Motyw supergliny
Któż nie słyszał o RoboCopie, fikcyjnym policjancie, który urodził się
jako człowiek, ale został cyborgiem, gdyż jego ludzki mózg
przeszczepiono do supernowoczesnego, elektronicznego, robotycznego
ciała? Ta fascynująco-przerażająca opowieść jest wciąż popularna i
ciągle powraca w nowych filmach, kreskówkach i komiksach. Opowieść o
RoboCopie nie jest bynajmniej jedyną historyjką bazującą na koncepcji
cybernetycznego supergliny. Motyw cyberpolicjanta wykorzystano również w
humorystycznej sadze o Inspektorze Gadżecie, głupiutkim nieudaczniku,
ukrywającym w swoim ciele wiele przydatnych drobiazgów. Inspektor Gadżet
to jednak nieco inna forma bytu. Więcej wspólnego z RoboCopem mają
bohaterowie japońskich filmów animowanych “Ghost in The Shell” (“Duch w
pancerzu”) i “Ghost in the Shell 2: Innocence” (“Duch w pancerzu 2:
Niewinność”). W tych dwóch dziełach (będących adaptacjami mangi, którą
stworzył Masamune Shirow) śledzimy poczynania policjantów-cyborgów,
urodzonych jako ludzie, ale przerobionych na antropomorficzne maszyny z
ludzkimi komórkami mózgowymi. “GITS” zawiera wiele filozoficznych
refleksji i mnóstwo moralnego niepokoju.
Cyberpunk i metafizyka
W niniejszym tekście chciałabym opisać swoje przemyślenia zrodzone pod
wpływem seansu “Ghost In The Shell” i “Ghost In The Shell 2” (zwłaszcza
części pierwszej, gdyż sequel grzeszy przerostem formy nad treścią, a
zawarte w nim rozważania są mało oryginalne i mało przekonujące). Zacznę
od krótkiego opisu problematyki “GITS”. Film rozpoczyna się zwięzłym
wprowadzeniem: “W niedalekiej przyszłości sieci korporacyjne sięgnęły
gwiazd, elektrony i światło płyną przez Wszechświat. Postęp
komputeryzacji nie zniósł jednak podziałów narodowościowych i
etnicznych” (w wersji polskiej czyta te słowa lektor). Zacytowane zdania
sugerują, że będziemy mieli do czynienia z historią utrzymaną w nurcie
cyberpunkowym. Że będzie tu trochę o polityce, trochę o biurokracji,
trochę o problemach społecznych i dużo, dużo, dużo o wysokiej
technologii. Faktycznie, tak właśnie jest. Ale to tylko tło dla
prawdziwie istotnej tematyki metafizycznej. W świecie, w którym
funkcjonują bohaterowie “Ghost In The Shell”, przyjmuje się, że człowiek
jest czymś więcej niż biologicznym ciałem. Organizm, sam w sobie, jest
jedynie kawałkiem materii. Śmiertelnym, chorowitym, bezbronnym i
niedoskonałym.
Sedno człowieczeństwa
Co powoduje, że ludzkie ciało żyje? Co nadaje zlepkowi komórek walor
życia, świadomości i człowieczeństwa? Co sprawia, że żałosny worek
tkanek potrafi myśleć, czuć, rozumieć i podejmować decyzje? Co czyni
człowieka człowiekiem, a nie kupą mięsa? Otóż pewien fenomen, który
można określać rzeczownikami typu “duch”, “dusza”, “umysł”, “psyche“ czy
“jestestwo“. Nie ma znaczenia, jakim słowem oznaczymy to coś. Ważny
jest wyjątkowy charakter tego czegoś. Można się spierać o dokładną
definicję i przymioty tego zjawiska. Najrozsądniejsza wydaje się teza,
że fenomen, o którym rozmawiamy, jest pewnym zbiorem informacji:
skomplikowanym, nieuchwytnym i niematerialnym. Zauważmy jednak, że pliki
danych komputerowych również są skomplikowanymi, nieuchwytnymi i
niematerialnymi zbiorami informacji. Czy istnieje jakakolwiek różnica
między człowieczym umysłem a plikiem komputerowym? Skoro ludzki mózg,
oparty na kodzie DNA, potrafił wytworzyć samoświadomość, to czy program
komputerowy, oparty na kodzie informatycznym, również umiałby to zrobić?
Czym różniłaby się jaźń pochodząca z genotypu od jaźni pochodzącej z
kodu komputerowego?
Władca Marionetek
Tego typu pytania nasuną się każdemu uważnemu widzowi “Ghost In The
Shell”. Przejdźmy jednak do fabuły dzieła. Ostatecznie, “GITS” to nie
tylko filozofia, ale także przygoda, sensacja i intryga. W kraju, w
którym rozgrywa się akcja opowieści (tzn. w Japonii na przełomie lat ‘20
i ‘30 XXI wieku) nie dzieje się najlepiej. Jakiś dziwny, nieznany,
utalentowany haker włamuje się do ludzkich dusz, czyli do tych
niezwykłych zbiorów informacji będących sednem człowieczeństwa.
Przestępca jest bardzo niebezpieczny i wciąż pozostaje na wolności. Co
gorsza, jego działalność może mieć charakter polityczny, gdyż jedną z
jego ofiar staje się tłumaczka Ministra Spraw Zagranicznych. A tak się
składa, że Minister ma ostatnio dylemat, gdyż nie wie, czy powinien
udzielić wsparcia nowemu reżimowi Republiki Gawelu, czy obalonemu
dyktatorowi Malessowi ubiegającemu się o azyl. Tropieniem hakera,
nazywanego Władcą Marionetek, zajmują się dwie elitarne jednostki
policji: Sekcja 6 i Sekcja 9. Głównymi bohaterami historii są major
Motoko Kusanagi i niejaki Batou. Ci zdolni, doświadczeni, nieustraszeni
oficerowie policji urodzili się jako ludzie, ale “oddali swoje ciała i
dusze Sekcji 9”.
Motoko i Batou
Na pierwszy rzut oka oboje wyglądają jak normalne istoty ludzkie. Motoko
jawi się jako zgrabna, atrakcyjna kobieta o ciemnych włosach i dużym
biuście. Batou przypomina dojrzałego, jasnowłosego mężczyznę o wzroście i
posturze Arnolda Schwarzeneggera. Jeśli jednak przyjrzymy się im
bliżej, zauważymy, że nie są oni do końca normalni. Oboje mają w karku
niewielkie gniazdka umożliwiające podpięcie drobnych kabelków. Poza tym,
Batou ma coś nie tak z oczami. To nie są dziwne okulary ani soczewki.
Prawdę mówiąc, nie są to nawet oczy, tylko dwie wystające, szare lunety
bez tęczówek i bez źrenic. Motoko jest nieprawdopodobnie zwinna i
sprawna, potrafi wykonywać nienaturalnie wysokie skoki, a także
doskonale walczyć i stawać się niewidoczną dla otoczenia. Batou jest
nadludzko silny i odporny fizycznie, przypomina czołg, który może brnąć
przed siebie i któremu nikt nie stanie na drodze. Jak nietrudno się
domyślić, Motoko i Batou to cyborgi. Roboty z ludzkimi komórkami
mózgowymi. Można by teraz zadrżeć ze strachu, wykrzyknąć “Ojej! Maszyny
do zabijania!” i uciec gdzie pieprz rośnie. Faktycznie, Motoko i Batou,
jako gliniarze, muszą czasem być brutalni i despotyczni.
Maszyny do zabijania?
Nie należy jednak zapominać, że w tych tytanowych konstrukcjach, które
tylko na zewnątrz wyglądają jak ludzkie ciała, mieszkają zwyczajne
człowiecze dusze. Motoko Kusanagi zalicza się do osób inteligentnych,
skłonnych do refleksji, wrażliwych i obdarzonych intuicją. Co się tyczy
Batou, jest on najbardziej dobrodusznym i życzliwym człowiekiem, jakiego
można sobie wyobrazić (w drugiej części “Ghost…” poznajemy go jako
kochającego właściciela psa!). Chociaż każda z postaci straciła
większość swojego organizmu, na poziomie psychicznym nadal jest istotą
ludzką. Motoko i Batou są zainteresowani sprawą Władcy Marionetek, gdyż
dotyczy ona tego, co najważniejsze, czyli ludzkiej duszy. Jeśli usuniemy
biologiczne ciało, a duszę/umysł zhakujemy, to co zostanie z człowieka?
Czy w ogóle będzie to jeszcze człowiek? Dla obojga bohaterów są to
istotne pytania. Fenomen Władcy Marionetek sprawia, że Motoko zaczyna
się zastanawiać nad sobą i innymi cyborgami. Próbuje dociec, kim tak
naprawdę jest. Dręczą ją wątpliwości dotyczące własnej tożsamości i
własnego człowieczeństwa. Nie jest pewna, czy w ogóle posiada duszę, a
jeśli tak, to czy jest ona prawdziwa.
Życie i śmierć
Tymczasem Batou nie przeżywa takich dylematów. Nie ma żadnych podejrzeń
dotyczących swojego “ja”. Czuje się człowiekiem i nie zadaje sobie
niewygodnych pytań. Ten przyziemny, ale wrażliwy mężczyzna wykazuje
nawet pewne zaniepokojenie stanem psychicznym Kusanagi. Sama major
wyznaje, że czuje się, jakby była martwa. No, bo powiedzmy sobie
szczerze… W wielu kulturach wierzy się, że śmierć polega na tym, iż
dusza opuszcza swoje biologiczne ciało. A co się stało z Motoko i Batou?
Ich duchy również zostały trwale wyrwane z naturalnych ciał. Czyż nie
przypomina to śmierci? Nie wiadomo, czy organizmy policjantów (z
wyjątkiem odrobiny komórek mózgowych umieszczonych w elektronicznych
głowach) jeszcze żyją. Prawdopodobnie nie, o czym świadczą słowa
kobiety: “Odchodząc ze służby, będziemy musieli zwrócić nasze ulepszone
mózgi i cybernetyczne ciała. Niewiele z nas zostanie”. Motoko wierzy, że
jej indywidualność zależy od duszy, ale ta jest dość ograniczona. Czy w
toku akcji rozwieją się wątpliwości i podejrzenia bohaterki? Czy znajdą
się odpowiedzi na trudne pytania? Zdradzę tylko tyle, że pojawi się
kontrowersyjna, niejednoznaczna etycznie oferta.
“GITS” a “Matrix”
(podobieństwa i różnice)
“Ghost in the Shell” zapewne nie spotkałoby się z moim zainteresowaniem,
gdyby nie pogłoski o tym, że twórcy “Matrixa” zapożyczyli z tego dzieła
wiele elementów. Jakiś czas temu obejrzałam w serwisie YouTube
prezentację multimedialną, mającą wykazać, że niektóre szczegóły i
ujęcia z “Matrixa” są niemal żywcem wyjęte z “GITS”. Muszę przyznać, że
wspomniany materiał audiowizualny mocno mnie zaszokował. Po obejrzeniu
“Ghost in the Shell” (a właściwie już we wczesnej fazie seansu) byłam
zmuszona przyznać, że Wachowscy zapożyczyli z japońskiej animacji… nawet
nie wiele, tylko bardzo wiele. Odwzorowania nie dotyczą jednak
zasadniczego wątku fabularnego, tylko drobiazgów formalnych (np.
spadających zielonych znaczków na czarnym tle) i niektórych wynalazków
używanych przez bohaterów (np. kabelków, które można sobie podłączyć,
żeby widzieć trójwymiarowe symulacje). Nie wymienię wszystkich
podobieństw, bo musiałabym streścić cały film. Wspomnę tylko o tym, co
mi się wydało bardzo matrixowe, a mianowicie o operatorkach w centrali,
które siedzą przy komputerach i wpisują zielone kody, żeby ułatwić pracę
postaciom przebywającym w terenie.
Jak już powiedziałam (i będę powtarzać w nieskończoność, jeśli zajdzie
taka potrzeba), “GITS” i “Matrix” to dwie zupełnie różne opowieści.
