środa, 25 maja 2011

Within Temptation i zasada odwróconej piramidy

“Enter”, czyli “Wejście”, jest pierwszą płytą holenderskiego zespołu Within Temptation (pozwolę sobie wtrącić, że “Wejście” to idealna nazwa dla debiutanckiego krążka formacji muzycznej!). CD, opublikowane w 1997 roku przez firmę fonograficzną DSFA Records, a dziesięć lat później wznowione przez wytwórnię Season of Mist, liczy sobie osiem utworów, zaliczanych do gatunków gothic metal i doom metal.

“Enter” jest jedyną długogrającą płytą WT, na której pojawia się charakterystyczny growl, czyli warcząco-ryczący śpiew Roberta Westerholta (ów growl słychać jeszcze na EP-ce “The Dance”. EP-ka to rodzaj płyty z niewielką liczbą piosenek, którą można określić za pomocą wyrażenia “już nie singiel, ale jeszcze nie longplay”). Poza tym, CD zawiera obecny na wszystkich krążkach Within Temptation śpiew Sharon den Adel. A trzeba przyznać, iż Sharon posiada niezwykle piękny, wysoki, operowy głos oraz zdolności aktorskie, umożliwiające śpiewanie w sposób emocjonalny, dramatyczny, teatralny i przejmujący.

WT to jeden z moich ulubionych zespołów - słucham go od 14 roku życia i zdążyłam już poznać wszystkie jego płyty. Jako doświadczona słuchaczka Withinów, mogę powiedzieć, iż formacja ma za sobą wiele eksperymentów muzycznych: artyści interesowali się brzmieniami ciężkimi i lekkimi, depresyjnymi i pogodnymi, symfonicznymi i folkowymi, patetycznymi i skromnymi, spokojnymi i hałaśliwymi, klasycznymi i stylizowanymi na muzykę filmową. Chociaż lubię wszystkie krążki Within Temptation, dostrzegam pewną niepokojącą tendencję, a mianowicie to, że twórczość grupy jest - z płyty na płytę - coraz słabsza.

Withini stosują coś w rodzaju “zasady odwróconej piramidy”. Pojęcie “zasady odwróconej piramidy” pochodzi z prasoznawstwa i oznacza sztywne, ściśle określone zasady redagowania wiadomości prasowych. Informacje najbardziej wartościowe mają być na początku tekstu, średnio istotne w środku, a najmniej ważne na końcu. Podobne zjawisko da się zauważyć w muzyce zespołu Within Temptation: najpiękniejsze, najbardziej artystyczne CD zostało przezeń wydane na początku, później pojawiło się kilka słabszych krążków, a teraz twórczość grupy jest ewidentnie komercyjna i adresowana do szerokiego grona odbiorców.

Ponieważ tą pierwszą, najlepszą płytą WT jest “Enter”, postanowiłam polecić ją swoim Czytelnikom. Zapraszam do czytania opisów poszczególnych piosenek z omawianego CD. Jak już wspomniałam, owych piosenek jest osiem, a ich brzmienie posiada cechy gothic metalu i doom metalu.

“Restless” - utwór, którego klimat można określić mianem “umiarkowanego niepokoju”. Dzieło rozpoczyna się niespokojnymi i intrygującymi dźwiękami pianina, które przykuwają uwagę odbiorcy i wprowadzają go w odpowiedni nastrój. Dźwięki te odgrywają istotną rolę przez całą kompozycję. Bardzo ważny w utworze jest również wokal Sharon den Adel, która - tym swoim dźwięcznym, drżącym, operowym głosem - wyraża uczucia analogiczne do tych kreowanych przez muzykę.

Piosenka “Restless” posiada niezwykle poruszający refren, w którym śpiew Sharon przechodzi w chwytające za serce wycie (zaprawdę, uwielbiam sposób, w jaki ta kobieta śpiewa wyrazy “through” i “you”!). Prawdziwym popisem wokalnych i aktorskich zdolności den Adel jest też fragment ze słowami “Laj, laj, laj…”. Głos wokalistki WT brzmi wówczas niezwykle słodko, niewinnie i wzruszająco.

“Enter” - utwór bardzo odmienny od “Restless”. Rozpoczyna się on wyrazistymi odgłosami otwieranych drzwi, po których Robert Westerholt mówi “Welcome to my home”, czyli “Witaj w moim domu”. Chwilę później słychać ciężkie gitary, growlowy ryk Roberta oraz wysokie, symfoniczne, tajemnicze dźwięki instrumentu klawiszowego. W końcu Westerholt zaczyna melorecytować tekst piosenki, zaczynający się od słów “Bramy czasu zostały otwarte. Teraz ich łańcuchy są przerwane. Starożytna siła znów się wyzwoliła” (tłumaczenie własne).

Po fragmencie wykonywanym przez mężczyznę nadchodzi czas na fragment śpiewany przez kobietę. Sharon den Adel pięknie i wysoko wokalizuje samogłoskę “u”, po czym wykonuje dalszą część piosenki. Jak widać, w utworze “Enter” wokaliści śpiewają na przemian - raz słychać jego, a raz ją. Poza tym, w piosence nieustannie przeplatają się momenty głośniejsze z cichszymi. Naprzemiennie występują też fragmenty obdarzone wokalem i pozbawione ludzkiego głosu.

“Pearls of Light” - jedna z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających piosenek, jakie znam. Jest ona tak śliczna, wypełniona słodyczą, delikatnością, czułością, smutkiem i bólem, że aż trudno ją opisać. Utwór rozpoczyna się cudnymi, wręcz bajecznymi dźwiękami stylizowanymi na muzykę celtycką, potem pojawia się nieprawdopodobnie wzruszający - przejęty i przejmujący - śpiew Sharon den Adel.

Kolejnym elementem, który występuje w dziele “Pearls of Light”, jest ciężka, ponura, depresyjna, ale absolutnie nie agresywna gitara elektryczna. Gdy wokalistka Sharon śpiewa refren (“Carried away by the truculence of my world…”), jej głos brzmi niesamowicie dramatycznie, chwilami upodabnia się do płaczu i wycia z rozpaczy. Dotyczy to szczególnie słów “where I” - dwóch jednosylabowych wyrazów, w których artystka potrafi zawrzeć mnóstwo silnych, wszechogarniających, udzielających się odbiorcy emocji.

Cała kompozycja “Pearls…” jest dramatyczna, jednak jej finał to już szczyt dramatyzmu. Królujące w nim instrumenty - gitara elektryczna, perkusja i keyboard - dosłownie rozdzierają człowiekowi serce. Tego nie da się opisać, to trzeba usłyszeć i przeżyć na własnej skórze. Gdyby ktoś mnie zapytał, czym jest katharsis, odpowiedziałabym, że właśnie tym uczuciem, które ogarnia ludzkie wnętrze pod koniec (słuchanej od początku) piosenki “Pearls of Light”.

“Deep Within” - utwór będący istnym antidotum na omawiane wcześniej “Pearls…”. O ile poprzednia kompozycja była delikatna, słodka, kobieca i łzawa, o tyle ta jest ostra, mroczna, męska i groźna. Jak nietrudno odgadnąć, w całości wykonuje ją Robert Westerholt, właściciel strasznego, niemalże “wilkołaczego” growlu. W piosence “Deep Within”, oprócz warcząco-ryczącego wokalu Roberta, bardzo ważna jest ponura, jak gdyby “brzęcząca” gitara elektryczna. Niewykluczone, że gra na niej sam Westerholt, bowiem jest on nie tylko wokalistą, ale także gitarzystą.

“Gatekeeper” - pieśń niezwykle epicka, której dźwięki i słowa wydają się opowiadać pewną historię, skądinąd tragiczną i mrożącą krew w żyłach. Na początku utworu słychać tajemnicze, wysokie i niskie dźwięki, uzupełnione przez złowróżbne pohukiwanie sowy. To pohukiwanie powoduje, że odbiorca wyobraża sobie noc i otwartą przestrzeń, czyli elementy świata przedstawionego w opowieści. W dalszej części dzieła słychać patetyczne, acz pozbawione radości dźwięki instrumentu klawiszowego.

Następnie mamy fragment keyboardowo-perkusyjno-gitarowy i keyboardowo-perkusyjny, oba przepełnione strachem i rozpaczą. W końcu muzyka staje się ilustracyjna: jej brzmienie imituje odgłosy bicia albo siekania mieczem. Robert Westerholt zaczyna melorecytować tekst, w którym podmiot liryczny mówi o nadejściu jakichś złych, żądnych krwi ludzi, którzy “przyszli, by zabrać nasze życia” (tłum. własne).

Niedługo potem odzywa się Sharon den Adel, śpiewająca już w czasie przeszłym: “Jeden po drugim umarli. Masakra, która zajęła całą noc. Nie mieli szans, nie było walki. Nie możesz zabić tego, co zostało zabite już wcześniej. Umarli” (tłum. własne). Wokalistka, a raczej grana przez nią postać, zaczyna straszliwie i niepohamowanie wyć z rozpaczy, natomiast Robert melorecytuje zakończenie opowieści. Później następuje muzyczny finał i pieśń dobiega końca. Muszę przyznać, iż “Gatekeeper” kojarzy mi się ze zbrodniami OUN-UPA popełnianymi na Polakach w czasie drugiej wojny światowej.

“Grace” - kompozycja bardzo ostra, przepełniona skrajnymi emocjami, takimi jak strach, desperacja, gniew i żal do drugiego człowieka. O ile utwór poprzedni opowiadał o ludziach zabitych podczas rzezi, o tyle ten ukazuje tragedię osób przebywających w niewoli. Tekst piosenki prawdopodobnie mówi o torturach. Sharon śpiewa bowiem: “Zimne są kości twoich żołnierzy, tęskniących za domem, ich małym rajem. Nie czuję wybawienia z ich strony. (…) Poczuj te ręce, ucisk, zimno, drżenie. Czy słyszysz te słowa? Czy czujesz rany? Nigdy ci nie pomogę. Zimne są twoje dusze. Czuję urazę. Oni czują się zdradzeni, nienawidzą zimna. Nie czuję wybawienia z ich strony” (tłum. własne).

Kiedy ta piosenka, wyrażająca bezskuteczne błaganie o łaskę, dobiega końca, słuchacz czuje się kompletnie “zdemotywowany”. Tym bardziej, że ostatnie słowa śpiewane przez wokalistkę brzmią niezwykle żałośnie i boleśnie. Zwłaszcza jej końcowe “through”, przypominające skowyt bólu i rozpaczy. Cała pieśń “Grace” kojarzy mi się ze sceną z trzeciej części “Dziadów” Adama Mickiewicza, w której Rollisonowa rozmawia z Senatorem.

“Blooded” - utwór instrumentalny, podobny do “Gatekeeper”. To, co w nim ciekawe, to dźwięki naśladujące tętent końskich kopyt. Reszty nie warto opisywać, gdyż większość rozwiązań zaproponowanych w “Blooded” to powtórka z opisanej kilka akapitów wcześniej piosenki o masakrze. Szkoda, że kompozycja w ogóle nie zawiera słów. Sądzę, iż znacznie podniosłyby one jej wartość artystyczną.

“Candles” - najspokojniejszy utwór z całej płyty, przy którym można odpocząć po wrażeniach wywołanych przez wcześniejsze kompozycje. Dzieło pt. “Candles” rozpoczyna się szumem i świstem wiatru, po którym rozlega się delikatna, odrobinę celtycka muzyka. Ten spokojny, relaksacyjny wstęp trwa dosyć długo, więc można zamknąć oczy i się w niego wsłuchać. Jeśli chodzi o wokal Sharon den Adel, to dochodzi on jakby z daleka - nie jest tak wyeksponowany jak w pozostałych kawałkach z płyty “Enter”.

Mniej więcej po 2 minutach i 20 sekundach odzywa się pianino, a 20 sekund później - ciężka gitara, która dodaje utworowi dramatyzmu. Sharon dość niespokojnie wokalizuje kilka samogłosek, a potem śpiewa na przemian z Robertem Westerholtem. Kompozycja, a co za tym idzie: całe CD kończy się wyraziście i definitywnie.

Mam nadzieję, że mój tekst zachęci Czytelników do zapoznania się z pierwszą płytą holenderskiej formacji Within Temptation. A jeśli Czytelnicy już ją znają, to ufam, iż moje opisy przypadną im do gustu. Longplay “Enter” i EP-ka “The Dance” to jedyne wydawnictwa WT, które zawierają tak głębokie i niekomercyjne piosenki. Na następnych krążkach, poczynając od “Mother Earth”, muzyka zespołu będzie brzmiała coraz bardziej “popowo”. Jak już napisałam, ta negatywna tendencja, dręcząca grupę Within Temptation, przypomina znaną z prasoznawstwa “zasadę odwróconej piramidy”.


Natalia Julia Nowak,
24-25 maja 2011 roku

niedziela, 22 maja 2011

Einsamkeit. Płyta o bólu i samotności

“Einsamkeit” („Samotność”) - taki tytuł nosi druga płyta Lacrimosy, szwajcarskiego duetu, który wówczas, w roku 1992, stanowił jednoosobowe przedsięwzięcie muzyczne. Krążek „Einsamkeit” jest następcą niezwykle ponurego, przepełnionego strachem i przygnębieniem CD „Angst” oraz poprzednikiem mrocznego, epatującego szaleństwem i pożądaniem CD „Satura”. Płyta została wydana przez wytwórnię Hall of Sermon, skądinąd należącą do samego Tilo Wolffa.

Kiedy Tilo, pochodzący z Niemiec mieszkaniec Szwajcarii, pracował nad swoim drugim krążkiem, miał tyle samo lat co ja, czyli 20. To właśnie powoduje, że słuchając piosenek z krążka „Einsamkeit” odnoszę się do śpiewającego młodzieńca jak do wyjątkowo uzdolnionego rówieśnika. Choć, oczywiście, jest to pewne uproszczenie. Jak już napisałam, CD „Einsamkeit” pochodzi z roku 1992, a ja, kobieta z rocznika 1991, miałam wtedy roczek.

W niniejszym tekście chciałabym opisać wszystkie piosenki z omawianej płyty Lacrimosy. Jest ich sześć, a każda z nich należy do gatunku muzycznego zwanego dark wave - ciemna fala. Oto tytuły poszczególnych utworów: „Tränen der Sehnsucht” („Łzy tęsknoty”), „Reissende Blicke” („Szarpiące spojrzenia”), „Einsamkeit” („Samotność”), „Diener eines Geistes” („Sługa jednego ducha”), „Loblied auf die Zweisamkeit” („Pieśń pochwalna o samotności we dwoje”), „Bresso” („Próba”). Tłumaczenia owych tytułów pochodzą ze strony Stille.prv.pl.

„Tränen der Sehnsucht” - utwór częściowo stylizowany na muzykę poważną, albowiem rozpoczynający się długą, rozbudowaną partią instrumentalną graną na fortepianie. Po niej pojawia się element charakterystyczny dla gatunku dark wave - ponury podkład muzyczny i takiż śpiew młodego Tilo. „Tränen der Sehnsucht” posiada również żywy, ironicznie wesoły refren, ciekawy fragment grany na gitarze elektrycznej oraz moment z uroczystymi, jakby kościelnymi organami. Najważniejsze w utworze są jednak partie fortepianowe, prezentujące kompozytorskie uzdolnienia 20-letniego Wolffa.

„Reissende Blicke” - kompozycja nawiązująca do poprzedniej płyty Lacrimosy, „Angst”, a właściwie do kompozycji pt. „Seele In Not”. Podobnie jak w „Seele…”, słyszymy tutaj coś na kształt rozdzierających, potrząsających słuchaczem krzyków dziecka. Sam utwór jest tak poruszający, wypełniony tragizmem, cierpieniem, uczuciem strachu i osaczenia, że trudno nie „zarazić” się od niego tego typu wrażeniami. „Reissende Blicke” to jeden z moich ulubionych utworów, i to nie tylko ze względu na muzykę, ale także ze względu na słowa.

Bohaterem dzieła jest młody człowiek, który „siedzi w kinie swojego życia”. Chociaż w owym kinie ma być wyświetlany film o jego egzystencji, dla niego samego brakuje miejsca („Wszystkie miejsca są zajęte. Sam spoczywam na dostawionym krzesełku. Przyszło zbyt wielu widzów”). Kiedy biograficzna produkcja się rozpoczyna, podmiot liryczny cierpi, oglądając na nowo swoją przeszłość, natomiast inni widzowie „pękają ze śmiechu”. Bohater odczuwa wstyd, ma ochotę - mówiąc kolokwialnie - zapaść się pod ziemię. Odzyskuje pogodę ducha dopiero wtedy, gdy na ekranie pojawia się jego śmierć. [Opracowanie na podstawie tłumaczenia Tomasza Beksińskiego]

„Einsamkeit” - utwór najsłabszy z całej płyty. A szkoda, bo - sądząc po tytule tożsamym z nazwą CD - jest on najważniejszy ze wszystkich sześciu dzieł. „Einsamkeit” opiera się na kontraście i grotesce: najpierw słyszymy pseudoradosną, cyrkową melodyjkę (przypominającą popularne „Entry of the Gladiators”!), następnie smutny śpiew T. Wolffa, a potem ten sam motyw co na początku.

Jeśli chodzi o warstwę słowną, utwór mówi o samotności. O tym, że jest ona smutna i śmieszna jednocześnie. Ot, groteskowa. Chociaż kompozycja „Einsamkeit” nie należy do udanych, ratuje ją jedna rzecz: to, iż wskazuje ona kierunek interpretacji lacrimosowego godła (TragiKomicznego, białego arlekina na czarnym tle). Szkoda, że ten oparty na interesującym pomyśle utwór jest taki niedopracowany. Tilo powinien był poświęcić mu więcej czasu.

„Diener eines Geistes” - utwór zbliżający się, pod względem muzycznym, do lekkiego, gotyckiego rocka. Osobom dobrze znającym twórczość Lacrimosy może on przypominać dwie kompozycje z roku 1993: „Alles Lüge” oraz „Erinnerung”. Ciekawym zabiegiem zastosowanym w utworze jest wykorzystanie dźwięków jak gdyby „z życia wziętych”, a mianowicie odgłosów toastu i śmiechów tudzież wypowiedzi bawiącego się towarzystwa.

Co do tekstu, piosenka „Diener eines Geistes” opowiada o skrzywdzonym mężczyźnie, który pragnie - w bardzo niekonwencjonalny sposób - zemścić się na swojej byłej („Krzyczę w Twojej głowie. Roztrzaskuję Ci czaszkę od środka. Poczuj swój ból. Poczuj swą nienawiść. Pokaż mi swe rany. Sprawię, że zaczną ponownie krwawić” - tłum. Tekstowo.pl). W utworze ważną rolę odgrywają charakterystyczne, obłąkańcze, skrzeczące krzyki Tilo Wolffa.

„Loblied auf die Zweisamkeit” - kompozycja nadzwyczajnie piękna, nadzwyczajnie głęboka i nadzwyczajnie mroczna. Rozpoczyna się ona bardzo wysokimi, metafizycznymi, rozchodzącymi się w przestrzeni dźwiękami, przywodzącymi na myśl połączenie dzwoneczków feng shui z odgłosami tłuczonego szkła. Koneserzy tego typu muzyki mogą kojarzyć te dźwięki z niektórymi utworami amerykańskiego duetu The Switchblade Symphony („Bad Trash”, „Gutter Glitter”).

Kolejnym efektem, który słyszymy w „Loblied auf die Zweisamkeit” , jest niezwykle ponura, niska i pulsująca muzyka wygenerowana przez komputer bądź keyboard. Muzyka ta trochę przypomina przerobione organy. Następnie do naszych uszu docierają charakterystyczne szmery, kojarzące się nieco z szumem morza. Cała kompozycja „Loblied auf die Zweisamkeit” stanowi trafną i wyczerpującą definicję pojęcia „dark wave” - „ciemna fala”. Warto dodać, że w utworze pojawiają się również efekty specjalne, takie jak egzotyczne, plemienne, prawdopodobnie magiczne śpiewy.

„Bresso” - ostatnia kompozycja z płyty „Einsamkeit”, doskonale korespondująca z pierwszą, albowiem oparta na dźwiękach fortepianu i imitująca muzykę poważną. Utwór jest bardzo melancholijny, a wokal Tilo Wolffa teatralny, gdyż 20-letni artysta śpiewa w taki sposób, jakby recytował wiersz na scenie. Nie da się ukryć, iż w „Bresso” występuje pewne podobieństwo do poezji śpiewanej.

Ważnym elementem dzieła jest fragment, w którym Wolff dosłownie łka, szlocha, wzdycha i krzyczy z rozpaczy. W tle słychać wówczas nie tylko fortepian, ale także chwytające za serce dźwięki skrzypiec. Warto wspomnieć, że w serwisie YouTube.com, na profilu Romadera, znajduje się pomysłowy, świetnie zrealizowany i stojący na wysokim poziomie artystycznym video clip „Lacrimosa - Bresso” (twór fanów zespołu). Warto go obejrzeć, tym bardziej, iż wykorzystuje on symbolikę charakterystyczną dla Lacrimosy.

Moim zdaniem, druga płyta Tilo Wolffa jest bardzo dobra, aczkolwiek nie rewelacyjna. Oprócz genialnych kawałków, takich jak „Loblied auf die Zweisamkeit” czy „Reissende Blicke”, zawiera ona nieudane „Einsamkeit”. Mimo to, pragnę ją polecić wszystkim ludziom, którzy lubią tego typu klimaty muzyczne. Powinny ją poznać zwłaszcza osoby lubujące się w nowych, jakże odmiennych od starych utworach Lacrimosy.


Natalia Julia Nowak,
22 maja 2011 roku

wtorek, 17 maja 2011

Satura. Płyta z pomysłem i drugim dnem

“Satura” - “Nasycenie” jest trzecim (po “Angst” i “Einsamkeit”) studyjnym albumem szwajcarskiej grupy Lacrimosa. A właściwie, to nie grupy, tylko samego Tilo Wolffa, bo w tamtych czasach, czyli w roku 1993, Lacrimosa była jednoosobowym przedsięwzięciem artystycznym. “Satura”, podobnie jak dwa poprzednie krążki, liczy sobie sześć długich utworów muzycznych. Utwory te należą do gatunku dark wave, aczkolwiek czasem upodabniają się brzmieniowo do gotyckiego rocka.

Omawiane CD jest ostatnim, na którym Tilo Wolff występuje jako solista - następne płyty, w tym singiel “Schakal”, będą już zawierały głos pochodzącej z Finlandii Anne Nurmi. Przyjrzyjmy się wszystkim sześciu piosenkom z płyty “Satura”. Sprawdźmy, co oferuje nam Szwajcar niemieckiego pochodzenia, nazywany przez wielu znawców “geniuszem muzycznym”. Przekonajmy się, dlaczego warto słuchać Lacrimosy, legendy szeroko pojętego gotyku.

“Satura” - najważniejszy utwór z całej płyty. Rozpoczyna się on dosyć uroczystymi dźwiękami pianina, do których potem dołącza instrument smyczkowy - trochę smętny, a trochę sentymentalny. Następnie ten klawiszowo-smyczkowy duet zostaje uzupełniony przez automat perkusyjny, warczącą gitarę elektryczną i odrobinę intrygujące kościelne dzwony. W końcu pojawia się głos Tilo Wolffa, który jest taki, jak grająca w tle muzyka: częściowo smętny, a częściowo sentymentalny. Jednak w utworze, oprócz smętku i sentymentalności, da się również wyczuć czułość i namiętność.

To zrozumiałe, jako że “Satura” oznacza “Nasycenie”, a w tekście utworu padają deklaracje typu “Wreszcie poczułem pożądanie życia. Chcę Cię poczuć - dotknąć Cię. Ale boję się tego. Boję się. Zamykam oczy. Widzę zmierzch mej duszy, poszukującej Ciebie. Dotykam tylko bólu, który jest we mnie. Samotni w tych salach. Tylko Ty i ja” (źródło: Tekstowo.pl). Moim zdaniem, skomponowana przez Wolffa muzyka doskonale pasuje do poruszanej przez niego tematyki. Dźwięki „Satury”, podobnie jak pozostałych dzieł Lacrimosy, ułatwiają zrozumienie podmiotu lirycznego i wczucie się w jego sytuację.

„Errinerung” („Wspomnienie”) - utwór zupełnie inny nie tylko od „Satury”, ale również od większości piosenek, jakie słyszałam w całym swoim życiu. „Piosenek” - ponieważ „Errinerung”, w odróżnieniu od pozostałych kompozycji z omawianej płyty, posiada podział na zwrotki oraz refreny. Utwór „Wspomnienie” rozpoczyna się dziwnymi, jakby pulsującymi śmiechami, stęknięciami i piskami dzieci, potem rozbrzmiewa lekka, niby pogodna, a w rzeczywistości niepokojąca rockowa muzyka. Jeśli chodzi o Tilo Wolffa, podczas śpiewu często używa on swojego charakterystycznego, przysparzającego o ciarki skrzeku. Czasem zdarzają mu się pojedyncze skrzeki, innym razem artysta obłąkańczo krzyczy skrzeczącym głosem.

Cała piosenka „Errinerung” jest groteskowa, albowiem zawiera elementy straszne i śmieszne. Myślę, że można ją określić za pomocą angielskiego wyrazu „creepy”, dla którego, niestety, nie ma odpowiednika w języku polskim. Jeśli chodzi o warstwę słowną, piosenka opowiada o jakimś przykrym wspomnieniu, od którego podmiot liryczny nie może się uwolnić. Nie wiem, czy to poprawna interpretacja, ale tekst „Errinerung” - w połączeniu z dziwnymi odgłosami dzieci - sprawia wrażenie, jakby mówił o człowieku molestowanym w dzieciństwie.

Czy utwór zespołu Lacrimosa rzeczywiście opowiada o byłej ofierze pedofila? Trudno powiedzieć. Trzymajmy się tezy, według której każdy odbiorca może mieć własną, nawet dziwaczną interpretację dzieła. Mnie „Errinerung” skłania do takich refleksji, a kogoś innego może skłaniać do zupełnie innych. Cóż w tym złego, iż odbiorca dostrzega w sztuce to, co chce dostrzegać?

„Crucifixio” („Ukrzyżowanie”) - pieśń bardzo prowokacyjna, bo nawiązująca do Pisma Świętego i mieszająca sferę sacrum ze sferą profanum. Pierwszym efektem, który słyszymy w utworze, jest mroczne i niepokojące bicie kościelnych dzwonów. Następnie do naszych uszu docierają bardzo wysokie, a jednocześnie smutne dźwięki wygenerowane przez komputer/keyboard i… odgłosy wbijania gwoździ. W końcu Tilo Wolff zaczyna śpiewać o swoich perwersyjnych potrzebach seksualnych, a ściślej o tym, że chce być kochanym, wisząc na „krzyżu miłości”.

Pieśń kończy się mniej więcej tak, jak się zaczyna - wysokimi, acz ponurymi dźwiękami wzbogaconymi o kościelne dzwony i odgłosy wbijania gwoździ. Moim zdaniem, „Crucifixio” jest - pod względem muzycznym - najsłabszym utworem z płyty „Satura”. Natomiast pod względem treściowym jest mało oryginalne, ponieważ połączenie symboli religijnych z ludzką seksualnością pojawia się w piosenkach i teledyskach bardzo często (we współczesnych czasach stosuje ten zabieg m.in. Lady Gaga).

„Versuchung” („Pokusa”) - jeden z moich ulubionych utworów muzycznych. Kompozycja, podobnie jak omawiane wcześniej „Crucifixio”, rozpoczyna się od bicia kościelnych dzwonów. Potem słychać ponurą, rytmiczną muzykę, przez którą przebija pełne niepokoju i niecierpliwości oczekiwanie, a także wzmagające się podniecenie.

Utwór wraz z upływem czasu staje się coraz bardziej niespokojny, aż w końcu zaczyna brzmieć szaleńczo - Tilo Wolff szybko i obłąkańczo krzyczy tym swoim skrzeczącym, schizofrenicznym głosem. Kiedy punkt kulminacyjny dobiega końca, napięcie tworzone przez muzykę zaczyna opadać. O ile wcześniej stopniowo się zwiększało, o tyle teraz dosyć szybko się zmniejsza.

Podobnie jak w „Saturze”, w „Versuchung” warstwa muzyczna jest adekwatna do warstwy słownej. Tekst utworu mówi bowiem o mężczyźnie, który, wbrew własnej woli, jest bardzo podniecony seksualnie i cierpi z tego powodu („Wolę umrzeć niż przeżyć te cierpienia raz jeszcze” - tłum. Tekstowo.pl). Podmiot liryczny, będąc w takim stanie, całkowicie traci rozum, przestaje nad sobą panować, a kobietę, która doprowadziła go do szaleństwa, nazywa „przeciwnikiem”.

Mężczyzna źle się czuje, będąc tak podnieconym, tym bardziej, iż nie może zaspokoić swoich cielesnych pragnień. Tekst „Versuchung” kończy się powtórzeniem początkowego stwierdzenia: „Wolę umrzeć niż przeżyć te cierpienia raz jeszcze”. Dzieło posiada więc kompozycję klamrową.

„Das Schweigen” („Cisza”) - utwór różniący się od pozostałych zarówno pod względem muzycznym, jak i treściowym. Rozpoczyna się on mrocznymi, bardzo ponurymi dźwiękami, do których wkrótce przyłącza się pianino (przez całą kompozycję odgrywa ono niezwykle ważną rolę). „Das Schweigen” stanowi melancholijną balladę, której warstwa słowna porusza problem nienawiści i podziałów między ludźmi.

Z owej warstwy słownej wyłania się obraz wojny - podmiot liryczny śpiewa o „zniszczeniu w każdym miejscu”, „pęknięciu, które dzieli rasy niczym galaktyki”, „ulicach śmierdzących krwią” i „ustach błagających o litość” (źródło: Tekstowo.pl). Utwór kończy się bardzo ładną, słodką i wzruszającą melodyjką, w której - moim zdaniem - znajduje się odrobina nadziei i pogody ducha.

„Flamme im Wind” („Płomień na wietrze”) - kolejne dzieło Lacrimosy, które bardzo lubię. Utwór „Flamme im Wind” jest niezwykle głęboki i metafizyczny, więc jeśli ktoś zamknie oczy i się w niego wsłucha, to może doznać uczucia zanurzenia się w muzyce. Jeśli chodzi o mnie, uwielbiam zarówno te wysokie, tajemnicze dźwięki, przenoszące mnie do „innego wymiaru”, jak i fragmenty bardziej rockowe, gitarowe. Podoba mi się również sposób śpiewania Tilo Wolffa, jego przejęty i niekiedy drżący głos.

Ten, kto dobrze zna twórczość Lacrimosy, wie, iż pod względem muzycznym „Flamme im Wind” stanowi zapowiedź kolejnych wydawnictw tej formacji: singla „Schakal” i albumu „Inferno”. Jeśli chodzi o słowa, omawiane dzieło mówi o nadziei. O tym, że „marzenie nigdy się nie kończy” i „wciąż jest na co czekać” (źródło: Tekstowo.pl).

Jak widać, utwory z płyty „Satura” Lacrimosy stanowią pewną całość. O ile tematem przewodnim płyty „Angst” był strach, a „Einsamkeit” - samotność, o tyle problematyka „Satury” obraca się głównie wokół ludzkiej seksualności. Na to, jaki jest charakter płyty „Satura”, wskazuje jej okładka, przedstawiająca wnętrze świątyni, w której miejsce krzyża zajmuje ogromna postać nagiej kobiety. Okładka ta wyraża bardzo prostą ideę: oddawanie boskiej czci ukochanej osobie, a właściwie jej ciału. Możemy powiedzieć, iż trzeci krążek Lacrimosy jest tzw. concept albumem, ponieważ opiera się na określonym i konsekwentnie realizowanym pomyśle artystycznym.

Okres największej fascynacji twórczością Lacrimosy przeżywałam w gimnazjum. Teraz, kiedy jestem studentką, odkrywam ten zespół po raz drugi. Przepadam zarówno za starymi utworami Tilo Wolffa, takimi jak te z płyty „Satura”, jak i za nowymi, nagranymi w ostatnich latach. Jeśli chodzi o Anne Nurmi, lubię ją nieco mniej niż Tilo (i nie jestem w tym odosobniona. Większość słuchaczy Lacrimosy preferuje Wolffa). Ale Lacrimosa nie jest jedynym zespołem, który odegrał w moim życiu dużą rolę. Jest jeszcze kilka innych formacji, które mają dla mnie ogromne znaczenie.


Natalia Julia Nowak,
17 maja 2011 roku