Klucz do nowej fascynacji
Jakiś czas temu zainteresowała mnie zagraniczna muzyka rozrywkowa z lat
osiemdziesiątych XX wieku. Fascynacja starymi przebojami spłynęła na
mnie dość nieoczekiwanie. Wszystko zaczęło się od brytyjskiego zespołu
Dead or Alive, który - w czasach, gdy nie było mnie jeszcze na świecie -
wylansował hity “You Spin Me Round (Like a Record)”, “Something In My
House”, “Brand New Lover” i “My Heart Goes Bang (Get Me to the Doctor)”.
Prawdę powiedziawszy, o istnieniu tej grupy i bolesnych przeżyciach jej
wokalisty (Pete’a Burnsa) dowiedziałam się już kilka lat temu. Najpierw
usłyszałam największy przebój formacji, a potem poczytałam nieco o
dolach i niedolach Burnsa. Tak się jednak złożyło, że wówczas szybko
zapomniałam o DoA. Pamięć o tym zespole powróciła do mnie dopiero w
drugiej połowie 2012 roku. Postanowiłam wtedy poznać tę grupę od nowa, a
owocem moich dociekań stał się artykuł “Wielkousty Michael Jackson z
Port Sunlight”.
Łańcuch powiązań
Niebawem uświadomiłam sobie, że nie da się w pełni zrozumieć Dead or
Alive (i poczynań Pete’a Burnsa) bez znajomości kwartetu Culture Club i
jego lidera Boya George’a. Napisałam o tym zresztą w tekście “Pete Burns
i Boy George. Kongenialność czy konkurencja?”. Później naszła mnie
refleksja, że nie jest możliwe pełne zrozumienie Culture Club i Boya
George’a bez ogarnięcia fenomenu, jakim był londyński klub Blitz
(kolebka ruchu New Romanticism, znanego także jako New Romantic). O tym,
czym był rzeczony lokal, opowiedziałam pokrótce w artykule “Dawno temu w
Londynie stał klub Blitz”. Pracując nad wspomnianym materiałem, miałam
już świadomość kolejnego faktu. Jeśli pragnę pojąć istotę Nowego
Romantyzmu, muszę zgłębić nurty, repertuary i zjawiska, które stanowiły
punkt wyjścia dla bywalców Blitz. Mądrzy ludzie mawiają, że do
zrozumienia określonej epoki konieczne jest poznanie epoki
wcześniejszej. Mają rację. Ja, w ferworze moich poszukiwań, dotarłam już
do lat siedemdziesiątych.
Blitzologia - poziom średniozaawansowany
Ale przejdźmy do konkretów. W niniejszym tekście chciałabym rozwinąć
kilka wątków z mojej publikacji “Dawno temu w Londynie stał klub Blitz”.
Rzeczony artykuł zawierał m.in. informacje na temat zespołu Visage. Tak
się jednak składa, że od Visage niedaleko do Ultravox. Dziś napiszę
kilkanaście zdań o tej drugiej formacji (skądinąd bardzo zasłużonej dla
ruchu noworomantycznego). Później nakreślę parę słów o Billym Idolu,
który - przypadkowo i pośrednio - zmienił bieg historii. Jak dowiadujemy
się ze strony TheBlitzClub.com, to właśnie Billy zaprosił Steve’a
Strange’a (gospodarza Blitz, wokalistę Visage) do Londynu. Kolejnym
muzykiem, którego scharakteryzuję, będzie Kirk Brandon. Człowiek ten,
działający w depresyjnym zespole rockowym, miał nietypowe zatargi z
Boyem Georgem. Na koniec opiszę gwiazdę lat siedemdziesiątych, której
twórczość była natchnieniem dla Nowych Romantyków. David Bowie, bo o nim
mowa, dostarczył społeczności blitzowców wielu inspiracji. Jak
pamiętamy z poprzedniego artykułu, do rozsławienia klubu Blitz
przyczyniły się wtorkowe imprezy zwane “nocami Davida Bowiego” (“David
Bowie nights”). Życzę przyjemnej lektury i… przepraszam, że ograniczony
czas nie pozwala mi na zaprezentowanie większej liczby artystów.
Visage i Ultravox
W czasach Nowego Romantyzmu świat brytyjskich wykonawców muzycznych
przypominał wioskę, w której wszyscy się znali i wywierali na siebie
wpływ. Można to łatwo przedstawić na przykładzie formacji Visage i
Ultravox. Z obiema grupami był związany Midge Ure - uzdolniony
kompozytor, wokalista, keyboardzista, gitarzysta i autor tekstów
piosenek. Muzyk, którego prawdziwe nazwisko brzmi James Ure, działał
początkowo w Visage. Potem przeniósł się do Ultravox, gdzie w pełni
rozwinął skrzydła. O tym, że Midge odegrał ważną rolę w historii obu
zespołów, przekona się każdy, kto posłucha ich utworów. Piosenki Visage i
Ultravox brzmią bowiem podobnie. Da się wyczuć, że na kształt obydwu
repertuarów wpłynęła ta sama osoba. Muzyka Ultravox jest jednak znacznie
dojrzalsza i bardziej skomplikowana od Visage. Słychać, że talent Ure
uległ oszlifowaniu i objawił się w całej okazałości. Z czego może to
wynikać? Cóż, Midge miał w Ultravox więcej swobody twórczej. Nie musiał
już podporządkowywać się woli lidera, bo sam został liderem. Dzięki temu
doprowadził swoje zdolności do perfekcji i uczynił Ultravox jedną z
najlepszych grup muzycznych w Zjednoczonym Królestwie. Bardzo lubię
Visage, ale myślę, że Ure miał zbyt wielki potencjał, żeby “marnować
się” w zespole dowodzonym przez kogoś innego.
Pięknie, choć po masońsku
Utwory Ultravox są syntetyczne, pełne magii i niesamowitości, a na
dodatek melodyjne i przebojowe. Często słychać w nich nutkę
tajemniczości, która wcale nie kłóci się z żywym rytmem i energicznym
wokalem. Jak już napisałam, jest to coś w stylu Visage, ale na znacznie
wyższym poziomie artystycznym. Teledyski Ultravox również są ciekawe i
godne uwagi. Wystarczy wspomnieć o video clipie nakręconym do piosenki
“Vienna”. Filmik jest odrobinę gotycki: dużo w nim mroku, ponurych
rzeźb, pięknych budowli, a także świec i niewspółcześnie odzianych
ludzi. Uważam, że powinien go obejrzeć każdy człowiek, któremu podobał
się teledysk “The Damned Don’t Cry” Visage. Trochę kontrowersyjny jest
video clip “The Thin Wall” (znowu mówimy o twórczości Ultravox). W
filmiku pojawia się bowiem loża masońska: pomieszczenie z
charakterystycznymi, białymi kolumnami i podłogą przypominającą
szachownicę*. Nawiązania do ruchu wolnomularskiego występują ponadto w
teledysku “Hymn”. Okładka singla “Hymn” przedstawia zaś masoński symbol
(cyrkiel i ekierkę). Ciekawostka: pomieszczenie z białymi kolumnami i
podłogą-szachownicą uwieczniono także w video clipie “God Thank You
Woman” Culture Club. Sama czarno-biała podłoga pojawia się natomiast w
filmiku “Something In My House” Dead or Alive.
Billy Idol - władca czasu?
Istnieje zjawisko zwane efektem motyla. Polega ono na tym, że pozornie
nieważny gest pociąga za sobą lawinę nieprzewidzianych wydarzeń. Są
podstawy, żeby mniemać, iż sprawcą jednego z efektów motyla był Billy
Idol (właśc. William Broad). Gdyby ten blondwłosy artysta nie zaprosił
Steve’a Strange’a do Londynu, nie doszłoby do przeobrażenia przeciętnego
klubu Blitz w miejsce szalonych eksperymentów artystycznych. Wówczas
nie narodziłby się nurt kulturowy o nazwie New Romanticism (New
Romantic). W konsekwencji losy światowej popkultury potoczyłyby się
inaczej i nie wiadomo, gdzie ludzkość znajdowałaby się dzisiaj. Skoro
Billy - szczęśliwym zbiegiem okoliczności - dokonał takiego przełomu,
wypadałoby się zapoznać z jego dorobkiem artystycznym. William Broad to
zdecydowanie muzyk rockowy, wykonawca piosenek o mocnym i twardym
brzmieniu. Jego twórczość, chociaż mainstreamowa, wydaje się łączyć
cechy dwóch epok: punkowej i noworomantycznej. Artysta ma na koncie
kawałki drapieżne i dynamiczne, takie jak “Rebel Yell”, “Mony Mony“ czy
“Scream“. Do innych jego utworów wkradają się jednak dźwięki cudowne i
nieziemskie, co doskonale słychać w “Eyes Without A Face”. Teledyski
Idola nierzadko są śmiałe pod względem obyczajowym. Bezpruderyjne
kobiety, pojawiające się w filmikach, sprawiają, że twórczość artysty
zahacza o kolejną epokę. Jaką? Oczywiście, współczesność. Billy wybiega
czasem w odległą przyszłość, o czym świadczy jego
fantastycznonaukowy/cyberpunkowy video clip “Shock To The System”.
William Broad - władca czasu? A może król przypadku? Na te pytania nie
ma (i nie będzie) odpowiedzi.
Pomówienie o pomówienie (?)
Jednym z bywalców klubu Blitz, często wzmiankowanym w różnorakich
opracowaniach, był Kirk Brandon. Muzyk, skądinąd bardzo charyzmatyczny,
zasłynął jako wokalista zespołu Theatre of Hate. Jeśli wsłuchamy się w
piosenki tej formacji, uświadomimy sobie, że znacznie różnią się one od
głównonurtowej muzyki noworomantycznej. Bo faktycznie nie jest to New
Romanticism, tylko coś z zupełnie innej bajki, a mianowicie depresyjny
postpunk. Utwory, wykonywane przez Theatre of Hate, są ambitne i trudne w
odbiorze. Nie jest to proste “hop, siup, tralala” rodem z komercyjnych
rozgłośni radiowych, tylko poważny repertuar, przeznaczony dla słuchaczy
szukających konkretnych doznań estetycznych. Ciężka i przygnębiająca
twórczość Theatre of Hate ociera się wręcz o gothic rock. Ciekawe, że
losy Kirka Brandona, wokalisty tej mrocznej grupy, splotły się z losami
gwiazdy popu, Boya George’a. O co chodzi? Otóż w latach
dziewięćdziesiątych George opublikował swoją autobiografię. Stwierdził w
niej, że w czasach klubu Blitz miał z Kirkiem płomienny romans. Gdy
Brandon dowiedział się o tych rewelacjach, nie tylko je zdementował, ale
również oskarżył Boya o zniesławienie. Sąd, po rozpatrzeniu sprawy,
orzekł, że racja leży po stronie George’a. Wyszło więc na to, że
mężczyźni faktycznie byli niegdyś parą, a Kirk to oszczerca, który
pomówił bliźniego o pomówienie. Jak było w rzeczywistości? Nie wiadomo.
Możliwe, że Boy naprawdę “chodził“ kiedyś z Brandonem. Szkoda tylko, że w
swojej książce naruszył jego prawo do prywatności. Nie można samowolnie
opisywać czyjegoś życia towarzyskiego, zwłaszcza w sposób, który
umożliwia identyfikację danej osoby. Etyka mediów się kłania.
Barwny, ponadczasowy… David Bowie!
David Bowie to niezwykle oryginalny, wpływowy i zasłużony artysta, bez
którego Nowi Romantycy (i nie tylko) daleko by nie zajechali. Zdaję
sobie sprawę z faktu, że to, co napiszę o nim w niniejszym artykule, nie
będzie w żaden sposób wyczerpujące. O Bowiem powstało wiele grubych
książek, co pokazuje, że jego życie, dorobek i znaczenie dla kultury to
temat rzeka. Chciałabym jednak przybliżyć jego twórczość młodym ludziom,
którzy nie mieli jeszcze okazji zainteresować się tym repertuarem i nie
pamiętają czasów, gdy gwiazdor był u szczytu popularności. David Bowie
(właśc. David Robert Jones) jest ikoną muzyki rockowej. Urodził się w
roku 1947, a zadebiutował już w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych.
Początkowo działał w różnych zespołach muzycznych, później zdecydował
się na karierę solową, którą kontynuuje do dziś. Bowie, jako solista,
podbił serca publiczności nie tylko piosenkami, ale także skłonnością do
eksperymentowania z własnym wizerunkiem. Artysta stworzył co najmniej
kilka fikcyjnych postaci, w które wcielał się podczas występów. W
artykule “David Bowie: his many faces” z internetowego wydania dziennika
“The Daily Telegraph” znajdują się opisy pięciu z nich. Oto ich imiona:
Aladdin Sane, Arnold Corns, Major Tom, Thin White Duke i Ziggy
Stardust. Ja wiem o istnieniu jeszcze jednej persony, noszącej pseudonim
Halloween Jack. Najsłynniejszą postacią, wykreowaną przez Davida, jest
zdecydowanie Stardust - androgyniczny przybysz z innej planety. W
polskojęzycznej Wikipedii możemy przeczytać: “Bowie identyfikował się z
postacią Ziggy’ego aż do przesady, w czasie tournee (…) pojawiał się na
konferencjach prasowych jako sam Ziggy”.