Analogie, łączące te dzieła, ograniczają się głównie do tła wydarzeń (a
na poziomie fabularnym - do banałów typu szukanie kogoś przez długi czas
czy bycie uznawanym za najgroźniejszego terrorystę świata). Warto
jednak podkreślić różnice filozoficzne i ideologiczne dzielące obie
produkcje. “Matrix” jest dużo bardziej konserwatywny od konkurenta. W
“Ghost in the Shell” łączenie człowieka z maszyną zostaje przedstawione
jako coś użytecznego i pożądanego. Bohaterowie filmu pozbyli się
(zapewne w większości dobrowolnie) swoich organizmów i zamieszkali w
cyberciałach. Nawet Motoko Kusanagi nie wyraża chęci odzyskania swoich
naturalnych narządów. W świecie ukazanym w “GITS” cyborg jest kimś
lepszym od zwykłego śmiertelnika. Ciało biologiczne, z wyjątkiem komórek
mózgowych, stanowi balast i przeżytek. Psychika zostaje wyraźnie
oddzielona od przyrody, pojawiają się wręcz pytania o możliwość
wyłonienia się duszy z czegoś sztucznego, bezcielesnego, nieorganicznego
(np. z maszyny lub strumienia danych komputerowych).
A co z “Matrixem”? Bohaterami trylogii są ludzie z krwi i kości, ale
można ich uznać za pewne formy cyborgów, gdyż mają w ciele gniazdka
umożliwiające podłączenie się do komputera. Sęk w tym, że w “Matriksie”
cyborgizacja znacznej części ludzkości jest ukazana jako tragedia,
porażka i krzywda. Nie ma ona nic wspólnego z dobrowolnością, postępem
ani rozwijaniem człowieczego potencjału. Jest zdeptaniem ludzkiej
godności, sposobem na podporządkowanie człowieka maszynie,
uprzedmiotowieniem żywej istoty, zagrożeniem dla zdrowia (zanik mięśni
wskutek braku ruchu). Identycznie przedstawiony jest fakt, że niewolnicy
Matrixa nie rodzą się w tradycyjny sposób, tylko są uprawiani na
polach, w sztucznych łonach. Gniazdka, odróżniające użytkowników Matrixa
od rodowitych mieszkańców Syjonu, nikomu się nie podobają. Nie są
“cool”. Przeciwnie: są rodzajem okaleczenia, rany zadanej człowiekowi
przez maszynę. Jeśli w “Matriksie” coś jest powodem do dumy, to tylko
to, że się ma ojca i matkę, że się zostało naturalnie spłodzonym i
urodzonym, że się nie jest oszpeconym przez gniazdka. Szczęśliwym jest
ten, kto pochodzi z Syjonu, ostatniego bastionu normalności.
W trylogii Wachowskich każdego człowieka traktuje się całościowo, jako
istotę wyposażoną w ciało, intelekt, wolę i uczucia. Chociaż eksponuje
się umysł, nie podejmuje się prób całkowitego oddzielenia go od
organizmu. Jedno jest nierozerwalnie powiązane z drugim. Kto ginie w
Matriksie, umiera w Realnym Świecie - i odwrotnie. Ludzie podłączeni do
systemu niekiedy “rzucają się” podczas snu. W pierwszej części cyklu
bohaterowie dyskutują o żywności podawanej na pokładzie poduszkowca.
Jeden z rozmówców mówi o jej wartościach odżywczych. Inny podkreśla
znaczenie walorów smakowych, a potem robi aluzje do seksualności,
kończąc je konkluzją: “Zaprzeczając swoim odruchom, wypieramy się
człowieczeństwa”. Popatrzmy, ile razy w Realnym Świecie ludzie się
przytulają, obdarzają ciepłym dotykiem itd. Czynią to znacznie częściej
niż w Matriksie. Nawet jedyna w trylogii scena łóżkowa rozgrywa się w
Syjonie. Sugeruje to, że o ile miłość dotyczy ducha, o tyle seks dotyczy
ciała, więc odbywanie go w wirtualnej rzeczywistości byłoby
oszukiwaniem siebie i partnera. Gdy Neo traci wzrok, jest to wielki
dramat. Nawet mimo faktu, że w Matriksie wciąż może widzieć.
