Tytuł polski: “John Rambo”
Tytuł angielski: “Rambo”
Tytuł nieoficjalny: “Rambo IV”
Reżyseria: Sylvester Stallone
Rok produkcji: 2008
Gatunek: akcja, wojenny
Schemat i analogia
“John Rambo” (znany również jako “Rambo IV”) to czwarta część kultowej
serii filmów z Sylvestrem Stallone’em w roli głównej. Produkcja ujrzała
światło dzienne w roku 2008, a więc dwadzieścia lat po premierze
trzeciej części cyklu (“Rambo III”). Scenariusz dzieła opiera się na
schemacie podobnym do tego z części poprzednich. Można nawet zaryzykować
stwierdzenie, że jest on analogiczny do historii opowiedzianych w
filmach drugim i trzecim. Tytułowy bohater produkcji - amerykański
żołnierz, weteran wojny wietnamskiej - znów wyjeżdża w dalekie strony,
żeby ocalić swoich rodaków przetrzymywanych i dręczonych przez wschodnie
wojsko. W drugiej części serii John Rambo ratował amerykańskich jeńców
wojennych więzionych w Socjalistycznej Republice Wietnamu. W trzeciej
ruszył na pomoc swojemu przyjacielowi, pułkownikowi Trautmanowi, który
trafił w ręce Sowietów okupujących Afganistan (proszę nie robić aluzji
do amerykańskiej polityki zagranicznej prowadzonej po roku 2001! To
zupełnie inna historia!). W części czwartej, będącej tematem niniejszego
artykułu, Rambo jest potrzebny w Birmie, gdzie czekają na niego pojmani
protestanccy misjonarze.
Więcej niż strzelanina
Opisując film “John Rambo”, nie będę unikać spoilerów, ponieważ jest on
tak przewidywalny, że można samodzielnie odgadnąć rozwój wypadków i ich
ostateczny finał. Po co ukrywać szczegóły opowieści, skoro z góry
wiadomo, że dojdzie do brawurowej akcji, która zakończy się zwycięstwem
protagonisty? Tak będzie, bo tak musi być, i chyba nikt nie liczy na to,
iż będzie inaczej. Produkcja, którą wybrałam do recenzji, jest typowym
filmem akcji, bazującym na tradycyjnym szkielecie fabularnym, w którym
dobro zawsze zwycięża ze złem. Nie oznacza to jednak, że amerykańska
pełnometrażówka, wyreżyserowana przez samego Stallone’a, jest tworem
słabym i niegodnym uwagi. Przeciwnie, jest to jeden z najlepszych
filmów, jakie widziałam w ostatnim czasie. Pozwolę sobie nawet
stwierdzić, że cała saga o Rambo jest ciekawa i warta obejrzenia. Nie
tylko dlatego, że zawiera mnóstwo znakomitych scen akcji, ale również
dlatego, iż porusza wiele ważnych tematów przemyconych pod płaszczem
sensacyjnej superprodukcji. Cykl, o którym rozmawiamy, wcale nie jest
zbiorem płytkich strzelanin. Zawiera bowiem sporo mądrych treści, które
trzeba dostrzec i docenić[1].
Niespokojny duch
“John Rambo” rozpoczyna się prezentacją materiałów dokumentalnych
ukazujących najbardziej drastyczne aspekty wojny domowej, jaka toczy się
od sześćdziesięciu lat na terenie Birmy (Azja Południowo-Wschodnia).
Widz zostaje poinformowany o dramatycznej sytuacji Karenów: mniejszości
etnicznej uciskanej przez birmańskie wojsko i bezskutecznie walczącej o
niepodległość. Z materiałów wynika, że birmańscy żołnierze traktują
Karenów z niebywałym okrucieństwem, nie oszczędzając kobiet, dzieci i
mnichów. Gdy dokumentalny prolog dobiega końca, rozpoczyna się właściwa,
fabularna część produkcji. Akcja przenosi się do sąsiedniej Tajlandii,
gdzie od ponad dwudziestu lat mieszka główny bohater, John Rambo. Wypada
odnotować, że Rambo mieszkał tam już w trzeciej części serii. Ten
niespokojny duch, którego los zaprowadził aż do egzotycznej krainy, ima
się bardzo różnych zajęć. O ile w części trzeciej pracował na budowie i
uprawiał sporty walki, o tyle teraz zajmuje się łowieniem ryb, łapaniem
węży, trochę kowalstwem i przeprawianiem ludzi przez rzekę. Tylko taki
użytek może tutaj robić ze swoich największych atutów: sprytu,
zręczności, odwagi i siły fizycznej.