Muzyka i ciekawostki
Dorobek artystyczny Davida Bowiego jest tak imponujący, że jego dokładne
zbadanie zajęłoby dużo czasu nawet najbardziej entuzjastycznemu
badaczowi. Anglojęzyczna Wikipedia podaje, że dyskografia opisywanego
muzyka obejmuje “26 albumów studyjnych, 9 albumów koncertowych, 46
albumów kompilacyjnych, 5 płyt extended play (EP), 109 singli i 3
ścieżki dźwiękowe”. Według tego samego źródła, interesujący nas artysta
“wydał 13 video albumów i 48 teledysków”. Chylę czoło. Nie tylko przed
Bowiem, ale również przed zapaleńcami, którzy zdołali w pełni ogarnąć
jego twórczość. Sama wysłuchałam w całości tylko pięciu krążków Davida.
Obejrzałam też kilka jego teledysków. Duże wrażenie zrobił na mnie video
clip nakręcony do utworu “Ashes To Ashes”. Filmik jest ukłonem w stronę
Nowych Romantyków - wielkich miłośników i uczniów Bowiego. Jeśli chodzi
o muzykę, bardzo spodobały mi się piosenki “Starman”, “Ziggy Stardust” i
“Heroes”. Przejdźmy teraz do ciekawostek. Na temat artysty krąży wiele
teorii spiskowych. Jedna z nich mówi o tym, że David naprawdę jest
istotą pozaziemską, a dokładniej Reptilianinem. Inna głosi, że w połowie
lat siedemdziesiątych Bowie został podmieniony (tzn. zastąpiony przez
sobowtóra). Lekkie kontrowersje wzbudza film fabularny “Labirynth”, w
którym muzyk zagrał główną rolę męską. Produkcja była analizowana na
stronie VigilantCitizen.com oraz w książce “The Illuminati Formula”
Fritza Springmeiera i Cisco Wheeler. Z analiz wynika, że “Labirynth”
mówi o projekcie Monarch, a postać grana przez Davida jest programistą
umysłów**. Gdyby Bowie się dowiedział, co ludzie o nim wypisują,
prawdopodobnie złapałby się za głowę.
Zakończenie/usprawiedliwienie
Artyści, wymienieni w niniejszym tekście, nie są jedynymi “starymi
gwiazdami”, których miałam okazję niedawno słuchać. W ostatnim czasie
zwróciłam bowiem uwagę na wielu wykonawców, nie tylko z Wielkiej
Brytanii, ale również z Francji, Niemiec i Stanów Zjednoczonych. Jeśli
chodzi o zespoły brytyjskie, zapoznałam się z twórczością Spandau
Ballet, Human League i Duran, Duran. Co do formacji i solistów spoza
Zjednoczonego Królestwa, nie będę ich dzisiaj wymieniać. Być może
napiszę o nich parę słów w następnych artykułach. Jest jeden koleś z
Ameryki Północnej, o którym chciałabym stworzyć całkiem osobny tekst.
Nie wiem, kiedy to nastąpi, bo ostatnio brakuje mi czasu na twórczość
publicystyczną. Nawet niniejszy artykuł miał być znacznie dłuższy i
bardziej szczegółowy. Niestety, nadmiar obowiązków w realnym świecie
sprawił, że musiałam się ograniczyć do niezbędnego minimum. Przepraszam i
proszę o zrozumienie. Trzeci rok studiów (w systemie bolońskim) to nie
przelewki.
Natalia Julia Nowak,
3-9 czerwca 2013 r.
__________
* Jeśli ktoś chce obejrzeć zdjęcia prawdziwych lóż masońskich, może ich
poszukać za pośrednictwem wyszukiwarki internetowej Google. Polecam
kierować się hasłem “masonic lodge”.
** Zainteresowanych odsyłam do mojego artykułu “Kontrola umysłu - prawda
czy teoria spiskowa?”. Pełny tytuł przywołanej przeze mnie książki
Springmeiera i Wheeler to “The Illuminati Formula Used to Create an
Undetectable Total Mind Controlled Slave”.