Nie tylko fantastyka
“Ghost in the Shell” jest filmem fantastycznonaukowym, ale wydaje mi się
wartościowy, albowiem stawia uniwersalne pytania o definicję i granice
człowieczeństwa. Niby jest to tematyka abstrakcyjna, odległa od naszych
codziennych zmartwień, jednak warto się w nią zagłębić. Pytania typu
“Kim jest człowiek?”, “Kiedy zaczyna nim być?”, “Kiedy przestaje?”, “Na
czym polega świadomość, indywidualność i autonomia ludzkiej istoty?”,
“Czy istnieją jakieś powiązania między psychiką a genotypem?”, “Czym się
różni naturalna inteligencja od sztucznej?” prędzej czy później do nas
powrócą. Na przykład w kontekście sporu o aborcję, eutanazję, in vitro,
klonowanie, biotechnologię, inżynierię genetyczną, płeć kulturową,
rozwój informatyzacji, produkcję robotów etc. Japońska animacja zachęca
zwłaszcza do refleksji na temat modyfikacji i cyborgizacji ludzkiego
ciała. Co należy myśleć o wszczepianiu ludziom mikrochipów albo zbędnych
“ozdób” (takich jak kolce czy rogi)? Jak daleko można się posunąć w
zastępowaniu naturalnych elementów sztucznymi? A co z operacjami i
zabiegami upiększającymi: stosowaniem botoksu, silikonu, porcelany,
tytanu itp.? Przecież to już się dzieje!
Słowo o Terminatorze
Chciałabym teraz zwrócić uwagę na podobieństwa i różnice między Batou a
Terminatorem (postacią z filmu Jamesa Camerona). Obaj bohaterowie jawią
się widzom jako elektroniczni twardziele, którzy na zewnątrz wyglądają
jak kulturyści, a w środku są nowoczesnymi maszynami. Każdy z nich jest
ponadto pokryty organiczną tkanką. Skóra Batou opiera się (przynajmniej
częściowo) na jego własnym, ludzkim kodzie genetycznym. Ta, którą nosi
Terminator, prawdopodobnie jest całkowicie syntetyczna i nie bazuje na
niczyim DNA. Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej części “GITS” Batou ma
pewne problemy z ręką, co może być aluzją artystyczną do dzieła
Camerona. Ale tutaj podobieństwa się kończą. Zasadnicza różnica między
Batou a Terminatorem jest taka, że ten pierwszy urodził się jako
człowiek, a ten drugi - zawsze był robotem niemającym z człowiekiem nic
wspólnego. Bohater “Ghost in the Shell” wciąż ma w głowie ludzkie
komórki mózgowe. Zachował swoją świadomość i inteligencję. Jeśli chodzi o
Terminatora, nie powinno się go nazywać cyborgiem. Słowo “cyborg”
kojarzy się z żywą istotą udoskonaloną technicznie. Bohater filmu
Camerona to zwykły android. Cyborgiem jest Batou.
Bardzo ważna uwaga
Wszystkie swoje wnioski dotyczące bohaterów “GITS” i świata
przedstawionego w opowieści sformułowałam na podstawie dwóch filmów
pełnometrażowych Mamoru Oshiiego: “Ghost in the Shell” (1995) i “Ghost
in the Shell 2: Innocence” (2004). Przeglądając zawartość Internetu,
dotarłam do informacji, z których wynika, że wymienione pełnometrażówki
są dość luźnymi adaptacjami mangi Masamunego Shirowa. Dowiedziałam się
również, że charaktery i temperamenty głównych bohaterów różnią się od
tych zaprezentowanych w komiksie i innych “ghostintheshellowych”
produkcjach (takich jak choćby seriale anime). W związku z powyższym,
nie wiem, czy moje przemyślenia i spostrzeżenia da się uogólnić na całą
sagę o Motoko Kusanagi i Batou. Pisząc swój artykuł, myślałam o filmach
Oshiiego, więc proszę Czytelników, żeby odnosili moje refleksje
wyłącznie do tych tworów. Osoby, które chciałyby wiedzieć więcej o
“Ghost in the Shell”, mogą zerknąć na fanowską stronę
GhostInTheShell.wikia.com. Mogą także zajrzeć do serwisu Filmweb.pl oraz
do polskiej i angielskiej Wikipedii. Zachęcam je ponadto do
przeprowadzenia własnych poszukiwań z wykorzystaniem Google i YouTube.
Ach, te “chińskie bajki”! Kto by je ogarnął?!
Natalia Julia Nowak,
31.07 - 06.08. 2014 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz