niedziela, 6 grudnia 2015

Zastać Polskę ludową, a zostawić narodową

Wprowadzenie

Niniejszy artykuł, odpowiadający na pytanie “Co można było zrobić z Polską po upadku stalinizmu?”, jest bezpośrednią kontynuacją tekstu “Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!”. Znajomość tamtej publikacji może być niezbędna do pełnego zrozumienia poniższego felietonu/eseju/czegokolwiek. Kieruję swój przekaz m.in. do obrońców dobrego imienia Polski i Polaków. Moi Drodzy, jeśli zaangażujecie się w dyskusję z antypolskimi paszkwilantami - nadwiślańskimi lub zagranicznymi - prędzej czy później zetkniecie się z opinią, że Wasza działalność to świadome bądź nieświadome odtwarzanie marca 1968 roku. Artykuł, który dla Was przygotowałam, pokrótce wyjaśnia, skąd się wziął ten dziwaczny pogląd. Kim był Mieczysław Moczar, ojciec marca ’68? Czy okres gomułkowski (1956-1970) był jedyną okazją, kiedy polscy nacjonaliści mogli zbudować Wielką Polskę Narodową? Ostatecznie, w środowisku moczarowców obracał się Bolesław Piasecki, lider przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego “Falanga”. Może trzeba było “kuć żelazo, póki gorące”? Zapraszam do lektury moich przemyśleń!

Nie, nie popieram komunizmu, bo komunizm to coś takiego, o czym śpiewał John Lennon w piosence “Imagine” [“Wyobraź sobie, że nie ma państw“, “Wyobraź sobie, że nie ma własności“, “I nie ma też religii“. YouTube, watch?v=DVg2EJvvlF8]. Paradoksalnie, narodowy komunizm - gomułkowszczyzna, moczaryzm - jest zaprzeczeniem ideologii komunistycznej. Czesław Miłosz nie bez powodu pisał w swojej poezji: “Niech tutaj będzie wreszcie powiedziane: jest ONR-u spadkobiercą Partia. A poza nimi nic nigdy nie było prócz buntu godnych pogardy jednostek. Któż miecz Chrobrego wydobywał z pleśni? Któż wbijał myślą słupy aż w dno Odry? I któż namiętność uznał narodową za cement wielkich budowli przyszłości?” (Poetariumd.republika.pl/wiersze/cm/tp.html). Przytoczone słowa, będące fragmentem poematu “Traktat poetycki”, pochodzą z roku 1957, czyli z epoki “Wiesława” i “Mietka”.

N.J. Nowak

PS. Celem niniejszego artykułu nie jest gloryfikowanie Moczara ani Gomułki, tylko pokazanie, że mogliby oni zostać “trampoliną do władzy” dla prawdziwych narodowców. Od kogoś/czegoś trzeba zacząć…



Demony marca

Moją społeczność, tj. obrońców dobrego imienia Polski i Polaków, oskarża się o przywoływanie demonów marca 1968 roku[1]. Postanowiłam więc, że wezmę byka za rogi i sama sprawdzę, co mają na myśli osoby formułujące takie zarzuty. Przesądziło o tym kilka czynników. Po pierwsze: założenie, że tego typu wiedza może mi się przydać w przyszłości, zwłaszcza w polemikach z antypolskimi hochsztaplerami (ludźmi pokroju Grossa, Śpiewaka, Pawlikowskiego, Pasikowskiego, Całej, Holland i Tokarczuk). Po drugie: fakt, że jestem polską nacjonalistką z odchyleniem lewicowo-socjalistycznym. Po trzecie: przekonanie, że każdy przyzwoity Polak - prawicowiec, lewicowiec, centrowiec - ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek bronić swojej Ojczyzny przed szkodliwymi insynuacjami. Nawet, jeśli wcześniej oddawał się karygodnym działaniom, tak jak Mieczysław Moczar “Mietek”.

Przeprowadziłam maleńkie śledztwo i doszłam do zaskakujących wniosków. Rzeczywiście, w latach ‘60 XX wieku pewne środowiska zaciekle broniły Polski i Polaków przed pomówieniami o współudział w Holocauście. Dowodem na to może być znakomity film dokumentalny “Sprawiedliwi” w reżyserii Janusza Kidawy. Dzieło, wyprodukowane w roku 1968, jest dostępne w serwisie YouTube [watch?v=eFSh_J6gLMU, watch?v=46h2SQ31SvE, watch?v=-846ONJCVo0]. Nie sądzę jednak, żeby ktokolwiek z nas, pogromców antypolonizmu, nawiązywał do tamtej epoki świadomie. Poza tym, trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że mityczny marzec ’68 był zajściem wielowymiarowym, kulminacją wielu różnorodnych zjawisk. Jeśli mamy z nim coś wspólnego, to tylko w pozytywnym aspekcie. Mówię tutaj o śmiałym wyrażaniu niezgody na polonofobiczne oszczerstwa.

Twierdzenie, że jesteśmy wskrzesicielami marca 1968 roku (w domyśle: całej plątaniny wydarzeń), to absurd i nadużycie. Jak możemy być jednocześnie piewcami Sprawiedliwych i nieprzyjaciółmi Żydów, bananową młodzieżą i aktywem robotniczym, natolińczykami i puławianami, “partyzantami” i “komandosami“? Z punktu widzenia logiki klasycznej, taka sytuacja jest po prostu niewykonalna. Czy nasi oskarżyciele posługują się logiką kwantową? Kot Schroedingera może być martwy i żywy w tym samym czasie… To, że sprzeciwiamy się pomówieniom, tak jak w latach ‘60, nie oznacza, iż identyfikujemy się ze wszystkimi aspektami wypadków marcowych. Posądzanie nas o odtwarzanie marca ‘68, czyli całego skomplikowanego fenomenu, to bezczelna manipulacja. Celem tego zabiegu jest skojarzenie nas z jednym z wątków ówczesnej awantury, a mianowicie z kampanią antyżydowską. Faktycznie, istniał wtedy taki wątek, ale większość z nas nie byłaby skłonna się pod nim podpisać.

Kreowanie obrońców prawdy na ludzi opętanych demonami marca 1968 roku? Zaiste, sprytne posunięcie! Szkoda tylko, że bazuje ono na błędnym przeświadczeniu o naszej ignorancji historycznej. Co jest sednem tego fortelu? Zakamuflowana sugestia, że skoro jesteśmy w stanie powtórzyć ówczesną akcję odkłamywania polskiej historii, to bylibyśmy również w stanie powtórzyć inne akcje z tamtego okresu, np. antyżydowską czystkę w instytucjach publicznych (która objęła nie tylko działaczy partyjnych, ale także zwykłych obywateli, choćby profesorów wyższych uczelni). Założenie takie, pozornie sprawiające wrażenie poprawnego rozumowania, jest zupełnie bezpodstawne. Mimo to, nasi przeciwnicy chętnie je wykorzystują, żeby zrobić z nas antysemitów, czyli ośmieszyć, zdyskredytować i wykluczyć z dalszej dyskusji. Nie dajmy się złapać na ten haczyk. Walka z antypolonizmem i kampania antysemicka to dwa różne wątki wypadków marcowych. Ktoś, kto ma coś wspólnego z jednym wątkiem, może nie mieć nic wspólnego z drugim. “A” nie musi implikować “B”.


Od ubeka do quasi-narodowca

Dyskutując o marcu ‘68, trudno pominąć głównego bohatera tamtych wydarzeń, jakim był gen. dyw. Mieczysław Moczar “Mietek” vel Mykoła/Mikołaj/Nikołaj Demko/Diomko (urodzony w Boże Narodzenie 1913 roku, zmarły w dniu Wszystkich Świętych 1986 roku). Ten nietypowy aparatczyk Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, choć niemogący się poszczycić nieskazitelną biografią, zasługuje na uwagę każdego polskiego patrioty i nacjonalisty. Moczar przyszedł na świat w Łodzi jako człowiek o podwójnie słowiańskich korzeniach. Miał pochodzenie polsko-ukraińskie lub polsko-białoruskie. Formalne wykształcenie, jakie zdobył w ciągu całego życia, raczej nie powala na kolana. Ukończona szkoła powszechna i trzyletnie kursy zawodowe to dość mało, jak na XX-wiecznego polityka. Przed wybuchem II wojny światowej Mykoła Demko był archetypowym komunistą: robotnikiem fabrycznym i działaczem Komunistycznej Partii Polski. Prawdziwie skandaliczna była jego działalność podczas wojny i w pierwszych latach powojennych. Ten haniebny, odstraszający fragment jego życiorysu został pokrótce opisany w IPN-owskiej publikacji “Twarze łódzkiej bezpieki” (Ipn.gov.pl/__data/assets/pdf_file/0020/54047/1-13753.pdf). Dowiadujemy się z niej, że Diomko dowodził oddziałami GL i AL. W latach 1945-1948 kierował zaś Wojewódzkim Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi.

Mieczysław Moczar, jako dowódca partyzancki Armii Ludowej, był też w pośredni sposób dowódcą partyzanckim Armii Krajowej. Jak to możliwe? Otóż 14 maja 1944 r. Mykoła Demko stanął na czele koalicji AL-AK-BCh-Sowieci, która pod lubelską wioską Rąblów stoczyła nierówną walkę z Niemcami. Polacy i Rosjanie, choć mniej liczni i słabiej uzbrojeni, zadali wówczas nazistom ogromne straty. Niestety, w okresie stalinizmu Mikołaj Diomko okazał się prześladowcą AK-owców i NSZ-owców, równie okrutnym i niesprawiedliwym, jak jego koledzy z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Liczni Żołnierze Wyklęci, którzy trafili w ręce Moczara, zostali poddani torturom i/lub straceni[2]. Mykoła Demko zakończył swoją ubecką karierę w roku 1948, kiedy to uznano go za stronnika Władysława Gomułki “Wiesława”, kłopotliwego komunisty oskarżanego o “odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”. Jakby tego było mało, zarzucono Diomce, że jest człowiekiem o nastawieniu antysemickim i antysowieckim (to drugie brzmi intrygująco, zwłaszcza w kontekście faktu, że wcześniej “Mietek” prowadził działalność szpiegowską na rzecz ZSRR). Po roku 1956, czyli po objęciu władzy przez Gomułkę, Mieczysław Moczar rozpoczął nowe życie jako wiceminister, a później minister spraw wewnętrznych. Od lat ‘60 zarządzał organizacją kombatancką ZBoWiD (Związek Bojowników o Wolność i Demokrację).

W tej nowej, bardziej liberalnej i patriotycznej epoce, Mykoła Demko przypomniał sobie o swoich związkach z Armią Krajową. Być może pożałował krzywd, jakie wyrządził AK-owcom, bo “zrobił bardzo wiele dla rehabilitacji żołnierzy Armii Krajowej w życiu publicznym Polski Ludowej, doprowadził do przyznania im pełnoprawnego obywatelstwa tego kraju”. Słowa, które zacytowałam, pochodzą z audycji radiowej “’Nieznane o znanych’ - gawęda prof. Pawła Wieczorkiewicza (15.01.2007)”. Link do podcastu znajduje się w multimedialnej publikacji “Dlaczego kat AK nie został I sekretarzem?” (PolskieRadio.pl/39/156/Artykul/742719,Dlaczego-kat-AK-nie-zostal-I-sekretarzem). Mikołaj Diomko zrewidował swoje poglądy do tego stopnia, że dostrzegł i docenił nawet patriotyzm Narodowych Sił Zbrojnych. Problem w tym, że było jeszcze za wcześnie, aby inni komuniści przyznali mu rację. Moczar, mimo starań, nie zdołał niczego wywalczyć dla weteranów-endeków. Żeby nie być gołosłowną, przytoczę sformułowanie użyte przez prof. Pawła Wieczorkiewicza: “Człowiek, który strzelał się z żołnierzami Narodowych Sił Zbrojnych i występował, co się nie udało tym razem, za uznaniem NSZ-owców za kombatantów”. Na starość byłemu ubekowi zupełnie zmiękło serce, gdyż usiłował on powstrzymać “wszystkie represje wobec Solidarności” (źródło: Wieczorkiewicz).

Czy zmiana spojrzenia Mykoły Demki na Narodowe Siły Zbrojne była całkowita? Dr Dariusz Małyszek, autor tekstu “Narodowe Siły Zbrojne w PRL i na emigracji w latach 1945–1989 w świetle historiografii, publicystyki, literatury oraz filmu” (Ipn.gov.pl/__data/assets/pdf_file/0007/48688/1-18453.pdf) sugeruje, że nie do końca. Według tego badacza, towarzysz Diomko miał dość dwuznaczny stosunek do NSZ (logika kwantowa?). Nie udało mu się w pełni odrzucić poststalinowskich stereotypów obowiązujących w PRL. Podobnie jak większość ówczesnych decydentów, wierzył on w propagandę marksistowskich pseudohistoryków, która głosiła, że NSZ-owcy masowo dopuszczali się kolaboracji z hitlerowcami. Fenomenalne było jednak to, że “Mietek” nie potępiał w czambuł wszystkich żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Przeciwnie, stał na stanowisku, że w ich gronie jest “wielu uczciwych ludzi” (Małyszek cytuje słowa Moczara za Krzysztofem Komorowskim, twórcą książki “Polityka i walka. Konspiracja zbrojna ruchu narodowego 1939–1945“). Mikołaj Diomko ewidentnie był człowiekiem myślącym, ale niewykraczającym zbytnio poza swoją epokę. Można go porównać do pierwszych nowożytnych wolnomyślicieli, którzy bardzo nieśmiało i w obrębie religii chrześcijańskiej podważali niektóre tezy Kościoła rzymskokatolickiego. Jak na tamte czasy była to rewolucja.


Narodowi komuniści

Mieczysław Moczar miał - że się tak wyrażę - olbrzymie parcie na władzę. Pisze o tym prof. Jerzy Eisler w książce “Zarys dziejów politycznych Polski 1944-1989” (Polska Oficyna Wydawnicza “BGW“, Warszawa 1992). Zdaniem autora, pod rządami interesującego nas polityka “MSW wzorem MBP (…) zaczynało się wymykać spod kontroli PZPR i powoli przekształcać w samoistną siłę polityczną”. Mykoła Demko poświęcał dużo czasu i energii na szukanie sobie zwolenników, znanych dzisiaj jako frakcja “partyzantów“. Podstawowym zapleczem politycznym “Mietka” miał być ZBoWiD. “Jednocześnie Moczar (…) stale dbał o rozszerzanie i umacnianie swoich wpływów wśród dziennikarzy, pisarzy, ludzi kultury i nauki. (…) Wspólnie z Korczyńskim zaczęli też skupiać wokół siebie młodych działaczy partyjnych, zwłaszcza o orientacji nacjonalistycznej” - podaje Eisler. Z dalszej części książki “Zarys dziejów…” dowiadujemy się, że “partyzanci” uparcie powtarzali, iż Władysław Gomułka powinien “ustąpić miejsca komuś młodszemu, energiczniejszemu, bardziej zdecydowanemu”. Oczywiście, mieli na myśli Diomkę. I chyba naprawdę widzieli w nim przyszłego wodza, bo mówili o nim po prostu “Generał”. Jerzy Eisler opisuje specyfikę moczarowców, cytując słowa Jerzego Holzera. Podobno reprezentowali oni “swoisty etos kombatancki niewolny od nacjonalizmu. Kierował się on przeciw Niemcom i Ukraińcom (…), przeciw Żydom (…), ale w bardziej zakamuflowany sposób także przeciwko Rosjanom”.

Eisler charakteryzuje ideologię “partyzantów” również własnymi słowami. Informuje, że uchodzili oni za “narodowych komunistów”. I wyjaśnia: “Na swoistą ideologię tej grupy w pierwszej kolejności składały się: skłaniający się w stronę szowinizmu nacjonalizm, antysemityzm, silny syndrom autorytarny, antyinteligenckość i swoisty kult siły”. Podobnie postrzega moczarowców Adam Michnik, który w 2010 roku stwierdził: “Ten nurt posługiwał się językiem germanofobii i ukrainofobii, jawnym antysemityzmem i ukrytym antysowietyzmem. Był to wariant komunizmu nacjonalistycznego, skrajnie policyjnego i represyjnego wobec tendencji demokratycznych” (Wyborcza.pl/1,76842,7582414,Rezygnacja_z_czlowieczenstwa.html). Mykoła Demko sprzeciwiał się pomawianiu Polaków o współudział w Holocauście. Świadczy o tym jedna z jego wypowiedzi radiowych: “Agresji Izraela na kraje arabskie towarzyszy antypolska kampania prowadzona w świecie przez międzynarodowy syjonizm. Tej wrogiej, antypolskiej działalności jesteśmy zobowiązani przeciwstawić się, wykorzystując takie środki, jak prasa, radio, telewizja, publikacje, film dokumentalny oraz żywe słowo. Nie mamy powodu, ale zmuszeni jesteśmy bronić się przed oszczerczymi zarzutami” [“Mieczysław Moczar o syjonizmie”, YouTube, watch?v=jc4qM5L8fk4]. Skąd wiem, że chodzi tutaj o kontrowersje wokół Zagłady? Stąd, że wypowiedź Mikołaja Diomki doskonale koresponduje z filmem “Sprawiedliwi” Janusza Kidawy.

Rzeczona produkcja jest perłą polskiej dokumentalistyki. Dziełem, które pokazuje, jak liczne były formy pomocy niesionej Żydom przez Polaków podczas II wojny światowej. W filmie dopuszczono do głosu przedstawicieli rozmaitych środowisk społecznych, w tym kombatantów Armii Krajowej. Zwrócono też uwagę na to, że w akcję ratowania Żydów włączali się ludzie o najróżniejszych światopoglądach. “Nawet te odłamy polityczne, którym zawsze dodawano przymiotnik, że są antysemickie. W dużej mierze myślę o ruchu narodowym i myślę o postaci Mosdorfa, który był jednym z przywódców ruchu narodowego przed wojną. Mosdorfa, którego Niemcy rozstrzelali za pomoc udzielaną Żydom” - mówi jeden z bohaterów produkcji, weteran komunistycznej GL. Film Kidawy zawiera subtelne ukłony w stronę ZBoWiD-owców i frakcji “partyzantów” (“Dziś kontradmirał, wtedy dowódca zgrupowania partyzanckiego“, “Te sprawy są też często tematem partyzanckich wspomnień”). No dobrze, ale kim był przywołany wcześniej Jan Mosdorf? Otóż był on głównym ideologiem Obozu Narodowo-Radykalnego “ABC”. W II Rzeczypospolitej uchodził za wroga Żydów, lecz podczas wojny trafił do KL Auschwitz, gdzie zapłacił najwyższą cenę za pomaganie żydowskim współwięźniom. Okej, wiemy już, jaki los spotkał lidera ONR “ABC“. A co się stało z przywódcą ONR “Falangi“, Bolesławem Piaseckim? Odpowiedź na to pytanie może brzmieć szokująco. Tak się bowiem składa, że Piasecki dołączył do grona “partyzantów“. Poparł opcję moczarowską.