Małomówny samotnik
Ludzie, otaczający tytułowego bohatera, nie mają pojęcia o jego
heroicznych czynach z przeszłości. Nie wiedzą również, że ten małomówny
samotnik potrafi - ilekroć zachodzi taka potrzeba - być brutalny,
bezlitosny i nieustępliwy. Sam Rambo nie tylko nie chwali się swoimi
dokonaniami, ale również unika opowiadania o sobie. Bohater nie ufa
ludziom, bo ma zbyt wiele złych doświadczeń związanych z
przedstawicielami tego gatunku. Tyle już przez nich wycierpiał, zarówno
fizycznie, jak i psychicznie. Był katowany i upokarzany, doświadczał
rażącej niesprawiedliwości, kiedyś został nawet oszukany i pozostawiony
na pastwę losu. Poza tym, jako żołnierz niejednokrotnie stawał się
naocznym świadkiem bezsensownego bestialstwa i bezwstydnego cynizmu. Jak
on teraz ma ufać innym? Jak on ma być otwarty i życzliwy? Nikt mu nie
wmówi, że ludzie są z natury dobrzy, a życie piękne. Zdanie o ludziach i
życiu wyrobił sobie już dawno temu. Chociaż Rambo stara się
funkcjonować normalnie, pewną ranę będzie miał już do końca swoich dni.
To rana nieuleczalna: jak złe wspomnienia, jak wyrzuty sumienia. Tej
rany, najcięższej ze wszystkich, nie widać gołym okiem, gdyż znajduje
się na duszy.
Żołnierz-tułacz
John Rambo już w poprzednich częściach cyklu wydawał się introwertyczny,
ale teraz sprawia wrażenie, jakby popadł w depresję i mizantropię.
Często bywa przygnębiony, ale nie chce o tym rozmawiać ani otwarcie tego
okazywać. Woli dusić wszystko w sobie, szukając pocieszenia w
codziennej ciężkiej pracy. Nuży go towarzystwo innych ludzi, a zwłaszcza
czcza gadanina idealistów, którym się wydaje, że mogą zbawić świat. On,
w całym swoim życiu, zrobił bardzo wiele, a jednak nie udało mu się
zmienić ponurej rzeczywistości. Nic więc dziwnego, że stracił wiarę we
wszystko: w ludzi, w lepsze jutro, w sens podejmowania jakichkolwiek
akcji. Jedyne, na czym mu obecnie zależy, to spokój i stabilizacja. Ale
czy na pewno są one pisane właśnie jemu, żołnierzowi-tułaczowi? Jedno
jest pewne: skromna, monotonna egzystencja bohatera zostaje przerwana,
gdy przybywa do niego grupa misjonarzy-wolontariuszy, pochodząca ze
Stanów Zjednoczonych, ale działająca na terenie Azji. Słudzy Chrystusa
chcą, żeby Rambo - posiadający łódź i doskonale znający rzekę - pomógł
im się dostać do Birmy. Stary wiarus, który bardziej od serca ceni
rozum, jest negatywnie nastawiony do tego pomysłu.
Nihilizm vs altruizm
John uważa, że wyprawa do kraju pogrążonego w wojnie domowej to
szaleństwo, niepotrzebne ryzyko, z którego nic dobrego nie może
wyniknąć. Bardzo sceptycznie podchodzi do faktu, że misjonarze chcą tam
jechać całkowicie bezbronni… no, “uzbrojeni” jedynie w modlitewniki,
bandaże i lekarstwa dla cierpiącej ludności. Jako doświadczony żołnierz
wie, jak się może skończyć taka podróż. Odmawia, ale spotyka się z
oporem i uporem. Misjonarze koniecznie chcą jechać do Birmy.
Argumentują, że byli tam już kilka razy, a birmańska ludność pilnie
potrzebuje ich pomocy materialnej i duchowego wsparcia. Osobą, która
szczególnie mocno naciska na Johna, jest wytrwała i ideowa Sarah Miller.
Kobieta usiłuje przemówić do sumienia głównego bohatera. Dostrzega, że
Rambo pogrążył się w nihilizmie, ale próbuje wykrzesać z niego resztki
zapału i altruizmu. Zapewnia go, że ludzka egzystencja ma sens tylko
wtedy, gdy jest w niej miejsce na pomaganie innym, a zwłaszcza na
ratowanie cudzego życia. Tylko poświęcenie dla bliźnich sprawia, że
nasze własne istnienie jest pożyteczne. Jedynie takie życie nie jest
życiem zmarnowanym. Argumenty Sary okazują się przekonujące.
Piekło vs niebo
John zgadza się popłynąć z misjonarzami w górę rzeki. Co więcej, nie
bierze za to żadnego wynagrodzenia. Zastrzega jednak, że robi to
wyłącznie dla Miller i że to od niej zależy, czy wyprawa zostanie
poprowadzona do końca. Jeśli kobieta się rozmyśli, główny bohater
natychmiast zawróci łódź w kierunku Tajlandii. Rambo, przedstawiając
sprawę w ten sposób, daje wolontariuszom do zrozumienia, że zrzeka się
odpowiedzialności za całą podróż. Obawy, które od początku dokuczały
Johnowi, okazują się słuszne jeszcze przed dopłynięciem do celu. Łódź z
naszymi bohaterami na pokładzie zostaje bowiem napadnięta przez
birmańskich piratów. Po krótkiej, nieprzyjemnej wymianie zdań Rambo
otwiera ogień, co kończy się śmiercią napastników i sprzeczką z
misjonarzami. Dla niego zajście nie jest niczym szczególnym: to kolejne
popełnione przez niego zabójstwo, w dodatku dokonane w obronie
koniecznej. Dla nich, myślących po chrześcijańsku, jest to coś
absolutnie złego i nieusprawiedliwionego. Potępiają oni czyn Johna,
oznajmiając, że nigdy, pod żadnym pozorem, nie wolno zabijać ludzi.
Brzmi to bardzo szlachetnie, ale… czy takie myślenie znajdzie
zastosowanie w wojennych realiach?
Męczeństwo Karenów
Misjonarze-wolontariusze docierają do ubogiej, kareńskiej wioski i mają
tam ręce pełne roboty: muszą leczyć chorych, opatrywać rannych,
pocieszać sieroty, ewangelizować katechumenów. Można odnieść wrażenie,
że chociaż ochotnicy dużo ryzykują, ich entuzjazm i zaangażowanie nie
idą na marne. Mówi się przecież, że udzielenie pomocy nawet jednej
osobie jest sukcesem. A oni pomagają całej osadzie. Niestety, spokój nie
trwa długo. Kareńska wieś zostaje zaatakowana przez birmańskich
żołnierzy, którzy zrównują ją z ziemią, a z jej mieszkańcami rozprawiają
się w wyjątkowo sadystyczny sposób. Cała praca misjonarzy zostaje
zaprzepaszczona. Oni sami dostają się zaś do niewoli. Mężczyznom grożą
tortury i śmierć, kobiecie - brutalny gwałt. W tym samym czasie Rambo
przebywa w Tajlandii, nie zdając sobie sprawy z tego, co się przydarzyło
jego rodakom. Pewnej nocy przychodzi do niego protestancki pastor,
który informuje go o tym, co się stało, i prosi go o zawiezienie do
Birmy grupy najemników. Mają oni podjąć próbę odbicia jeńców. John,
który wcześniej umywał ręce, zaczyna się czuć odpowiedzialny za los
misjonarzy. Bez wahania wypływa z żołnierzami do Birmy.
Groza wojny domowej
Czwarta część serii “Rambo” jest najbrutalniejsza ze wszystkich
dotychczas nakręconych. Obrazy okrucieństwa, zawarte w filmie, są
naprawdę wstrząsające i naturalistyczne. Scena ataku birmańskich wojsk
na kareńską wioskę jest po stokroć straszniejsza od sceny ataku Sowietów
na afgańską osadę (patrz: “Rambo III”). Również sceny walk - z obficie
tryskającą krwią - wyglądają dużo drastyczniej niż w poprzednich
produkcjach[2]. Dzieło jest bardzo mroczne i ponure. Wiele scen rozgrywa
się w środku nocy. Poza tym, często pada deszcz, który sugeruje, że to
niebo płacze nad światem i jego mieszkańcami. W “Johnie Rambo” wyraźnie
czuje się grozę birmańskiej wojny domowej. Bardzo klarowna jest także
symbolika wykorzystana w filmie. Weźmy na przykład wygląd Sary Miller.
Czysta, schludna blondynka ubrana na biało… Pod koniec produkcji jest
już obdarta, rozczochrana i pobrudzona błotem. Brud, pokrywający kobietę
w całości, przypomina o fakcie, że próbowano ją zgwałcić. Ale nie tylko
o tym. Wrażliwa Sarah, która zawsze żyła po chrześcijańsku i otaczała
się dobrymi ludźmi, stała się świadkiem wielu dantejskich scen. W pewnym
sensie, jest to utrata niewinności.
Cudowny pesymizm
Polecam ten film wszystkim, którzy stracili wiarę w to, że świat można
naprawić lub przynajmniej podreperować. Tym, którzy są rozczarowani, bo
nie widzą efektów swojego trudu. Tym, którzy czują się bezradni,
zupełnie jak ptaki, którym połamano skrzydła. Tym, którzy utracili
motywację do dalszego działania. Tym, którym najzwyczajniej w świecie
opadły ręce. George Orwell napisał kiedyś: “Najlepszymi książkami są te,
które mówią nam, co już sami wiemy”. Czy można odnieść te słowa do
filmów? Myślę, że znalazłoby się wiele osób skłonnych zastosować ten
cytat w kontekście “Johna Rambo”. Jeśli jesteś kimś, kto doszedł do
wniosku, że naprawianie świata jest bezcelowe, nadzieja na lepsze jutro
to mrzonka, a aktywne działanie może tylko pogorszyć sytuację, to
czwarta część “Rambo” powie Ci to, co już doskonale wiesz. Produkcja
utwierdzi Cię w przekonaniu, że jest tak źle, jak przypuszczałeś, albo
jeszcze gorzej. Jedno z praw Murphy’ego brzmi: “Jeżeli coś może się nie
udać, to się nie uda”. I taki właśnie morał płynie z analizowanego
dzieła. Cóż z tego, że naiwni misjonarze zostają ostatecznie uratowani?
Uchodzą z życiem, bo mają więcej szczęścia niż rozumu.
Optymiści, omijajcie ten film szerokim łukiem
(chyba, że naprawdę kochacie kino akcji)!
Pesymiści - siadajcie, oglądajcie, podziwiajcie!
Natalia Julia Nowak,
28.08. - 16.09. 2014 r.
PRZYPISY
[1] Z pierwszej części serii jednoznacznie wynika, że John Rambo jest
bohaterem tragicznym. Oto człowiek, który za kamienną twarzą ukrywa
ogromne obciążenie psychiczne. Jednym z jego głównych problemów są
traumatyczne wspomnienia z czasów wojny wietnamskiej. Przeszłość miesza
mu się z teraźniejszością i wywiera wpływ na jego zachowanie. Drugim
zmartwieniem Johna jest poczucie bycia zdradzonym przez własny naród.
Rambo nie czuje się doceniany przez społeczeństwo, w imię którego
walczył i ponosił ofiary. Uważa, że jako odznaczony żołnierz zasługuje
na przynajmniej odrobinę szacunku. A zamiast tego jest odrzucany i
poniżany. Gdy źle wychowani policjanci spostrzegają jego blizny, jeden z
nich zastanawia się, skąd one pochodzą, a drugi pyta: “Kogo to
obchodzi?”. Spójrzmy teraz na część drugą. Mamy tutaj grupę żołnierzy,
którzy walczyli pod flagą swojego kraju (mniejsza z tym, czy wojna w
Wietnamie była słuszna). Trafili oni do niewoli i egzystują w strasznych
warunkach. Ale ojczyzna o nich zapomniała. Porzuciła ich i wyklęła.
Rambo ma polecieć do Wietnamu, sfotografować ich jak zwierzęta w klatce,
a potem zwyczajnie zostawić. Bardzo poruszające.
[2] Ilu zabójstw dokonuje (w tej części cyklu) John Rambo? Odpowiedź na
to pytanie znajduje się w internetowym czasopiśmie “Esensja” (numer
5/2009). Opublikowano tam bowiem ranking postaci filmowych
uśmiercających najwięcej osób. Bohater, który nas interesuje, odbiera
życie 87 ludziom. Tym samym plasuje się na szóstym miejscu listy. Warto
wiedzieć, że oczko wyżej znajduje się Tetsuo Shima z animacji “Akira”.
Tetsuo (o którym pisałam w artykule “Akira. Moc Absolutna deprawuje
absolutnie”) zamordował aż 96 osób. Ale to tylko ranking. Trzeba
pamiętać, że nie liczy się ilość, tylko jakość. Akurat pod względem
“jakości” zabójstwa popełniane przez Johna Rambo mogą konkurować chyba
tylko ze zbrodniami głównej bohaterki serialu animowanego “Elfen Lied”
(pisałam o niej w tekście “Elfen Lied. Jak ofiary stają się katami?”).
Ach, te głowy i kończyny wylatujące w powietrze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz