Muzyczne motto
“A jeśli oni zechcą czegoś spróbować,
my będziemy próbować mocniej.
A jeśli oni zechcą pokonać dystans,
my zajdziemy dalej.
A jeśli oni zechcą
trzymać się tego do końca czasu,
wówczas my będziemy walczyć dłużej.
Bo co nas nie zabije, to nas wzmocni.
Tchórze zawsze chcą rządzić resztą,
uciskając nas swoimi poglądami
i mówiąc, że wiedzą lepiej.
Oni się nas boją,
bo wiedzą, że jesteśmy niezależni
i nie troszczymy się o ich zasady,
nie troszczymy się o to, co myślą”
Jenny Woo - “Stronger“,
tłum. Natalia J. Nowak
Patriotka godna pomnika
Stanisława Rachwał (Stanisława Rachwałowa z domu Surówka) to postać
łącząca w sobie najlepsze cechy Witolda Pileckiego i Kazimierza
Moczarskiego. Bez wątpienia jest jedną z najdzielniejszych Polek wszech
czasów. Jednostką, która nie tylko dorównuje wielu popularniejszym od
siebie Bohaterkom, ale wręcz przewyższa je niezłomnością i
skutecznością. Niestety, dotychczas nie została nawet w połowie
doceniona tak, jak na to zasługuje. Wciąż pozostaje postacią mało znaną:
niedostrzeżoną, zapomnianą, ukrytą w cieniu mniej zasłużonych
konspiratorek lat 1939-1956. Taki stan rzeczy to wielka
niesprawiedliwość. Lecz czy na pewno wyrok? Możemy przecież wziąć sprawy
w swoje ręce. Możemy sami powalczyć o godne upamiętnienie Rachwałowej.
Jeśli my tego nie zrobimy, to kto? Nic samo się nie zdziała: nie
zbierzemy plonów, dopóki nie uświadomimy sobie, że wcześniej trzeba
zasiać ziarno. A nasza Bohaterka to postać fenomenalna. Dwukrotnie
zatrzymana i katowana przez gestapo. Więziona w trzech obozach
koncentracyjnych (Auschwitz-Birkenau, Ravensbruck i Neustadt-Glewe). Po
wojnie aresztowana przez UB, poddawana torturom i skazana na karę
śmierci. Zdolna, wpływowa i ceniona działaczka Polskiego Państwa
Podziemnego. Uczestniczka ruchu oporu w Generalnym Gubernatorstwie,
Oświęcimiu-Brzezince i Polsce Ludowej. Członkini ZWZ-AK i WiN. Patriotka
godna pomnika. Wzór do naśladowania dla kobiet i mężczyzn.
Z okolic Lwowa
Według różnych źródeł, Stanisława Surówka, czyli późniejsza Rachwałowa,
przyszła na świat w roku 1903 lub 1906[1]. Dużo informacji na jej temat
zgromadził IPN-owski historyk Filip Musiał, który poświęcił naszej
Bohaterce co najmniej dwa popularnonaukowe artykuły: “Stanisława
Rachwałowa: Bohaterka podziemia - prześladowana przez Niemców i
komunistów” (opublikowany w “Dzienniku Polskim” i w serwisie Nowa
Historia należącym do Grupy Interia) oraz “Pilecki w spódnicy”
(zamieszczony w broszurze “Żołnierze Wyklęci”, dodatku specjalnym do
“Gazety Polskiej” z 3 marca 2010 roku). Musiał podaje, że Stanisława
Rachwał pochodziła z Kresów Wschodnich, a dokładniej z miejscowości
Rudki niedaleko Lwowa. Wychowała się w patriotycznej rodzinie, ukończyła
lwowskie Gimnazjum Sióstr Urszulanek. Miłością jej życia okazał się
Zygmunt, oficer Wojska Polskiego i Policji Państwowej, z którym wzięła
ślub i któremu urodziła dwie córki: Krystynę i Annę (różnica wieku
między dziewczętami wynosiła trzy lata). Gdy wybuchła wojna, Zygmunt
Rachwał został pojmany przez sowieckich agresorów. Na wiele lat słuch po
nim zaginął. O tym, co się stało z mężem, Stanisława dowiedziała się
długo po zakończeniu konfliktu zbrojnego. Otóż Zygmunt nie tylko przeżył
okres uwięzienia, ale również zdołał wstąpić do armii generała Andersa.
Niestety, ciężka choroba uniemożliwiła mu powrót do domu. Żołnierz
zmarł na gruźlicę w 1943 roku. Miało to miejsce na terenie Palestyny.
Krakowska twardzielka
Zimą 1939 roku Stanisława Rachwałowa, teraz już mieszkająca w Mieście
Królów Polskich, rozpoczęła antyniemiecką działalność konspiracyjną w
Związku Walki Zbrojnej, późniejszej Armii Krajowej. Wstąpiła w szeregi
kontrwywiadu Okręgu Kraków ZWZ, a jej bezpośrednim przełożonym został
Jan Hartwig “Cyprian”. W tamtym okresie Rachwał posługiwała się
pseudonimami “Herbert” (lub “Herburt”), “Herburta”, “Rysiek” i “Ryś”.
Była bardzo skuteczną konspiratorką, o czym świadczy fakt, że szczegóły
jej działalności wciąż pozostają dla historyków tajemnicą. W kwietniu
1941 roku Stanisława została po raz pierwszy aresztowana przez gestapo.
Jej zatrzymanie miało związek ze sprawą Aleksandra Bugajskiego
“Halnego”, przywódcy krakowskiego oddziału Związku Odwetu ZWZ. Niemieccy
śledczy bynajmniej nie patyczkowali się ze swoją aresztantką. Jak
wynika z relacji Rachwałowej, cytowanej przez Filipa Musiała,
hitlerowscy oprawcy sięgali po niedozwolone metody interrogacji: bicie,
kopanie, rozbieranie do naga. W wyniku tortur kobieta straciła dziewięć
zębów. Mimo udręki, nie wyjawiła gestapowcom żadnych istotnych
informacji. Zdołała ich nawet przekonać, że nigdy nie należała do ruchu
oporu. Pod koniec maja Związek Walki Zbrojnej wykupił naszą Bohaterkę z
więzienia. Nieustraszona Rachwał powróciła do działalności podziemnej,
co przypłaciła kolejnym aresztowaniem w październiku 1942 roku. Naziści
pastwili się nad nią aż do grudnia.
W Oświęcimiu-Brzezince
Filip Musiał pisze, że Niemcy nie dali się oszukać po raz drugi. Pewni,
że schwytali prawdziwą konspiratorkę, wysłali ją do obozu
koncentracyjnego Auschwitz, a ściślej do obozu kobiecego funkcjonującego
w ramach Auschwitz II - Birkenau. Było to miejsce zarządzane przez
bezwzględną Marię Mandel (Marię Mandl)[2]. Stanisława otrzymała status
więźniarki politycznej, kazano jej nosić znaczek przedstawiający literę
“P” w czerwonym trójkącie. Na jej przedramieniu wytatuowano numer
obozowy 26281. Rachwałowa przeżyła w Oświęcimiu-Brzezince bardzo dużo.
Przeszła tyfus plamisty, przepracowała trochę czasu w rozmaitych
komandach. Trudne warunki i bolesne doświadczenia nie zniechęciły jej
jednak do działalności konspiracyjnej. Nasza Bohaterka bez wahania
dołączyła do obozowego podziemia. Od kwietnia 1943 roku miała szerokie
pole do działania, gdyż zaangażowano ją do sporządzania kartotek rzeczy
odebranych więźniom. Rachwał potajemnie pisała wówczas raporty, które
dotyczyły poszczególnych transportów przybywających do lagru.
Utrzymywała kontakt z konspiratorami w obozie męskim, przekazywała im
podsłuchane lub wyczytane w gazetach informacje o charakterze
politycznym i wojskowym. W styczniu 1945 roku Stanisława znalazła się
wśród więźniarek ewakuowanych do KL Ravensbruck. Później była
przetrzymywana w KL Neustadt-Glewe, skąd ostatecznie wyswobodzili ją
alianci. Odzyskawszy wolność, przez trzy tygodnie leczyła się w
angielskim szpitalu.
Genialna wywiadowczyni
Wiosna 1945 roku to początek nowej okupacji. Sowieci, którzy rzekomo
wyzwolili naszą Ojczyznę, wcale nie zamierzali jej opuścić. Przeciwnicy
nowego porządku, a także ludzie niewygodni dla władzy komunistycznej,
stawali się ofiarami brutalnych prześladowań. Wielu Polaków dostrzegało
konieczność kontynuacji działalności konspiracyjnej. Do takich osób
należała Stanisława Rachwałowa. Według Filipa Musiała, nasza Bohaterka
przybyła do Ojczyzny pod koniec maja, a pod koniec czerwca była już
zaangażowana w prace podziemia antykomunistycznego. Najpierw związała
się z Delegaturą Sił Zbrojnych na Kraj. Potem wstąpiła do powstałego na
bazie DSZ Zrzeszenia “Wolność i Niezawisłość”. Rachwał przyjęła
pseudonim “Zygmunt” i zajęła się gromadzeniem wszelkich informacji o
nowym reżimie. Interesowały ją sprawy polityczne, gospodarcze i
wojskowe, działalność bezpieki, milicji i urzędów, postępowanie
konkretnych funkcjonariuszy, planowane akcje przeciwko dysydentom,
nastroje panujące wśród samych aparatczyków. Zdobytą wiedzę przekazywała
swoim przełożonym z Brygad Wywiadowczych WiN. Nasza Bohaterka stała na
czele siatki liczącej co najmniej dwanaście osób. Pracowali dla niej
ludzie zatrudnieni m.in. w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Cenzurze
Wojskowej, Sądzie Grodzkim i Urzędzie Wojewódzkim. Stanisława wiedziała,
co się dzieje w Krakowie, w Warszawie, na Podhalu i na Śląsku. Budowała
też sieć wywiadowczą na Pomorzu i w Polsce centralnej.
Między życiem a śmiercią
Jak podaje Musiał, w drugiej połowie 1946 roku funkcjonariusze UB
założyli w mieszkaniu naszej Bohaterki “kocioł“ (rodzaj zasadzki).
Rachwałowa, powiadomiona o czekającej na nią pułapce, schroniła się w
tajnym lokalu podziemia, a później wyjechała do Warszawy. Czy wiedziała,
że Krystyna Żywulska, koleżanka z Auschwitz-Birkenau, u której
zdecydowała się zamieszkać, jest żoną prominentnego ubeka Leona
Andrzejewskiego? Trudno powiedzieć. W każdym razie, Stanisława przed
uwięzieniem zdążyła jeszcze zrobić jedną rzecz: udać się na Pomorze w
celu udzielenia instrukcji członkom nowo utworzonej przez siebie siatki
wywiadowczej. Sama chciała uciec na Zachód, miała już nawet przygotowaną
drogę przerzutową. Gdy wróciła do Warszawy, zrządzeniem losu spotkała
na ulicy Andrzejewskiego, który ją rozpoznał i postanowił aresztować.
Kobieta została zatrzymana na dzień przed planowaną emigracją. Potem
było więzienie, jedenastomiesięczne tortury i sfingowany proces.
Początkowo skazano ją na dożywocie, ale wyrok ten nie spodobał się
warszawskim elitom, toteż zamieniono go na karę śmierci. Bolesław Bierut
podjął jednak decyzję o przywróceniu poprzedniego wyroku. Rachwał
spędziła w stalinowskich kazamatach dziesięć lat. “Zaliczyła” Warszawę,
Kraków, Fordon, Inowrocław i szpital więzienny w Grudziądzu. Odzyskała
wolność na fali odwilży gomułkowskiej. Po roku 1956 nie prowadziła
żadnej działalności politycznej. Ani oficjalnej, ani opozycyjnej.
Pilecki i Moczarski
Dzieje Stanisławy Rachwał są łudząco podobne do dziejów Witolda
Pileckiego. Bohaterska postawa podczas drugiej wojny światowej, udział w
lagrowym ruchu oporu, tworzenie raportów, aktywność wywiadowcza w
Polsce Ludowej, ubeckie tortury, niezasłużony wyrok śmierci… Wszystko
się zgadza. Rachwałowa i Pilecki pochodzili z patriotycznych rodzin,
żyli na Kresach Wschodnich, mieli po dwoje dzieci. Witold był przez
pewien czas żołnierzem generała Andersa, zupełnie jak mąż Stanisławy.
Ale losy Rachwałowej wykazują również duże podobieństwo do losów
Kazimierza Moczarskiego. Mężczyzna ten był oficerem Armii Krajowej
zajmującym się głównie informacją i propagandą. Po wojnie został
aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa, obciążony fałszywymi zarzutami,
poddany okrutnym praktykom i skazany na karę śmierci, którą później
zamieniono na dożywocie. Moczarski spędził ponad dziesięć lat w
komunistycznym więzieniu, wyszedł na wolność w wyniku odwilży
październikowej. To właśnie on jest autorem słynnej listy “49 rodzajów
tortur stosowanych przez UB“. Warto wiedzieć, że Moczarski był męczony
nie tylko fizycznie, ale także psychicznie. Przykładowo, osadzono go w
jednej celi z esesmanem Jurgenem Stroopem, niemieckim zbrodniarzem
wojennym odpowiedzialnym za likwidację getta warszawskiego. Kazimierz
opisał potem to doświadczenie w swojej książce “Rozmowy z katem“. No
dobrze, ale cóż to ma wspólnego z historią Rachwałowej?
Krwawa Mary
Aby znaleźć odpowiedź na postawione wyżej pytanie, trzeba zerknąć kilka
akapitów wstecz i zatrzymać się przy nazwisku Marii Mandel (Marii
Mandl). Co wiadomo o tej osobie? Zajrzyjmy choćby do artykułu “W obozie
nazywali ją ‘bestią‘. Po wojnie trafiła do tego samego więzienia, co jej
ofiary” zamieszczonego w serwisie Wirtualna Polska. Autor tekstu pisze,
że Maria Mandel przyszła na świat 10 stycznia 1912 roku w austriackiej
miejscowości Munzkirchen. Gdy jej kraj został wcielony do Trzeciej
Rzeszy, wyjechała w głąb państwa zaborczego, do niemieckiego Monachium.
Jako zwolenniczka nazizmu, wstąpiła do załogi SS i podjęła pracę w
obozach koncentracyjnych. Najpierw służyła w Lichtenburgu, później w
Ravensbruck, aż w końcu w Auschwitz-Birkenau, do którego przybyła
jesienią 1942 roku. Mandel już w Ravensbruck dała się poznać jako
wyjątkowa sadystka, uwielbiająca zadawać bliźnim ból. Często biła
więźniarki: do krwi, do utraty przytomności. Według jednego ze świadków,
najchętniej celowała w “dolną część brzucha”. Na domiar złego, kazała
osadzonym chodzić boso po żwirze. W Auschwitz-Birkenau zachowywała się
równie okrutnie. Uczestniczyła także w selekcjonowaniu ludzi do komór
gazowych. Miała romans z inną nadzorczynią, Irmą Grese, która nosiła
przy sobie “wysadzany perłami pejcz“. Po wojnie Mandel wylądowała w
krakowskim więzieniu przy ulicy Montelupich. Tam spotkała i rozpoznała
swoją dawną ofiarę, Stanisławę Rachwał. Ona też ją zidentyfikowała.
Pod jednym dachem
Rachwałowa, niegdysiejsza więźniarka Oświęcimia-Brzezinki, została
zmuszona do zamieszkania pod jednym dachem ze swoją byłą oprawczynią. A
właściwie oprawczyniami, bo oprócz Marii Mandel przebywały tam również
inne niemieckie zbrodniarki, np. Therese Brandl. Po latach, już na
wolności, nasza Bohaterka uwieczniła swoje przeżycia w utworze
wspomnieniowym “Spotkanie z Marią Mandel”. Praca powstała w roku 1965, a
dwadzieścia pięć lat później doczekała się druku na łamach periodyku
“Przegląd Lekarski - Oświęcim”[3]. Zweryfikowane i skomentowane
fragmenty tekstu można znaleźć w artykule “Proces załogi KL
Auschwitz-Birkenau cz. 6. Życie w więzieniu” Stanisława Kobieli. Autor
zamieścił go na swojej stronie internetowej TajemniceHistorii.pl. Ze
wspomnień Rachwałowej, cytowanych i omawianych przez Kobielę,
dowiadujemy się, jak wyglądało więzienne życie skazanych nazistek i ich
relacje z polskimi osadzonymi. Czy sytuacja, w której kaci i ofiary
zostają ze sobą zrównani, może być łatwa dla którejkolwiek ze stron? Czy
wspólna walka o przetrwanie, a nieraz nawet zamiana ról między
dominującymi a zdominowanymi, przekształca coś w ludzkiej świadomości?
Publikacja “Proces załogi…”, zawierająca fragmenty utworu Stanisławy,
udziela nam arcyciekawych odpowiedzi na te pytania. W następnych
akapitach postaram się krótko zreferować rzeczony tekst. Opowiedzieć,
jak to było ze spotkaniem Rachwałowej z hitlerowskimi przestępczyniami
wojennymi.
Potęga resentymentu
Gdy Stanisława zobaczyła w więzieniu Marię Mandel, ogarnęło ją uczucie
mściwej satysfakcji. Był to widok, o którym w Auschwitz-Birkenau mogła
tylko pomarzyć. Oto Maryśka: wtedy pani życia i śmierci, obecnie
odizolowana od świata kajdaniara. Jeszcze kilka lat temu dręczyła
niewinnych ludzi, a dziś musi szorować na kolanach “więzienne flizy“.
Obok niej haruje w pocie czoła Johanna Langefeld[4]. Rachwałowa
bynajmniej nie zamierzała się litować nad swoimi germańskimi
współwięźniarkami. Kiedy znalazła sposób na zaszkodzenie Mandel, bez
wahania przystąpiła do akcji. To ona stała za przeniesieniem nazistki do
gorszej celi (wcześniej MM siedziała w “wolnej celi roboczej“). Maria,
niegdyś patrząca na Stanisławę z wyższością, teraz zaczęła się jej bać.
Tym bardziej, że Rachwałowa, jako świadek hitlerowskiego ludobójstwa,
mogła złożyć obciążające ją zeznania i wbić jej ostatni gwóźdź do
trumny. Nie dało się ukryć, że skończyły się czasy, w których Mandel
była górą, a Rachwał dołem. Sytuacja uległa odwróceniu. Jakże wielka i
groźna jest potęga resentymentu! To właśnie resentyment zagrzmiał niczym
grom, gdy nasza Bohaterka, poproszona przez oddziałową o wyjaśnienie
czegoś Niemkom, weszła do ich celi i ryknęła: “Achtung!”. Nazistki,
słysząc ten wyraz, zerwały się na równe nogi. Stanęły na baczność i bez
słowa słuchały, jak Stanisława obrzuca je nieprzystojnymi epitetami (po
niemiecku). Myślały, że za chwilę Polka zacznie je bić. Lecz ona nie
zniżyła się do ich poziomu.
Przebaczenie i pojednanie
Rachwałowa nawet w ubeckiej tiurmie potrafiła wyegzekwować swoje prawa.
Przykładowo, dała strażniczkom do zrozumienia, że nie życzy sobie
wspólnej kąpieli z nazistkami. Personel więzienny spełnił jej żądanie.
Hitlerowskie bandytki, zwłaszcza Maria Mandel, przechodziły obok niej
“pojedynczo, zmieszane i naprawdę przestraszone”. Stanisława była w
pełni świadoma swojej moralnej przewagi nad Niemkami. Przypuszczała
wręcz, że gdyby zaatakowała je fizycznie, żadna z nich nie miałaby
odwagi się bronić. Mandel i Rachwał, kobiety z dwóch różnych bajek,
zostały skazane przez komunistyczny sąd na najwyższy wymiar kary. Obie
wiedziały, że każdy dzień zbliża je do śmierci. I z każdym dniem stawały
się coraz dojrzalsze. Stanisława obserwowała, jak Maria powoli zamienia
się w jednostkę smutną, pokorną i zadumaną. Sama również zgubiła gdzieś
dawną złość, nienawiść i żądzę zemsty. Więźniarki, osadzone w
sąsiednich celach, wyraźnie słyszały się przez ścianę. Rachwałowa dała
sobie wreszcie spokój ze swoimi łaziennymi wymaganiami. Któregoś
wieczoru, podczas wspólnej kąpieli, Maria Mandel i Therese Brandl
podeszły do naszej Bohaterki. Obie były nagie, mokre i zapłakane.
Błagały o przebaczenie. Stanisława, mimo zaskoczenia, zdobyła się na ten
krok, a one padły na kolana i zaczęły ją całować po rękach. Z trzech
uczestniczek tej niezwykłej sceny tylko Rachwał doczekała się
ułaskawienia. Nazistki zostały powieszone w styczniu 1948 roku. Polka
zmarła zaś ponad trzydzieści lat później.
Świadek oskarżenia
Zgodnie z tym, co pisze Stanisław Kobiela, nasza Bohaterka już latem
1945 roku zaczęła się starać o ukaranie hitlerowskich przestępców
wojennych. Chociaż była członkinią podziemia niepodległościowego,
sprzeciwiającą się uzależnieniu Polski od ZSRR i zaniepokojoną
totalitarnym charakterem bierutowskiego państwa, zdecydowała się wejść
na drogę oficjalną. Złożyła zeznania przed Główną Komisją Badania
Zbrodni Niemieckich w Polsce, a później przed Okręgową Komisją w
Krakowie. Lokalny sędzia, który zajmował się jej sprawą, został wkrótce
jej współpracownikiem w Zrzeszeniu “Wolność i Niezawisłość”. Rachwałowa
zeznawała przeciwko gestapowcom, którzy podczas drugiej wojny światowej
terroryzowali ludność Miasta Królów Polskich. Sporządziła też dokładne
charakterystyki pracowników KL Auschwitz-Birkenau[5]. Opisy nadzorców i
nadzorczyń, przygotowane przez Stanisławę, okazały się przydatne podczas
procesu Rudolfa Hoessa w 1947 roku (uwaga: nie należy mylić tego
osobnika z Rudolfem Hessem zmarłym w roku 1987!). Co do samego Hoessa,
nasza Bohaterka miała okazję spotkać go w krakowskim więzieniu przy
ulicy Montelupich. Wspominała potem, że po aresztowaniu stał się
zupełnie innym człowiekiem. Nie przypominał już dumnego, groźnego władcy
obozu oświęcimskiego. Był blady i zrezygnowany, przeczuwał, że nie
uniknie egzekucji. Podobna zmiana zaszła zresztą w Maximilianie
Grabnerze. Zwierzchnik lagrowego gestapo trząsł się jak osika.
Fordon i Inowrocław
Stanisława, jako więźniarka polityczna, była również przetrzymywana w
Fordonie i Inowrocławiu. Tam, w Polsce północnej, “wymiatała” tak samo
jak w południowej. Widać to w odpowiedzi naczelnika Centralnego
Więzienia w Fordonie na pismo Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie
(1951). Wiadomość nosi tytuł “Opinia więźnia karnego Rachwał Stanisławy“
i zawiera następujące stwierdzenia: “Była już trzykrotnie karana
dyscyplinarnie, co świadczy, że nie zawsze przestrzega przepisów
więziennych. Odnośnie swych przełożonych stara się ona być posłuszna i
zdyscyplinowana, lecz stosunek ten jest tylko powierzchowny, gdyż
zasadniczo jest ona ujemnie ustosunkowana do administracji więzienia,
jak również jest wrogo ustosunkowana w stosunku do Państwa Ludowego, jej
rządu. (…) Nie przejawia żadnego przełomu w swych wrogich poglądach
politycznych“[6]. Myliłby się ten, kto by powiedział, że Rachwałowa,
odzyskawszy wolność w 1956 roku, bez problemu przebaczyła swoim
“czerwonym” ciemiężycielom. Autor publikacji “Więzienie dla kobiet o
zaostrzonym reżimie. Sierpień 1952 - marzec 1955” (InowroclawFakty.pl)
podaje, że nasza Bohaterka zawiadomiła prokuraturę o możliwości
popełnienia przestępstwa przez naczelniczkę inowrocławskiej tiurmy.
Oskarżyła ją o znęcanie się nad uwięzionymi kobietami. Niestety, “z
powodu niechęci Ryszardy Szelągowskiej do składania zeznań jako świadek
sprawa nie miała dalszego ciągu”. Gnębicielka Obiałowa uniknęła więc
sprawiedliwości.
Madame Butterfly
Wiele nowych informacji na temat Stanisławy Rachwał zaczerpniemy z
czterdziestominutowego reportażu radiowego “WiNna nieWiNna” Patrycji
Gruszyńskiej-Ruman (Polskie Radio 2008). Materiał zawiera wypowiedzi
kilku Polek będących świadkami życia i działalności naszej Bohaterki.
Relacje te przeplatają się z kwestiami aktora wcielającego się w rolę
stalinowskiego oskarżyciela. Dopełnieniem całości są poruszające
przerywniki, w których Ewa Kania czyta fragmenty wspomnień Rachwałowej. Z
reportażu dowiadujemy się, że Stanisława przyszła na świat 29 kwietnia
1906 roku. Podczas wojny polsko-bolszewickiej, w roku 1920, zwróciła
uwagę na jednego z polskich oficerów, którzy przybyli wyzwolić jej
miasteczko spod panowania najeźdźców. Majestatyczny patriota w mundurze
zrobił na niej piorunujące wrażenie. Dziewczyna szaleńczo się w nim
zakochała, a potem “bardzo młodo wyszła za mąż”. Czy to oznacza, że
Surówka poznała swojego przyszłego męża w wieku czternastu lat, a
poślubiła go niedługo później? Wbrew pozorom, to możliwe. Na ziemiach
byłego zaboru austriackiego obowiązywało bowiem prawo, które zezwalało
kobiecie na zawarcie małżeństwa po ukończeniu czternastego roku życia.
Potrzebna była jedynie zgoda ojca (źródło: Jerzy Antoni Pielichowski,
“Zawarcie małżeństwa w zarysie historycznym”, AdwokatKoscielny.com.pl).
Do czego można to porównać? Najbliższe skojarzenie, jakie przychodzi mi
do głowy, to opera “Madame Butterfly” Giacoma Pucciniego[7].
Beka z ubeka
Nietypowy wiek, w którym Stanisława założyła rodzinę, bywał dla
otoczenia dość kłopotliwy. Pewnego dnia Rachwałowa, jako mężatka,
została poproszona o zaopiekowanie się obcą panną, która “szła na bal
[pułkowy] bez rodziców“. Jak się wkrótce okazało, wspomniana panna była
dwa razy starsza od niej. Państwo Rachwałowie mieszkali razem w
koszarach wojskowych. Stanisława zdążyła więc poznać uroki żołnierskiego
życia. Koleżanki z więziennej celi zapamiętały ją jako osobę pogodną,
życzliwie nastawioną do świata, obdarzoną wielkim darem wymowy.
Rachwałowa nigdy nie wracała z przesłuchań zapłakana. Przeciwnie, kiedyś
nawet wróciła ubawiona. Rozśmieszył ją młody funkcjonariusz UB, który
spostrzegł na jej przedramieniu numer obozowy i zapytał zdumiony: “To
pani tyle lat w Oświęcimiu, a teraz my panią jeszcze przesłuchujemy?!”. Z
mojej wiedzy wynika, że nie był to pierwszy raz, gdy kobieta
zaszokowała bezpiekę swoją zuchwałą postawą. Do naszych czasów przetrwał
cyniczny liścik, który Stanisława wysłała ubowcom okupującym jej
krakowskie lokum: “Wiedząc, że ten list dostanie się w wasze łajdackie
ręce, zawiadamiam, że na próżno czekacie i niewinnych ludzi zamknęliście
w moim mieszkaniu. Możecie długo na mnie czekać pod drzwiami. R”.
Spójrzmy także na urzędowy dokument “Postanowienie o pociągnięciu do
odpowiedzialności karnej“ z września 1947 roku. Rachwał nie podpisała
tego druku. Ale umieściła na nim własną uwagę: “Akt oskarżenia niezgodny
z prawdą”[8].
Do tańca i do różańca
Jakie jeszcze ciekawostki dotyczące Rachwałowej kryją się w reportażu
Gruszyńskiej-Ruman? Na przykład informacja, że nasza Bohaterka była
jednostką o wysokim statusie ekonomicznym. Mając ojca-adwokata i
męża-oficera, nigdy nie narzekała na brak pieniędzy. Zewnętrzną oznaką
dobrobytu, w którym żyła, uczyniła modny, elegancki, wyszukany ubiór.
Stanisława zawsze chciała być stylowa i olśniewająca, chętnie pokazywała
się bliźnim w kapeluszu i rękawiczkach. Nawyku dbania o cerę nie
straciła nawet w Auschwitz-Birkenau. Gdy otrzymywała od Niemców odrobinę
margaryny, tylko połowę tego produktu wykorzystywała do celów
spożywczych. Reszta służyła jej za krem do twarzy. Rachwałowa była
religijna, jak wielu ludzi w czasach okołowojennych. Ceniła osoby, które
potrafią pokornie się modlić lub przynajmniej uszanować modlitwę
innych. W podziemiu współpracowała głównie z mężczyznami. Podczas wojny,
a być może i później, dawała schronienie polskim partyzantom. Swoim
córkom, które były jednocześnie jej pomocnicami w konspiracji, udzieliła
arcyciekawej wskazówki na wypadek “badania“. Otóż miały one wmawiać
gestapowcom/ubekom, że liczni panowie, z którymi Rachwał się spotykała,
byli jej kochankami. Taktyka Stanisławy, choć niewątpliwie upokarzająca,
wyróżniała się skutecznością. Filip Musiał pisze, że to właśnie ta
argumentacja (plus łapówka zapłacona przez ZWZ) przesądziła o jej
zwolnieniu z nazistowskiego aresztu w 1941 roku.
Mistrzowski styl
Rachwałowa zaliczała się do osób niesłychanie błyskotliwych i
elokwentnych. Potrafiła nie tylko snuć intrygujące opowieści, ale
również posługiwać się grą słów i formułować cięte riposty. Gdy do
więziennej celi w Krakowie przyprowadzono nową osadzoną, Stanisława
zadała jej specyficzne pytanie, umiejętnie akcentując wybrane sylaby: “A
pani jest WiNna czy nieWiNna?”. Naturalnie, chodziło o przynależność do
Zrzeszenia “Wolność i Niezawisłość”. Zdarzyło się także, iż to Rachwał
została o coś zapytana przez nieznajomą współwięźniarkę. Ciekawska
spytała: “Jak pani sobie radzi z paznokciami?”. Stanisława odpowiedziała
jej w iście mistrzowskim stylu: “Te u rąk to sobie obgryzam, ale te u
nóg pani mi będzie musiała obgryzać”. Nasza Bohaterka bardzo się
martwiła o swoje córki. Wiedziała, że one też zostały schwytane przez
UB, i to z jej powodu. Aby uspokoić swoje sumienie, zdecydowała się
porozmawiać z osiemnastoletnią więźniarką, która znajdowała się w
sytuacji analogicznej do jej dzieci (tzn. siedziała w tiurmie ze względu
na własną matkę). Próbowała dociec, czy nastolatka ma do swojej
rodzicielki jakieś pretensje. I wyraźnie się rozchmurzyła, kiedy
usłyszała, że wcale tak nie jest. Na wolności, gdy już było po
wszystkim, Rachwałowa nigdy nie robiła z siebie męczennicy. Zachowywała
się w taki sposób, jakby bolesne doświadczenia “nie zrobiły na niej
większego wrażenia”. A gdy ktoś ją pytał o obóz oświęcimski, “zbywała go
pół-żartem”. Była dumna, zacięta, nikomu się nie żaliła.
Making of
Reportaż radiowy “WiNna nieWiNna” Patrycji Gruszyńskiej-Ruman spotkał
się z pozytywnym odbiorem słuchaczy zarówno w Polsce, jak i za granicą.
Dziennikarski majstersztyk został uhonorowany Główną Nagrodą Wolności
Słowa SDP, międzynarodową nagrodą Prix Italia (“radiowym Oscarem”) i
Białą Kobrą na Ogólnopolskim Festiwalu Mediów w Łodzi “Człowiek w
zagrożeniu”. Reportażystka skomentowała swoje dzieło w kilku wywiadach,
tzn. w rozmowie z Jerzym Ignatowiczem (“Dwa totalitaryzmy w jednym
życiu”, portal SDP), Markiem Palczewskim (“Rozmowa dnia - 4 stycznia
2012”, portal SDP) i Elżbietą Rutkowską (“Polski reportaż radiowy jest
silny”, miesięcznik “Press”). Wyznała swoim kolegom po fachu, że praca
nad audycją o Rachwałowej kosztowała ją wiele wysiłku. Przygotowanie tak
ambitnego materiału zajęło jej około dziewięciu-dziesięciu miesięcy.
Twórczy trud polegał na wertowaniu archiwalnych dokumentów, poszukiwaniu
ludzi pamiętających Stanisławę, konsultacjach z historykiem Filipem
Musiałem oraz wnikliwej lekturze wspomnień naszej Bohaterki[9].
Dziennikarka dowiedziała się o życiu “WiNnej nieWiNnej” zupełnie
przypadkowo. Odkryła tę postać podczas przeglądania listy polskich
więźniów KL Auschwitz-Birkenau. Zwróciła uwagę na nazwisko “Rachwał“,
gdyż było to rodowe miano jej matki. Tak zaczęła się jej przygoda z
badaniem losów Stanisławy. Przeznaczenie? Na pewno kamień milowy w
przywracaniu pamięci o niezwykłej Bohaterce.
Bolesław Surówka (cz. 1)
Znając datę i miejsce urodzenia Rachwałowej, jej panieńskie nazwisko,
imiona rodziców i zawód ojca, postanowiłam poszukać w Internecie
wzmianek na temat jej rodziny. Bardzo szybko znalazłam informacje
dotyczące Bolesława Surówki: wybitnego publicysty, krytyka teatralnego,
prawnika, żołnierza kampanii wrześniowej. Wszystko wskazuje na to, że
dziennikarz ten był bratem naszej Bohaterki. Mistrz pióra urodził się w
roku 1905, czyli w tej samej dekadzie, co Stanisława Rachwał. Pochodził z
Rudek koło Lwowa. Jego ojciec, Karol, pracował jako adwokat. Matka,
Emilia, wywodziła się z rodu Tustanowskich (źródło:
Sejm-Wielki.pl/n/Tustanowski). Czyżbym namierzyła bliskiego krewnego
Rachwałowej? A może to tylko zbieg okoliczności? Prawdopodobieństwo, że
mamy tu do czynienia z dziełem przypadku, nie wydaje mi się wysokie.
Szansa na to, że w małych Rudkach trafi się dwóch adwokatów o nazwisku
Karol Surówka, raczej nie jest duża. W serwisie MyHeritage.pl opisano
kilku mężczyzn noszących dokładnie takie miano. Jedna z notek brzmi:
“karol surówka i emilia surówka byli małżeństwem. Mieli 2 córek:
stanisława rachwał i jedno inne dziecko. karol zmarł”. Czy nie ma w tym
tekście drobnego błędu? Może państwo Surówkowie nie mieli dwóch córek,
tylko córkę i syna? Może tajemnicze “jedno inne dziecko” (tutaj rodzaju
nijakiego) to właśnie Bolesław Surówka? Twardy charakter, słowiańskie
imię i antyniemieckie poglądy również upodabniają Bolesława do
Rachwałowej.
Bolesław Surówka (cz. 2)
Osoby, które zainteresowały się postacią domniemanego brata Stanisławy,
powinny zajrzeć do artykułu “Zapomniany dziennikarz - zapomniane
dziennikarstwo. Górny Śląsk oczami Bolesława Surówki” Krzysztofa
Trackiego. Materiał jest dostępny w witrynie internetowej Sołectwa
Mikołów - Śmiłowice (Smilowice.Mikolow.eu). Z tekstu wynika, że Bolesław
Surówka pochodził z Kresów Wschodnich, ale związał swoje losy z
Ziemiami Zachodnimi[10]. Był orędownikiem polskości Śląska, stronnikiem
Wojciecha Korfantego, demaskatorem proniemieckich sentymentów
utrzymujących się w tym regionie. Mówił stanowcze “NIE” ruchom
ślązakowskim, mentalnym przodkom Ruchu Autonomii Śląska. Zarzucał im
brak lojalności wobec Polski, pragnienie oderwania Silesii od Macierzy
oraz finansowe powiązania z antypolskimi siłami w Niemczech. Deptał po
piętach Śląskiej Partii Ludowej, miał też na pieńku z obozem
piłsudczykowskim. Przeciwnicy obrzucali go najrozmaitszymi wyzwiskami,
np. “wesołek korfantowy”. Surówka cechował się wytrwałością i
samozaparciem, dzięki czemu nie pozwolił się uciszyć reżimowi
sanacyjnemu. Jak w jego życiu wyglądał 1 września 1939 roku? “Atak
niemiecki przywitał Surówkę w zabudowaniach koszar w Oświęcimiu (tam
gdzie niedługo niemieccy naziści utworzą obóz zagłady Auschwitz!)” -
pisze Krzysztof Tracki. Po wojnie Bolesław pozostał dawnym Bolesławem.
Kontynuował karierę dziennikarską. Promował i pielęgnował polski
patriotyzm na Śląsku.
Wezwanie do działania
Stanisława Rachwał była ponadprzeciętną jednostką. Wyjątkowo odważną i
zasłużoną reprezentantką Polskiego Państwa Podziemnego. Jak długo
będziemy godzić się na to, żeby pozostawała jedynie “statystką” w
opowieściach o niemieckich barbarzyństwach? Nazwisko Rachwałowej, jako
świadka brutalnej okupacji, często przywoływane jest w tekstach
dotyczących hitlerowskich zbrodniarek wojennych. Jednocześnie prawie
wcale nie pisze się o niej artykułów monograficznych. Dlaczego? Przecież
to ona, a nie np. Irma Grese, powinna wzbudzać podziw i fascynację!
Nazistowska morderczyni doczekała się licznych wielbicieli, także w
naszej Ojczyźnie[11]. Tymczasem Rachwałowa nadal czeka na odpowiednie
upamiętnienie. Dobrze, że kilka osób przypomniało o niej w związku z
Narodowym Dniem Pamięci “Żołnierzy Wyklętych”, ale to wciąż bardzo mało.
Stanisława Rachwał zasługuje na pomnik i najwyższe państwowe
odznaczenia. Jej imieniem powinno się chrzcić ulice, aleje, parki i
skwery. W miejscach związanych z jej życiem i działalnością powinny
wisieć tablice pamiątkowe. Każdego roku aktywni patrioci powinni
organizować imprezy (tzn. marsze, biegi) ku jej czci. O Rachwałowej
wypadałoby też nakręcić film dokumentalny bądź fabularny. A jeśli nie
film, to przynajmniej teledysk, choćby na wzór “Desenchantee” Mylene
Farmer lub “Beliy Plaschik (No Mercy Remix)” t.A.T.u. Jak widać, mamy
ogrom pracy do wykonania. Nie stójmy więc bezczynnie, tylko weźmy się do
roboty!
Natalia Julia Nowak,
14.03. - 26.04. 2016 r.
PS. Rachwałowa bije na głowę wszystkie filmowe, komiksowe i
kreskówkowe superbohaterki. Przy niej bledną takie heroiny, jak Lara
Croft z “Tomb Raidera” czy Sarah Connor z “Terminatora 2. Dnia Sądu”. W
porównaniu z nią, Wonder Woman, Black Canary, She-Ra, Sailor Moon,
Superświnka, Czarodziejki W.I.T.C.H., Odlotowe Agentki i Wojowniczki z
Krainy Marzeń to cherlawe mimozy dla grzecznych dziewczynek. Jeśli
chodzi o umiejętność zdobywania ściśle tajnych danych w ekstremalnie
trudnych warunkach, to Trinity, Motoko Kusanagi, Lisbeth Salander i
Maggie Chan mogłyby brać od niej korepetycje. Stanisława jest kolejną
postacią w naszym narodowym panteonie, która udowadnia, że polscy
patrioci nie mają sobie równych. Tak to już jest, że największymi
herosami (na skalę globalną) okazują się ci, którzy walczyli pod flagą
biało-czerwoną, w cieniu skrzydeł Orła Białego. Nasz Naród nie musi
sobie wymyślać fikcyjnych superbohaterów, bo miał ich wystarczająco
wielu w prawdziwym życiu. To Amerykanie, Japończycy i Zachodni/Północni
Europejczycy odczuwają potrzebę kreowania - na własny użytek i dla
poklasku świata - nudnych, tandetnych, nierealistycznych gierojów
pełniących funkcję kompensacyjną. Bardzo mi przykro, ale taka jest
prawda. Akurat w latach trzydziestych i czterdziestych (czytaj: w
czasach, gdy rodziły się Supermany i Batmany) z autentycznymi aktami
bohaterstwa było u nich średnio. Co innego u nas. My mieliśmy całe
zastępy herosów. Rachwałowa niewątpliwie znajdowała się w ścisłej
czołówce polskich megatwardzielek. Cześć jej pamięci. Chwała wszystkim
Polakom walczącym z hitleryzmem i/lub stalinizmem.
PRZYPISY
[1] Rok 1903 jest datą błędną, ale został podany na dość wiarygodnej
stronie “Archiwum ofiar terroru nazistowskiego i komunistycznego w
Krakowie 1939-1956” prowadzonej przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa
(Krakowianie1939-56.mhk.pl). Niestety, nie udało mi się ustalić, który
rok śmierci Stanisławy Rachwał jest właściwy: 1984 czy 1985? Źródła, z
których korzystałam, nie są zgodne co do daty zgonu patriotki. Nawet
Instytut Pamięci Narodowej plącze się w zeznaniach. Ech, powiem krótko…
Przed historykami-profesjonalistami i historykami-amatorami jeszcze dużo
wytężonej pracy!
[2] “Kolejna sadystka, główna nadzorczyni obozu dla kobiet Auschwitz II -
Birkenau. (…) Zabijała własnoręcznie, maltretowała, jednym słowem
skazywała na śmierć lub zsyłała do domów publicznych funkcjonujących na
terenie obozu. Bez litości obchodziła się nawet z noworodkami. Te ginęły
od uderzeń, z głodu lub w płomieniach. (…) Postrach kobiet w Auschwitz,
osławiona ‘Mańcia Migdał’ - jak ją nazywano w obozie - została osądzona
w drugim procesie oświęcimskim. Zawisła na szubienicy” (Waldemar
Kowalski, “Sadyści z Auschwitz. Oprawcy, którym zabijanie więźniów
sprawiało nieskrywaną radość”, portal NaTemat.pl). “Bicie w paroksyzmie
wściekłości sprawiało jej przyjemność i widocznie było dla niej środkiem
pielęgnowania piękności, bo po każdej takiej egzekucji robiła się
jeszcze piękniejsza; mięśnie, których grę widać było przez bajecznie
uszyte, a niesłychanie obcisłe ubranie, chodziły jak żywe węże,
zielonkawe oczy świeciły jak gwiazdy, delikatny róż twarzy nabierał
żywości, nawet złote włosy zdawały się bardziej błyszczeć” (zeznania
Heleny Tyrankiewicz, książka “Fotograf z Auschwitz” Anny Dobrowolskiej,
serwer Cyfroteka.pl). “U niej nie było prawa łaski. (…) Posyłała do
gazu, jeśli ktoś miał obtartą piętę albo odmarznięty palec. Nic nie
pomagały prośby więźniarek, które całowały jej buty” (zeznania Anny
Szyller, książka “Fotograf z Auschwitz” Anny Dobrowolskiej, serwer
Cyfroteka.pl). “Zna tylko język niemiecki, mówi narzeczem wiedeńskim.
(…) Człowiek-okrutnik, znęcała się i katowała osobiście więźniarki. Siła
jej uderzenia była okrutna, jednym uderzeniem pięści wybijała szczękę, a
specjalnością jej było kopanie w podbrzusze tak kobiet, jak i mężczyzn”
(pismo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, książka
“Fotograf z Auschwitz” Anny Dobrowolskiej, serwer Cyfroteka.pl).
[3] Gdyby ktoś pytał: pierwszy fragment “Rozmów z katem” Kazimierza
Moczarskiego został opublikowany w 1968 roku. Tekst ukazał się w
warszawskim tygodniku “Polityka”. Cały utwór, podzielony na odcinki, był
drukowany we wrocławskiej “Odrze” (miało to miejsce w latach
1972-1974). Książkowe wydanie “Rozmów z katem” pojawiło się na
księgarskich półkach dopiero w roku 1977. Była to jednak wersja
okrojona, zapewne z przyczyn politycznych. Pełna, nieocenzurowana wersja
dzieła ujrzała światło dzienne w 1992 roku. Źródło tych informacji:
artykuł “Kazimierz Moczarski - autor książki ‘Rozmowy z katem‘”
(materiał jest dostępny w serwisie internetowym Polskiego Radia). Zobacz
też: przypis dziewiąty niniejszego opracowania.
[4] Według Stanisława Kobieli, Rachwałowa pomyliła Johannę Langefeld
(byłą komendantkę obozu kobiecego w Oświęcimiu-Brzezince, poprzedniczkę
Marii Mandel) z mniej prominentną Dorotheą Binz. W oryginalnym tekście,
napisanym przez Stanisławę, widnieje nazwisko “Binz”, ale jest to
ewidentny błąd merytoryczny. Z badań Kobieli wynika, że osoba określona
przez Rachwałową jako “Binz” to w rzeczywistości Langefeld. Wskazują na
to informacje, jakie autorka podaje na temat rzekomej “Binz”, a także
fakt, iż prawdziwej Dorothei Binz nie było wówczas w Krakowie. O paniach
Langefeld, Binz, Mandel i Rachwał przeczytamy również w liście otwartym
“Joanna Langefeld” Stanisława Kobieli. Pismo wyświetla się na blogu
TajemniceHistorii.pl. Nadawca wystosował je w odpowiedzi na artykuł
“Tajemnica kobiet” Marty Grzywacz (wydrukowany w “Wysokich Obcasach”,
dodatku do “Gazety Wyborczej” z 4 lipca 2015 roku). Zacytuję urywek tego
listu: “Stanisława Rachwałowa (…) pisze o swoim pierwszym spotkaniu z
Joanną Langefeld i Marią Mandel na korytarzu więzienia Montelupich jak
boso, na kolanach myły mokrą szmatą posadzkę korytarza. Bez trudu
rozpoznała z KL Auschwitz Marię Mandel, złożyła raport opisując kim
Mandel była w KL Auschwitz i Mandel cofnięto do celi, pozbawiając ją
przywilejów więźniarki niecelowej. Rachwałowa nie znała natomiast Joanny
Langefeld i dlatego pozostała ona nadal więźniarką niecelową. W
więzieniu dowiedziała się, że siedzi tam także inna komendantka KL
Ravensbruck i błędnie przyjęła, że nazywa się ona Binz i pod takim
nazwiskiem wspomina Langefeld“. Frapująca historia, czujny badacz.
[5] Twórcy tekstów dziennikarskich poświęconych nazistowskim
zbrodniarkom wojennym chętnie przytaczają charakterystykę Irmy Grese
autorstwa Stanisławy Rachwał. Oto co nasza Bohaterka napisała na temat
osławionej funkcjonariuszki niemieckich obozów koncentracyjnych: “Grose
[powinno być “Grese” - przypis NJN] Irma, lat około 22, wzrost około 163
cm. Zbudowana proporcjonalnie, ładnie. Jasna blondynka o dużej urodzie,
oczy duże, niebieskie, brwi ciemne, ładnie zarysowane w łuk; rzęsy
ciemne, długie, cera bardzo ładna, jasna o ładnym rumieńcu; nos
proporcjonalny, usta proporcjonalne, pełne, czerwone; zęby śliczne,
drobne, białe; piękna, ładnie osadzona szyja. Głos miała miły, niski,
nogi śliczne, stopy drobne. Była lesbijką. Do mężczyzn SS-manów odnosiła
się wprost wrogo, mówiąc, że zna dobrze ten element. Natomiast wśród
więźniarek miała sympatię, gustowała w młodych, ładnych dziewczętach,
specjalnie Polkach” (cyt. za: Katarzyna Pawlak, “Piękne bestie“, portal
DlaStudenta.pl). Irma Grese - masowa morderczyni, sprawczyni tortur,
przestępczyni seksualna - została po wojnie osądzona przez Brytyjczyków i
powieszona 13 grudnia 1945 roku. Nie jest jednak prawdą, że była
lesbijką. Hitlerowska kryminalistka nawiązywała kontakty intymne z
przedstawicielami obu płci, a jednym z jej najsłynniejszych kochanków
był szalony “naukowiec” Josef Mengele. Maria Mandel również zaliczała
się do biseksualistek. W tym miejscu wypada przypomnieć, że władze
Trzeciej Rzeszy oficjalnie potępiały ludzi współżyjących z osobami tej
samej płci. Za podejmowanie działań o charakterze homoerotycznym można
było nawet wylądować w obozie koncentracyjnym (mężczyzn oznaczano
różowym trójkątem, a kobiety czarnym). Jak widać, teoria teorią, a
praktyka praktyką. Dodatkowym potwierdzeniem tej tezy mogą być: noc
długich noży i plotki dotyczące prywatnego życia Rudolfa Hessa.
[6] Cytowany list znajduje się dziś w zbiorach Instytutu Pamięci
Narodowej. Materiał był prezentowany na wystawie “Skazani na karę
śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie w latach 1946-1955”
(Kraków 2008-2009). Fotokopię dokumentu można zobaczyć w Internecie na
oficjalnej stronie IPN-u. Galeria skanów związanych z Rachwałową,
przyporządkowana do kategorii “Działacze opozycji politycznej”, nosi
tytuł “Stanisława Rachwał z d. Surówka”
(Ipn.gov.pl/strony-zewnetrzne/wystawy/skaz_na_smierc_krakow/galeria.html).
[7] Akcja utworu rozgrywa się w latach 1904-1907 na Wyspach Japońskich.
Główną bohaterką jest piętnastoletnia gejsza, Chocho-san*, która w
atmosferze skandalu decyduje się poślubić białego, dorosłego,
chrześcijańskiego, amerykańskiego oficera Benjamina Franklina
Pinkertona. Niestety, cała historia kończy się tragicznie. Warto jednak
zaznaczyć, że w opowieści występuje motyw wieloletniego oczekiwania na
męża, który nie daje znaków życia (chociaż Pinkerton staje się
nieuchwytny z zupełnie innych przyczyn niż Zygmunt Rachwał). “Madame
Butterfly” była ulubioną operą Marii Mandel. Nazistka tak bardzo lubiła
ten utwór, że wielokrotnie zmuszała lagrową orkiestrę do jego
wykonywania na terenie obozu. [*Mirosław Bańko, profesor Uniwersytetu
Warszawskiego, wyjaśnia: “Wynikałoby stąd, że gdy mowa o operze,
należałoby stosować formę Chocho-fujin, a gdy mowa o bohaterce, to
Chocho-san. To jednak teoria, miłośnicy muzyki przyzwyczaili się już do
wersji Cio-Cio-San, znanej z libretta, oraz do obocznego zapisu
Cho-cho-san, bliższego systemowi Hepburna, często używanemu na Zachodzie
do transkrypcji imion i nazwisk japońskich”. Więcej szczegółów w
poradni językowej PWN]
[8] Oba źródła historyczne - liścik do ubeków i prokuratorskie pismo -
spoczywają w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. Swego czasu
pokazywano je na wystawie “Skazani na karę śmierci przez Wojskowy Sąd
Rejonowy w Krakowie w latach 1946-1955” (Kraków 2008-2009). Reprodukcje
dokumentów udostępniono w wirtualnym albumie na oficjalnej stronie
Instytutu
(Ipn.gov.pl/strony-zewnetrzne/wystawy/skaz_na_smierc_krakow/galeria14.html).
[9] Podobno w latach siedemdziesiątych Stanisława Rachwał zgłosiła swój
utwór do jakiegoś konkursu zorganizowanego przez Państwowe Muzeum
Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu (ówczesna nazwa instytucji: Państwowe
Muzeum Oświęcim-Brzezinka). Tak przynajmniej twierdzi Patrycja
Gruszyńska-Ruman, która przytoczyła tę ciekawostkę w rozmowie z Jerzym
Ignatowiczem. W programie radiowym “Studio Reportażu i Dokumentu
prezentuje” Gruszyńska-Ruman, odpowiadająca na pytania Małgorzaty
Raduchy, podała informację, że w 1972 roku wspomnienia naszej Bohaterki
zostały uhonorowane zasłużoną nagrodą. Prowadząca, Raducha, słusznie
porównała “Spotkanie z Marią Mandel” Stanisławy Rachwałowej do “Rozmów z
katem” Kazimierza Moczarskiego. Nazwała je “drugą, damską wersją” tej
wstrząsającej książki. Zapis audycji “Studio Reportażu…”, opublikowany
27 października 2008 roku, czeka na słuchaczy w serwisie internetowym
Polskiego Radia.
[10] Krzysztof Tracki odnotowuje, że ojciec Bolesława Surówki, prawnik
Karol, również przeniósł się na zachód Polski. Został nawet “adwokatem w
Syndykacie Hut Żelaznych” (czyli w Katowicach). Przeprowadźmy porządne
googlowanie, posprawdzajmy hasła typu “Karol Surówka”, “Surówka”,
“Surówczyna”, “Surówczanka”, “Surówkowa” czy “Surówkówna”. W razie
trudności dodajmy do nich słowa kluczowe “Lwów“, “Rudki”, “Śląsk“,
“Katowice“ itp. Jaki będzie efekt? Otóż przekonamy się, że istnieje
wiele publikacji z pierwszej połowy XX wieku, które wspominają o
Surówkach mieszkających na Kresach Wschodnich i na Śląsku. Czy to
rodzina Bolesława Surówki i/lub Stanisławy Rachwał? Czy to dowód na
pokrewieństwo wybitnego publicysty z naszą Bohaterką? Wyrazy
“Surówczyna” i “Surówkowa” często występują wraz z wyrazem “Emilia”. A
tak właśnie brzmiało imię matki/matek Bolesława i Stanisławy. Rzeczownik
“Emilia” niejednokrotnie idzie też w parze z rzeczownikiem “Karol”.
Jest to zgodne z imieniem ojca/ojców Surówki i Rachwałowej. W gazecie
“Siedem Groszy. Dziennik Ilustrowany dla Wszystkich o Wszystkiem” z 11
czerwca 1936 roku (fotokopia na stronie DocPlayer.pl) wydrukowano
komunikat o śmierci Emilii Surówczyny: działaczki społecznej, narodowej i
katolickiej. Czytamy w nim, że “Emilja” zmarła w wieku pięćdziesięciu
sześciu lat. Była żoną “radcy Karola Surówki”, a jej panieńskie nazwisko
brzmiało “Pustanowska”. Czy nie powinno być “Tustanowska”? Mniejsza z
tym… Autor newsa kończy swój wywód słowami: “Osierociła dwie córki i
dwóch synów, z których młodszy, Bolesław jest członkiem redakcji
’Polonji’. Dotkniętemu smutkiem Koledze redakcja ’Polonji’ i ’Siedmiu
Groszy’ wyraża swe głębokie i serdeczne współczucie”. Heh, nabieram
coraz większego przekonania, że Karol, Emilia, Bolesław i Stanisława to
jedna rodzina. Zajrzyjmy jeszcze do dwóch popularnonaukowych artykułów
Filipa Musiała: “Pilecki w spódnicy” i “Stanisława Rachwałowa: Bohaterka
podziemia - prześladowana przez Niemców i komunistów”. Z tego
pierwszego dowiadujemy się, że Rachwał “miała swoich ludzi (…) w
Katowicach”. W tym drugim znajdujemy następujące zdanie: “Na Śląsku
korzystała z wiadomości uzyskiwanych od swojej córki - Krystyny ps.
‘Beata’ (w związku ze sprawą swej matki skazanej na 4 lata więzienia)
oraz Bilskiego ps. ‘B’”. Możliwe, że młodziutka Krystyna została
oddelegowana na Ziemie Zachodnie, bo najzwyczajniej w świecie miała tam
krewnych. A skoro jej wujek był zawodowym dziennikarzem, to na pewno
doskonale wiedział, co się dzieje w raczkującej PRL.
[11] Patrz: reportaż “Nadzorczyni z SS“ Piotra Głuchowskiego i Marcina
Kowalskiego zamieszczony w elektronicznej edycji “Wysokich Obcasów“.
Lektura uzupełniająca: artykuł “Piękne bestie” Małgorzaty Schwarzgruber
(materiał z miesięcznika “Polska Zbrojna” przedrukowany przez portale
Onet, Interia i Wirtualna Polska). Dodatkowe info o postaci: tekst
“Piękna bestia - kim była Irma Grese?” Sylwii Laskowskiej dostępny w
archiwum Wirtualnej Polski.
Stanisława Rachwał w młodości:
http://i.iplsc.com/stanislawa-rachwalowa-ze-zbiorow-zeszytow-historycznych-win/0002TY1WXCWLAL4U-C116-F4.jpg
Stanisława Rachwał w 1939 roku:
http://www.ekspedyt.org/wp-content/uploads/Stanis%C5%82awa_Rachwa%C5%82.jpg
Stanisława Rachwał jako więźniarka Auschwitz-Birkenau:
http://ipn.gov.pl/strony-zewnetrzne/wystawy/skaz_na_smierc_krakow/images/galerie/stanislawa_rachwal/Rachwal_3.jpg
Stanisława Rachwał jako więźniarka Urzędu Bezpieczeństwa:
http://ipn.gov.pl/strony-zewnetrzne/wystawy/skaz_na_smierc_krakow/images/galerie/stanislawa_rachwal/Rachwal_1.jpg