UWAGA! PONIŻSZY ARTYKUŁ ZAWIERA
TREŚCI NIEODPOWIEDNIE DLA DZIECI!
Józef/Jacek Różański (właśc. Goldberg) - polski działacz komunistyczny
żydowskiego pochodzenia, dyrektor Departamentu Śledczego Ministerstwa
Bezpieczeństwa Publicznego, zbrodniarz stalinowski. Odpowiedzialny za
aresztowanie, torturowanie i mordowanie tysięcy bohaterów Polskiego
Państwa Podziemnego. Czy był sadystą… sensu stricto? Wszystko na to
wskazuje. Najpierw sprawdźmy, czym jest sadyzm i kim są ludzie dotknięci
tą przypadłością. Później przejdźmy do biografii jednego z największych
katów Polaków lat 40. i 50. XX wieku, którego związki z NKWD sięgają
jeszcze czasów międzywojennych. Ostrzegam: w niniejszym wywodzie nie ma
miejsca na sentymenty rodem z “Zaćmy” Ryszarda Bugajskiego (absurdalnego
filmu fabularnego o rzekomym nawróceniu Krwawej Luny - Julii
Brystygierowej, dyrektorki Departamentu V MBP)! To nie jest lektura dla
przewrażliwionych pensjonarek!
PS. Nie każdy, kto zajmuje się torturowaniem więźniów politycznych, musi
być sadystą w znaczeniu medycznym. I nie każdy, kto posiada skłonności
sadystyczne, jest skazany na los bezwzględnego dręczyciela. W artykule,
który oddaję do rąk Czytelników, koncentruję się na osobie Józefa
Różańskiego, czyli na jednej, wybranej postaci historycznej. Chcę
pokazać, że życiorys tego oprawcy w dużej mierze pokrywa się z tym, co
współczesna nauka wie o jednostkach sadystycznych.
Sadyzm seksualny
W języku potocznym słowem “sadyzm” określa się wszelkie akty
okrucieństwa, a także samą skłonność do traktowania innych ludzi (lub
zwierząt) w brutalny, niehumanitarny, poniżający sposób. Nowoczesna
medycyna kojarzy sadyzm z jedną - bardzo konkretną i coraz lepiej
poznaną - jednostką chorobową, jaką jest sadyzm seksualny. Przymiotnik
“seksualny” wskazuje, że omawiane schorzenie wiąże się z erotyczną
stroną człowieka, a zarazem pozwala je odróżnić od sadyzmu w znaczeniu
obiegowym. Wyrażenie “sadyzm seksualny” utrzymuje się również dlatego,
że przez kilka lat uznawano, iż chorobliwe okrucieństwo może występować w
formie erotycznej lub nieerotycznej. Pod koniec lat 80. i na początku
lat 90. XX wieku wyróżniano dwa sadystyczne syndromy: “sadyzm seksualny”
i “sadystyczne zaburzenie osobowości” (SZO). Podręcznik DSM-IV,
oficjalna klasyfikacja chorób psychicznych wydana przez Amerykańskie
Towarzystwo Psychiatryczne, nie rozpoznaje już takiego zjawiska, jak
SZO. Od tego momentu, czyli od roku 1994, sadyzmem w sensie medycznym
jest wyłącznie sadyzm seksualny. Potwierdzają to kolejne edycje
podręcznika: DSM-IV-TR (2000) i DSM-5 (2013). W obu tych publikacjach
figuruje sadyzm seksualny, lecz nie figuruje sadystyczne zaburzenie
osobowości. Więcej o wykreśleniu SZO z listy chorób psychicznych można
przeczytać w pracy “Sadistic Personality Disorder and Comorbid Mental
Illness in Adolescent Psychiatric Inpatients” Wade’a C. Myersa, Rogera
C. Burketa i Davida S. Husteda. Tekst jest dostępny w wirtualnym wydaniu
periodyku “Journal of the American Academy of Psychiatry and The Law”
(Jaapl.org).
Krocze i głowa
W zrozumieniu sadyzmu może nam pomóc artykuł “Neural Correlates of Pain
and Suffering. Observation in Sexual Sadists” zamieszczony na stronie
internetowej Value of Suffering Project (Valueofsuffering.co.uk).
Autorka materiału, Clare Allely, proponuje następującą definicję
zagadnienia: “Sadyzm seksualny to zaburzenie psychiczne, które odnosi
się do przyjemności, jaką jednostka czerpie z zadawania bólu, cierpienia
i/lub upokarzania innej osoby. Ból i cierpienie ofiary, które mogą być
zarówno fizyczne, jak i psychiczne, są dla sadysty istotne do
seksualnego pobudzenia i przyjemności”. Allely pisze, że geneza i
charakter analizowanego problemu nie zostały jeszcze do końca
wyjaśnione. Co najmniej od 30 lat pojawiają się głosy, że sadyzm może
być kwestią uszkodzonego układu nerwowego. Wielokrotnie prezentowano
bowiem badania, z których wynika, że mózgi sadystów reagują inaczej niż
mózgi niesadystów. W 2012 roku Jean Decety odkrył, że gdy jednostka
dotknięta sadyzmem ogląda zdjęcia przedstawiające ludzkie cierpienie, w
jej najważniejszym organie aktywuje się obszar odpowiedzialny za
odczuwanie emocji (ciało migdałowate). Uczony dowiódł także, że sadyści
oceniają cudzy ból jako silniejszy niż w rzeczywistości. Wniosek? Osoby
sadystyczne nie tylko nie są obojętne na gehennę innych, ale wręcz
wykazują większą wrażliwość niż przeciętni obywatele. Szkopuł w tym, że
ta ich empatia przejawia się w sposób wyjątkowo antyspołeczny (poprzez
zadowolenie). Póki co, sadyzm nie jest zaliczany do schorzeń
neurologicznych, tylko do parafilii. Pod pojęciem parafilii kryje się
pociąg seksualny do “nietypowych obiektów, sytuacji lub jednostek”.
Z dziejów medycyny
Rozumienie sadyzmu zmieniało się na przestrzeni lat, o czym dowie się
każdy, kto zajrzy do opracowania “The DSM Diagnostic Criteria for Sexual
Sadism” Richarda B. Kruegera. Tekst, pierwotnie opublikowany przez
wydawnictwo Springer International Publishing AG, znajduje się w
zasobach CiteSeerX (Citeseerx.ist.psu.edu). W aneksie nr 1 autor
przedstawia interesujące nas fragmenty sześciu pierwszych wydań
podręcznika DSM. Dzięki nim możemy się przekonać, że problemem sadyzmu
zajęto się “na poważnie” dopiero w latach 70. XX wieku. Wcześniej nie
zaprzątano sobie głowy takim cudactwem. Ba, nie ułożono nawet osobnej
definicji sadyzmu! W latach 50. zdawano sobie, oczywiście, sprawę z
istnienia dewiacji seksualnej. Uważano wszakże, że dewiacja jest tylko
jedna, a forma, jaką ona przybiera, to kwestia drugorzędna. Taki sposób
myślenia powodował, że jednym tchem wymieniano zjawiska, które dzisiaj
uchodzą za zupełnie odrębne zagadnienia. W latach 60., u progu rewolucji
obyczajowej, uświadomiono sobie, że istnieje wiele różnych dewiacji
seksualnych. Jednakże problemy, które zaliczano wówczas do zboczeń,
nadal traktowano jako jeden pęczek nieszczęść. W latach 80. sadyzm nagle
zatryumfował. Zjawisko, poddawane drobiazgowej analizie w poprzedniej
dekadzie, doczekało się wreszcie osobnej definicji (1980). Była ona
niezwykle szczegółowa, uwzględniała różnicę między samowolnym katowaniem
ofiary a uzgodnioną zabawą sadomasochistyczną. Cóż, rewolucja
obyczajowa posunęła się bardzo daleko. W roku 1987 sadyzm “objawił się”
światu w postaci erotycznej i nieerotycznej (pojęcie SZO). Ale o tym już
przecież rozprawiałam.
Pozwolę sobie zacytować - za Kruegerem, rzecz jasna - fragmenty
podręczników DSM-I, DSM-II i DSM-III zawierające odniesienia do sadyzmu
seksualnego. Odpuszczę sobie podręczniki DSM-III-R, DSM-IV i DSM-IV-TR,
ponieważ umieszczone w nich definicje chorobliwego okrucieństwa są
zbliżone do tej współczesnej. Aktualną definicję sadyzmu, pochodzącą z
podręcznika DSM-5, przytoczę w takiej formie, jaką podaje Steve Bressert
w serwisie PsychCentral (“Sexual Masochism & Sadism Disorder
Symptoms” - PsychCentral.com). Na koniec pokażę, jak sadyzm został
opisany w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów
Zdrowotnych ICD-10. Może to dziwne, ale tam wciąż nie traktuje się tej
parafilii jako osobnego zjawiska, tylko jako jedno z dwóch wcieleń
sadomasochizmu. Drugim jest, naturalnie, masochizm. Podręcznik ICD-10
znalazłam na stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego
(Stat.gov.pl). Cieszę się, że GUS upublicznił dokument w polskiej wersji
językowej.
DSM-I (1952) | Hasło “dewiacja seksualna”
“Ta diagnoza jest zarezerwowana dla dewiacyjnej seksualności, która nie
jest symptomatyczna dla bardziej rozległych syndromów, takich jak
schizofrenia czy reakcje obsesyjne. Termin obejmuje większość przypadków
klasyfikowanych dawniej jako ‘psychopatyczna osobowość z patologiczną
seksualnością’. Diagnoza sprecyzuje typ patologicznego zachowania, taki
jak homoseksualność, transwestytyzm, pedofilia, fetyszyzm czy sadyzm
seksualny (włączając gwałt, napaść seksualną, okaleczenie)” [Z
angielskiego przełożyła N.J. Nowak]
DSM-II (1968) | Hasło “dewiacje seksualne”
“Jest to kategoria dla jednostek, których zainteresowania seksualne są
nakierowane głównie na obiekty inne niż ludzie płci przeciwnej, na akty
seksualne niekoniecznie związane z zapłodnieniem lub na zapłodnienie
dokonywane w dziwacznych okolicznościach, takich jak nekrofilia,
pedofilia, sadyzm seksualny czy fetyszyzm. Nawet, jeśli wielu postrzega
swoje praktyki jako niesmaczne, pozostają oni niezdolni do zastąpienia
ich normalnym zachowaniem seksualnym. Ta diagnoza nie jest właściwa dla
jednostek, które dokonują aktów dewiacyjnych, ponieważ normalne obiekty
seksualne nie są dla nich dostępne” [Z angielskiego przełożyła N.J.
Nowak]
DSM-III (1980) | Pierwsza poważna definicja sadyzmu
“(1) wobec niedobrowolnego partnera, jednostka wielokrotnie umyślnie
zadawała psychiczne lub fizyczne cierpienie w celu wywołania [u siebie -
przypis NJN] podniecenia seksualnego
(2) z dobrowolnym partnerem, wielokrotnie preferowany lub wyłączny tryb
osiągania podniecenia seksualnego łączy upokorzenie z symulowanym lub
łagodnie szkodliwym cierpieniem cielesnym
(3) wobec dobrowolnego partnera, zranienie cielesne, które jest
rozległe, trwałe lub potencjalnie śmiertelne, zadawane jest w celu
osiągnięcia podniecenia seksualnego” [Z angielskiego przełożyła
N.J.Nowak]
DSM-5 (2013) | Współczesna definicja sadyzmu
“Na przestrzeni co najmniej 6 miesięcy, powracające, intensywne,
pobudzające seksualnie fantazje, popędy seksualne lub zachowania
obejmujące akty (realne, nie symulowane), w których psychiczne lub
fizyczne cierpienie (w tym upokorzenie) ofiary jest seksualnie
podniecające dla osoby. Fantazje, popędy seksualne lub zachowania
wywołują klinicznie znaczącą dolegliwość lub upośledzenie w społecznych,
zawodowych lub innych ważnych obszarach funkcjonowania”
[Z angielskiego przełożyła N.J.Nowak. Powyższa definicja jest identyczna
jak ta zawarta w DSM-IV (1994). Jeśli chodzi o definicję z DSM-III-R
(1987), to w pierwszym zdaniu można dostrzec jedynie drobne różnice
gramatyczne. Drugie zdanie, które cytuję za Kruegerem, brzmi zaś tak:
“Osoba działała pod wpływem tych popędów lub znacznie jej one dolegają“.
W definicji z DSM-IV-TR (2000) pierwsze zdanie jest zbieżne ze swoim
odpowiednikiem z DSM-5. Inaczej brzmi tylko zdanie drugie, w którym,
podobnie jak w DSM-III, podkreśla się odmienność autentycznej przemocy
od obopólnej przyjemności BDSM (Bondage, Discipline, Sadism, Masochism).
Przytaczam je w wersji podanej przez Kruegera: “Osoba działała pod
wpływem tych popędów seksualnych z niezgadzającą się na to osobą, lub
popędy seksualne lub fantazje wywołują znaczną dolegliwość lub trudności
interpersonalne“. W roku 1980 (tj. w czasach DSM-III) symulowane akty
sadomasochistyczne uchodziły jeszcze za dewiację. Od roku 1987, czyli od
momentu ogłoszenia DSM-III-R, patologizuje się wyłącznie akty realne.
Im dalej w las, tym głębiej zakorzeniona zasada “chcącemu nie dzieje się
krzywda“. Jak za chwilę zobaczymy, podręcznik ICD-10 jest dużo bardziej
konserwatywny. Tam wrzuca się do jednego worka egoistyczne
maltretowanie ofiary i uzgodnione igraszki BDSM. Przypuszczam, że
podręcznik ICD-11, który ukaże się w roku 2018, będzie bardziej
“postępowy“]
ICD-10 (wydanie 2008) | Hasło “sadomasochizm”
“Kontakty seksualne, związane z zadawaniem bólu, upokarzaniem, czy
zniewalaniem. Jeśli partner woli być odbiorcą takiej stymulacji
seksualnej - określa się to masochizmem, jeśli zaś woli wywoływać -
sadyzmem. Do pobudzenia seksualnego dochodzi często przy zastosowaniu
sadystycznych i masochistycznych metod” [Opracowanie wersji polskiej:
Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia]
Zbrodnia sadystyczna
Gdy sadyzm wymyka się spod kontroli, prowadzi do czynów niezgodnych z
prawem. Problemowi zbrodni popełnionej z pobudek sadystycznych
przyjrzeli się Robert R. Hazelwood, Park Elliott Dietz i Janet Warren w
artykule “The Criminal Sexual Sadist” dostępnym na blogu Crime &
Clues (Crimeandclues.com). Tekst, pochodzący z czasopisma “FBI Law
Enforcement Bulletin”, jest adresowany głównie do pracowników organów
ścigania. Autorzy udzielają czytelnikom cennych porad dotyczących
odróżniania zbrodni sadystycznych od niesadystycznych. No, więc na co
należy zwrócić uwagę podczas badania poważnych przestępstw? Po pierwsze,
trzeba znaleźć odpowiedź na pytanie, czy czyn zabroniony przynosił
ofierze cierpienie. Żadna zbrodnia nie może zostać uznana za
sadystyczną, jeśli nie wiązała się z bólem, strachem, poniżeniem itd. Po
drugie, konieczne jest ustalenie, czy katusze były komuś zadawane
umyślnie. Wiele przestępstw, takich jak choćby gwałt, stanowi dla ofiary
prawdziwą gehennę. Sęk w tym, że zazwyczaj udręczenie to tylko efekt
uboczny bezprawnego działania. W przypadku zbrodni sadystycznej męczenie
człowieka jest celem samym w sobie. Po trzecie, należy rozważyć, czy
okrutne przestępstwo mogło podniecać oprawcę seksualnie. Może
kryminalista podchodził do ataku jak do radosnego święta, starannie
przygotowując miejsce, narzędzia i scenariusz zbrodni? Może prowadził
dziennik, w którym opisywał swoje chore pragnienia? Może zatrzymał sobie
jakąś pamiątkę i/lub nieustannie wracał myślami do ataku (np. oglądając
zdjęcia zrobione podczas napaści)? Warto też sprawdzić, czy delikwent
interesował się pornografią i praktykami BDSM.
Portret sadysty
Hazelwood, Dietz i Warren są również twórcami pracy “The Sexually
Sadistic Criminal and His Offenses”. Doczekała się ona publikacji w
wirtualnym wydaniu periodyku “Bulletin of the American Academy of
Psychiatry and the Law” (Jaapl.org). Zdaniem autorów, większość sadystów
nigdy nie wprowadza w życie swoich szalonych wizji. Ale są też tacy,
którzy nie chcą lub nie potrafią kontrolować swojego zachowania, i to
oni stanowią zagrożenie dla otoczenia. Tym, co naprawdę ekscytuje
sadystów, jest nie tyle ból i jego zadawanie, ile poczucie absolutnej
władzy nad osobą zdeptaną i sterroryzowaną. Katowanie i poniżanie ofiary
to tylko środek do celu: sposób na wcielenie się w rolę boga
decydującego o życiu i śmierci ujarzmionego człowieka. Z badań, jakie
autorzy przeprowadzili na grupie 30 sadystycznych bandytów, wynika, że
wielu sadystów to ludzie szukający intensywnych doznań. 50% badanych
sięgało po substancje psychoaktywne. 43,3% skosztowało kiedyś
homoseksualizmu. 40% lubiło szybką jazdę samochodem. 30% uprawiało
kazirodztwo z własnym dzieckiem (43,3% było żonatych w trakcie
dokonywania zbrodni). 20% próbowało swoich sił w transwestytyzmie. 20%
miało na sumieniu podglądactwo, ekshibicjonizm i/lub obsceniczne rozmowy
telefoniczne. 20% dzieliło się partner(k)ami z innymi mężczyznami. 30%
uchodziło w społeczeństwie za statecznego obywatela. 30% fascynowało się
czynnościami i sprzętami policyjnymi. 33,3% posiadało doświadczenie
militarne. 43,3% kontynuowało edukację po ukończeniu szkoły średniej.
46,7% pochodziło z rodzin, w których zdarzył się rozwód bądź małżeńska
niewierność któregoś z rodziców.
Sexual Sadism Scale
Dwaj kanadyjscy naukowcy, William L. Marshall i Steven J. Hucker,
opracowali bardzo przydatne narzędzie, które ma pomagać specjalistom w
diagnozowaniu sadyzmu seksualnego. Jest to Sexual Sadism Scale, czyli
Skala Sadyzmu Seksualnego przedstawiona w rozprawie “Issues in the
diagnosis of sexual sadism” (materiał zamieszczono w elektronicznej
edycji dziennika “Sexual Offender Treatment”:
Sexual-offender-treatment.org). Pozwolę sobie przetłumaczyć wszystkie 17
wierszy tabeli: “1. Przestępca jest seksualnie podniecony sadystycznymi
aktami. 2. Przestępca ćwiczy na ofierze władzę/kontrolę/dominację. 3.
Przestępca upokarza lub poniża ofiarę. 4. Przestępca torturuje ofiarę
lub angażuje się w akty okrucieństwa wobec ofiary. 5. Przestępca
okalecza seksualne części ciała ofiary. 6. Przestępca ma historię
duszenia konsensualnych partnerów podczas seksu. 7. Przestępca angażuje
się w nieuzasadnioną przemoc wobec ofiary. 8. Przestępca ma historię
okrucieństwa wobec innych osób lub zwierząt. 9. Przestępca niepotrzebnie
rani ofiarę. 10. Przestępca próbuje, lub udaje mu się, udusić, zadusić
lub w inny sposób pozbawić ofiarę powietrza. 11. Przestępca zatrzymuje
trofea (np. włosy, bieliznę, dowód osobisty) po ofierze. 12. Przestępca
zatrzymuje nagrania (inne niż trofea) przestępstwa. 13. Przestępca
skrupulatnie planuje przestępstwo. 14. Przestępca okalecza nieseksualne
części ciała ofiary. 15. Przestępca angażuje się w zniewalanie
konsensualnych partnerów podczas seksu. 16. Ofiara zostaje uprowadzona
lub ograniczona. 17. Dowody rytualizmu w przestępstwie”. Punkt 5 pasuje
jak ulał do Adama Humera, krwawego zastępcy Józefa Różańskiego.
Kochająca inaczej
Na forum psychologicznym PsychForums.com znajduje się arcyciekawy wątek
“Sexual Sadists: Why do we associate pain with love?” (“Sadyści
seksualni: dlaczego kojarzymy ból z miłością?”). Myślę, że rzuca on nowe
światło na działalność wielu szemranych filantropów. Założycielka
tematu, Dita, pisze: “Jestem skrajnie wrażliwą, troskliwą osobą. Chlubię
się zdolnością kochania innych tak, jak nikt nie potrafi. Dlatego wiem,
że jestem sadystką seksualną, która posiada zdolność do tego, żeby
kochać głęboko. (…) Jest chłopak, w którym jestem szalenie zakochana.
Nigdy wcześniej nikogo tak nie kochałam ani nie troszczyłam się o nikogo
tak, jak o niego. Ale fantazjuję o tym, żeby go zranić. (…) Poczucie
winy, które mam z tego powodu, jest nieznośne”. Kilkanaście postów dalej
TheHumanBeing odpowiada: “To wyjaśnia dużo na mój temat. (…) Ja też
zawsze staram się być osobą dobrą dla innych. (…) Szczerze zaczynam
sądzić, że bycie naprawdę dobrą osobą idzie ręka w rękę z sadyzmem
seksualnym”. Dita podchwytuje te słowa i wyznaje: “Wszyscy sadyści
seksualni, z którymi rozmawiałam, wydawali się dobrymi ludźmi. Moim
zdaniem, wszyscy sadyści seksualni są skrajnie wrażliwymi, kochającymi
ludźmi, i to jest ich/nasz problem”. Później Internautka zwierza się:
“Gdy wyobrażam sobie, że kogoś torturuję, zawsze zastanawiam się, czy
rzeczywiście mogłabym to robić. Czy gdybym znalazła się w takiej
sytuacji, nie wygrałaby troskliwa strona mnie. Chciałabym, żeby tak
było, lecz ta druga strona mnie jest tak potężna i ma tyle kontroli”.
Sadyści miłują swoich bliźnich, zwłaszcza tych udręczonych. Ciągnie ich
tam, gdzie można kontemplować człowieczą niedolę[1].
Leczenie i rokowania
Skoro sadyzm jest chorobą, to czy da się go leczyć? I czy może on
człowiekowi przejść? Pewne rozeznanie w tej problematyce daje nam długa
odpowiedź, jakiej udzielił meksykański psychoterapeuta Robert Saltzman
nowozelandzkiej 17-latce Brittany, która zwróciła się do niego o pomoc
(Askdrrobert.dr-robert.com/sadist.html). Wypowiedź eksperta brzmi raczej
pesymistycznie: “Sadyzm ma tendencję do bycia chronicznym z natury i
zazwyczaj nasila się wraz z upływem czasu. (…) Leczenie sadyzmu
zazwyczaj jest trudne i kończy się niepomyślnie, z sadystą - nawet,
jeśli on lub ona powstrzymywał(a) się przez chwilę podczas terapii -
powracającym prędzej czy później do dalszej sadystycznej aktywności. (…)
Generalnie, sadyzm seksualny jest trudny do zmodyfikowania za pomocą
różnego rodzaju technik kognitywno-behawioralnych, które radzą sobie
dobrze z tyloma innymi problemami. Chemiczna (farmakologiczna)
interwencja może przynieść pewne korzyści, w zależności od jednostki.
Wypróbowywano niektóre z antydepresantów, ale tylko z ograniczonym
efektem. Niestety, z leczeniem czy bez leczenia akty sadyzmu seksualnego
mają tendencję do stawania się wraz z upływem czasu coraz bardziej
brutalnymi lub dziwacznymi, więc perspektywy nie są dobre”. Witryna
Right Diagnosis (Rightdiagnosis.com) wymienia jeszcze inne formy
kuracji: hipnozę, terapię grupową, edukację seksualną, trening
umiejętności społecznych, antyandrogeny, normotymiki i fenotiazynę. Nie
wspomina zaś o rachunku sumienia, żalu za grzechy, postanowieniu
poprawy, szczerej spowiedzi ani zadośćuczynieniu Bogu i bliźniemu.
Widocznie te metody nie zdają egzaminu.
Mordercza weganka
List 17-letniej Brittany do Roberta Saltzmana jest naprawdę
wstrząsający. Nadawczyni opisuje w nim całe swoje krótkie, sadystyczne
życie, chociaż unika jak ognia sfery erotycznej. Dziewczyna opowiada, że
już w wieku 5-8 lat dręczyła swoje rówieśnice, uniemożliwiając im
wychodzenie do toalety. Później z satysfakcją rozmyślała o tym, jak
bardzo musiały się męczyć. Gdy miała 13 lat, próbowała udusić swoją
przyrodnią siostrę (ważna uwaga: nastolatka prawdopodobnie pochodzi z
rozbitej rodziny, gdyż w jej liście pojawiają się sformułowania “siostra
przyrodnia“ i “były chłopak matki“!). Gdy miała 14 lat, zaatakowała
swoją mamę żelazkiem w celu zrobienia jej blizny. Obecnie jest totalnie
owładnięta fantazjami o ranieniu innych osób. W jednym z ostatnich zdań
Brittany deklaruje: “Zdaję sobie sprawę z tego, że zabijanie ludzi jest
złe, i de facto jestem weganką”. Co na to doktor Saltzman? “Sądząc po
tym, co napisałaś, nie ma żadnych wątpliwości, że jesteś sadystką i że
cierpisz na tę parafilię od wczesnego dzieciństwa. Jednak w
przeciwieństwie do niektórych sadystów zupełnie nie masz współczucia dla
swoich ofiar i mogłabyś zacząć zabijać ludzi, choć oświadczyłaś
wyraźnie, że wiesz, iż ‘zabijanie jest złe’. To oświadczenie brzmi dla
mnie nie tylko jak sadyzm, ale także w dużej mierze jak kwintesencja
psychopatii, albo socjopatii, jak to również jest nazywane. (…) Chociaż
czujesz i rozumiesz, czym jest współczucie - odczuwasz je wobec zwierząt
- absolutnie nie masz go dla ludzi, nad którymi zamierzasz się pastwić.
(…) Twój zakup noża i Twoje kryteria przy wyborze tej konkretnej broni
wskazują, że planujesz popełnić morderstwo”. Heh, ostra jazda bez
trzymanki!
Sadyści są poczytalni
Czy sadystę, który uległ swoim mrocznym instynktom, można śmiało
postawić przed sądem? Artykuł 31 (paragraf 1) polskiego kodeksu karnego
stanowi: “Nie popełnia przestępstwa, kto, z powodu choroby psychicznej,
upośledzenia umysłowego lub innego zakłócenia czynności psychicznych,
nie mógł w czasie czynu rozpoznać jego znaczenia lub pokierować swoim
postępowaniem”. Według Roberta R. Hazelwooda, Parka Elliotta Dietza i
Janet Warren, większość sadystów potrafi kontrolować (i kontroluje)
swoje niebezpieczne popędy. Wielu chorych realizuje swoje pragnienia
wyłącznie w marzeniach. Niektórzy zadają bliźnim ból, ale tylko w ramach
uzgodnionych zabaw sadomasochistycznych. Trafiają się wreszcie tacy,
którzy próbują zaspokajać swoje żądze poprzez “torturowanie” obiektów
nieożywionych. Wynika z tego, że typowy sadysta jest człowiekiem zdolnym
odróżniać dobro od zła. Współczesna medycyna uznaje sadyzm za
parafilię, czyli za zjawisko związane z nietypowymi zainteresowaniami
seksualnymi, a nie za chorobę ograniczającą ludzką świadomość. Omawiana
dewiacja nie jest więc przesłanką do stwierdzenia niepoczytalności.
Sadysta, który decyduje się urzeczywistnić swoje makabryczne fantazje,
najprawdopodobniej jest jednostką głęboko zdemoralizowaną. Albo - jak
sugerują Hazelwood, Dietz i Warren - posiada jeszcze jakieś inne
zaburzenia psychiczne. To pierwsze stanowi argument za umieszczeniem
takiego osobnika w więziennej celi. To drugie kwalifikuje delikwenta do
leczenia w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Sadysta, tak jak
pedofil, jest człowiekiem wykolejonym. Pozostaje jednak kowalem swojego
losu.
JÓZEF/JACEK GOLDBERG/RÓŻAŃSKI
13 LIPCA 1907 R. - 21 SIERPNIA 1981 R.
URODZONY I ZMARŁY W WARSZAWIE
(PRZYCZYNA ŚMIERCI: RAK ŻOŁĄDKA)
SPOCZYWA NA CMENTARZU ŻYDOWSKIM
PRZY ULICY OKOPOWEJ W WARSZAWIE
Zboczeniec i sadysta
W broszurze “Zbrodnie komunistów - pamiętajmy”, przygotowanej przez
Instytut Pamięci Narodowej i dołączonej do gazety “Nasz Dziennik”,
znajdujemy krótką notkę biograficzną poświęconą Józefowi/Jackowi
Goldbergowi/Różańskiemu. Autor tekstu, Tomasz Łabuszewski, zawarł w niej
następujące słowa: “W opinii więźniów był wyrafinowanym sadystą,
czerpiącym satysfakcję z fizycznego i psychicznego udręczania ludzi.
Mimo wysokiego stopnia służbowego i stanowiska w MBP wielokrotnie sam
bił i znęcał się nad więźniami”. Stalinowiec, o którym rozmawiamy,
przyznawał się wprawdzie do stosowania wymyślnych tortur, ale nie
postrzegał siebie jako jednostki sadystycznej: “Robiliśmy otwarcie
szereg skandalicznych rzeczy, robiłem ja sam, biłem po twarzy i nie
tylko po twarzy. (…) Doszło do pewnej degeneracji, do pewnego sadyzmu u
niektórych pracowników, u mnie sadyzmu nie było”. Inny pogląd głosił
Józef Światło, wicedyrektor Departamentu X MBP, który znał Różańskiego
jak własną kieszeń. Ten prominentny ubek, który w 1954 roku został
współpracownikiem Radia Wolna Europa, co najmniej dwukrotnie nazwał
Goldberga “sadystą” i co najmniej trzykrotnie “zboczeńcem” (sprawdź:
Zbigniew Błażyński, “Mówi Józef Światło. Za kulisami bezpieki i partii”,
Łomianki 2012. Wydanie oryginalne: Londyn 1985). Oto kilka stwierdzeń
Światły: “Cały skład personalny centrali bezpieczeństwa to przede
wszystkim (…) zboczeńcy, jak Różański”, “Po zwolnieniu zarówno Piwińska,
jak i Halina Siedlik (…) oskarżyły go, że jest zboczeńcem i sadystą”,
“Bo łatwiej wam przy pomocy zboczeńca i sadysty wymuszać zeznania,
których potrzebujecie”. Takie zarzuty nie biorą się znikąd.
Rozbita rodzina
O młodości Józefa Różańskiego informuje nas książka “Borejsza i
Różański. Przyczynek do dziejów stalinizmu w Polsce” Barbary
Fijałkowskiej (Olsztyn 1995). Rzeczone źródło podaje, że ojcem naszego
antybohatera był żydowski dziennikarz Abraham Goldberg, a matką -
tajemnicza Anna/Chana Różańska, również narodowości żydowskiej. Abraham
zdobył uznanie jako redaktor naczelny syjonistycznego dziennika “Hajnt”,
Anna imała się różnych zajęć i przejawiała wiele talentów
artystycznych. Państwo Goldbergowie mieli troje dzieci. Jako pierwszy
urodził się Beniamin (Nioma), późniejszy Jerzy Borejsza, komunistyczny
działacz kulturalny. Drugim dzieckiem była Judyta (Jula), która pewnego
dnia wpadła pod tramwaj i straciła obie nogi. Podczas II wojny światowej
znalazła się ona w getcie warszawskim. Trzecie dziecko to, oczywiście,
Józef Goldberg. W 1944 roku mężczyzna zmienił nazwisko na “Jacek
Różański”, ale imię “Jacek” jakoś się nie przyjęło i nawet w oficjalnych
dokumentach nazywano go “Józefem Różańskim”. Józef, Jacek… Dla
znajomych Żydów tylko “Josek”. Fijałkowska opisuje jego dzieciństwo jako
dość traumatyczne: “W 1909 r. Goldbergowie rozeszli się, gdyż Anna
chciała niezależności. Abraham zgodził się na separację pod warunkiem,
że dzieci pozostaną przy nim. Tak więc dwoje starszych dzieci
zamieszkało od razu z ojcem, a najmłodszy, Józef, dołączył do nich w
siódmym roku życia”. Dziennikarz zabraniał synom i córce widywania się z
matką. Ilekroć Beniamin postępował nieroztropnie, Abraham porównywał go
do Anny. Józef, który wizualnie przypominał Różańską, “denerwował ojca
swym wyglądem zewnętrznym”. Trudno tu mówić o normalności.
Prawie jak 8. Mila
Dom Abrahama Goldberga był domem wybitnie inteligenckim. Półki uginały
się tam pod ciężarem książek, wśród których nie brakowało “białych
kruków”. Redaktor naczelny “Hajntu” zdołał przekazać swoim dzieciom
pasję bibliofilską. Sam pozostawał w bliskim kontakcie z elitą
warszawskiego teatru żydowskiego, przyjaźnił się z Ester Rachel
Kamińską. Po rozwodzie z Anną Różańską dziennikarz poślubił niejaką Ewę
Glass, która z powodzeniem zastępowała Niomie, Juli i Joskowi matkę.
Mieszkanie Goldbergów stanowiło istną “zieloną wyspę” na oceanie chaosu,
jakim był przedwojenny Muranów (Murdziel), żydowska dzielnica Warszawy.
Barbara Fijałkowska pisze, że w granicach ówczesnego Muranowa toczyły
się brutalne wojny między wyznawcami skrajnych ideologii. Bójki, zadymy,
donosy - oto codzienność tamtejszych radykałów, nie tylko spod znaku
sierpa i młota. Badaczka przytacza ciekawy fragment pamiętników
Aleksandra Wata: “Całe bestialstwo już się wtedy zaczęło w tych walkach
wewnętrznych, szczególnie na Murdzielu. Bestialstwo, które później tak
ładnie się rozwinęło u Różańskiego i innych towarzyszy”. Należy jednak
podkreślić, że młody Różański nigdy w tym mordobiciu nie uczestniczył.
Był bowiem skrytym, wyobcowanym chłopakiem. “Od dziecka chorowity,
przejawiał daleko idącą powściągliwość, nieufność. Brak rozsadzającej
starszego brata witalności kompensował konsekwencją, dyscypliną
wewnętrzną, ale też pewną zaciętością, czasem porywczością. (…)
Pasjonowała go zawsze psychologia” - podaje Fijałkowska. Ten oczytany
introwertyk jawił się światu jako dobry uczeń, a następnie ambitny
student prawa. W 1936 roku został adwokatem.
Syjonizm i anarchizm
Józef Różański był absolwentem dwujęzycznego (polsko-hebrajskiego)
gimnazjum męskiego “Chinuch”. Zadaniem tej placówki było wychowywanie
młodych Żydów na syjonistów gotowych do emigracji z Polski, gdy tylko w
Palestynie powstanie niepodległe państwo Izrael. “Ogólną orientację
szkoły można by określić jako zaszczepianie żydowskiego nacjonalizmu w
sposób socjalistyczny. Wśród nauczycieli byli zdeklarowani syjoniści,
ale i piłsudczycy, anarchiści, komuniści, brak było natomiast członków
Bundu [socjalistów starających się pogodzić żydowskość z polskością -
przypis NJN]. W procesie nauczania lansowano przede wszystkim tezę o
wyzwoleniu narodu żydowskiego przez utworzenie żydowskiego państwa, z
gospodarką opartą na kibucach, z językiem hebrajskim i religią
mojżeszową jako bazą kulturową. (…) Zgodnie z tradycją w szkole tej
Talmud postrzegany był jako system prawny i księga wszelkiej mądrości
życiowej. Jego studiowanie i komentowanie uważano za najwyższe powołanie
Żyda, formę służenia przez niego Bogu” - wyjaśnia Fijałkowska.
Nauczycielem, który wywarł szczególny wpływ na obu braci Goldbergów, był
romanista Gross głoszący idee anarchokomunistyczne. Zarówno Różański,
jak i Borejsza zaczynali swoją przygodę z polityką od anarchizmu. Josek
opowiadał się po stronie kropotkinowców, Nioma po stronie bakuninistów.
Zwolennicy Bakunina dużo mówili o krwawej rewolucji, entuzjaści
Kropotkina snuli zaś plany dotyczące organizacji życia społecznego już
po udanym przewrocie. Ironią losu jest fakt, że to Różański został
bezlitosnym ubekiem, a Borejsza - dyrektorem wydawnictwa dopuszczającego
pluralizm światopoglądowy.
Czerwona papuga
Jak to się stało, że Józef i Beniamin ostatecznie zostali komunistami?
Niewykluczone, że przyczyniły się do tego dwie osoby: starszy kolega
Mojżesz/Moniek Nowogródzki i stryj Lejb Goldberg (fanatyczny komunista
działający w ZSRR). Po “nawróceniu” na komunizm Josek założył w szkole
marksistowskie kółko samokształceniowe, za co chwilowo został relegowany
z “Chinucha”. Później, na studiach (Wydział Prawa UW), zaangażował się w
prace OMS “Życie” i ZMK. Kolejnym “stopniem wtajemniczenia” była już
KPP. Różański ukończył studia w 1929 roku, lecz dopiero w 1936 udało mu
się zdobyć konkretny zawód prawniczy. Adwokatem był raczej miernym.
Prowadził kancelarię razem ze swoją uczelnianą przyjaciółką Anką, która
podczas studiów wielokrotnie mu pomagała, także finansowo. “Anka była
zdolniejsza, brała na siebie najtrudniejsze, a zarazem najbardziej
dochodowe sprawy, jemu pozostawiając te ‘polityczne’” - odnotowuje
Fijałkowska. Działalność komunistyczna Różańskiego polegała m.in. na
redagowaniu lewicowych czasopism. Interesujące, że wspólnikami naszego
antybohatera często zostawały kobiety, np. Gina, Maryla i jakaś trzecia,
“której nazwiska ani pseudonimu nie zapamiętał”. Skoro jesteśmy już
przy tym temacie, zauważmy, że Josek był niezwykle przywiązany do matki i
siostry, a potem - do żony i córki. Jego największym wrogiem również
okazała się kobieta, Julia Brystygierowa. Stalinowiec dużo zawdzięczał
swojej przyjaciółce Ance, a przed śmiercią opowiedział całe swoje życie
Barbarze Fijałkowskiej. Czy nie był on odrobinę… zniewieściały?
Pamiętajmy, że sadysta seksualny to zupełnie inny typ brutala niż zdrowy
osiłek z ulicy.
Kierunek: Wschód
Żona Józefa Różańskiego (Izabela/Izabella Różańska, Bela Frenkiel)
przyszła na świat 31 maja 1907 roku. Chociaż pochodziła z rodziny
żydowskiej, nie wyglądała na Żydówkę. Wyróżniała się bowiem jasnymi
włosami i zielonymi oczami. Para była właściwie konkubinatem, gdyż - jak
powiedział Różański cytowany przez Fijałkowską - “zgodę KC partii na
żydowski ślub ‘pod baldachimem’ dostał tylko Jakub Berman”. Mimo to, po
wojnie Józef i Izabela posługiwali się tym samym nazwiskiem i byli
powszechnie postrzegani jako małżeństwo. Różańscy poznali się na
przełomie 1935 i 1936 roku w śródborowskim pensjonacie, gdzie Josek
dochodził do zdrowia po zapaleniu opon mózgowych, a Bela - po
wyniszczającym pobycie w więzieniu w Fordonie. Niemiecki atak na Polskę
zastał ich w Warszawie, skąd oboje uciekli na Wschód 6 września 1939
roku. O tym, co się z nimi działo w ZSRR, wiadomo niewiele. Jest pewne,
że przez ponad rok przebywali w Kostopolu, a potem znaleźli się we
Lwowie (Izabela w październiku 1940 roku, jej mąż - kilka miesięcy
później). Obydwoje służyli w NKWD. Josek był oficerem tej formacji,
natomiast Bela pełniła jakieś podrzędne funkcje. Żona naszego
antybohatera witała ponoć kwiatami Armię Czerwoną wkraczającą do
Kostopola. Różańscy znajdowali się w posiadaniu archiwów II Oddziału
Sztabu Głównego WP, których polski kontrwywiad nie zdążył zniszczyć.
Działali też w jakiejś komisji ewidencjonującej radzieckich Niemców.
Józef uczestniczył w leśnych potyczkach, Izabela pracowała w Domu
Kultury w Kostopolu. Zdaniem Fijałkowskiej, Różański mógł być agentem
NKWD już przed wojną (w latach 1937-1938 wysyłano go do Francji i
Palestyny).
Stefa Goldberżanka
Gdy ciężarna Bela została wezwana do Lwowa, mogła liczyć wyłącznie na
wsparcie Jerzego Borejszy. To właśnie w takich okolicznościach 15
listopada 1940 roku urodziła się Stefa, podobno jedyne dziecko Józefa
Różańskiego. Młoda matka czuła się w szpitalu dyskryminowana ze względu
na swoją żydowskość. Kręciła nosem nawet pomimo faktu, że jako
enkawudzistka miała zagwarantowane wszelkie przywileje! Wiosną 1941 roku
do Lwowa przybył Josek. Wojna niemiecko-sowiecka (czerwiec-grudzień
1941) to najbardziej tajemniczy okres w jego życiu. Istnieje hipoteza,
według której Józef uczestniczył w rozstrzeliwaniu polskich jeńców
wojennych, ale brakuje na to niezbitych dowodów. Zaraz po ataku Niemiec
na ZSRR Izabela otrzymała wezwanie do Moskwy. Jej mąż bywał tu i ówdzie,
ponoć także w Starobielsku. “Faktem jest, że jesienią 1941 r. znaleźli
się oboje z dzieckiem w Samarkandzie jako cywile. (…) Oboje Goldbergowie
pracowali w kołchozie” - podaje Barbara Fijałkowska. Warunki, w jakich
przyszło im egzystować, pozostawiały wiele do życzenia. Miało to
destrukcyjny wpływ na ich córkę, która ciężko zachorowała i była
zagrożona śmiercią głodową. Zrozpaczeni Różańscy zdecydowali się wówczas
na zdradę: przyjęli pomoc materialną od delegatury rządu Władysława
Sikorskiego. Bela wzięła “2 kg ryżu i trochę mąki”, a Josek “jedną czy
dwie puszki skondensowanego mleka”. Troskliwi rodzice musieli się potem
słono tłumaczyć przed MOPR-owską komisją, w której szczególnie
prześladowała ich Julia Brystygierowa. Kto wie, może późniejsza
nadgorliwość Różańskiego wynikała z chęci odzyskania “dobrego imienia“?
Ostatecznie, wciąż miał on na karku Krwawą Lunę[2].
Różańszczyzna - metodyka UB
Dalsze losy naszego antybohatera doskonale nakreśla Tadeusz M. Płużański
w książce “Bestie” (Warszawa 2011) i artykule “Jacek Różański, kat
rotmistrza Witolda Pileckiego i generała Augusta Emila Fieldorfa ‘Nila’”
(Historia.wp.pl). Otóż w 1944 roku Różański wstąpił do Ludowego Wojska
Polskiego, gdzie pełnił funkcję politruka oraz uczestniczył w walkach na
Wołyniu i przyczółku warecko-magnuszewskim. Wkrótce przeniesiono go do
raczkującego Resortu Bezpieczeństwa Publicznego PKWN. 1 lipca 1947 roku
Josek został dyrektorem Departamentu Śledczego MBP. To, co brat Jerzego
Borejszy wyczyniał aż do roku 1954, czyli do końca swojej kariery w
peerelowskiej bezpiece, uczyniło go symbolem terroru stalinowskiego w
Polsce. Nieludzkie tortury, jakie stosował na szeroką skalę wobec
więźniów politycznych, to tylko wierzchołek góry lodowej. Przede
wszystkim, był on człowiekiem, który decydował o wyrokach wydawanych w
procesach pokazowych. Wiele z tych procesów stanowiło zresztą jego
autorską twórczość. Różański wysysał sobie z palca najróżniejsze
historie, na podstawie których formułował fałszywe oskarżenia wzmocnione
spreparowanymi dowodami. Zmuszał ludzi, żeby przyznawali się do czynów
niepopełnionych. Reżyserował rozprawy, podczas których wszystko było z
góry ustalone. Gdy sądowe “przedstawienia” szły niezgodnie z planem,
osobiście przywracał “aktorów” do pionu. Znany jest incydent z procesu
biskupa Czesława Kaczmarka, kiedy to Różański niespodziewanie wyszedł
zza kulis. “Ja już skułem mordy obrońcom i przestrzegam księdza biskupa,
aby nie poważył się więcej na podobne postępowanie” - warknął
zirytowany Josek do duchownego.
Sprawa “Marcysi”
Goldberg potrafił składać bliźnim obietnice bez pokrycia, niekiedy
okraszone “oficerskim słowem honoru“. W jego ustach “honor” był jedynie
wytrychem umożliwiającym włamanie się do psychiki rozmówcy. To właśnie
tego wytrychu użył nasz antybohater w 1945 roku, gdy zależało mu na
konkretnych zeznaniach Emilii Malessy “Marcysi”, wdowy po Janie Piwniku
“Ponurym“. Historię, do której nawiązuję, opisał Tadeusz M. Płużański w
tekście “Po pierwsze honor. Opowieść o Emilii Malessie i Janie
Rzepeckim” (“Oprawcy. Zbrodnie bez kary”, Warszawa 2012). Podczas
okupacji niemieckiej Malessa należała do AK, gdzie pełniła funkcję
łączniczki “między podziemiem w kraju a władzami RP i Naczelnym Wodzem
na obczyźnie”. Po wojnie konspirowała przeciwko komunistom, za co
trafiła do więzienia na warszawskim Mokotowie. Tam, przy ulicy
Rakowieckiej, zdradziła nazwiska przywódców WiN-u. “Pułkownik Józef
Goldberg-Różański (…) ręczył jej ‘oficerskim słowem honoru’, że żadna z
ujawnionych osób nie zostanie aresztowana i osądzona. Odwoływał się do
jej patriotycznych uczuć. (…) Jeśli nie pójdzie na ugodę (…) ’będzie
odpowiedzialna za mordownię’. (…) Różański słowa nie dotrzymał,
rozpoczynając aresztowania WiN-owców. (…) Jednak (…) to nie ona wpadła
na pomysł ujawnienia WiN. Działała na wyraźne polecenie swojego dowódcy,
płk. Jana Rzepeckiego” - pisze Płużański. Malessa robiła wszystko, co w
jej mocy, żeby nakłonić Joska do realizacji danego przyrzeczenia.
Dwukrotnie podejmowała głodówkę. Latem 1949 roku popełniła samobójstwo.
Tymczasem Rzepecki dożył odwilży październikowej (1956). Szybko został
zrehabilitowany i poparł Władysława Gomułkę.
Łamacz umysłów
Ryszard Walicki, autor książki “Tortury. W Polsce 1945-1955 i
współcześnie” (Warszawa 2013), odmalowuje dosyć wnikliwy portret
Goldberga: “Różański (…) rozumiał znaczenie szoku emocjonalnego. Toteż
jego ofiary pamiętały go dobrze. Gdy jedna z byłych więźniarek, będąc
już na wolności, zobaczyła Różańskiego w sklepie przy ulicy Nowy Świat w
Warszawie, to zemdlała. (…) Różański osobiście bił rzadko.
Niejednokrotnie na początku przesłuchania uderzał więźnia lub więźniarkę
w twarz, ale mocno. Czasem zdzielił pasem oficerskim lub kopnął. Długie
torturowanie fizyczne zlecał oficerom śledczym. Groził więźniom i
pragnął wytworzyć w nich poczucie beznadziejności i wywołać strach. Sam
zaś co pewien czas występował w roli życzliwego, współczującego więźniom
i oficerom śledczym, mądrego człowieka, zdumionego nieracjonalnym
zachowaniem się osób torturowanych. (…) To przypomina opinię o Różańskim
byłego więźnia, Wiktora Leśniewskiego, który powiedział mi kiedyś, że
Różański potrafił być uroczym człowiekiem. Jednego tylko nie potrafił:
uśmiechać się. Płk Różański starał się dotrzeć do umysłu ofiary po to,
aby ją złamać”. Walicki ilustruje maniery Joska licznymi cytatami. Oto
dwa z nich: “Pewnego dnia w czasie przesłuchania w 1950 r. wszedł w
mundurze pułkownika, z reguły chodził w cywilnym ubraniu (…) i
powiedział: no, Dobrowolski - już odpiął pasa i palnął mnie 3-4 razy po
plecach, karku i uchu (…) i mówi (…): muszę sobie zrobić przyjemność,
żeby takiego łobuza bić” (Szczęsny Dobrowolski), “Mnie Różański nigdy
nie uderzył palcem. (…) Jak meldowałem Różańskiemu, że mnie biją,
powiedział - u nas się nie bije, proszę pana, imaginacja jakaś
nadzwyczajna” (Stanisław Szopiński).
Krwawy Jacek
Ryszard Walicki przywołuje również zeznania dotyczące przeżyć Andrzeja
Skrzesińskiego: “W obecności Różańskiego włożono mu do ust palącego
papierosa, gdy go wypluł, Różański uderzył go z całej siły w twarz i
wybił mu dwa zęby, dał mu własną chustkę, rozkazując na klęczkach lizać
krew z podłogi”. Leon Wudzki, członek CKKP PZPR, powiedział w 1956 roku:
“Całe miasto wiedziało, że Różański zdziera ludziom paznokcie osobiście
z rąk” (cyt. za: Władysław Gauza, “Elity III RP. Rodowód”, Oslo 2011).
Anglojęzyczna publikacja “Night Voices: Heard in the Shadow of Hitler
and Stalin” Heather Laskey (McGill-Queen’s University Press 2003)
zawiera wzmiankę o tym, że Goldberg wbijał pewnej kobiecie igły pod
paznokcie. Piotr Lipiński, autor książki “Bicia nie trzeba było ich
uczyć. Proces Humera i oficerów śledczych Urzędu Bezpieczeństwa”
(Wołowiec 2016), opisuje przypadek nieludzkiego katowania Marii
Hattowskiej: “Zaprowadzono ją na przesłuchanie; w pokoju czekało ośmiu
mężczyzn. Byli wśród nich Józef Różański i Adam Humer. - Różański zaczął
pierwszy - opowiadała mi Maria Hattowska. - Kopnął mnie, aż spadłam z
krzesła. Humer bił nahajką. Miała na końcu kulkę, która przy uderzeniach
przecinała skórę. (…) Bili mnie w krocze. Po tym już nie mogłam mieć
dzieci”. Stefan Bałuk, jeden z bohaterów filmu dokumentalnego “Bezpieka
1944-1956” (reż. Iwona Bartólewska, TVP 1997), twierdził, że Josek
wykazywał pewne “objawy neurasteniczne”, tzn. wychodził z pokoju
przesłuchań jako człowiek kompletnie wyczerpany i nieobecny, a wracał -
jako okaz siły i witalności. Zdaniem ekswięźnia, oprawca mógł czerpać
energię z jakichś “dodatkowych bodźców”. Czyżby leki lub narkotyki[3]?
49 rodzajów tortur
Kazimierz Moczarski, męczony przez kilku ubeków na rozkaz Józefa
Różańskiego, wspomina o biciu “ręką“, “policyjną pałką gumową“,
“drążkiem mosiężnym“, “drutem“, “drewnianą linijką okutą metalem“,
“kijem“, “batem“ oraz “suszką i podstawą do kałamarza”. Było to
uderzanie m.in. “nasady nosa“, “wystających części łopatek“,
“podbródka“, “stawów barkowych“, “wierzchniej części nagich stóp“,
“czubków palców rąk“, “czubków palców nagich stóp“ i “obnażonych pięt”.
Pokrzywdzony zapamiętał też wyrywanie włosów (“z wierzchniej części
czaszki”, “ze skroni, znad uszu i z karku”, “z brody i wąsów”, “z
piersi”, “z krocza i z moszny”), przypalanie (“rozżarzonym papierosem -
okolic ust i oczu”, “płomieniem - palców obu dłoni”) i wiele innych
udręk, np. “miażdżenie palców obu rąk”, “miażdżenie palców stóp”,
“siedzenie na kancie stołka”, “siedzenie na śrubie, która rani
odbytnicę”. Pełną listę niedozwolonych metod śledczych można znaleźć w
artykule “Opis 49 rodzajów tortur stosowanych przez UB wobec Kazimierza
Moczarskiego z AK” Jarosława Wróblewskiego (portal Fronda.pl). Kobiety,
które trafiały do więzienia na Rakowieckiej, często padały ofiarą
przemocy seksualnej. Tadeusz M. Płużański przytacza w “Bestiach” słowa
swojego ojca, byłego więźnia stalinowskiego: “Ówczesny kierownik
Wydziału Śledczego MBP płk J. Różański oświadczył mi, że oficerowie
śledczy nie będą się ze mną ‘szarpali’, gdy mogą wybić z kogo innego to,
co im jest potrzebne. (…) W stosunku do żony mojej zastosowano system
(…) deptania jej godności kobiecej”. Goldberg był osobnikiem
niesłychanie perwersyjnym. Świadczy o tym jego agresja seksualna,
wścibstwo i rozwiązły styl życia.
Moralność alfonsa
Któregoś dnia Anatol Fejgin, dyrektor Departamentu X MBP, zastał go w
takiej sytuacji: “Na olbrzymim biurku (…) siedzi Jacek, przed nim
ustawieni w krąg stoją jego najbliżsi współpracownicy, a w środku jak
piłka odbija się nieznany mi mężczyzna. Był puszczony na krąg, każdy z
funkcjonariuszy Jacka przykładał mu kuksańca, a Różański, każdorazowo,
gdy tamten przelatywał obok biurka, kopał go w miejsca szczególnie
uczulone. ‘Jacek! Jak możesz!’ - powiedziałem z oburzeniem. ‘To jest
właśnie zabójca Ściborka’ - wyjaśnił Różański, mitygując się.
Zaczerwienił się chyba nawet. Krępował się przy mnie swojej brutalności”
(Henryk Piecuch, “Spotkania z Fejginem”, Warszawa 1990). Skrępowanie
oznacza, że ktoś się wstydzi przyjemności, którą odczuwa. Rozprawiała o
tym bodajże Michelle Larivey w książce “Siła emocji” (Warszawa 2006).
Zestawmy upiorną anegdotę Fejgina z fragmentem przemówienia Bolesława
Drobnera z 1955 roku: “Chciałbym, żeby (…) można było usłyszeć od
świadków, iż nie przeszedł ten drab koło więźnia bezbronnego, żeby go
nie kopnąć w krocze” (Stanisław Marat i Jacek Snopkiewicz, “Ludzie
bezpieki”, Warszawa 1990). Jedna z byłych więźniarek MBP wspominała, że
Różański zapoznawał ją z zeznaniami jej męża na temat “Moje życie
erotyczne”. Chciał jej również odczytać inny elaborat tego samego
człowieka: “Pożycie płciowe z moją żoną” (tamże). Henryk Piecuch
wzmiankował o jakichś “orgiach” z udziałem Różańskiego. Józef Światło
mówił na antenie RWE: “Różański to bardzo energiczny i czynny
kobieciarz. (…) Urządza sobie intymne i wymyślne orgie w swoim
gabinecie”. Tadeusz M. Płużański pisał w “Bestiach“, że Josek miał w
ZSRR “swoje PPŻ”.
Na smyczy Moczara
Barbara Fijałkowska podaje, że Józef Różański dostał wypowiedzenie z
pracy już w marcu 1954 roku. Kilka miesięcy później nastąpiło zaś jego
aresztowanie. W roku 1955 Goldberg został skazany na 5 lat więzienia,
ale złagodzono mu karę do 3 lat i 4 miesięcy. W roku 1957 usłyszał wyrok
15 lat pozbawienia wolności, zamieniony potem na 14 lat. Ryszard
Walicki cytuje słowa Marka Jabłonowskiego, z których wynika, że Josek
“korzystał [w zakładzie karnym - przypis NJN] z nieprzewidzianych
regulaminem ulg”. Ostatecznie skazaniec został ułaskawiony w
październiku 1964 roku. Dalsze losy naszego antybohatera omawia Radosław
Kurek w artykule “Kaci bezpieki na tle Marca’68: Roman Romkowski,
Anatol Fejgin i Józef Różański w oczach SB (1964-1968)”. Tekst ukazał
się w czasopiśmie “Aparat Represji w Polsce Ludowej 1944-1989”, którego
elektroniczną wersję można pobrać ze strony internetowej IPN-u
(Ipn.gov.pl). Według badacza, w czasach moczarowskich Goldberg pracował
m.in. w Mennicy Państwowej i był pilnie śledzony przez esbeków.
Uczyniono go nawet figurantem sprawy o kryptonimie “Wąsik”. Różański
roztaczał wokół siebie “atmosferę człowieka miłego, uprzejmego, a
jednocześnie dającego do zrozumienia, że posiada poważną pozycję dzięki
swym uprzednim i obecnym znajomościom” (to fragment notatki H.
Szyszkowskiego z lutego 1967 roku). Lubił spacerować ulicą Rakowiecką.
Tęsknił za epoką bierutowską. Kibicował Izraelowi w zmaganiach z
Arabami. W marcu 1968 roku był spokojny, ale jego żona rozpowszechniała
jakieś plotki o rzekomym mordowaniu Żydów przez Polaków podczas okupacji
niemieckiej. W 1967 roku został “wyrzucony z jadącego trolejbusu” przez
swoje dawne ofiary.
Historia i sztuka
A co się stało ze Stefą Goldberżanką? Barbara Fijałkowska zdradza tylko
tyle, że czerwona księżniczka posługiwała się nazwiskiem “Stefania
Żebrowska”. Na początku 2016 roku znalazłam w Internecie blog artystki
plastyczki Justyny Czerniak (Justynaczerniak.blogspot.com). W dziale
“Tekst” autorka wyjaśnia, jak jej losy splotły się - pośrednio, acz
intensywnie - z losami rodziny Józefa Różańskiego. Otóż Justyna
przyjaźni się z niejaką Agnieszką, młodą kobietą, która pracowała jako
opiekunka Stefy i towarzyszyła jej aż do końca ziemskiej wędrówki.
Starsza pani dopiero pod koniec życia ujawniła swoją prawdziwą
tożsamość. Była osobą niezwykle samotną, toteż przed śmiercią zapisała
cały swój majątek, łącznie z pamiątkami po ojcu, opiekunce Agnieszce.
Wiele z tych staroci - fotografii, listów, pocztówek - trafiło później w
ręce Justyny Czerniak, która zrobiła z nich jakieś kompozycje
artystyczne w ramach przygotowywanej pracy dyplomowej. Ech, mam
nadzieję, że magistrantka wykorzystała wyłącznie kopie tych przedmiotów,
a nie oryginały! Przeraża mnie myśl, że ktoś mógłby zniszczyć cenne
źródła historyczne w imię “sztuki współczesnej”! Justyna opublikowała w
Internecie skany swoich dzieł. Nie znam się na sztuce, ale uważam, że
zdjęcia z rodzinnego archiwum Różańskich wyglądałyby znacznie lepiej bez
tych wszystkich “artystycznych udziwnień”, takich jak stylizowany
kwiatek zasłaniający buzię Stefy. Tak czy owak, nie mam wątpliwości, że
na niektórych fotografiach znajduje się Józef Różański. Ta gęba jest
niepodrabialna. Również adres widoczny na jednej z pocztówek (ulica
Narbutta w Warszawie) zgadza się z tym podanym przez Fijałkowską.
Pamiątki są więc autentyczne.
PODSUMOWANIE
Dlaczego uważam, że Józef/Jacek Różański (właśc. Goldberg) to
podręcznikowy przykład sadysty? Dlatego, że posiadał on wiele cech, o
których wspominali Robert R. Hazelwood, Park Elliott Dietz i Janet
Warren w artykule “The Sexually Sadistic Criminal and His Offenses”.
Opisywany stalinowiec przeżył w dzieciństwie rozwód swoich rodziców. Po
zdaniu matury w prywatnym gimnazjum “Chinuch” kontynuował naukę na
Uniwersytecie Warszawskim. Aż do wybuchu II wojny światowej uchodził za
statecznego obywatela: prowadził kancelarię adwokacką, nigdy nie był
karany przez sądy II Rzeczypospolitej. Gdy wstępował do NKWD i MBP, był
już żonaty (no dobrze, żył z Belą w konkubinacie, ale tylko dlatego, że
nie zdołał uzyskać zgody na tradycyjny ślub żydowski). Miał
doświadczenie militarne, tzn. uczestniczył w leśnych potyczkach, walczył
w szeregach LWP. Fascynował się czynnościami i sprzętami policyjnymi,
wszak stał na czele Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego. Brał udział w makabrycznych zabawach o charakterze
homoerotycznym, doznawał widocznej przyjemności podczas kopania męskich
genitaliów. Ewidentnie dzielił się partner(k)ami z innymi mężczyznami,
poza tym korzystał z usług PPŻ - Przechodnich Polowych Żon. Mógł sięgać
po jakieś substancje psychoaktywne, gdyż jeden z byłych więźniów
posądził go o czerpanie energii z zewnętrznego źródła. Bywał
obsceniczny, bezpruderyjny i niepotrzebnie zainteresowany życiem
intymnym swoich ofiar. Jak większość sadystycznych bandytów,
reprezentował płeć silną. Powyższe ustalenia sugerują, że osławiony
Różański to sadysta sensu stricto. Tacy ludzie rządzili kiedyś Polską.
Natalia Julia Nowak,
21.10. - 01.12. 2016 r.
PS. W polskojęzycznej Wikipedii, pod hasłem “Seryjny morderca”,
widnieje intrygujące zdanie: “W rodzinach połowy z nich matka
wychowywała syna samotnie od jego drugiego roku życia”. Józef Różański
urodził się w roku 1907, a od 1909 pozostawał pod wyłączną opieką swojej
rodzicielki. Gdy miał siedem lat, trafił pod skrzydła ojca, macochy i
starszego rodzeństwa (to już druga trauma we wczesnym dzieciństwie).
Ciekawe, w sumie, dlaczego… Może matka źle go traktowała? Albo nie
potrafiła należycie o niego zadbać? Anders Behring Breivik, sprawca
krwawych zamachów terrorystycznych w Oslo i na wyspie Utoya, również był
synem samotnej matki. Jego rodzice rozstali się, kiedy miał zaledwie
roczek.
PS 2. Postać Różańskiego pojawia się w filmie fabularnym “Generał
Nil” oraz telespektaklach “Śmierć Rotmistrza Pileckiego”, “Słowo
honoru”, “Kontrym” i “Rozmowy z katem”. Josek jest też bohaterem
powieści “Niesamowici bracia Goldberg” Wojtka Biedronia. Podejrzewam, że
utwór prędzej czy później zostanie zekranizowany, bo jego autor jest
zawodowym filmowcem. Nigdy nie miałam w rękach tego czytadła, ale
poświęciłam trochę czasu na lekturę jego recenzji. I czego się
dowiedziałam? Otóż książka Biedronia zawiera (jak by to określił
towarzysz Gomułka) “pornograficzne obrzydliwości”. Obaj bracia
Goldbergowie, a zwłaszcza Józef, są tam ukazani jako totalni erotomani.
Coś mi się zdaje, że czeka nas produkcja, przy której “Zaćma” i “Ida” to
niewinne dobranocki.
PRZYPISY
[1] Tym, którzy nie mogą tego zrozumieć, polecam fragment powieści “Lot
nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya w przekładzie Tomasza Mirkowicza
(1962/1981). Jest to urywek dialogu, w którym główny bohater, Randle
Patrick McMurphy, i jego kolega ze szpitala psychiatrycznego, Dale
Harding, dyskutują o demonicznej pielęgniarce Mildred Ratched zwanej
Wielką Oddziałową. McMurphy przekonuje Hardinga, że siostra Ratched,
pozująca na wrażliwą istotę, to w rzeczywistości sadystka i despotka.
Harding, który odpycha od siebie ponurą prawdę o Oddziałowej, wygłasza
komiczny pean na jej cześć: “Siostra Ratched to prawdziwy anioł
miłosierdzia; spytaj, kogo chcesz! Bezinteresowna jak wiatr, dzień po
dniu, przez pięć długich dni w tygodniu pełni dla dobra ogółu swoje
niewdzięczne obowiązki. To wymaga poświęcenia, przyjacielu, prawdziwego
poświęcenia. Wiem też od godnych zaufania osób, choć nic więcej nie mogę
ci o nich wyjawić ponad to, że Martini pozostaje z nimi w bliskich
stosunkach, iż również w dni wolne od pracy siostra Ratched służy
ludzkości, oddając się działalności charytatywnej. Przygotowuje kosze z
takimi delicjami, jak konserwy i mydło, a dla urozmaicenia dorzuca
kawałek sera, po czym obdarowuje nimi młode małżeństwa w tarapatach
finansowych. (…) Spójrz: oto nadchodzi nasza oddziałowa. Stuka lekko do
drzwi. W ręce trzyma kosz ozdobiony wstążkami. Młodemu małżeństwu
szczęście zapiera dech. Mąż stoi z otwartymi ustami, żona płacze, nie
kryjąc łez. Oddziałowa lustruje ich domostwo. Obiecuje przysłać im
pieniądze na… proszek do czyszczenia, a jakże. Stawia kosz na środku
podłogi. A kiedy stamtąd wychodzi - posyłając obojgu pocałunki i zwiewne
uśmiechy - jest tak upojona słodkim mlekiem miłosierdzia, którym własny
czyn wypełnił jej obfite piersi, że nie potrafi powściągnąć swojej
szczodrości. Szczodrości, rozumiesz?”. Wkrótce okazuje się, że to
McMurphy prawidłowo ocenił siostrę Ratched, oprawczynię torturującą
pacjentów elektrowstrząsami i lobotomią. Ktoś może stwierdzić, że
zacytowany przeze mnie fragment “Lotu…” niczego nie wnosi, bo pochodzi z
utworu beletrystycznego, w dodatku uznawanego za manifest
antypsychiatryczny. Ja jednak upieram się przy stanowisku, że objawem
sadyzmu może być zarówno czerpanie przyjemności z zadawania komuś udręk,
jak i obdarzanie czułością osób cierpiących. Zwróćmy uwagę na sposób, w
jaki Józef Różański scharakteryzował swojego przełożonego, Romana
Romkowskiego (wiceministra bezpieczeństwa publicznego, który po roku
1956 został skazany na 15 lat pozbawienia wolności). Słowa, które zaraz
przytoczę, są nieco podobne do wypowiedzi Hardinga na temat Wielkiej
Oddziałowej. Różański powiedział o Romkowskim: “Dla nas Romkowski to był
i jest dowódca z prawdziwego zdarzenia. To był i jest człowiek, których
nie jest tak wielu. On umiał postawić zagadnienie. On umiał postawić
sprawę. I on był wymagający. Miał coś, co w całym bezpieczeństwie
czyniło go najbardziej lubianym. On przede wszystkim okazywał niebywale
dużo serca wszystkim ludziom w bezpieczeństwie, wszystkim pracownikom.
On każdego przyjął, z każdym pomówił. Ileż pomocy on okazywał ludziom w
ciężkich warunkach, kobietom i dzieciom, ratował inwalidów, kiedy nie
było ustawy, kiedy nie było możliwości. I dlatego go lubiano. I dlatego
do niego był stosunek osobisty“. Źródło cytatu: Stanisław Marat i Jacek
Snopkiewicz, “Ludzie bezpieki”, Warszawa 1990. Sadysta wciela się w rolę
anioła lub diabła, opiekuna lub gnębiciela, wolontariusza lub
inkwizytora. Bo, jak słusznie zauważyła Dita, kojarzy
ból/bezradność/upokorzenie z miłością/sympatią/erotyką. Dobro i zło mogą
być dwiema stronami tego samego medalu. Mogą się uzupełniać jak
taoistyczne siły Yin i Yang.
[2] Pytanie do amatorów japońskiej popkultury: pamiętacie doktora Kuramę
z serialu animowanego “Elfen Lied” (2004)? Dyrektora badawczego w
tajnym laboratorium, bezpośrednio odpowiedzialnego za okrutne
eksperymenty na dzieciach z syndromem Dicloniusa? W jednym z ostatnich
odcinków okazuje się, że Kurama przyjął stanowisko dyrektora badawczego,
żeby uratować swoją nowonarodzoną córeczkę Mariko, która również
przyszła na świat z syndromem Dicloniusa i miała zostać poddana
eutanazji. Kurama jest ważnym trybikiem w zbrodniczej machinie,
zaszantażowanym przez dyrektora generalnego Kakuzawę, który w każdej
chwili może zamordować Mariko (uwięzioną w ciemnej izolatce). Gdy
Kakuzawa postanawia wykorzystać Mariko do złapania Lucy i zabicia Nany,
nadzorczynią dziewczynki zostaje doktor Shirakawa - elegancka,
inteligentna, wysoko postawiona kobieta przypominająca Julię
Brystygierową. Kurama odnajduje swoją córkę dopiero w ostatnim odcinku.
[3] W filmie dokumentalnym “Bezpieka 1944-1956” zostaje także
przytoczona wypowiedź samego Różańskiego: “Wpadliśmy w pewien stan
nienormalny. Tłumaczy się to tym, że sypialiśmy po 2-3 godziny na dobę.
Po dwa tygodnie nie zmienialiśmy bielizny. Cały czas toczyła się u mnie
walka, żeby nie bić, ale sam biłem”. Jakże to zbieżne ze współczesną
definicją sadyzmu, a dokładniej - z jej drugim zdaniem (“Fantazje,
popędy seksualne lub zachowania wywołują klinicznie znaczącą dolegliwość
lub upośledzenie w społecznych, zawodowych lub innych ważnych obszarach
funkcjonowania”)! Według Anny Salter, twórczyni filmu edukacyjnego
“Listening to Sex Offenders: Part Two. Sadistic vs. Non-Sadistic Sex
Offenders. How They Think, What They Do” (Eastern Kentucky University
Television 1998), akty okrucieństwa działają na sadystę jak narkotyk.
Stąd ekscytacja i ekstaza, a potem uzależnienie i konieczność
dostarczania organizmowi coraz większych dawek używki. Dwóch
sadystycznych rozmówców Salter określiło swoje doznania wyrazem “haj”.
Szkoda, że Goldberg, żyjący w innym miejscu i czasie, nie znał tego
przydatnego kolokwializmu. Czerwony zwyrodnialec posługiwał się za to
rzeczownikiem “euforia” (sprawdź: Ryszard Walicki - “Tortury. W Polsce
1945-1955 i współcześnie”).
3 komentarze:
Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.
Ciekawie opisane. Czekam na jeszcze więcej.
Super wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.
Prześlij komentarz