czwartek, 4 kwietnia 2013

Krótka recenzja filmowa. "Wyspa skazańców" Mariusa Holsta

Tytuł oryginalny: “Kongen av Bastoy”
Tytuł polski: „Wyspa skazańców”
Reżyseria: Marius Holst
Rok produkcji: 2010
Gatunek: dramat, historyczny, film akcji



Europejska praca zbiorowa

Film fabularny, nad którym pracowała międzynarodowa ekipa: Norwegowie, Szwedzi, Polacy i Francuzi. Dużą rolę w produkcji dzieła odegrali również Estończycy, którzy pozwolili, aby na terenie ich państwa kręcono zdjęcia do filmu. Polski tytuł dramatu, “Wyspa skazańców”, ma niewiele wspólnego z tytułem oryginalnym. Norweskie wyrażenie “Kongen av Bastoy” znaczy bowiem “Król Bastoy”. Jako ciekawostkę można podać fakt, że angielski tytuł produkcji to “King of Devil's Island”, czyli “Król Wyspy Diabła”.

Film Mariusa Holsta opiera się na prawdziwych wydarzeniach, co zostaje widzom wyraźnie zasygnalizowane. Odbiorcy dowiadują się, że w pierwszej połowie XX wieku na norweskiej wyspie Bastoy mieścił się zakład poprawczy dla młodzieży męskiej. Wydarzenia, które zainspirowały scenarzystów, rozegrały się zaś w roku 1915. Główny bohater, Erling, trafia do wspomnianego poprawczaka pod zarzutem morderstwa, którego najprawdopodobniej nie popełnił. Otrzymuje tam charakterystyczne ubranie i nowe “imię” - oznaczenie C19.


Żadnych praw

Młody mężczyzna szybko zaczyna rozumieć, że na wyspie Bastoy więźniowie (bo chyba tak należy określać wychowanków zakładu poprawczego) nie mają żadnych praw. Zostają oni odizolowani od społeczeństwa, pozbawieni rzeczy osobistych i zdehumanizowani przez przedmiotowe traktowanie. Chłopcy są zmuszani do pracy ponad siły, dotkliwie karani za każde przewinienie oraz wystawiani na pośmiewisko innych osadzonych. Nie wolno im rozmawiać o przeszłości i przyszłości. Całym ich życiem ma być “tu i teraz”.

Erling zaprzyjaźnia się z Olavem noszącym numer C1. Jest on liderem całego bloku, a do ośrodka trafił przed sześcioma laty. Główna postać lubi swojego kolegę, ale nie pochwala jego nadgorliwej postawy wynikającej z szansy na rychłe zwolnienie do domu. C19, jako urodzony spryciarz i buntownik, ucieka z wyspy, jednak zostaje odesłany z powrotem na Bastoy. Wkrótce wychodzi na jaw przerażająca prawda dotycząca jednego z opiekunów zakładu. Wydarzenia przybierają niespodziewany obrót, akcja gwałtownie przyspiesza…


Dawniej i dzisiaj

“Wyspa skazańców” to poruszający film, który wprowadza odbiorców w brutalny świat norweskich poprawczaków początku XX wieku (a także ówczesnych więzień, bo bohaterowie są świadomi, że w zakładzie karnym dostawaliby jeszcze większy “wycisk”). Dzieło jest szokujące, ponieważ uzmysławia widzom dwie rzeczy. Po pierwsze: formy kar, jakie stosowano niegdyś w Norwegii, np. bicie skazańca “do pierwszej krwi“. Po drugie: drastyczną rozbieżność między dawnym a dzisiejszym systemem penitencjarnym.

Większość z nas wie, jak wyglądają współczesne norweskie więzienia, albowiem było o nich głośno w związku z procesem Andersa Behringa Breivika. Mówi się, że właściwie nie są to zakłady karne, tylko luksusowe hotele, w jakich wielu ludzi chciałoby mieszkać. Norwescy więźniowie mają obecnie zapewnione wszelkie prawa i przywileje. Mogą korzystać z rozmaitych form rozrywki i rekreacji, takich jak oglądanie telewizji czy łowienie ryb. To nie do wiary, że niespełna sto lat temu norwescy osadzeni byli poniżani i katowani!


Lekkie rozczarowanie

Opisywana produkcja nie jest przeznaczona dla osób delikatnych i wrażliwych. Ukazuje bowiem przemoc, cierpienie i narastającą żądzę zemsty. Surowość zasad, panujących w poprawczaku, wydaje się podkreślać przyroda. Filmowe niebo jest blade, krajobraz straszy martwotą, morze szumi złowieszczo, a śnieg i lód przypominają o srogości północnego klimatu. Obraz zmarzniętych, przemęczonych skazańców, pracujących przy wycince drzew, może się kojarzyć z fragmentami książki “Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.

Ekipa filmowa niewątpliwie wykonała kawał dobrej roboty. Mimo to, dzieło “Kongen av Bastoy” nieco mnie rozczarowało. Miałam nadzieję, że obejrzę produkcję dorównującą kultowemu “Przesłuchaniu” Ryszarda Bugajskiego. Zamiast tego, otrzymałam film płytki pod względem psychologicznym i mówiący bardzo niewiele o historii Królestwa Norwegii. Postacie, występujące w “Wyspie skazańców”, są papierowe, a wizja rzeczywistości czarno-biała. Reżyser stawia na akcję i sensację, a nie na analizę człowieka i świata.

Tak czy owak, nie uważam filmu za szmirę i mogę go polecić odważnym czytelnikom.



Natalia Julia Nowak,
1-2 kwietnia 2013 r.

 

Brak komentarzy: