniku – wytniesz
najpiękniejszą z moich sosen”


Z.J. Rumel, 1937 – „Słowo”
[cyt. za: Nawolyniu.pl/wiersze]



Zygmunt Jan Rumel spędzał na Kresach Wschodnich każde swoje studenckie wakacje. Chociaż pochodził z warstwy inteligenckiej, a nie chłopskiej, udzielał się w Wołyńskim Związku Młodzieży Wiejskiej, czyli w postępowej organizacji ruchu ludowego. Cechą charakterystyczną tego stowarzyszenia był jego polsko-ukraiński skład osobowy. Młodzi ludowcy stawiali sobie za cel walkę z cywilizacyjnym zacofaniem Wołynia. Chcieli, żeby ich region rozwijał się kulturowo i ekonomicznie. Postulowali budowę społeczności lokalnej, w której Polacy i Ukraińcy będą ze sobą zgodnie współpracować, zachowując wprawdzie swoją odmienność, ale korzystając z równych praw i obowiązków. Dzięki takim ludziom, jak Rumel, Wołyński Związek Młodzieży Wiejskiej utrzymywał ścisły kontakt ze Zrzeszeniem Byłych Wychowanków Liceum Krzemienieckiego. Pozycja ZJR w Zrzeszeniu (do którego też należał) musiała być dość silna, albowiem uczyniono go redaktorem naczelnym czasopisma „Droga Pracy”. Periodyk ten był dodatkiem do „Życia Krzemienieckiego”, a jednocześnie oficjalnym organem prasowym ZBWLK.

Będąc na Kresach, nasz bohater nie marnował ani jednej chwili. Starał się być tak aktywny, jak to tylko możliwe. Przychodził na zebrania kół wiejskich, brał udział w różnorakich wydarzeniach lokalnych (np. próbował swoich sił w konkursach czytelniczych). Niestrudzenie wykładał na Uniwersytecie Ludowym w Różynie – edukował prostych mieszkańców Wołynia, którzy dotychczas nie mieli dostępu do wiedzy na poziomie akademickim. Kierownikiem rzeczonej placówki był znany polityk-ludowiec Kazimierz Banach, z którym później Zygmunt Jan Rumel współpracował w ramach konspiracji niepodległościowej. Co ciekawe, zajęcia na UL prowadziła również matka poety, Janina. Ona akurat uczyła Wołynian plastyki. Mimo napiętego harmonogramu ZJR zawsze znajdował czas, żeby pomagać Antoniemu Hermaszewskiemu, prezesowi Wołyńskiego Związku Młodzieży Wiejskiej, w redagowaniu dwujęzycznego (POL/UKR) pisma „Młoda Wieś – Mołode Seło”. Antoni Hermaszewski to stryj Mirosława Hermaszewskiego[3], peerelowskiego kosmonauty, którego przed wojną nie było jeszcze na świecie (MH: rocznik 1941).


„Samodziały, samodziały tkają dziewczęta
Pryśki, Nastki, Jaryny – nie pamiętam –
na surową, na chłopską odzież
i na hafty, których nie wypowiem.

Przędą, przędą na kołowrotkach,
Wołyń w palcach ich barwnie się mota
w proste znaki i proste nici
na płóciennych, lnianych okryciach.

Przędą Pryśki, przędą Jaryny,
już oprzędły płótna Wołyniem
w znakach prostych i jak najprościej
na tych płótnach Wołyń się mości…”


Z.J. Rumel, 1937 – „Pieśń III” (frag.)
[cyt. za: Nawolyniu.pl/wiersze]



Zygmunt trzymał sztamę z innymi młodymi autorami, o czym świadczy fakt, że w 1936 r. został jednym z członków Grupy Poetyckiej „Wołyń”. Oprócz Rumla należeli do niej: Czesław Janczarski, Józef Łobodowski, Wacław Iwaniuk, Władysław Milczarek, Jan Śpiewak, Stefan Szajdak i Zuzanna Ginczanka (właśc. Sara Gincburg). Ten wyjątkowy zespół literatów pozostawał w stałej łączności z Józefem Czechowiczem, swoim mecenasem i autorytetem. Działalność Grupy Poetyckiej „Wołyń” cieszyła się pełną aprobatą Henryka Józefskiego[4] – wojewody wołyńskiego, którego ZJR popierał ze względu na realizację koncepcji Polski Jagiellońskiej. Wypada odnotować, że losy poszczególnych członków GP „Wołyń” potoczyły się bardzo różnie. Czesław Janczarski przeżył wojenną zawieruchę. To właśnie on w 1957 r. założył pisemko „Miś” i stworzył kultową postać Misia Uszatka. Zuzanna Ginczanka – pupilka Juliana Tuwima, Żydówka, satyryczka, przedstawicielka witalizmu – zginęła z rąk nazi-Niemców[5]. Była zmysłową pięknością, a zdobyła popularność w Warszawie, gdzie studiowała pedagogikę na UW.

Gdy Rumel miał 23 lata, trafił na szkolenie wojskowe do Wołyńskiej Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim. W młodzieńcu, który do niedawna przypominał głównie swoją matkę, zaczęły się wówczas budzić cnoty odziedziczone po ojcu. Od tej pory Zygmunt, niczym Krzysztof Kamil Baczyński, był poetą-żołnierzem godzącym artystyczną wrażliwość z militarystycznym patriotyzmem. ZJR zakończył trening w lipcu 1939 r., po czym wyjechał na praktykę do Będzina, gdzie stacjonował 23. Pułk Artylerii Lekkiej. We wrześniu ‘39 mężczyzna wziął udział w nieudanej obronie II RP przed niemieckim agresorem. 20 września wylądował w niewoli sowieckiej, lecz został z niej zwolniony jako rzekomy szeregowiec (de facto nosił stopień podporucznika). Rumel przeniósł się wkrótce do Dubna i nawiązał współpracę z ZWZ-AK, tzn. polskim podziemiem antysowieckim. Później – wraz z Antonim Hermaszewskim – konspirował na terenie Równego. W 1940 r. nasz bohater przeżył ogromną tragedię. Jego młodszy brat, Bronisław, został aresztowany przez NKWD (zabito go w roku ‘40 lub ‘41).


„Twój dziad w czerwonym polu
Szkarłatne kwiaty kładł –
Twój ojciec niósł do boju
Dwadzieścia młodych lat…

U września ran koralu
Zastygał śmiercią brat –
Gdy wstyd twe czoło palił
Że on – a nie tyś padł…

Dziś tęsknisz – werset stali
Płomieniem krwawych szmat –
U nowych ran korali
Jak ojciec nieść i dziad…”


Z.J. Rumel, 1940 – „Werset”
[cyt. za: Nawolyniu.pl/wiersze]



Sowieci dopadli nie tylko brata, ale również ukochaną Zygmunta, Janinę Sułkowską, adresatkę wierszy „Jabłoń Aksamitna” (1937) i „Anioł Czuwający” (1940). Nic więc dziwnego, że ZJR – także zagrożony dekonspiracją – opuścił ziemie okupowane przez ZSRR i wyjechał do strefy kontrolowanej przez III Rzeszę. W Warszawie nasz bohater związał się z podziemiem antyhitlerowskim: Stronnictwem Ludowym „Roch” i Batalionami Chłopskimi. Był podwładnym znanego nam już Kazimierza Banacha, szefa Komendy Głównej BCh. Na Ochocie, w okolicach Placu Narutowicza, Zygmunt prowadził sklep z naczyniami kuchennymi, który służył jako przykrywka dla tajnej drukarni ruchu ludowego. Praca w tym miejscu zainspirowała go do napisania wiersza „Drukarnia”[6] (Uwaga! Był to jedyny utwór Rumla opublikowany w czasie II wojny światowej!). 6 lutego 1941 r. ZJR uczestniczył w brawurowej ewakuacji maszyny poligraficznej do lokalu przy Alejach Jerozolimskich. W okresie „drukarskim” bardzo pomagał Zygmuntowi jego drugi brat, Stanisław. Wspierała go też nowa miłość, o której w następnym akapicie.

Anna Kinga z Wójcikiewiczów była słuchaczką szkoły teatralnej funkcjonującej przy Teatrze Reduta. Żywo interesowała się poezją, którą również sama tworzyła. Jej matka, Maria, miała duże zdolności humanistyczne i zamieszczała w prasie swoje recenzje książkowe. Anna (pseud. „Teresa”) już w 1939 r. wstąpiła do Służby Zwycięstwu Polski, później jednak postawiła na „Roch”/BCh. Zygmunt Jan Rumel ożenił się z Wójcikiewiczówną w roku 1941. Przebywając w stolicy Polski, mężczyzna kontynuował (na tajnych kompletach) rozpoczęte w latach 30. studia polonistyczne. Wraz z upływem czasu jego poezja stawała się coraz bardziej monumentalna tudzież abstrakcyjna. ZJR poruszał w niej problematykę filozoficzną i historiozoficzną, popadał w katastrofizm oraz przepowiadał własną śmierć. Nawiązywał do Biblii, legend, mitów słowiańskich i indoeuropejskich, a nawet do Buddy („Utopia”, 1943). Podczas jednego z konspiracyjnych wieczorów poetyckich dostrzegł go mistrz Leopold Staff, który ponoć rzekł do obecnej w sali Anny: „Niech pani chroni tego chłopca – to będzie wielki poeta”[7].


„Może to tylko bogini biegła przetowłosa
a może się zachwiały koliste niebiosa?

Może tylko Sawitri – Sawitri promienna
stopą dotyka ziemi jak fala tajemna?

Nie – to drżenie kosmiczne za globem nad nami
nie – to czas wirujący wszystkimi czasami!

To spirala zagłady – plejada płomieni
szybuje gorejąca ponad kołem ziemi!

I na jądra galaktyk nawleka się włócznią!
nie – to bogini tylko – Sawitri przed jutrznią”


Z.J. Rumel, 1941 – „Sawitri”
[cyt. za: Nawolyniu.pl/wiersze]



Jesienią ‘41, kilka miesięcy po ataku Niemiec na ZSRR, w życiu Zygmunta nastąpił istny zwrot akcji. Nasz bohater otrzymał od Centralnego Kierownictwa Ruchu Ludowego i Komendy Głównej Batalionów Chłopskich polecenie wyjazdu na Wołyń w celu przeprowadzenia rekonesansu oraz przygotowania gruntu pod ewentualny nowy okręg BCh. Od tej pory Rumel nieustannie „kursował” między Warszawą a Kresami, co nie było łatwe, gdyż hitlerowcy pilnie strzegli granicy oddzielającej Generalne Gubernatorstwo od Komisariatu Rzeszy Ukraina. Wspomniana granica leżała zresztą na Bugu, a ZJR każdorazowo był uzależniony od przychylności znajomego Ukraińca, który przeprawiał go przez rzekę[8]. Poeta, zgodnie ze swoją misją, odnawiał na Wołyniu kontakty z działaczami ludowymi i młodowiejskimi. Jego żona, Anna, pełniła zaś funkcję łączniczki, kurierki i kolporterki prasy podziemnej. Mimo dochodzącego do głosu banderyzmu Rumlowie często kwaterowali zarówno u Polaków, jak i u Ukraińców. Zygmunt – nie tracąc wiary w swoje ideały – próbował siać wśród rodaków Szewczenki propolską propagandę.

Raport z Wołynia, dostarczony elicie SL „Roch” przez Rumla, zadecydował o tym, że wiosną ‘42 konspiracyjny ruch ludowy zaczął operować także na Kresach Południowo-Wschodnich. W styczniu 1943 r. oficjalnie powołano do życia VIII (Wołyński) Okręg Batalionów Chłopskich. Na czele nowej jednostki organizacyjnej BCh stanął sam ZJR, który przyjął pseudonim „Krzysztof Poręba”. Tymczasem banderowcy coraz mocniej dawali się Polakom we znaki. Czystki etniczne, dokonywane przez tych ukraińskich szowinistów i niemieckich kolaborantów, stanowiły już bolesną codzienność Wołynia. Młody komendant VIII Okręgu BCh (tudzież jego przełożony, Kazimierz Banach) niejako stał w rozkroku. Z jednej strony – organizował polską samoobronę i partyzantkę, czyli zbrojny opór wobec Ukraińskiej Powstańczej Armii. Z drugiej – usiłował kontynuować politykę Henryka Józefskiego nastawioną na kooperację Polaków z Ukraińcami, tym razem przeciwko III Rzeszy. W latach 1941-1943 Rumel czuł się naprawdę rozdarty wewnętrznie. Był przecież Polakiem, ale jednocześnie identyfikował się z Ukrainą.


„Dwie mi Matki-Ojczyzny hołubiły głowę –
Jedna grzebień bursztynu czesała we włos
Druga rafy porohów piorąc koralowe
Zawodziła na lirach dolę ślepą – los…

Jedna oczom tańczyła pasem złotolitym,
Czerep drugą obijał – pijany jak trzos –
Jedna boso garnęła smutek za błękitem –
Druga kurem jej piała buntowniczych kos

Dwie mnie Matki-Ojczyzny wyuczyły mowy –
W warkocz krwisty plecionej jagodami ros –
Bym się sercem przełamał bólem w dwie połowy –
By serce rozdwojone płakało jak głos…”


Z.J. Rumel, 1941 – „Dwie matki”
[cyt. za: Nawolyniu.pl/wiersze]



Początkowo ZJR i jemu podobni próbowali dotrzeć jedynie do „normalnych” Ukraińców. Liczyli bowiem na to, że uda się ich przekonać do walki z niemieckimi i ukraińskimi nazistami. W czerwcu-lipcu ‘43, gdy rzeź wołyńska zaczęła przybierać apokaliptyczne rozmiary, Polskie Państwo Podziemne wpadło na kuriozalny koncept. Otóż postanowiło się dogadać z samą UPA, żeby uczynić z niej sojuszniczkę Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich w walce z hitlerowskim okupantem. Ten cudaczny alians miał być jednocześnie ratunkiem dla tysięcy polskich cywilów zagrożonych śmiercią z rąk banderowskich rezunów. 7 lipca bechowiec Zygmunt Jan Rumel i akowiec Krzysztof Markiewicz „Czart” – parlamentariusze Delegatury Rządu na Kraj – odbyli w Świniarzynie wstępne rozmowy z lokalnym dowództwem Ukraińskiej Powstańczej Armii. 8 lipca żołnierze udali się do Kustycz[9] w celu przeprowadzenia dalszych pertraktacji z UPA-ińcami. „Genialnym” (ironia) pomysłem ZJR był wyjazd w pełnym umundurowaniu, ale bez zbrojnej obstawy. Miał to być wyraz czystych intencji i zaufania do drugiej strony.

Nieznane są szczegóły tego, co się działo w następnych dniach. Wiadomo jednak, że 9, 10 lub 11 lipca 1943 r. jeźdźcy UPA rzucili się w pościg za odjeżdżającą polską delegacją. Zygmunt Jan Rumel, Krzysztof Markiewicz i ich woźnica-przewodnik Witold Dobrowolski mieli zostać dognani, pojmani, skatowani i rozerwani końmi przez oszalałych banderowców. Ciała trzech zabitych Polaków miały spocząć w nieustalonym do dziś miejscu, najprawdopodobniej „w lasku na brzegu jeziora” (wersja Feliksa Budzisza) albo „na samotnym chutorze między Różynem a Turzyskiem” (wersja Anny Rumlowej)[10]. Zygmunt żył zaledwie 28 lat. Ten obiecujący poeta nie zdążył nawet wydać debiutanckiego tomiku wierszy. Utwory Rumla – niektóre w formie rękopisów – przetrwały wojnę dzięki matce, żonie i teściowej autora (ciekawostka: Janinę ocalił sprawiedliwy Ukrainiec, a Anna uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim jako sanitariuszka). ZJR miał jedną córkę, ale zmarła ona przy narodzinach kilka dni przed męczeństwem ojca. Może to dlatego ostatni wiersz poety (z 5 lipca ‘43) nosi tytuł „Kołysanka”[11].


„Historio – kolędnico przeznaczenia pieśni –
Która Naród prowadzisz przez losu wierzeje
I smagasz jako kaci – złowrogo – złowieśni –
Strugą wichru – co żywych – kość i popiół wieje.
Dziś bicz twój smagający nad nami jest z tobą –
I jak ból naszych kości – cierpieniem nas smaga –
Ty stając na kurhanach pierś otwierasz grobom
I sądzisz jako prawda – karząca i naga.
Uczynków naszych wagę na szale układasz –
Ja – twoją obojętność poznaję – ty badasz”


Z.J. Rumel, 1942 – „Rok 1863” (frag.)
[cyt. za: „Nasza Rota. Kwartalnik dla środowisk
polskich i polonijnych w świecie”, nr 4/2008]



Desperacka misja poruczników Rumla i Markiewicza nie była bezsensownym samobójstwem. Chociaż nie zdołała zatrzymać okrutnej rzezi, przedłużyła życie mieszkańcom kilku polskich wiosek. Parlamentariusze umówili się bowiem z miejscową ludnością, że jeśli nie wrócą z Kustycz, to dwunastu śmiałków z Radowicz wymaszeruje do Zasmyk i zorganizuje tam antybanderowską samoobronę. Dzięki temu, że Zygmunt i Krzysztof zajęli czas dowództwu UPA, garstka Polaków zyskała możliwość ucieczki lub udziału w przygotowaniach do defensywy. Z grupy zbrojnej zawiązanej w Zasmykach powstał wkrótce oddział partyzancki „Gromada”. Ten zaś dał początek 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, której liczebność w marcu 1944 r. osiągnęła 6000 żołnierzy. Zygmunt Jan Rumel został zapamiętany jako prawdziwy bohater, który poświęcił własne istnienie, żeby ratować rodaków przed ukraińskim ludobójstwem. Wspominano go jako młodzieńca wesołego, życzliwego, łatwo zjednującego sobie ludzi. Wielu osobom zapadł w pamięć jego anielski wygląd – jasnoblond włosy, niebieskie oczy i szlachetne rysy twarzy.

W okresie PRL wdowa po ZJR opublikowała swoje wspomnienia wojenne zatytułowane „Wędrówki za Bug”. Ukazały się one w książce „Twierdzą nam będzie każdy próg. Kobiety ruchu ludowego w walce z hitlerowskim okupantem” (wybór i opracowanie: Maria Jędrzejec, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1970). Pierwsze wydanie twórczości Zygmunta Jana Rumla ujrzało światło dzienne w roku 1975. Duża w tym zasługa katolickiej poetki Anny Kamieńskiej, która stała się pośmiertnym mecenasem autora „Dwóch Matek”. Drugie wydanie wierszy ZJR wyszło w roku ‘78. Kolejne tomiki poezji Rumla drukowano już w III RP (2008 – nakład Stowarzyszenia Rodzin Osadników Wojskowych i Cywilnych Kresów Wschodnich, 2018 – nakład Państwowego Instytutu Wydawniczego). Rumel jest bohaterem dwóch książek biograficznych (Bożena Gorska – „Krzemieńczanin”, Warszawa 2008; Janusz Gmitruk – „Zygmunt Rumel. Żołnierz nieznany”, Warszawa 2009) i pełnometrażowego filmu dokumentalnego (Wincenty Ronisz – „Poeta nieznany”, TVP 2004). Uwieczniono go ponadto w dramacie kinowym „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego (2016)[12].


„Wieki miną nad nami – przyjdą nowi ludzie
Na swoją miarę mali – na swoją ogromni –
I rozorzą mogiły i kość wydrą grudzie
I albo ślad zamiotą – albo czcią pokłonni
Odmierzą sławie dumnej w marmurze pomniki –
Które ludzkość zadziwią. Przyjdą wichry nowe
Nowych dziejów zarania moce – Kolędniki –
A wonczas w owym szyku – ten tylko zostanie
Który mimo koleje – doskonali trwanie”


Z.J. Rumel, 1942 – „Rok 1863” (frag.)
[cyt. za: „Nasza Rota. Kwartalnik dla środowisk
polskich i polonijnych w świecie”, nr 4/2008]



Oba peerelowskie wydania poezji Zygmunta Jana Rumla wypuściła na rynek Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza. Zapomnianym poetą dwudziestolecia międzywojennego i II wojny światowej zainteresował się sam Jarosław Iwaszkiewicz, który tak skomentował los przedwcześnie zmarłego liryka: „Był to jeden z diamentów, którym strzelano do wroga. Diament ten mógł zabłysnąć pierwszorzędnym blaskiem” (cyt. za: Halina Świrska, „Syn dwóch Matek – rzecz o Zygmuncie Janie Rumlu”, Anti-defamation.pl/redutanews). Trudno o lepsze podsumowanie życia i twórczości niedocenionego… albo umyślnie wymazanego z kart historii… „Baczyńskiego Kresów”. Czas wydostać Rumla z zabójczej otchłani niepamięci. Czas złamać zmowę milczenia panującą wokół wołyńskich herosów i męczenników.


Natalia Julia Nowak,
01.04. – 27.05. 2018 r.



PS 1. Anna Rumlowa długo nie mogła się pogodzić ze śmiercią męża. Całymi latami czekała na Zygmunta, święcie przekonana, że kiedyś wróci on ze swojej ryzykownej wyprawy dyplomatycznej. Nie dopuszczała do siebie myśli, że ten młody, energiczny, obdarzony poczuciem humoru człowiek mógł po prostu zginąć. Kobieta nigdy już nie poślubiła żadnego mężczyzny. Wolała pozostać wierna pamięci „tego jedynego”.

PS 2. Nazwiskiem Zygmunta Jana Rumla ochrzczono jedną z ulic w Gdańsku, a także skwer w dużej dolnośląskiej wsi Ruszów. ZJR jest patronem Biblioteki Publicznej w Dzielnicy Praga-Południe m.st Warszawy (od 2011 r.) i Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej w Prochowicach (od 2017 r.). W marcu ‘17 polscy ludowcy spod znaku PSL powołali do życia Forum Myśli Społecznej im. Zygmunta Jana Rumla. Piotr Zgorzelski, prezes owego gremium, oświadczył na blogu „Z dziejów ruchu ludowego” w serwisie Salon24: „Dziś w naszym kraju znów są ludzie którzy chcą dzielić, którzy stawiają jednych naprzeciwko drugich, którzy zmuszają do wyboru strony, bo żywią się konfliktem. (…) My chcemy się dzielić swoimi poglądami, a nie dzielić ludzi. Chcemy wysłuchiwać racji innych i wypracowywać porozumienie oraz tworzyć dialog. (…) Tylko wymiana poglądów, tylko otwarcie się na drugiego człowieka, wysłuchanie go i przestawienie [pisownia oryginalna – przypis NJN] własnych racji, buduje mosty. Ruch ludowy zawsze budował mosty, a nie mury” (Salon24.pl/u/ruchludowy/). Typowo „koniczynkowa” mowa-trawa. Zero konkretów, 100% populizmu, elastyczność koalicyjna i totalnoopozycyjne zacietrzewienie.


PRZYPISY

[1] Poezje Janiny Rumlowej ukazywały się w dwumiesięczniku „Osadnik. Organ Centralnego Związku Osadników Wojskowych” oraz na łamach „Drogi Pracy” – dodatku do „Życia Krzemienieckiego”. Ten drugi periodyk, wychodzący od roku 1937, był głosem Zrzeszenia Byłych Wychowanków Liceum Krzemienieckiego. W latach 1937-1938 na czele komitetu redakcyjnego „Drogi…” stał Zygmunt Jan Rumel, który widocznie nie wahał się promować twórczości swojej mamy.

[2] „Krahelska Krystyna, pseud. Danuta, ur. 24 III 1914, Mazurki k. Baranowicz, zm. 2 VIII 1944, Warszawa, poetka; podczas okupacji niem. w ZWZ-AK; w liryce osobistej i krajobrazowej nawiązywała do folkloru białoruskiego; autorka popularnych okupacyjnych piosenek żołnierskich (‘Hej, chłopcy, bagnet na broń’, z własną melodią); pozowała L. Nitschowej do pomnika Syreny w Warszawie (1939); zginęła w powstaniu warsz.; ‘Wiersze’ (1978)” (źródło: Encyklopedia.pwn.pl).

[3] „Hermaszewski Mirosław, ur. 15 IX 1941, Lipniki k. Równego, kosmonauta, pilot myśliwski (klasy mistrzowskiej), generał; członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Uczestników Lotów Kosmicznych; dowódca pułku myśliwców przechwytujących MiG 21 we Wrocławiu; 1988-91 komendant Wyższej Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie, 1991-92 zastępca dowódcy Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej, 1992-95 szef bezpieczeństwa lotów tamże, 1995-98 inspektor ds. Sił Powietrznych w Sztabie Generalnym WP; 27 VI – 5 VII 1978 jako pierwszy i jedyny Polak odbył (wraz z P.I. Klimukiem) lot kosmiczny na statku Sojuz 30 i stacji orbitalnej Salut 6; w locie tym zrealizowano bogaty program naukowy z zakresu medycyny, geofizyki, technologii materiałowej” (źródło: Encyklopedia.pwn.pl).

[4] Spotykana jest też pisownia nazwiska: „Józewski”.

[5] Więcej na ten temat w aneksie dołączonym do niniejszego artykułu.

[6] „Czarne literki w taśmach mitraliez,/ Odbite rzędem na lustra stronic./ Głuche jest tętno tajnej drukarni –/ Zmęczonej dłoni palący płomień./ Czterech?… Czy cienie?… Liczy maszyna!/ Podwyższyć nakład! Dziesięć tysięcy!/ Cztery są serca – lecz imion nie ma,/ Może je kiedyś pamięć wydźwięczy./ Czarne literki w stalowym rzędzie…/ Czterech?… Czy jutro?… Godzina szósta!…/ Dziesięć tysięcy maszyna przędzie/ Czarnych literek na białych lustrach./ Czy jutro?… Jutro!… A może dzisiaj/ Buchnie nad miasto płomień jak salwa!/ Czarne literki piaskiem przysypie…/ Nitką czerwoną ziemię ubarwi…” (cyt. za: „Nasza Rota. Kwartalnik dla środowisk polskich i polonijnych w świecie”, nr 4/2008).

[7] Niektóre źródła podają, że Staff powiedział tak do matki Rumla, co również brzmi prawdopodobnie (zważywszy na fakt, iż była ona doświadczoną poetką po debiucie prasowym). „Niech pani chroni tego chłopca…” – w takiej formie spopularyzowała ten cytat Anna Kamieńska, która w latach 70. XX wieku doprowadziła do wydania dwóch pośmiertnych tomików wierszy dzielnego Kresowianina.

[8] O niebezpiecznym, a zarazem ekscytującym pokonywaniu granicy „niemiecko-niemieckiej” traktuje wiersz „Przewodnica” Zygmunta Jana Rumla. „Zakukała kukułeczka zozula/ szarym świtem przez zielony liść,/ dzięcioł czarny po korze zaturlał –/ możesz iść – możesz iść – możesz iść…/ (…) Zakukała, zakukała mi znowu…/ przeszli, znikli – teraz idź – prowadź Bóg!/ Kukułeczko, zozuleńko, bądź zdrowa –/ moja rzeka już tu jest – chłodny Bug” (cyt. za: Rumel.bppragapd.pl).

[9] Kustycze leżały w przedwojennej gminie Turzysk będącej częścią powiatu kowelskiego. Świniarzyny – w gminie Kupiczów, także w powiecie kowelskim. Kowel to spore miasto położone na zachodnim Wołyniu, a dokładniej – na Nizinie Poleskiej sąsiadującej z Ziemią Chełmską. Miejscowość (trzecia pod względem wielkości w województwie wołyńskim II RP) została wzniesiona nad rzeką Turią (stanowiącą prawy dopływ Prypeci, która z kolei wpływa do 2285-kilometrowego Dniepru). Dzieje Kowla są bardzo długie, sięgają czasów Księstwa Halicko-Wołyńskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Od 1991 r. miasto wchodzi w skład niepodległej Ukrainy. W roku 2010 honorowym obywatelem Kowla ogłoszono Stepana Banderę (1909-1959). Miejscowość utrzymuje jednak partnerskie stosunki z polskim Chełmem. Wydaje się to dosyć dziwne, jako że chełmianie odważnie kultywują pamięć o ofiarach banderowskich zbrodni. Zbudowali oni nawet pomnik zwany Pietą Wołyńską i organizują przed nim uroczystości ku czci pomordowanych Kresowian.

[10] Przytoczone słowa F. Budzisza i A. Rumlowej zaczerpnęłam z obszernego opracowania Jana Antoniego Paszkiewicza („Po matce poeta, po ojcu żołnierz. Zygmunt Jan Rumel”, Chelm.lscdn.pl).

[11] Utwór ten pod każdym względem przypomina łagodną piosenkę dla najmłodszych. Oto dwie ostatnie zwrotki: „Kołysanka, kołysanka,/ W kolebeczce Maj,/ Pije życie z rosy dzbanka,/ Otulony w gaj./ Kołysanka, kołysanka,/ Kolebeczka z mgły,/ Świt jaśnieje u poranka/ I rozwija sny” (cyt. za: Rumel.bppragapd.pl). Podejrzewam, że Zygmunt ułożył „Kołysankę” w związku z zaplanowanym porodem swojej małżonki. Nie mógł wszak przewidzieć, iż dziecko udusi się pępowiną podczas przychodzenia na świat.

[12] „Jedną z najbardziej szokującej [pisownia oryginalna – przypis NJN] scen filmu ‘Wołyń’ jest ta, która ukazuje straszliwy mord dokonany przez banderowców na polskim parlamentariuszu. W filmie występuje on jako Zygmunt Krzemieniecki i nosi mundur kapitana Armii Krajowej. Jest to postać historyczna, z tym, że w rzeczywistości nazywał [się – przypis NJN] Zygmunt Jan Rumel i był w randze porucznika Batalionów Chłopskich” (ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, „‘Wołyński Baczyński’ rozerwany końmi”, Rmf24.pl).


ANEKS

Okoliczności śmierci Zuzanny Ginczanki (Sary Poliny Gincburżanki, urodzonej 22 marca 1917 r. w Kijowie) nie zostały jeszcze do końca wyjaśnione. Wiadomo, że Niemcy rozstrzelali poetkę, ale data i miejsce tego wydarzenia wciąż czekają na doprecyzowanie. Według części historyków, naziści zastrzelili Zuzannę jesienią 1944 r. w krakowskim więzieniu przy ulicy Montelupich. Zdaniem innych – odebrali jej życie wiosną ‘44 w KL Plaszow (niemieckim obozie koncentracyjnym, który operował na terenie Płaszowa w Mieście Królów Polskich). Gdyby potwierdziła się informacja, że Ginczanka przeszła przez więzienie Montelupich, sugerowałoby to polityczny lub polityczno-rasistowski charakter jej egzekucji. W polskojęzycznej Wikipedii czytamy: „Podczas II wojny światowej w budynku na Montelupich znajdowało się hitlerowskie więzienie policyjne podlegające Gestapo. (…) Przetrzymywano tu m.in. profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, aresztowanych podczas wymierzonej przeciwko polskiej inteligencji akcji Sonderaktion Krakau. (…) Większość aresztowanych, po ciężkich przesłuchaniach, wywożono do obozów koncentracyjnych Auschwitz-Birkenau i Plaszow”. Za co, oprócz pochodzenia etnicznego, Niemcy mieliby prześladować koleżankę Rumla? Wikipedia odnotowuje: „17 września 1940 roku [Ginczanka – przypis NJN] wstąpiła do Związku Radzieckich Pisarzy Ukrainy. Publikowała swoje i tłumaczone na język polski wiersze innych autorów w ‘Nowych Widnokręgach’ oraz w ‘Almanachu Literackim’. Po zajęciu Lwowa przez hitlerowskie Niemcy w czerwcu 1941 roku ukrywała się w tym mieście do 1943 roku. (…) Po tym jak udało jej się uciec, zaczęła się ukrywać od roku 1943 wraz z mężem w Krakowie”. Teraz już wszystko jasne. Naziści mogli postrzegać Zuzannę nie tylko jako Żydówkę, lecz także jako sowiecką komunistkę.

Lwowski periodyk „Nowe Widnokręgi” był oficjalnym organem prasowym Związku Pisarzy ZSRR, a następnie gadzinówką prosowieckiego, antylondyńskiego Związku Patriotów Polskich. Na łamach pisma publikowali między innymi: Julian Przyboś, Adam Ważyk, Mieczysław Jastrun, Tadeusz Peiper, Tadeusz Boy-Żeleński, Stanisław Jerzy Lec, Jerzy Putrament, Jerzy Borejsza (Beniamin Goldberg – brat ubeckiego sadysty Józefa/Jacka Goldberga-Różańskiego) i Julia Brystiger (Brystygierowa – „Krwawa Luna”). W 1943 r. redaktorem naczelnym „Nowych Widnokręgów” została Wanda Wasilewska, domniemana kochanka Józefa Stalina i późniejsza wiceprzewodnicząca PKWN. Ciekawi mnie, co Zuzanna Ginczanka robiłaby w latach 1945-1956, gdyby jakimś cudem przeżyła okupację niemiecką. Urocza przedstawicielka witalizmu była nazywana „Tuwimem w spódnicy”, a przecież „Tuwim w spodniach” słał wiernopoddańcze listy do Józefa/Jacka Goldberga-Różańskiego. Umieszczał w nich zwierzenia typu: „W panu widzę mściciela mojej matki” (cyt. za: Barbara Fijałkowska, „Borejsza i Różański. Przyczynek do dziejów stalinizmu w Polsce”, Olsztyn 1995). Naturalnie, jest też możliwe, że Ginczanka poszłaby zupełnie inną drogą niż jej skamandrycki mentor. Miała wszak w rodzinie drobny epizod antykomunistyczny. Otóż rodzice autorki, rosyjscy Żydzi, wyemigrowali z Kijowa do Równego tuż po wybuchu rewolucji październikowej. Trudno tutaj mówić o stereotypowej „żydokomunie”.


WYKAZ ŹRÓDEŁ

I. Publikacje elektroniczne:


1. Anna Kamieńska – „Poeta nieznany” [wstęp do książki „Zygmunt Jan Rumel – Poezje Wybrane” (Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1978), kopia w serwisie Wołyń Naszych Przodków, Nawolyniu.pl]
2. Anatol F. Sulik – „Zygmunt Rumel – poeta nieznany” [Stowarzyszenie Solidarni 2010, Solidarni2010.pl]
3. Feliks Budzisz – „Zygmunt Jan Rumel – żołnierz, poeta, syn osadnika” [Stowarzyszenie Rodzin Osadników Wojskowych i Cywilnych Kresów Wschodnich, Osadnicy.org]
4. Jan Antoni Paszkiewicz – „Po matce poeta, po ojcu żołnierz. Zygmunt Jan Rumel” [Lubelskie Samorządowe Centrum Doskonalenia Nauczycieli (oddział chełmski), Chelm.lscdn.pl]
5. Halina Świrska – „Syn dwóch Matek – rzecz o Zygmuncie Janie Rumlu” [Reduta Dobrego Imienia, Magazyn Reduta Online, Anti-defamation.pl/redutanews]
6. Tadeusz Isakowicz-Zaleski – „‘Wołyński Baczyński’ rozerwany końmi” [RMF FM – Radio Muzyka Fakty, Rmf24.pl]
7. Tadeusz Isakowicz-Zaleski – „Polecam wydane po raz pierwszy wiersze Zygmunta Rumla z Wołynia” [prywatny blog ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, Isakowicz.pl]
8. Krzysztof Wojciechowski – „Zygmunt Jan Rumel – nieszczęsny poeta” [portal Kresy.pl]
9. Paweł Brojek – „Ppor. Zygmunt Rumel – żołnierz-poeta zamordowany przez UPA” [portal Prawy.pl, kopia z Kresy.pl]
10. Robert Plebaniak – „Zygmunt Jan Rumel, poeta-żołnierz-ludowiec” [blog „Z dziejów ruchu ludowego”, Salon24.pl/u/ruchludowy/]
11. Piotr Zgorzelski – „Dlaczego Zygmunt Jan Rumel?” [blog „Z dziejów ruchu ludowego”, Salon24.pl/u/ruchludowy/]
12. Anna Małgorzata Budzińska – „Pisarze kresowi cz. V – grupa poetycka Wołyń” [Kresowy Serwis Informacyjny, Ksi.btx.pl]
13. Bogusław Szarwiło – „Kresowe ‘Ojcze Nasz’” [portal Wolyn.org]
14. Zbigniew Zaborowski – „73. rocznica męczeńskiej śmierci Zygmunta Rumla” [przemówienie wygłoszone w Chełmie na placu przed pomnikiem ofiar zbrodni wołyńskiej, Stowarzyszenie „Pamięć i Nadzieja”, Pamiec-nadzieja.org.pl]
15. Ewa Kaniewska – „Wspomnienie w 20. rocznicę śmierci” [artykuł ze stołecznej „Gazety Wyborczej” (nr 300/2009), kopia w serwisie Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego, E-teatr.pl]
16. Anna Alwast – „Liceum Krzemienieckie” [Goniec – Tygodnik Polonijny w Kanadzie, Goniec.net]
17. Izabela Wyszowska, Tadeusz Jędrysiak – „Ukraina. Szlakiem słynnych twierdz obronnych dawnych Kresów Wschodnich (Kamieniec Podolski - Okopy Świętej Trójcy - Chocim - Zbaraż - Krzemieniec)” [Turystyka Kulturowa – Portal Popularyzacyjny, Turystykakulturowa.eu]
18. Grzegorz Mazur – „Polskie Państwo Podziemne na terenach południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej 1939-1945” [Polish Institute in Kyiv, Polinst.kyiv.ua]
19. Jan Matkowski – „Henryk Józefski – wróg prorosyjskiej endecji na Wołyniu” [Jagiellonia – Portal Międzymorza, kwartalnik „Głos Polonii”, Jagiellonia.org]
20. Małgorzata Olszewska – „Zuzanna Ginczanka” [serwis kulturalny Instytutu Adama Mickiewicza, Culture.pl]
21. Mikołaj Gliński – „Sana, Saneczka, Gina – piękno i piętno Zuzanny Ginczanki” [serwis kulturalny Instytutu Adama Mickiewicza, Culture.pl]
22. Agata Araszkiewicz – „Dwa wiersze Ginczanki” [magazyn „Nowa Orgia Myśli”, Nowaorgiamysli.pl]
23. „Biografia” [Biblioteka Publiczna im. Zygmunta Jana Rumla w Dzielnicy Praga-Południe m. st. Warszawy, Rumel.bppragapd.pl]
24. „Zygmunt Jan Rumel” [Internetowy Polski Słownik Biograficzny, Narodowy Instytut Audiowizualny, Ipsb.nina.gov.pl]
25. „Zygmunt Jan Rumel” [Y-Elita PL, Yelita.pl]
26. „Zygmunt Jan Rumel, poeta ‘źle obecny’” [dziennik „Rzeczpospolita”, Rp.pl]
27. „Baczyński Kresów – Zygmunt Jan Rumel” [serwis informacyjny Polskiego Radia, Polskieradio.pl]
28. „Zygmunt Rumel – Baczyński Wołynia” [serwis informacyjny Polskiego Radia, Polskieradio.pl]
29. „Uroczystości upamiętniające ofiary Rzezi Wołyńskiej” [serwis informacyjny Polskiego Radia, Polskieradio.pl]
30. „Marsz Pamięci Rzezi Wołyńskiej w Chełmie” [Narodowe Siły Zbrojne, Nsz.com.pl]
31. „Rumel Zygmunt Jan (1915-1943)” [Wołyń – Pamiątki Polskich Czasów, Wolhynia.pl]
32. „Wiersze Zygmunta Jana Rumla zebrane po raz pierwszy” [O.pl – Polski Portal Kultury, News.o.pl]
33. „Wiersze zebrane Zygmunta Jana Rumela” [Silesius – Wrocławska Nagroda Poetycka, Silesius.wroclaw.pl]
34. „Portret z wierszy i pamięci – Grupa Poetycka ‘Wołyń’” [Wrocław 2016 – Europejska Stolica Kultury, Wroclaw2016.pl]
35. „Męczennik Wołynia patronem prochowickiej biblioteki” [portal E-legnickie.pl]
36. „Poeta z Kresów patronem prochowickiej biblioteki” [Lca.pl – Twój Portal Internetowy, „Gazeta Legnicka”, Fakty.lca.pl]
37. „Muzeum Juliusza Słowackiego” [Muzeum Juliusza Słowackiego w Krzemieńcu, Mjsk.te.ua/pl/muzeum]
38. Poezje Zygmunta Jana Rumla dostępne online [Nawolyniu.pl/wiersze, Rumel.bppragapd.pl]
39. Hasła w wirtualnej Encyklopedii PWN: „Krahelska Krystyna”, „Hermaszewski Mirosław” [Encyklopedia.pwn.pl]
40. Hasła w polskojęzycznej Wikipedii: „Zygmunt Rumel”, „Okręg Wołyń BCh”, „Bataliony Chłopskie”, „Stronnictwo Ludowe ‘Roch’”, „Centralne Kierownictwo Ruchu Ludowego”, „Kazimierz Banach”, „23 Pułk Artylerii Lekkiej (II RP)”, „27 Wołyńska Dywizja Piechoty”, „Henryk Józewski”, „Taras Szewczenko”, „Stepan Bandera”, „Rzeź wołyńska”, „Komisariat Rzeszy Ukraina”, „Zuzanna Ginczanka”, „Więzienie Montelupich”, „Plaszow”, „Płaszów”, „Nowe Widnokręgi”, „Związek Patriotów Polskich”, „Wanda Wasilewska”, „Jerzy Borejsza”, „Julia Brystiger”, „Julian Tuwim”, „Juliusz Słowacki”, „Cyprian Kamil Norwid”, „Krzysztof Kamil Baczyński”, „Leopold Staff”, „Jarosław Iwaszkiewicz”, „Józef Czechowicz”, „Czesław Janczarski”, „Krystyna Krahelska”, „Anna Kamieńska”, „Mirosław Hermaszewski”, „Chełm”, „Kijów”, „Równe”, „Turzysk”, „Kupiczów”, „Kowel”, „Krzemieniec (miasto)”, „Ruszów (województwo dolnośląskie)”, „Bug”, „Dniepr”, „Prypeć (rzeka)”, „Turia (rzeka na Ukrainie)” [Pl.wikipedia.org]

II. Publikacje drukowane:

1. Bożena Gorska – „‘Może tylko zostanę imieniem…’ (O Zygmuncie Janie Rumlu)” [„Nasza Rota. Kwartalnik dla środowisk polskich i polonijnych w świecie”, nr 2/2008, ISSN 1733-0556]
2. Bożena Gorska – „Zapomniany poeta Zygmunt Jan Rumel” [„Nasza Rota. Kwartalnik dla środowisk polskich i polonijnych w świecie”, nr 4/2008, ISSN 1733-0556]
3. Poezje Zygmunta Jana Rumla [„Nasza Rota. Kwartalnik dla środowisk polskich i polonijnych w świecie” (numery 2/2008 i 4/2008, ISSN 1733-0556)]
4. Marek A. Koprowski – „Kresy w II Rzeczpospolitej” [Warszawa 2012, ISBN 978-83-7845-155-6]
5. Barbara Fijałkowska – „Borejsza i Różański. Przyczynek do dziejów stalinizmu w Polsce” [Olsztyn 1995, ISBN 83-85513-49-3]

III. Materiały audialne i audiowizualne:

1. „Poeta jednego tomu – Zygmunt Rumel” [Polskie Radio 1976, Ipsb.nina.gov.pl]
2. „Zygmunt Jan Rumel – poeta i żołnierz” [Polskie Radio 2012, Polskieradio.pl]
3. „Baczyński Kresów – Zygmunt Jan Rumel” [Polskie Radio 2013, Polskieradio.pl]
4. „Poeta nieznany” [film dokumentalny Wincentego Ronisza, Telewizja Polska 2004, Vod.tvp.pl]
5. „‘Spowiedź Zygmunta Rumla’ – sł. muz. wyk. Dariusz Grzybkowski” [Youtube.com/user/KlubGPostrow]
6. „Wojciech Smarzowski ‘Wołyń’ (2016) – scene” [Youtube.com/user/MaurRaban]