Moczar - krytyka i obrona

Bardzo się cieszę, że Mieczysław Moczar “Mietek”, skądinąd niegdysiejszy ubek, poszedł po rozum do głowy i zaczął robić coś korzystnego dla Polski. Raduje mnie świadomość, że jego dążenie do odkłamania polsko-żydowskiej historii szło w parze z walką o godne upamiętnienie Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Jak na byłego kata Żołnierzy Wyklętych było to ogromne osiągnięcie. Nie popieram antysemickiej nagonki uskutecznianej przez Moczara pod koniec lat ‘60 XX wieku. Negatywnie oceniam również brutalne potraktowanie studentów protestujących przeciwko PRL-owskiej cenzurze. Podoba mi się jednak to, że Mykoła Demko i jego poplecznicy wzorowo zareagowali na polakożercze kalumnie rozpowszechniane poza granicami Polski. W przypadku Diomki wyglądało to tak, jakby znalazł on wreszcie pożyteczny sposób na zagospodarowanie swojego wrodzonego radykalizmu. Przychodzi mi tutaj na myśl zresocjalizowany kryminalista, który wykrzesuje z siebie resztki dawnej agresji, żeby stanąć w obronie napastowanego dziecka. Uważam, że trzeba znać postać Mieczysława Moczara, bez względu na to, jaki się ma stosunek do powojennej historii Europy Środkowo-Wschodniej.

Mykoła Demko niewątpliwie miał krew na rękach, ale w sugestii, że zwalczał antypolską propagandę, jest sporo prawdy. Powinniśmy to docenić, zwłaszcza w kontekście jego wcześniejszej działalności. Trudno nie przyznać racji prof. Pawłowi Wieczorkiewiczowi, który powiedział w Polskim Radiu, że postać Mieczysława Moczara “nie poddaje się zupełnie jednoznacznym ocenom”. Warto też przypomnieć stary, dobry truizm Aureliusza Augustyna z Hippony: “Błądzenie jest rzeczą ludzką, ale dobrowolne trwanie w błędzie jest rzeczą diabelską”. Póki co, historia świadczy na korzyść Polaków, a nie polakożerców. I nie może być inaczej, bo przeszłość jest tylko jedna (mówię o naszej rzeczywistości, a nie o świecie kwantowym zamieszkiwanym przez istoty grossopodobne. Bożena Keff, Helena Datner i Elżbieta Janicka w swoim liście otwartym do Komitetu Budowy Pomnika Sprawiedliwych przy Muzeum Historii Żydów Polskich pisały, że we współczesnym dyskursie funkcjonują dwie narracje historyczne dotyczące czasów okołowojennych: “polska“ i “żydowska“. Z wypowiedzi autorek wynika, że są to narracje przeciwstawne, ale współwystępujące. Co na to prof. Stephen Hawking? Czyżbyśmy mieli dwie przeszłości i teraźniejszości?).


Historia alternatywna

Jak wyobrażam sobie PRL pod rządami Mieczysława Moczara “Mietka”? Moja wizja jest dość mglista. Bardzo możliwe, że Polska pozostałaby - przynajmniej chwilowo - w strefie wpływów ZSRR, ale na pewno nie uległaby przekształceniu w kondominium radziecko-zachodnie (a coś takiego stworzył Edward Gierek, następca Władysława Gomułki. Należy to uznać za akt sprzedawczykostwa. Polska już wcześniej była państwem o ograniczonej suwerenności, ale z winy Gierka stała się podmiotem jeszcze bardziej zależnym od obcych mocarstw. Po co to wszystko? W imię krótkotrwałego i wątpliwego luksusu! Obrzydliwe, niegodne męża stanu!). Mieczysław Moczar nie podpisałby żadnego cyrografu umożliwiającego kolonizację Polski przez zagraniczne korporacje. Przeciwnie: dbałby o to, co można by nazwać “czystością kapitału”, tzn. o gospodarkę narodową utrzymującą się w rękach polskich. Głównie państwowych, w mniejszym stopniu prywatnych. Mykoła Demko raczej nie pozostawiłby po sobie niebotycznego długu publicznego. Dlaczego? Bo nie zaciągnąłby zbędnych kredytów na Zachodzie. Pod rządami Moczara życie obywateli byłoby skromne, ale stabilne i bezpieczne. Nirwana: brak niezaspokojonych potrzeb, brak niepotrzebnych pragnień.

Jeśli chodzi o prawa człowieka, to najbardziej aktywni opozycjoniści nie mogliby liczyć na stabilność i bezpieczeństwo. Czarno… a raczej czerwono widzę humanitaryzm w kraju rządzonym przez byłego stalinowskiego oprawcę. Im większa władza, tym głębsza demoralizacja, więc naprawdę mogłoby wrócić wybijanie zębów, łamanie kości i wyrywanie paznokci. Diomko był okrutny, nie różnił się zbytnio od Fejgina, Różańskiego i Romkowskiego. A przecież każdy z tych trzech zwyrodnialców otrzymał za swoje niegodziwości wyrok kilkunastu lat więzienia. Zanim zaczniemy gloryfikować Moczara, pomyślmy o ludziach mdlejących z bólu, ociekających krwią, poniżonych i roztrzęsionych. Potem spróbujmy - oczywiście, w wyobraźni - spojrzeć im w oczy. Następnie przyjmijmy do wiadomości, że te cierpiące ofiary to Polscy Bohaterowie. Ile osób płakało, krzyczało, umierało z winy “Mietka“? Gdzie on miał sumienie? Czy nie był zdolny do współczucia? Torturowanie ludzkich istot to rzecz przerażająca, może nawet gorsza od zabijania. Jednocześnie jest to działalność degradująca dla samego sprawcy. Wątpię, czy osobnik, który praktykował takie okropieństwa, zdołał się uchronić przed zwichrowaniem psychiki.

Wracając jeszcze do ekonomii: myślę, że pod panowaniem Moczara nie zyskalibyśmy chwilowego dobrobytu, ale dzięki temu uniknęlibyśmy poważnego kryzysu w przyszłości. Lepsze drobne wyrzeczenie niż surowa kara za rozrzutność. Mądrzy ludzie mawiają, że chciwy traci dwa razy. Nie otrzymuje tego, na czym mu zależało, lecz musi się pożegnać z tym, co posiadał wcześniej. Szkoda, że obywatel Edłord o tym zapomniał. Podobno jego długi spłaciliśmy dopiero w roku 2012. Kolejna sprawa… Gdyby Mykoła Demko żył we współczesnych czasach i był premierem RP, sprzeciwiałby się przyjęciu przez Polskę tysięcy imigrantów z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. W czasach PRL cudzoziemców mógłby nam wcisnąć Związek Radziecki, który nie mówiłby o “solidarności“, tylko o “nienaruszaniu jedności obozu socjalistycznego“. Myślę, że w takiej sytuacji towarzysz Diomko zarządziłby monitorowanie przybyszów pod kątem ewentualnego islamizmu (nie mylić z islamem). To zaś ograniczyłoby ryzyko ataków terrorystycznych i pomogłoby odróżnić dżihadystów od pokojowo nastawionych uchodźców. Gdyby imigranci zaczęli sprawiać problemy, np. krzewić hasła ISIS, Mieczysław Moczar natychmiast deportowałby ich z Polski.

A teraz kwestia najistotniejsza. Pod rządami “Mietka” nikt nie ośmieliłby się powiedzieć: “Polacy, którzy zasłużenie są dumni z oporu ich społeczeństwa wobec nazistów, faktycznie zabili w czasie wojny więcej Żydów niż Niemców” (Jan Tomasz Gross), “Trzeba będzie stanąć z własną historią twarzą w twarz i spróbować napisać ją trochę od nowa, nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które robiliśmy, jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów” (Olga Tokarczuk) albo “W pewnym sensie za śmierć wszystkich – 3 milionów. Bo ludzie ci zostali skoncentrowani w gettach, wywiezieni do obozów i wymordowani przy bierności polskich sąsiadów. A jak uciekali, byli wyłapywani przez chłopów” (Alina Cała). Gdyby jakimś cudem takie rewelacje zdarzyły się na terenie PRL, służby specjalne miałyby obowiązek nie dopuścić do ich przeniknięcia za granicę, zwłaszcza na Zachód. Mówię, jak by było. Kto wie?… Może nawet doczekalibyśmy się mody na Żołnierzy Wyklętych? Jeżeli to prawda, że Mikołaj Diomko angażował się w działania na rzecz rehabilitacji weteranów Armii Krajowej, a nawet bezskutecznie upominał o prawa kombatanckie dla NSZ-owców, to wszystko jest możliwe.


PRL + ChRL = WNM

Oczywiście, tak radykalny zwrot akcji mógłby nastąpić dopiero po pewnym czasie. Niewykluczone, że do jego zaistnienia potrzebna byłaby wymiana pokoleniowa w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, tzn. dojście do głosu młodych ludzi niesplamionych zbrodniami wojennymi ani stalinowskimi. Możliwe, że nastąpiłoby to dopiero w trzecim pokoleniu “partyzantów”, czyli moczarowskiej frakcji PZPR. Uważacie, że taka zmiana nie mogłaby mieć miejsca? A dlaczego nie? Chiny - niegdyś nędzne, maoistowskie, odcięte od świata - poszły w kierunku państwowego kapitalizmu i stały się zupełnie innym krajem. Mimo to, nadal noszą nazwę Chińskiej Republiki Ludowej, a ich władze wciąż posługują się szyldem Chińskiej Partii Komunistycznej. Dla chcącego nic trudnego. Swoją drogą, ciekawie by było, gdyby nad reformami gospodarczymi w Polsce czuwali chińscy mędrcy, a nie Leszek Balcerowicz!

Śmiem twierdzić, że po roku 1978, czyli po upadku maoizmu, powinniśmy byli odsunąć się od ZSRR i nawiązać współpracę z ChRL. Czy Chińczykom przeszkadzałby nasz sentyment do Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych? Nie, bo dlaczego? No, dlaczego Chińczykom miałaby przeszkadzać nasza sympatia do AK-owców i NSZ-owców?! Zaszłości historyczne nie wchodzą tutaj w grę, albowiem nigdy nie było żadnego konfliktu między Żołnierzami Wyklętymi a dalekowschodnimi komunistami. Poza tym, w latach ‘70 Państwo Środka miało na pieńku ze Związkiem Radzieckim. Co się tyczy ideologii, azjatycki komunizm zawsze był bardziej nacjonalistyczny od europejskiego i eurazjatyckiego. A postkomunistyczny dengizm - doktryna stworzona przez Denga Xiaopinga, orientalnego odpowiednika Władysława Gomułki - to już całkowicie patriotyczna sprawa. Niepodległość ojczyzny i tożsamość narodowa są tam wartościami samymi w sobie. Szkoda, że nasi politycy nie są dengistami (chociaż Andrzejowi Dudzie coś zaczyna świtać w głowie).

Nie mam wątpliwości co do tego, że na sojuszu z Chińską Republiką Ludową wyszlibyśmy bardzo dobrze. Jak wynika z najnowszych obliczeń, Chiny mają ogromną szansę zostać światowym hegemonem. “Chińska gospodarka prześcignie amerykańską już w 2026 r. i z biegiem lat będzie ją coraz bardziej zostawiać w tyle. Indie rozwijając się w średnim tempie 5 proc. rocznie osiągną w 2050 r. 90 proc. potencjału USA. (…) Według prognoz do 2050 r. z pierwszej dziesiątki największych gospodarek świata wypadną Włochy i Rosja. Na ich miejsce wejdą Indonezja i Meksyk. Na znaczeniu tracić będą państwa zachodnioeuropejskie (Niemcy, Wielka Brytania i Francja) a także Japonia. W gospodarce światowej coraz wyraźniejsza będzie dominacja państw azjatyckich, które w połowie XXI w. będą odpowiadać za 53 proc. światowego PKB, podczas gdy obecnie jest to ledwie 32 proc.” - donosi Jan Bolanowski, redaktor portalu Money.pl, w artykule opublikowanym 26 czerwca 2015 roku (Money.pl/gospodarka/raporty/artykul/swiat-w-2050-r--chiny-najwieksza-gospodarka,71,0,1840199.html).

Teraz słówko o czasach współczesnych. Zaprzyjaźniając się z Chińczykami, nie zapominajmy o słowiańskich korzeniach Polski i o naszym genetycznym pokrewieństwie z Węgrami. Przyjmijmy również do wiadomości, że ślady wielkiej wędrówki Słowian prowadzą w kierunku Rosji, Indii, Persji i Azji Środkowej, aczkolwiek są też teorie, które głoszą, że Słowianie pochodzą z Polski, Ukrainy, Bałkanów lub ziem bałtyckich[3]. Budujmy więc pozytywne relacje z Republiką Indii, Islamską Republiką Iranu, krajami Europy Wschodniej, Środkowo-Wschodniej, Południowo-Wschodniej oraz Azji Środkowej. No dobra, z niektórych państw możemy zrezygnować ze względu na obawę przed islamizmem i banderyzmem. Ale trzymajmy się Wschodu, bo prognozy dla Zachodu (ekonomiczne, demograficzne, społeczne i kulturowe) nie są zbyt zachęcające. Chyba że chcemy zgnić razem z Okcydentem. Wtedy spoko. Gnijmy, kiśnijmy i kwaśniejmy. Czyńmy to przy dźwiękach utworu “Death of the West” - “Śmierć Zachodu” brytyjskiego zespołu Death in June [YouTube, watch?v=JDBSEmTXJNs].


Antysyjonizm czy antysemityzm?

Jak już napisałam, nie popieram represjonowania ludzi za pochodzenie etniczne. Zdaje się, że Mieczysław Moczar był nie tylko antysyjonistą, ale również antysemitą. Skoro tak, to zdecydowanie potępiam jego uprzedzenie wobec Żydów. Podpisuję się pod słowami Władysława Gomułki: “Partia nasza przeciwstawia się z całą stanowczością wszelkim zjawiskom, które noszą cechy antysemityzmu. Syjonizm zwalczamy jako program polityczny, jako nacjonalizm żydowski, i to jest słuszne. Nie ma to nic wspólnego z antysemityzmem. Antysemityzm ma miejsce wówczas, jeśli ktoś występuje przeciwko Żydom dlatego, że są Żydami” [zobacz: “Władysław Gomułka - Antysyjonizm”, YouTube, watch?v=livaHrj2kg4]. Każdy prawy człowiek, niezależnie od narodowości, wyznania czy koloru skóry, zasługuje na godne traktowanie. Gdybym żyła w roku 1968 i spotkała kogoś prześladowanego wyłącznie za żydowskość, na pewno stanęłabym w jego obronie. Nie ma usprawiedliwienia dla rasizmu, szowinizmu, etnocentryzmu ani ksenofobii. Antysemityzm jest takim samym złem jak antypolonizm.

Natomiast antysyjonizm - rozumiany jako przeciwstawianie się pewnej doktrynie, zwłaszcza w jej aspektach zagrażających polskiej racji stanu - to zupełnie inna bajka. Syjonizm jest rodzajem nacjonalizmu, a tak się składa, że w Polsce tylko polski nacjonalizm może być zgodny z interesem państwa i społeczeństwa. Do innych nacjonalizmów (np. żydowskiego, ukraińskiego, białoruskiego, rosyjskiego, niemieckiego, no i śląskiego, jeśli uznamy Ślązaków za odrębny naród) należy podchodzić z dużą ostrożnością. Powyższe refleksje można również odnieść do islamu i islamizmu. Pierwszy z tych fenomenów jest religią monoteistyczną, drugi - niebezpieczną ideologią. Szanuję islam, odrzucam islamizm. Nie boję się muzułmanów, boję się dżihadystów. Pamiętajmy: nie każdy Żyd jest syjonistą, tak jak nie każdy Polak jest sympatykiem Młodzieży Wszechpolskiej (czy Wiktor Natanson, kombatant NSZ, to syjonista? W żadnym wypadku!). Nie każdy wyznawca islamu jest islamistą, tak jak nie każdy Francuz jest wyborcą Frontu Narodowego (czy Haifa Wehbe, Malala Yousafzai i Ameerah al-Taweel to islamistki? Ani trochę!). Bądźmy roztropni, rozróżniajmy zjawiska.


Bez przebaczenia

Gwoli jasności. Ktoś, kto zjadł obiad w restauracji, musi zapłacić rachunek, bez względu na wymówki. Tak samo jest z popełnionymi bestialstwami. Każda osoba, która dopuściła się zbrodni, musi za nią zapłacić, czy jej się to podoba, czy nie. Pewne uniwersalne zasady powinny obowiązywać. Nad czym tutaj debatować? Samo nawrócenie, rzecz subiektywna i abstrakcyjna, to trochę za mało. Potrzeba konkretnej - obiektywnej, zewnętrznej, arbitralnej - kary. Niestety, Mikołaj Diomko uniknął odpowiedzialności za swoje barbarzyństwa z lat 1945-1948. I to było złe, nawet pomimo faktu, że miał on również jasne karty w swoim życiorysie. Żaden bandyta nie może pozostawać bezkarny. Dotyczy to także tego delikwenta, który po pewnym czasie zmienił swoje podejście do życia.

Druga szansa - TAK, ale nie wolno jej utożsamiać z ominięciem wymiaru sprawiedliwości. Nie ma równych i równiejszych. Wszyscy podlegają takim samym zasadom. Tym, co przemawia na niekorzyść “Mietka”, jest ciężar gatunkowy i nieodwracalność jego przewinień (znaczenia i wartości jego ofiar, Żołnierzy Wyklętych, nawet nie trzeba tłumaczyć. Polskim Bohaterom należy się szczególny szacunek, co nie zmienia faktu, że wszyscy prawi ludzie zasługują na ochronę przed śmiercią, cierpieniem, upokorzeniem i niesprawiedliwością). Zabójcą i sprawcą tortur jest się do końca życia. Można to porównać do śladów krwi na ciele Balladyny i Lady Makbet. Żadna z tych postaci literackich nie zdołała się pozbyć wstydliwego piętna, chociaż żyła jeszcze długo po popełnieniu czynu, który owym piętnem zaowocował. Niektórych błędów nie można wybaczyć ani zapomnieć.

Mieczysław Moczar był komunistycznym zbrodniarzem. Ale po roku 1956 przyjął postawę korzystną dla naszej Ojczyzny (walka z syjonizmem i antypolonizmem, ukryta nienawiść do ZSRR, popieranie rehabilitacji działaczy Polskiego Państwa Podziemnego). Mykoła Demko, choć mocno zhańbiony i skompromitowany, pozytywnie wyróżniał się na tle innych pezetpeerowców. A na tle pozostałych ubeków był wręcz ewenementem. Większość funkcjonariuszy bezpieki nigdy się nie opamiętała. On się opamiętał. Nazywanie Diomki “patriotą” byłoby przesadą i obrazą dla prawdziwych patriotów, takich jak jego ofiary, np. Stanisław Sojczyński “Warszyc” (żołnierz WP, SZP, ZWZ, AK i KWP odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari). Myślę, że powinniśmy pozostać przy sformułowaniu “komunista z odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym”. Jest ono adekwatne i wystarczające. Można też używać stworzonego przeze mnie żartobliwego określenia “przyczajony komunista, ukryty narodowiec”.


STOP przesadyzmowi!

Rozmawiając o ofiarach Moczara, warto uwzględniać osoby pokrzywdzone wskutek kampanii antysyjonistycznej, która przerodziła się w kampanię antysemicką. Nie ma nic złego w przeciwstawianiu się syjonizmowi, tym bardziej, że wielu stalinowskich prominentów - zdrajców, sadystów i morderców - faktycznie miało związki z ruchem syjonistycznym. Chodzi tylko o to, żeby niechęć do określonej ideologii nie prowadziła do dyskryminacji grupy etnicznej czy religijnej kojarzonej z tą ideologią. Wszystkie rasy, narodowości, wyznania i kultury są równe, ale nie wszystkie doktryny są pożyteczne dla Polski. Obce nacjonalizmy, imperializmy, ekstremizmy i fundamentalizmy z definicji nie mogą przynosić nam korzyści, dlatego trzeba być wobec nich czujnym. Do zagrożeń, których nie wolno lekceważyć, należą m.in. syjonizm, islamizm i banderyzm. Uważajmy, komu udzielamy wsparcia/poparcia, np. w związku z konfliktami w Syrii i na Ukrainie.

Towarzysz “Mietek“ przekroczył pewną granicę. Swoim nadmiernym radykalizmem i skłonnością do uogólnień skrzywdził wielu ludzi, którzy nie byli ani syjonistami, ani stalinowcami. Było to podłe, bulwersujące, nieetyczne, godne jednoznacznego potępienia. Ale on chyba nie potrafił inaczej (miał źle ukształtowany charakter). Jeśli bycie dobrym człowiekiem i wzorowym Polakiem jest talentem, to on był tego talentu zwyczajnie pozbawiony. Wprawdzie starał się nauczyć człowieczeństwa i polskości, jednak skutki jego starań pozostawiały wiele do życzenia. Mikołaj Diomko chciał zwalczać syjonizm w partii i bezpiece, lecz całe jego przedsięwzięcie zamieniło się w polowanie na czarownice. Wiadomo, że oprócz prawdziwych czarownic zawsze wpadną w sieć niewinne “owieczki“. Czy płynie z tego jakiś morał? Chyba tylko taki, że przesadna generalizacja przynosi więcej szkody niż pożytku. Zanim podejmiemy jakąś drastyczną decyzję, upewnijmy się, z kim/czym tak naprawdę mamy do czynienia. Amerykańscy żołnierze w Iraku zapomnieli o tej zasadzie i zbombardowali własnych kompanów (Fakty.interia.pl/swiat/news-omylkowe-bombardowanie,nId,794137).


Wielka Polska

Mimo wszystko, życie i poglądy Mieczysława Moczara zachęcają polskiego nacjonalistę do zadawania sobie pytań typu “Co by było, gdyby…?”. Możecie mnie znienawidzić za te słowa, ale ośmielam się mniemać, że lata ‘60 były jedynym momentem w naszej powojennej historii, kiedy byliśmy bliscy zbudowania Wielkiej Polski Narodowej. Na pewno nie byliśmy bliżsi tego celu w latach ‘80 i ‘90 (a co z latami ‘70? O choróbka! Edłord Dżirek to jakieś nieporozumienie! Z jednej strony - przyzwolenie na to, żeby Polska stała się kolonią i zakładnikiem Zachodu. Z drugiej - chęć dopisania do konstytucji PRL artykułu o wieczystym sojuszu z ZSRR. Do tego kolosalny dług publiczny i słodkie obietnice bez pokrycia. Takiego zachowania nie powstydziłaby się pewna współczesna partia polityczna. Dlaczego akurat Edłord musiał wygrać wyścig o fotel I sekretarza KC PZPR? Zaiste, byli kandydaci lepsi od niego!). Jeszcze jedna uwaga, naprawdę ostatnia… Zwróćcie uwagę na to, że w “Mietku” Moczarze nie było ani krzty ukraińskości. Nie mógł on więc być ukraińskim nacjonalistą. Mykoła Demko hańbił się jako sowiecki kolaborant, a przecież - z racji ukraińskiego pochodzenia - równie dobrze mógł się hańbić jako banderowiec. Czyż banderowcy nie przewyższali sowieckich kolaborantów poziomem okrucieństwa? Nie narzekajmy, zawsze mogło być gorzej.

Trzeba było (w latach ’60 XX wieku) budować Wielką Polskę w oparciu o moczarowską frakcję “partyzantów”, a samego przywódcę kontrolować, żeby nie zrobił jakiegoś głupstwa. W razie problemów można by było odsunąć go od władzy, np. pod pretekstem konieczności odbycia kary za zbrodnie z czasów stalinizmu. Jego miejsce zająłby wówczas ktoś młody, rozsądny, pozbawiony skandalicznej przeszłości (albo ktoś dojrzały o ewidentnie narodowym światopoglądzie, dajmy na to Bolesław Piasecki, lider przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego “Falanga“. Może kiedyś zostałby on I sekretarzem? Wyobrażacie to sobie?). A frakcja trwałaby dalej - odnowiona, unowocześniona, oczyszczona z “błędów i wypaczeń”. Wraz z upływem czasu stawałaby się coraz bardziej nacjonalistyczna i coraz mniej komunistyczna. Niewykluczone, że w pewnym momencie cała partia musiałaby zmienić nazwę, gdyż stare miano uległoby dezaktualizacji. Mówiłabym wówczas: “Gratuluję, towarzysze! Zamach stanu się udał!“. Widzicie? Mielibyśmy nową Polskę. Z mniejszym długiem publicznym, bez Okrągłego Stołu, bez Grubej Kreski. Polskę suwerenną, nienależącą do Unii Europejskiej, niepodlizującą się Zachodowi, nieuległą wobec Związku Radzieckiego[4]. Cała historia potoczyłaby się inaczej. Mam tylko nadzieję, że w tej nowej Polsce nie byłoby problemu łamania praw człowieka. Bo tego nie lubię.


Zapora Ogniowa

Jedna rzecz nie przestaje mnie zdumiewać. W latach ’60 na terenie PRL szeroko promowano polską tożsamość narodową, odwoływano się do wartości narodowych, podejmowano próby polonizacji socjalizmu, uczono dumy z polskiej historii [prezentacja historycznych wojsk, w tym uskrzydlonej husarii, podczas obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego: YouTube, watch?v=_eGNLf3KUUQ] i zachęcano do lektury najbardziej patriotycznych dzieł literackich [Władysław Gomułka recytujący “Dziady” Adama Mickiewicza w marcu 1968 roku: YouTube, watch?v=_868POcalGc]. Potępiano jednostki wynarodowione, zwalczano syjonizm i antypolonizm, krytykowano komunistów przybyłych do Polski ze Związku Radzieckiego. Gloryfikowano heroizm, militaryzm i etos żołnierski (mniejsza z tym, że głównymi obiektami kultu były bezwstydnie wyidealizowane AL, GL i LWP. Ważne, że o AK, BCh i zdobywcach Monte Cassino też chętnie wspominano!). Działo się to dokładnie w tych czasach, kiedy na Zachodzie wciskano ludziom kosmopolityzm, globalizm, pacyfizm i multikulturalizm. Tendencje, jakie występowały w Polsce gomułkowsko-moczarowskiej, były całkowicie odmienne od tych dominujących w świecie euroatlantyckim. Jakkolwiek kontrowersyjnie to zabrzmi, dziś takim “hipsterem” narodów jest putinowska Rosja. No i orbanowskie Węgry.

Gdy Europę Zachodnią i Amerykę Północną pustoszyła rewolta obyczajowa (w tym zwolennicy pedofilii, tacy jak Daniel Cohn-Bendit, który w latach ‘70 zaczął praktykować i publicznie wychwalać seks z przedszkolakami), towarzysz “Wiesław” dawał popisy swojego purytanizmu obyczajowego (a był tak purytański, że czasem się z niego naśmiewano!). Polscy konserwatyści chętnie powtarzają, że współcześni Polacy nie są aż tak zdeprawowani jak społeczeństwa Zachodu, np. nie akceptują edukacji seksualnej typu “B” zakładającej nauczanie czterolatków o masturbacji. Nacjonaliści zwracają uwagę na to, że w Polsce nie zdarzają się jeszcze takie konflikty etniczne i religijne, do jakich coraz częściej dochodzi na Zachodzie. Pytanie: komu lub czemu to zawdzięczamy? Może Władysławowi Gomułce i Mieczysławowi Moczarowi, którzy w roku 1968 stali na straży Żelaznej Kurtyny broniącej nas przed złymi wpływami z bloku zachodniego? Użyłam wyrażenia “Żelazna Kurtyna”, chociaż w tym kontekście lepsze byłoby określenie “Zapora Ogniowa”. Jak dzisiaj wyglądałaby Polska, gdyby w latach ‘60 pozwolono Polakom na nieskrępowane kontakty z Okcydentem? Gdyby dopuszczono do głosu anarchistów, trockistów, apologetów pedofilii i maniaków Siostry Morfiny? Przypuszczam, że bylibyśmy drugą Francją albo drugą Szwecją. Oczywiście, w negatywnym znaczeniu.


Natalia Julia Nowak,
lewicowa nacjonalistka



PS 1. Ciekawy felieton o moczaryzmie, narodowym komunizmie, frakcji “partyzantów” i Polsce lat 1956-1989: Nacjonalista.pl/2014/02/17/vonschwarzau-inne-spojrzenie-na-polske-ludowa

PS 2. Istnieje skinheadowski zespół rockowy nawiązujący do moczaryzmu, rodzimowierstwa i Zjednoczenia Patriotycznego “Grunwald” (a także do strasseryzmu, którego NIE akceptuję). Mowa o Sztormie 68 (Facebook.com/sztormowcy68). Grupa posiada w swoim repertuarze wiele udanych kawałków, np. “Viva la Muerte“, “Strażnicy Ognia“, “Ten kraj jest nasz”, “Garść dynamitu“. Niestety, ma też utwory żenujące (“Dziękujemy“), a nawet haniebne (“Wiatr rewolucji“). Można odnieść wrażenie, że przemawia przez nią Moczar w całej okazałości - ze wszystkimi zaletami i wadami. Oto co o nieszczęsnej formacji pisze antifa: StopNacjonalizmowi.wordpress.com/2015/02/03/sztorm-68-kto-promuje-mode-na-narodowy-komunizm

PS 3. Niecodzienny wywiad poświęcony Sztormowi 68, Mieczysławowi Moczarowi, bitwie pod Rąblowem oraz budowaniu porozumienia między lewicą narodową a patriotyczną prawicą [“Niezaleznylublin.pl: Non Serviam i Lubelska COOLtura - Sztorm’68”, YouTube, watch?v=xLCjK-9pcu4]. Obaj rozmówcy są członkami partii Zmiana.

PS 4. Uczestnicy bitwy pod Rąblowem świętują siedemdziesiątą rocznicę tego wydarzenia: “MOCZAR WIECZNIE ŻYWY”, YouTube, watch?v=VdFs7jGfff4

PS 5. Film “Barwy walki” w reżyserii Jerzego Passendorfera (1964). Kinowa adaptacja powieści przypisywanej Mieczysławowi Moczarowi [YouTube, watch?v=Ckk7gubxPGA, watch?v=n04XquDo0pc]. “Przypisywanej” - bo pezetpeerowski aparatczyk najprawdopodobniej korzystał z usług ghostwritera.


WYJAŚNIENIE

Ktoś nie zrozumiał, o co chodzi w mojej historii alternatywnej? Zatem spróbuję ją wyjaśnić w kilku/kilkunastu zdaniach… Po upadku stalinizmu, kiedy władzę w Polsce przejęli Władysław Gomułka “Wiesław” i Mieczysław Moczar “Mietek“, trzeba było rozbudowywać nacjonalistyczną frakcję “partyzantów” skupioną wokół tego drugiego polityka. Należało doprowadzić do tego, żeby Moczar został I sekretarzem KC PZPR (można było to uczynić po dymisji Gomułki w 1970 roku albo jeszcze wcześniej). Frakcja “partyzantów”, dzięki szerokim wpływom “Mietka”, powinna była przeobrazić się w wiodącą siłę Polski Ludowej. Samego Mieczysława Moczara - teraz już przywódcę PRL - należało po pewnym czasie “wygryźć”, tj. odsunąć od stanowiska (pretekst: nierozliczone zbrodnie z okresu stalinizmu i realne zagrożenie dla praw człowieka w Polsce. Wyrok: 12/14/15 lat pozbawienia wolności, jak dla Fejgina/Różańskiego/Romkowskiego w 1957 roku). Po rozprawieniu się z “Mietkiem” trzeba było oddać władzę jakiemuś innemu przedstawicielowi frakcji “partyzantów” (Bolesławowi Piaseckiemu albo komuś młodemu, czystemu, nieznanemu. Piasecki, niegdysiejszy lider ONR “Falangi“, mógłby od razu wyjść do ludu w piaskowej koszuli, w granatowych spodniach, w czarnym krawacie, z oenerowskim znakiem na lewym ramieniu). Pod wpływem dominujących narodowców Polska Zjednoczona Partia Robotnicza powinna była coraz bardziej odsuwać się od komunizmu i zmierzać w stronę socjalnego nacjonalizmu. W roku 1978 należało wziąć “rozwód” z ZSRR i związać się z Chińską Republiką Ludową (dengizm ma się tak do maoizmu, jak gomułkowszczyzna do stalinizmu). Chińczycy powinni byli nam podpowiedzieć, co zrobić z gospodarką, żeby Polska Rzeczpospolita Ludowa, a raczej Wielka Polska Narodowa lepiej się rozwijała. Podsumowując: uważam, że na przełomie lat ‘60 i ‘70 XX wieku możliwy był nacjonalistyczny “zamach stanu” w białych rękawiczkach. Podmiana elit i zmiana kursu dokonana na zasadzie “uprowadzenia samolotu”. Wystarczyłoby, żeby odpowiedni ludzie chwycili stery i skierowali polityczny aeroplan na właściwy tor lotu. Gdyby tak się stało, żylibyśmy dzisiaj w zupełnie innej Polsce.


ANEKS 1.
Niewygodne fakty


Kiedy zaczął się w Polsce oficjalny, państwowy kult Żołnierzy Wyklętych? Po roku 1989? Za rządów Lecha Kaczyńskiego? A może dopiero w roku 2011? Nic bardziej mylnego. Oficjalny, państwowy kult Żołnierzy Wyklętych zaczął się w pierwszej połowie lat ’70 z inicjatywy Wojciecha Jaruzelskiego*, najlepszego przyjaciela Mieczysława Moczara. Jak podaje prawicowy portal internetowy wMeritum.pl, “w 1972 roku generał Wojciech Jaruzelski, ówczesny minister obrony narodowej PRL, powziął decyzję o pomocy w ustaleniu miejsca ‘pochówku’ generała Nila oraz zaproponował wystawienie pomnika” (Wmeritum.pl/pamietaj-abys-nie-prosila-ich-o-laske-general-august-emil-fieldorf-nil). Warto dodać, że kilka lat później (1977 rok) wszedł do kin jeden z najsłynniejszych patriotycznych filmów gloryfikujących Armię Krajową - “Akcja pod Arsenałem” Jana Łomnickiego (Filmweb.pl/film/Akcja+pod+Arsenałem-1977-3737). W 1983 roku odsłonięto zaś w Warszawie pomnik Małego Powstańca. Moi Drodzy, to nie są bezużyteczne ciekawostki, tylko niewygodne fakty, które zmieniają istotę rzeczy.

Polecam posłuchać kompozycji “Clubbed to Death” Roba Dougana i po prostu odłączyć się od Matrixa [“The Matrix Soundtrack - Clubbed To Death (HD)”, YouTube, watch?v=HUSSKWWg-0c]. Chciałam napisać “połknąć czerwoną pigułkę“, ale stwierdziłam, że mogłoby to zostać źle zrozumiane. Wielu współczesnych polityków i działaczy politycznych nie jest zdolnych do takich gestów patriotyzmu, na jakie było stać niektórych komunistów rządzących w latach 1956-1989. To duży wstyd dla “wolnej” III Rzeczypospolitej, a w szczególności dla jednostek pokroju Joanny Senyszyn, byłej posłanki SLD, która publicznie wyśmiewa/wyśmiewała podziemie niepodległościowe [“Senyszyn kpi z Żołnierzy Wyklętych!”, YouTube, watch?v=2r1mfj1XG3w]. Oby Senyszynowa i jej sympatycy przeżyli podobne nawrócenie, jak Mykoła Demko. Miejmy nadzieję, że opamiętają się również manipulatorzy pomawiający Polaków o współudział w Holocauście. Liczmy na to, że ich przemiana dojdzie do skutku zanim umrą ostatni strażnicy pamięci, tj. ludzie mogący zaświadczyć o bohaterstwie naszego Narodu.

* Gdyby ktoś miał wątpliwości: tak, wiem o licznych Polakach, którzy w latach ’80 XX wieku stracili zdrowie i/lub życie z winy Wojciecha Jaruzelskiego (stan wojenny: około 100 ofiar śmiertelnych, w tym głośny przypadek Grzegorza Przemyka). Wiem również o tym, że w roku 1985 Jaruzelski spotkał się z Davidem Rockefellerem, aby pogłębić rozpoczęty przez Edwarda Gierka proces podporządkowywania Polski Zachodowi (Historia.uwazamrze.pl/artykul/1146670/pakt-jaruzelski-rockefeller). Potępiam te aspekty działalności Jaruzela, które przyczyniły się do ludzkiej tragedii i do przyspieszenia kolonizacji Polski przez świat euroatlantycki. Ale te poważne przewinienia nie zmieniają faktu, że ŚlepoWRON zrobił coś dobrego dla upamiętnienia gen. Augusta Emila Fieldorfa “Nila”, zapewne pod wpływem znajomości z Mieczysławem Moczarem (zarażenie pewnymi ideami; to normalne wśród przyjaciół). Każdy przyzwoity Polak powinien to docenić.


ANEKS 2.
Czyściec 1956-1989


Po roku 1956 wielu polskich żołnierzy, których w okresie stalinizmu spotkały szykany, brutalne przesłuchania lub drakońskie wyroki, zostało zrehabilitowanych/uniewinnionych/uwolnionych i zdążyło jeszcze zrobić karierę w PRL. Mam tutaj na myśli Stanisława Skalskiego, Kazimierza Moczarskiego, Kazimierza Leskiego, Wiesława Chrzanowskiego, Władysława Bartoszewskiego, Stefana Bałuka i Witolda Kieżuna. Z drugiej strony, nie należy udawać, że w latach 1956-1989 wszystko układało się idealnie. Ostatni z Żołnierzy Wyklętych, Józef Franczak “Lalek”, zginął 21 października 1963 roku w potyczce z ZOMO. Miało to miejsce w siódmą rocznicę dojścia Gomułki do władzy. Przypadek? Nie sądzę… “Polowanie” na partyzanta zorganizowała Służba Bezpieczeństwa podlegająca Ministerstwu Spraw Wewnętrznych (PolskaTimes.pl/artykul/3767323,narodowy-dzien-zolnierzy-wykletych-wspominamy-jozefa-franczaka-ps-lalek-zolnierze-wykleci,id,t.html). W tamtym czasie szefem MSW nie był jednak Mieczysław Moczar, tylko jego poprzednik, Władysław Wicha. Weźmy również pod uwagę takie podłości, jak inwigilowanie byłych więźniów stalinowskich czy utrudnianie życia dzieciom Żołnierzy Wyklętych.

Sytuacja, jaka panowała po odwilży gomułkowskiej, nie była ani piekłem, ani niebem. Zupełnie jak III RP. Ale wtedy przynajmniej mieliśmy szlachetną akcję odkłamywania polsko-żydowskiej historii (patrz: film dokumentalny “Sprawiedliwi” Janusza Kidawy). Dziś mamy nieszlachetną akcję upadlania Polski poprzez kręcenie szkodliwych produkcji typu “Ida” Pawła Pawlikowskiego. Jeśli w naszym Kraju istnieje neomoczaryzm, to jest on odpowiedzią na neostalinizm. To taka samospełniająca się przepowiednia. Świt żywych ubeków (duch Moczara kontra duchy “Żydokomuny“). Odnowienie cyklu dziejów w myśl filozofii Orientu. Idy marcowe, o których pisałam w artykule “Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!”.


ANEKS 3.
Żydzi i syjoniści w UB


Co trzeba wiedzieć o Żydach i syjonistach, którzy pracowali w stalinowskim Urzędzie Bezpieczeństwa i Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego? Julia Brystygierowa była wdową po działaczu syjonistycznym Natanie Brystygierze, Józef Światło należał w młodości do syjonistycznego stowarzyszenia Gordonia, Salomon Morel w latach ’90 przeprowadził się do Izraela, Józef Różański wywodził się z syjonistycznej rodziny, jego ojciec był redaktorem naczelnym gazety “Hajnt”, a on sam publikował w piśmie “Fołks-Jugend”, odwiedził Palestynę oraz udzielał się w organizacjach typu Żydowska Młodzież Demokratyczna czy Centralne Biuro Żydowskie KPP (Mbp_x.republika.pl/html/rozanski.htm, Jhi.pl/psj/Rozanski_%28wlasc_Goldberg%29_Jozef). Przykładów ubeków-syjonistów na pewno jest więcej. Trzeba to dokładnie zbadać.

Ciekawostka: w latach 1944-1954 aż 37% najwyżej postawionych pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego mogło się pochwalić żydowskimi korzeniami. W jednostkach terenowych, czyli na tym szczeblu władzy, na którym działał antysyjonista/antysemita Mieczysław Moczar, było to 13,7% decydentów. Wypada wspomnieć, że w tamtym okresie Żydzi i Polacy żydowskiego pochodzenia stanowili niecałe 1% polskiej populacji. Dane dotyczące odsetka Żydów w kierownictwie MBP/UB zaczerpnęłam z e-booka “Aparat bezpieczeństwa w Polsce. Kadra kierownicza. Tom I. 1944-1956” pod redakcją naukową dra hab. Krzysztofa Szwagrzyka (Ipn.gov.pl/__data/assets/pdf_file/0015/105432/Aparat_kadra_kier_tom-I.pdf). Informacje, które przywołałam, znajdują się na stronie 63.

Jeśli chodzi o najbardziej znanych i wpływowych ludzi mających coś wspólnego z ubecją, obozami pracy i/lub mordami sądowymi, to oni wszyscy wywodzili się ze środowisk żydowskich. Jakub Berman, Julia Brystygierowa, Józef Czaplicki, Anatol Fejgin, Adam Humer, Stefan Michnik, Mieczysław Mietkowski, Salomon Morel, Roman Romkowski, Józef Różański, Józef Światło, Helena Wolińska… Można dopisać do tej listy również innych zbrodniarzy, mniej sławetnych. Wyjątkiem od tej reguły był minister Stanisław Radkiewicz, jednak znawcy tematu opisują go jako figuranta nieposiadającego realnego wpływu na władzę. Mimo wszystko, 37% Żydów-szefów w centrali MBP i 13,7% Żydów-szefów w jednostkach terenowych to NIE była większość.

Owszem, występował tam fenomen nadreprezentacji mniejszości (narodowej/etnicznej) w stosunku do struktury społecznej. Tak to już jest w socjologii, że mniejszości mogą być “nadreprezentowane” lub “niedoreprezentowane”. W tym przypadku zachodziło zjawisko nadreprezentacji. Ale pogląd, że połowa, większość albo cała grupa dyrektorów/wicedyrektorów bezpieki wyróżniała się żydowskim pochodzeniem, to stereotyp bardzo odległy od rzeczywistości. Nie była to połowa, nie była to większość, nie była to cała grupa. No, chyba że mówimy o najściślejszej elicie i najbardziej niesławnych katach (tych, których wymieniłam wcześniej). Wtedy faktycznie możemy się posługiwać słówkiem “większość”.

Warto wiedzieć, że niektórzy znani Polacy, bezpośrednio lub pośrednio skrzywdzeni przez stalinowców, otwarcie mówili o tym, iż ich krzywdziciele byli Żydami. Łatwo udowodnić, że takie oświadczenia składali gen. Stanisław Skalski i Maria Fieldorf, córka gen. Augusta Emila Fieldorfa “Nila”. Obejrzyjcie filmiki: “Generał Stanisław Skalski o UB i propagandzie GW”, YouTube, watch?v=Y_ZDO6IRtI8 i “Po Zagładzie - Żydzi w bezpiece (Maria Fieldorf i prof. Marek Jan Chodakiewicz)”, YouTube, watch?v=5t__JmSZmYM. Uwaga! W pierwszym z przywołanych materiałów pojawiają się obraźliwe sformułowania (“parch żydowski“, “polska swołocz“), których NIE aprobuję, chociaż mam świadomość, do kogo się odnoszą i kto jest ich autorem! Czerwonych bandytów jak najbardziej można krytykować, ale pejoratywne epitety powinny nawiązywać do ich niskiego poziomu moralnego, nie zaś do narodowości czy etniczności. Złych ludzi należy rugać za postępowanie, a nie za przynależność do określonej nacji bądź rasy.


PRZYPISY

[1] Kto i gdzie promuje pogląd, że walka z antypolską propagandą jest nawiązaniem do marca ’68? Po raz pierwszy zetknęłam się z taką opinią w materiale video “Debata: Polacy i Żydzi. Mit dobrego sąsiedztwa” [YouTube, watch?v=VMbeh7RI54o]. Zdanie takie wygłosiła Helena Datner, historyk i socjolog, była przewodnicząca Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie. Pani ta jest jedną z trzech autorek kontrowersyjnego listu otwartego do Komitetu Budowy Pomnika Sprawiedliwych przy Muzeum Historii Żydów Polskich, który analizowałam w artykule “Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!”. Jest ona również córką Szymona Datnera (uber-Grossa, który twierdził, że Polacy w czasie wojny zamordowali 250.000 Żydów) i Edwardy Orłowskiej (stalinowskiej posłanki działającej w latach 1945-1956). Pani Datner słynie z tego, że widzi antysemityzm tam, gdzie go nie ma. W 2013 roku stwierdziła, że film “Ida” Pawła Pawlikowskiego jest antysemicki (Natemat.pl/80843,ida-pelna-antysemickich-stereotypow). Słowa Heleny Datner o marcu 1968 roku zostały wypowiedziane podczas debaty “Polacy i Żydzi. Mit dobrego sąsiedztwa” zorganizowanej przez warszawskie Stowarzyszenie Wszyscy Razem (nie mylić z michałowickim stowarzyszeniem o tej samej nazwie!). Organizacja ta nie jest organizacją naukową, tylko polityczną. Zajmuje się zwalczaniem nacjonalizmu i homofobii, potępia nierówności społeczne, zwołuje “antyfaszystowskie” manifestacje uliczne (Antynacjonalizm.pl/o-nas). Krótko mówiąc, jest to antifa, która z naukowym obiektywizmem nie ma zbyt wiele wspólnego. Debata “Polacy i Żydzi. Mit dobrego sąsiedztwa” była de facto lewicową konferencją z udziałem trojga (a właściwie czworga - prowadząca też się liczy) zaangażowanych politycznie/światopoglądowo naukowców i publicystów. Scenariusz panelu polegał na przytaczaniu argumentów uzasadniających tezę postawioną w tytule spotkania. Drugi przypadek, w którym natknęłam się na łączenie obrony dobrego imienia Polski i Polaków z marcem 1968 roku, to wspomniany wcześniej list otwarty do Komitetu Budowy Pomnika Sprawiedliwych przy MHŻP. Znów Helena Datner, tym razem w towarzystwie Bożeny Keff i Elżbiety Janickiej. Trzeci przypadek to wirtualne źródła anglojęzyczne, skądinąd powielające negatywne stereotypy o “Polakach-antysemitach” (Books.google.pl/books?id=U6KVOsjpP0MC, Books.google.pl/books?id=oHfhPXlOyZIC, Books.google.pl/books?id=BfQoxsH9bbwC). Wszystko wskazuje na to, że Mieczysław Moczar i jego poplecznicy (tudzież ideowi pobratymcy) naprawdę wypowiedzieli wojnę polakożerczym inkryminacjom. Dlatego uważam, że porównanie do tego środowiska wcale nie musi być obelgą. Przeciwnie, może być zaszczytem i powodem do dumy.

[2] Prof. Antoni Dudek pisze: “Po zakończeniu wojny Moczar został szefem łódzkiej bezpieki, na którym to stanowisku szybko zdobył złowrogi rozgłos, którym pobił na głowę swoich odpowiedników w innych województwach. Głośna stała się zwłaszcza cela nazywana ‘moczarnią’ (komórka o wymiarze metr na metr wypełniona do połowy wodą), w której ‘zmiękczał’ on więźniów, jak i jego zwyczaj zaręczania oficerskim słowem honoru, że przesłuchiwany zostanie zwolniony po złożeniu prawdziwych zeznań, co oczywiście nigdy nie następowało“ (źródło: “Agent ‘Mietek’ - błyskotliwa kariera sowieckiego szpiega Mieczysława Moczara”, Historia.wp.pl/opage,6,title,Agent-Mietek-blyskotliwa-kariera-sowieckiego-szpiega-Mieczyslawa-Moczara,wid,16513718,wiadomosc.html). Jan Nowak-Jeziorański przytacza kilka wstrząsających szczegółów: “On sam osobiście wymyślał metody wydobywania zeznań. (…) Przytoczone z tego okresu fakty wystarczą, by zaliczyć Moczara obok Józefa Różańskiego do najbardziej sadystycznych zbrodniarzy bezpieki. W ciągu pierwszych 19 miesięcy jego urzędowania w Łodzi straconych zostało 108 osób, 22 przez rozstrzelanie, 86 przez powieszenie. Najmłodsza ofiara, kobieta, miała lat 20. Wyróżnił się Moczar w tym okresie stosowaniem terroru w sfałszowanym referendum, a później sfałszowanych wyborach. Ze szczególną zajadłością szef łódzkiego UB zwalczał Kościół ewangelicki. W swoim prostactwie - w każdym protestancie widział ukrywającego się Niemca” (źródło: “Barwy Mietka”, Archiwum.polityka.pl/art/barwy-mietka,389279.html). Nie wolno ignorować takich potworności. Ale nie można też pozwolić na to, żeby przysłoniły one resztę prawdy.

[3] Lektury dla zainteresowanych.
1. Na blogu Czesława Białczyńskiego: “Słowianie pochodzą znad Dunaju i Wisły oraz znad Donu, Rzwy-Wołgi i Orolu” (Bialczynski.wordpress.com/slowianie-tradycje-kultura-dzieje/dzieje/slowianie-pochodza-znad-dunaju-i-wisly)
2. Na blogu Czesława Białczyńskiego: “Winicjusz Kossakowski – Słowianie, znaczy tyle co – ‘pochodzi od Wenedów’” (Bialczynski.wordpress.com/slowianie-tradycje-kultura-dzieje/dzieje/slowianie-pochodza-znad-dunaju-i-wisly/czy-scytowie-byli-slowianami/winicjusz-kossakowski-slowianie-znaczy-tyle-co-%E2%80%93-%E2%80%9Epochodzi-od-wenedow%E2%80%9D)
3. Na blogu Czesława Białczyńskiego: “Genetyczne odkrycia 2010/2015 – Nowa Genealogia Słowian i innych ludów Białego Lądu (Europy)” (Bialczynski.wordpress.com/slowianie-tradycje-kultura-dzieje/dzieje/slowianie-pochodza-znad-dunaju-i-wisly/genetyczne-odkrycia-2010-%E2%80%93-nowa-genealogia-slowian-i-innych-ludow-bialego-ladu-europy)
4. Na blogu Czesława Białczyńskiego: wyniki wyszukiwania słów kluczowych “r1a1 mapa” (Bialczynski.wordpress.com/?s=r1a1+mapa)
5. Wojciech Pastuszka, “Nowe badania genetyczne dawnych mieszkańców naszych ziem” (ArcheoWiesci.pl/2014/10/24/nowe-badania-genetyczne-dawnych-mieszkancow-naszych-ziem)
6. Maciek, “Pochodzenie Słowian” (Fronsac.republika.pl/slowianie/pochodzenie.htm)
7. Jacek Jarmoszko, “Polsko-irańskie dziedzictwo językowe, czyli przyczynki do mitu o sarmackich korzeniach Polaków w świetle badań językoznawstwa historyczno-porównawczego” (Kwartjez.amu.edu.pl/teksty/teksty2011_3_7/Jarmoszko.pdf)

[4] Byłaby to również Polska niepoddająca się Watykanowi - brak ratyfikowanego konkordatu. Przypadłoby to do gustu zarówno antyklerykałom (np. zadrużanom, niklotowcom), jak i katolickim tradycjonalistom (lefebrystom, sedewakantystom itp.). Z moich obserwacji wynika, że znaczna część polskich narodowców to właśnie antyklerykałowie i katoliccy tradycjonaliści. Dla zapominalskich: Sobór Watykański II odbywał się w latach 1962-1965, a więc w czasach, które nas interesują. Co się tyczy roku 1966, nie byłoby z nim absolutnie żadnego problemu. Osoby niereligijne uczestniczyłyby w obchodach Tysiąclecia Państwa Polskiego, a religijne - celebrowałyby Milenium Chrztu Polski. Dla każdego coś miłego. Może nawet oba wydarzenia byłyby wspierane przez władze? A teraz zaskakujący fakt z realnego świata. W 1968 roku Komitet Wojewódzki PZPR we Wrocławiu postawił - z własnej inicjatywy i nieprzymuszonej woli - pomnik papieżowi Janowi XXIII. Angelo Roncalli był wprawdzie papieżem soborowym, ale przytoczyłam tę ciekawostkę, żeby pokazać, iż w latach ’60 Polska Zjednoczona Partia Robotnicza wcale nie była tak antykościelna, jak twierdzą środowiska prawicowo-katolickie. Decyzja o postawieniu monumentu nieżyjącemu już wówczas Ojcu Świętemu wynikała z przyczyn innych niż religijne. Jeśli wierzyć polskojęzycznej Wikipedii, “pomnik stanowi wyraz hołdu społeczeństwa polskiego dla pierwszego zwierzchnika Kościoła katolickiego, który uznał prawa Polski do Wrocławia i całych ziem zachodnich odzyskanych po stuleciach” (Wikipedia.org/wiki/Pomnik_Papieża_Jana_XXIII_we_Wrocławiu). No i co Wy na to? Pewnie wytrzeszczacie oczy ze zdumienia!