Numerologia historyczna
Luty i marzec 2015 r. to idealny czas, żeby zająć się historiami
Żołnierzy Wyklętych, a zwłaszcza biografią generała Augusta Emila
Fieldorfa “Nila”. 1 marca będziemy po raz piąty obchodzić Narodowy Dzień
Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Data tego Święta ma związek z faktem, że 1
marca 1951 r. rozstrzelano siedmiu członków IV Zarządu Głównego
Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość[1]. Wcześniej, 1 lutego, była 71
rocznica zamachu na Franza Kutscherę, esesmana zwanego “katem Warszawy”.
Człowiekiem, który wydał rozkaz zabicia nazisty, był właśnie generał
“Nil“[2]. August Emil Fieldorf urodził się w marcu, a został zamordowany
w lutym (20 marca 1895 - 24 lutego 1953). Podobnie wyglądają daty
narodzin i śmierci majora Zygmunta Szendzielarza “Łupaszki” (12 marca
1910 - 8 lutego 1951). W dniach 27-28 marca będziemy wspominać ponure
wydarzenie, jakim było aresztowanie w Moskwie 16 przywódców Polskiego
Państwa Podziemnego (1945). 14 lutego minęła 73 rocznica przekształcenia
Związku Walki Zbrojnej w Armię Krajową. W nocy z 22 na 23 lutego
odbędzie się rozdanie Nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, czyli
Oscarów. Polskim filmem, nominowanym do tej Nagrody w aż dwóch
kategoriach, jest “Ida” Pawła Pawlikowskiego. Co jest nie tak z “Idą”?
Wyjaśnię to w dalszej części artykułu.
Bohater dwóch wojen
August Emil Fieldorf “Nil” przyszedł na świat w Krakowie, gdzie ukończył
szkołę podoficerską organizacji “Strzelec”. Gdy wybuchła pierwsza wojna
światowa, wstąpił do Legionów Polskich. Za odwagę, którą wykazał się w
tamtym okresie, został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego
Virtuti Militari. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Fieldorf z
powodzeniem kontynuował karierę wojskową. W czasie drugiej wojny
światowej odegrał ważną rolę jako pierwszy emisariusz Naczelnego Wodza i
rządu RP w Londynie. W latach 1942-1944 pełnił funkcję dowódcy Kedywu
(Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK). O jego dalszych losach
przesądziła działalność w antysowieckiej organizacji “Nie”
(“Niepodległość”). Z jednej strony, awansował wówczas na stopień
generała brygady. Z drugiej - poważnie naraził się “czerwonym“. W 1945
r. został aresztowany przez NKWD i umieszczony w łagrze na Uralu. Do
Ojczyzny powrócił dwa lata później. Nie przyłączył się do podziemnego
ruchu antykomunistycznego. Ale to go nie uratowało. W 1950 r. został
pojmany przez UB. Spotkały go tortury, fałszywe oskarżenia o współpracę z
Niemcami, sfingowany proces i kara śmierci przez powieszenie. Pięć lat
po egzekucji został oficjalnie zrehabilitowany, jednak miejsce jego
pochówku wciąż pozostaje nieznane[3].
Na przekór światu
Wiele ciekawych faktów dotyczących Augusta Emila Fieldorfa “Nila”
zawiera publikacja “Opowieść o moim mężu, Emilu Fieldorfie” -
transkrypcja ustnej wypowiedzi Janiny Fieldorf z roku 1977[4]. Materiał
powinien zainteresować wszystkich miłośników polskiej historii. Nie
tylko dlatego, że jest obszerny, ale również dlatego, iż przedstawia
punkt widzenia osoby, która doskonale znała bohatera i była z nim
emocjonalnie związana. Z opowieści pani Fieldorfowej wynika, że Emil
miał tak drobną budowę ciała, iż nikt nie wróżył mu udanej kariery
wojskowej. Mimo to, od początku radził sobie bardzo dobrze, wziął udział
w wielu bitwach pierwszej wojny światowej. Był mężczyzną pogodnym,
obdarzonym poczuciem humoru. Najistotniejsze były dla niego wartości
patriotyczne rozumiane jako miłość do Polski. Mówił, że nie odczuwa lęku
(i pewnie dlatego nigdy nie brakowało mu dzielności żołnierskiej).
Należał do ludzi stworzonych do walki: lepiej czuł się w czasie wojny
niż w czasie pokoju. Irytowało go, że w spokojnych czasach wymaga się od
oficerów pedantyczności. Sam nie przywiązywał wagi do takich
drobiazgów, jak poprawnie zapięty płaszcz czy starannie wyczyszczone
buty. Inni żołnierze mieli mu za złe, że nie zawsze był regulaminowo
ubrany i że czasem nie chciało mu się salutować. A jednak darzyli go
sympatią.
Hierarchia wartości
Według Janiny Fieldorf, August Emil odznaczał się szerokimi
zainteresowaniami. Posiadał coś, co ona sama określiła jako “zdolności
politechniczne”. Lubił reperować, udoskonalać, montować różne
przedmioty. Fascynował się również muzyką, rybołówstwem i filatelistyką.
Uwielbiał dzieci, dzięki czemu świetnie sprawdzał się w roli ojca (miał
dwie córki). Ale rodzina nie była dla niego najważniejsza. Na pierwszym
miejscu zawsze stawiał Polskę, a na drugim - Józefa Piłsudskiego[5].
Fieldorf był jednym z uczestników przewrotu majowego z 1926 r. Gdy
dowódca, Jan Kruszewski, zapytał go, czy podczas tamtych wydarzeń myślał
o rodzinie, Emil odpowiedział: “Nie, nie myślałem“. Przyszły generał,
mimo wrodzonej wojowniczości, posiadał talent dyplomatyczny. Potrafił
pertraktować z przeciwnikami politycznymi i unikać konfliktów z
mniejszościami narodowymi. W okresie powojennym, kiedy było jasne, że
akowcom grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, pani Fieldorfowa zachęcała
swojego męża do wyjazdu za granicę. On jednak odmawiał, argumentując, że
jego miejsce jest w Polsce i że nie może być tchórzem. Gdy został
aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa, komuniści szybko zauważyli jego
twardą i nieugiętą postawę. Żałowali nawet, że nie jest jednym z nich,
ponieważ chcieli mieć kogoś takiego w swoich szeregach.
Kto zabił generała “Nila”?
Jak to było z aresztowaniem, oskarżeniem, skazaniem i straceniem Augusta
Emila Fieldorfa “Nila”? Krótko, ale treściwie opisał to Tadeusz M.
Płużański w artykule “Mordercy generała ‘Nila’”[6]. Zdaniem autora, w
zgładzeniu Żołnierza Wyklętego uczestniczyło tak wielu ludzi, że trudno
byłoby wskazać głównego sprawcę mordu. Jest jednak kilka osób, które
odegrały w tej zbrodni istotną rolę. Pierwsza z nich to podpułkownik
Helena Wolińska z Naczelnej Prokuratury Wojskowej: kobieta, która wydała
nakaz aresztowania generała (mniejsza z tym, że zrobiła to 11 dni po
jego faktycznym zatrzymaniu). Podjęła taką decyzję, chociaż nie
posiadała żadnych dowodów świadczących o winie podejrzanego. Później, z
niewiadomych przyczyn i znów z opóźnieniem, zadecydowała o przedłużeniu
osadzonemu aresztu. Uczyniła to 15 lutego 1951 r., chociaż w świetle
prawa miała czas do 9 lutego. Inne osoby, o których należy wspomnieć:
pułkownik Józef/Jacek[7] Różański (dyrektor Departamentu Śledczego MBP,
który przyczynił się do umieszczenia Fieldorfa w więzieniu mokotowskim),
podporucznik Kazimierz Górski (oficer śledczy, który zajmował się
torturowaniem generała), Benjamin Wajsblech (wiceprokurator Generalnej
Prokuratury PRL, który podpisał fałszywy akt oskarżenia) i Maria
Gurowska (sędzia, która wydała wyrok śmierci).
Film twórcy “Przesłuchania”
August Emil Fieldorf “Nil” był jednym z pierwszych Żołnierzy Wyklętych,
którym zwrócono honor i należne miejsce w panteonie polskich bohaterów
narodowych. Już w 1977 r. postawiono mu pomnik przy symbolicznym grobie.
Obecnie posiada on kilka pomników w różnych miastach Polski. Poświęcono
mu także wiele tablic pamiątkowych. Fieldorf jest bohaterem utworu
muzycznego nagranego przez rapera Tadeusza “Tadka” Polkowskiego.
Imieniem generała nazwano również Muzeum Armii Krajowej w Krakowie. W
niniejszym artykule chciałabym omówić film fabularny opowiadający o
powojennych losach “Nila“. Produkcja nie należy do najnowszych (powstała
w roku 2009). Myślę jednak, że warto ją przypomnieć. I to właśnie
teraz, ze względu na “numerologię historyczną”.
Tytuł: “Generał Nil”
Reżyseria: Ryszard Bugajski
Produkcja: Polska (2009)
Gatunek: dramat, biograficzny,
wojenny, polityczny
Z reguły nie oglądam polskich filmów. Zauważyłam bowiem, że trudno jest
znaleźć dzieło wartościowe pod każdym względem. Produkcje, które
odznaczają się wysokimi walorami artystycznymi, często wzbudzają
zastrzeżenia natury merytorycznej. I odwrotnie: filmy dobre pod względem
treści niejednokrotnie okazują się słabe pod względem formy. Optymiści,
którzy wierzą, że tym razem będzie lepiej, srodze się rozczarują.
“Generał Nil” Ryszarda Bugajskiego stanowi przeciwieństwo “Idy” Pawła
Pawlikowskiego. “Ida” jest znakomicie zrealizowana, jednak zawarte w
niej wątki mogą irytować. “Generał Nil” nie zachwyca wykonaniem, ale
porusza istotny temat (i robi to we właściwy sposób. Polscy patrioci i
narodowcy raczej nie będą mieli powodu, żeby narzekać na zaproponowaną w
nim wizję historii. Ważna rzecz: dzieło nie zawiera elementów
prowokacyjnych ani obrazoburczych). Reżyserem omawianej produkcji jest
Ryszard Bugajski, który w latach osiemdziesiątych stworzył wstrząsający
film “Przesłuchanie” z Krystyną Jandą w roli głównej. Motywy, które się
tam znalazły, powróciły później w telewizyjnym spektaklu Bugajskiego
“Śmierć Rotmistrza Pileckiego” (2006). “Generał Nil” to już trzecie
podejście do tematu prześladowania akowców przez Urząd Bezpieczeństwa.
Pożeranie własnego ogona? Być może.
Pierwsza godzina filmu ukazuje losy Augusta Emila Fieldorfa “Nila” od
jego powrotu z Uralu aż do momentu aresztowania przez UB. Druga godzina
przedstawia więzienną gehennę generała oraz ukartowany proces sądowy. W
części pierwszej nie dzieje się zbyt wiele. Stanowi ona przedłużoną
prezentację głównego bohatera, jego charakteru, poglądów na życie i
relacji z innymi ludźmi. Widz poznaje różne postawy Polaków względem
nowych warunków politycznych. Podejście głównego bohatera można określić
jako fatalistyczne. Fieldorf nie podziela entuzjazmu ludzi, którzy
pragną kontynuować walkę rozpoczętą w czasie wojny. Uważa, że w obecnych
okolicznościach każdy zryw jest skazany na klęskę. Bunt nie tylko nie
przyniósłby efektów, ale również doprowadziłby do pogorszenia sytuacji.
“Nil” wyraźnie przeczuwa, że ubecy prędzej czy później go dopadną. Ma
jednak nadzieję, że jakimś cudem uniknie mrocznego przeznaczenia. Gdy
generał zostaje uwięziony, sprawa jest szeroko komentowana przez
enkawudzistów i pepeerowców. Jeden z komunistów wpada na pomysł: “A może
go tak… po prostu?”. Wówczas odzywa się Józef Różański: “Generała
Kedywu, niestety, nie można tak po prostu. (…) Zrobimy to legalnie,
panowie. (…) Najpierw proces, świadkowie, dowody, akt oskarżenia. A
potem go… tak po prostu”.
To, o czym mówi Różański, przypomina książkę “Symulakry i symulacja”
Jeana Baudrillarda (wydawnictwo Sic!, Warszawa 2005). Dyrektor
Departamentu Śledczego MBP dopuszcza korzystanie z dwóch form: znaków i
symulakrów. Znaki odwołują się do rzeczywistości, symulakry - do samych
siebie. W tym przypadku znakami będą podstawowe dane dotyczące
konkretnych osób, grup i wydarzeń. Symulakrami: fałszywe zeznania,
kłamliwe protokoły i wmówione winy. Ze znaków i symulakrów powstanie
spójna całość. Jednolita papka, w której granice między prawdą a fałszem
zostaną zatarte. Całą tę papkę będzie się promować jako rzeczywistość.
Ale to już nie będzie rzeczywistość, tylko hiperrzeczywistość. Model
wyprzedzi sytuację faktyczną. Zazwyczaj jest tak, że najpierw istnieją
fakty, a później na ich podstawie konstruuje się modele. Tutaj sytuacja
ulegnie odwróceniu: zostanie przygotowany model, do którego będzie się
dostosowywać fakty. Śledztwo nabierze cech procesu twórczego, nie
badawczego. Jego celem będzie nie tyle wydobywanie prawdy, ile jej
generowanie na potrzeby rozprawy i wyroku śmierci. W jaki sposób będzie
się to odbywać? Wszelkimi dostępnymi metodami. Jednak cały ten wielki
projekt jest symulakrem. Chodzi w nim de facto o zaspokajanie
sadystycznych i morderczych potrzeb ubeków.
W drugiej części filmu ubowcy oskarżają Fieldorfa o czyny wyssane z
palca. W tym o ostatnią rzecz, jaka mogłaby mu przyjść do głowy: o
współpracę z niemieckim okupantem. Jego - człowieka, który dzięki
owocnej walce z hitlerowcami zyskał powszechny szacunek! Próbują go
zmusić, żeby opowiadał o wydarzeniach, w których nie uczestniczył. Żeby
przyznał się do przestępstw, których nie popełnił. Żeby uwierzył, że
jest kimś, kim nigdy nie był. W tym celu posuwają się do coraz większych
niegodziwości. Biją go, poniżają, zamykają w mokrym karcerze. Ale
jeszcze gorzej traktują “świadków”. Bo to “świadkowie”, którzy wszystko
“widzieli” i “zapamiętali”, mają być najbardziej wiarygodni dla opinii
publicznej. Oczywiście, w przyrodzie tacy “świadkowie” nie występują.
Dlatego trzeba ich stworzyć. Nieważne, w jaki sposób. Byle skutecznie.
Najlepiej niech się rodzą w bólu, krzyku i krwi, jak Matka Ziemia
przykazała. Rozprawa sądowa to już tylko formalność. Naturalnie, zawsze
mogą się trafić obrońcy, którzy będą pytać o sprawy niewygodne, ale
wtedy wystarczy uchylić ich pytania. Od czego są Niezawisłe Sądy? Od
tego właśnie. A od zadawania pytań są ubecy. Bajka o
“zdrajcy-Fieldorfie” ma być przewidywalna i ekscytująca. Dla kogo? Dla
zdegenerowanych jednostek lubiących się znęcać nad bliźnimi.
Przedstawienie musi trwać.
Jak już wspomniałam, “Generał Nil” nie jest dziełem wybitnym pod
względem formy. Ze wszystkich trzech produkcji, w których Ryszard
Bugajski zajął się okresem stalinizmu, analizowany film jest najsłabszy.
Widzowie, którzy uważnie obejrzeli “Przesłuchanie” i “Śmierć Rotmistrza
Pileckiego”, spostrzegą, że reżyser wyraźnie się powtarza (korzysta ze
sprawdzonych, ale już zgranych schematów). Nie oznacza to, oczywiście,
że “Generał Nil” jest wiernym odwzorowaniem wcześniejszych tworów.
Bugajski wprowadził odrobinę innowacji. Trudno nie zauważyć, że
analizowana produkcja jest jeszcze bardziej drastyczna niż
“Przesłuchanie“ i “Śmierć Rotmistrza Pileckiego“. O jednej ze scen można
powiedzieć, że jest naprawdę przerażająca. Mimo to, dzieło nie porusza
tak, jak mogłoby poruszać. Może to kwestia gry aktorskiej, która nie
dorasta do pięt genialnej kreacji Krystyny Jandy z lat osiemdziesiątych.
Pierwsza połowa “Generała Nila” jest dość nudna i sprawia wrażenie
przydługiego wstępu do drugiej połowy. Dużo w niej ckliwości i banałów, z
których niewiele wynika. Kompletnie nieudana jest “scena akcji” -
retrospekcja ukazująca zamach akowców na Franza Kutscherę. Nie wiem,
skąd to się bierze. Może z ograniczonego budżetu, który nie pozwolił na
odtworzenie tego wydarzenia w sposób bardziej brawurowy.
Bohaterowie produkcji nie są zbyt spsychologizowani. W filmie Ryszarda
Bugajskiego pojawia się wiele postaci, które są słabo zarysowane,
chociaż mogłyby być przedstawione w sposób głębszy i ciekawszy. Nie
podoba mi się, że Bugajski wprowadził wiele postaci epizodycznych, o
których zupełnie nic nie wiadomo. W zasadzie, tylko protagonista, August
Emil Fieldorf “Nil” (w tej roli Olgierd Łukasiewicz), został ukazany
interesująco i wielowymiarowo. Jednak nawet on nie jest tak “prawdziwy”,
jak można by tego oczekiwać. Dobrze, że przynajmniej wzbudza sympatię
widza. Jawi się bowiem jako miły, pogodny, inteligentny, nieulegający
emocjom starszy pan o zdroworozsądkowym podejściu do życia. Jeśli chodzi
o “ciemną stronę mocy”, w filmie Ryszarda Bugajskiego występuje kilka
postaci, które są wyraziste, intrygujące i zapadają w pamięć. No, ale
taka jest ich funkcja jako czarnych charakterów. Schwarzcharaktery
niemal zawsze takie są (użyłam tego określenia nieprzypadkowo. W
omawianej produkcji bohaterowie negatywni nie są zbyt rozbudowani.
Przypominają “papierowych” złoczyńców z amerykańskich produkcyjniaków).
Jacek Rozenek, który już po raz drugi wcielił się w rolę Józefa
Różańskiego, zagrał podobnie jak w “Śmierci Rotmistrza Pileckiego”. Ale
tutaj jego postać jest znacznie płytsza.
Mimo wszystko, polecam ten film. Bardzo polecam. Po pierwsze: ze względu
na istotny temat i godne podejście do niego. Po drugie: ze względu na
głęboko patriotyczne i niepodległościowe przesłanie. Po trzecie: ze
względu na wartościowy głos w dyskusji o Żołnierzach Wyklętych i ich
oprawcach. Najbardziej jednak polecam ten film jako alternatywę dla
“Idy” Pawła Pawlikowskiego. Poczekajcie, wkrótce się dowiecie, co mi
przeszkadza w “Idzie”.
Brakujące ogniwo
W filmie Ryszarda Bugajskiego nie pojawia się Helena Wolińska. A szkoda,
bo to ciekawa postać. Według Tadeusza M. Płużańskiego[8], stalinowska
prokurator tłumaczyła swoje niegodziwości… własnymi bolesnymi
doświadczeniami. Wolińska twierdziła, że jako Żydówka wielokrotnie
doświadczała antysemityzmu. Nie tylko ze strony Niemców, którzy zamknęli
ją w getcie, ale także ze strony Polaków. Czy Wolińska poszła drogą
zbrodni, bo w młodości stykała się z nietolerancją, a podczas wojny
została uznana przez niemieckich nazistów za podczłowieka? Resentyment
wiele wyjaśnia, ale niczego nie usprawiedliwia. Fakt, że się przeszło
przez coś okropnego, nie jest powodem, żeby w identyczny (lub jeszcze
gorszy) sposób traktować bliźnich. To nie jest ani słuszne, ani
logiczne. Może nawet wywołać efekt błędnego koła. Każdy okrutnik, nie
tylko zbrodniarz sądowy, mógłby się zasłaniać swoimi trudnymi
przeżyciami. Ale czy w każdym przypadku byłaby to okoliczność łagodząca?
Pamiętajmy, że istnieją osoby, które wskutek własnego nieszczęścia
stały się szlachetne. Traumatyczne wspomnienia to jedno, indywidualne
decyzje to drugie. “X” nie musi przesądzać o “Y”. Mimo wszystko,
starajmy się żyć tak, żeby nie wzbudzać w innych ludziach resentymentu.
Bo to właśnie z niego bierze się podłość. Pisał o tym Fryderyk
Nietzsche[9].
Gdzie jest Helena?
Mówi się, że w przyrodzie nic nie ginie. Gdzie więc jest Helena
Wolińska, która zniknęła z opowieści o Fieldorfie niczym Lew Trocki ze
starych sowieckich fotografii (naprawdę dziwi mnie fakt, że w dziele
Bugajskiego nie wspomniano o niej ani słowem)? Według Tadeusza M.
Płużańskiego[10], Helena Wolińska jest obecna w filmie “Ida” Pawła
Pawlikowskiego. Ukrywa się pod imieniem Wanda. Krwawa prokurator
opuściła Polskę w roku 1968. Razem z mężem, profesorem Włodzimierzem
Brusem, zamieszkała w Oxfordzie, gdzie zrobiła zawrotną karierę na
salonach. Stała się personą znaną i lubianą, podejmowała gości z Polski.
Niektóre media, nawet w naszej Ojczyźnie, zaczęły ją ukazywać w
pozytywnym świetle. Dziennikarze wyolbrzymiali jej zalety i
bagatelizowali zbrodnie. Przedstawiali ją jako niewinną ofiarę, która
przypadkowo została katem. Tymczasem władze III RP bezskutecznie starały
się o jej ekstradycję. A ona… No cóż, interpretowała to jako
prześladowanie na tle etnicznym. Tam, w Wielkiej Brytanii, poznał ją
Paweł Pawlikowski, który bardzo ją polubił. Jadał u niej nawet
podwieczorki. Gdy dowiedział się o jej przeszłości, wcale nie zmienił
swojej postawy. Helena Wolińska, spokojna i bezkarna, zmarła w 2008 r.
Pawlikowski postanowił zaś uwiecznić ją w filmie. Tak powstała
(nie)sławna “Ida”.
Haftowanie hiperrzeczywistości
Z “Idą” jest jeszcze jeden problem. Zauważyła to Reduta Dobrego Imienia -
Polska Liga Przeciw Zniesławieniom. W petycji, adresowanej do
dyrektorki Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, członkowie Reduty
napisali, że treść “Idy” może wprowadzać w błąd cudzoziemców
nieorientujących się w polskiej historii. “Po pierwsze, nie ma wzmianki o
tym, że rodzice głównej bohaterki zostali zamordowani podczas okupacji
niemieckiej - o Niemcach nie ma w tym filmie ani słowa (!). Widz nie
znający historii odnosi wrażenie, że zabójstwa Żydów w Polsce są na
porządku dziennym i że historyczne wydarzenie jakim był Holokaust jest
zawiniony przez Polaków. Po drugie - przedstawiona w filmie historia
mogłaby się wydarzyć, lecz autorzy filmu przedstawiają motywację
zabójców rodziców bohaterki w sposób, w który widzowie zagraniczni
odbiorą w sposób niezgodny z prawdą historyczną - że zabójcy działali z
żądzy zysku, podczas gdy kontekst historyczny dla widza polskiego jest
oczywisty - chodzi o strach przed wykryciem, że ukrywali Żydów przed
Niemcami. (…) Film ten (…) doprowadza widza do fałszywych wniosków i
fałszywego obrazu Polski i wydarzeń podczas II wojny światowej” -
stwierdzili autorzy petycji[11]. Pawlikowski, łącząc znaki z
symulakrami, przyczynił się do poszerzenia hiperrzeczywistości. Wsparł
Symulatrix.
Przypadek? Nie sądzę!
Powiem prosto z mostu: głupio by było, gdyby “Ida” Pawła Pawlikowskiego
otrzymała Oscara dwa dni przed 62 rocznicą śmierci Augusta Emila
Fieldorfa “Nila”. Sześć dni przed 96 rocznicą urodzin Heleny Wolińskiej.
Dokładnie w 111 rocznicę urodzin hitlerowca Franza Kutschery. Gdyby tak
się stało… Cóż, nie zaliczam się do teoretyków spiskowych, ale byłabym
skłonna uwierzyć, że pewne siły umyślnie dobierają daty swoich niecnych
czynów (liczby muszą się zgadzać)[12]. Już sam fakt, że “Ida” została
nominowana do Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej, i to w dwóch
kategoriach, jest bardzo zastanawiający. Ech, to trochę przykre, że
kiedyś polscy bohaterowie musieli bronić nas, a teraz to my musimy
bronić polskich bohaterów. Świat stoi na głowie i macha nogami. No
future. Nie ma przyszłości.
Natalia Julia Nowak,
13-20 lutego 2015 r.
PRZYPISY
[1] Chodzi tutaj o podpułkownika Łukasza Cieplińskiego, majora Adama
Lazarowicza, majora Mieczysława Kawalca, kapitana Józefa Batorego,
kapitana Franciszka Błażeja, porucznika Karola Chmiela i porucznika
Józefa Rzepkę. O dokładnych okolicznościach wprowadzenia do polskiego
kalendarza Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych można poczytać w
artykule “Dzień Niezłomnych” Dariusza Piotra Kucharskiego. Tekst jest
częścią książki “Do końca wierni. Żołnierze Wyklęci 1944-1963” napisanej
pod redakcją Dariusza Piotra Kucharskiego i Rafała Sierchuły (Społeczny
Komitet Upamiętnienia “Żołnierzy Wyklętych” w Poznaniu, Poznań 2014).
Publikacja znajduje się na stronie Fundacji im. Kazimierza Wielkiego
(Fkw.edu.pl/wp-content/uploads/2014/09/Do-ko%C5%84ca-wierni.pdf).
[2] Dodatkowe dane na ten temat zawiera news “Zamach na Kutscherę. 71.
rocznica brawurowej akcji AK” dostępny w serwisie internetowym Polskiego
Radia SA
(Polskieradio.pl/5/3/Artykul/1366909,Zamach-na-Kutschere-71-rocznica-brawurowej-akcji-AK).
[3] Notkę biograficzną poświęconą Augustowi Emilowi Fieldorfowi “Nilowi”
zredagowałam na podstawie książki “Poczet polskich bohaterów
narodowych. Od Zawiszy Czarnego do Lecha Wałęsy” (wydawnictwo Buchmann
Sp. z o.o., Warszawa 2012). Autorem rozdziału, z którego skorzystałam,
jest doktor Piotr Kardyś. Informacja o tym, że szczątków Fieldorfa nie
udało się odnaleźć, nadal jest aktualna. Świadczy o tym tekst “Wyjątkowa
lekcja historii” z 10 lutego 2015 r. Krótka notatka, w której powołano
się na słowa profesora Krzysztofa Szwagrzyka, znajduje się na stronie II
Liceum Ogólnokształcącego w Legnicy
(2lo-legnica.info/print.php?type=N&item_id=696).
[4] Opowieść pani Fieldorfowej została spisana i opracowana przez
Andrzeja M. Kobosa. Ukazała się w “Zeszytach Historycznych” [nr 101,
1992 r.] i periodyku kulturalnym “Zwoje” [nr 1 (34), 2003 r]. Internauci
mogą znaleźć tę transkrypcję w wirtualnym wydaniu “Zwojów”
(Zwoje-scrolls.com/zwoje34/text02p.htm).
[5] Z tego, co widzę w “Opowieści…”, wynika, że pani Fieldorfowa również
miała poglądy zdecydowanie piłsudczykowskie i prosanacyjne. Pozwolę
sobie przytoczyć dwa “kwiatki” z jej wypowiedzi: “Piłsudski szkalowany,
niedoceniany przez ludzi, którzy rwali się do władzy, usunął się,
zamieszkał w Sulejówku i czekał. (…) Nie udało się przekonać ówczesnego
rządu, żeby ustąpił dobrowolnie. 1 Dywizja wyruszyła z Wilna, aby
wesprzeć swojego Komendanta”, “Ludzie wytrąceni z równowagi,
zrozpaczeni, wyszukują winnych. Zaciekli, w sposób okrutny załatwiają
osobiste porachunki. Mszczą się za rzekome krzywdy ze strony obozu
sanacyjnego. I to wszystko przejmuje obrzydzeniem”. Janina Fieldorf
posłużyła się również rzeczownikiem “endecy”. Warto pamiętać, że w
dwudziestoleciu międzywojennym było to pejoratywne określenie sympatyków
Narodowej Demokracji. Na koniec zacytuję fragment “Opowieści…”
dotyczący Narodowych Sił Zbrojnych (formacji wojskowej wywodzącej się ze
środowisk narodowodemokratycznych). Poniższe zdania odnoszą się do
rzekomego zachowania NSZ-owców więzionych przez Urząd Bezpieczeństwa:
“Chociaż jak twierdzi pan Lichtszajn, tchórzostwo i płaszczenie się
wobec wroga cechowało NSZ, Narodowe Siły Zbrojne. To był, według niego,
okropny element, sprzedajny, za cenę lepszego wyżywienia, ćwiartki
masła, czy czegoś tam, wydawali lub oskarżali nawet najbliższą rodzinę”.
Ach, te wojny polsko-polskie! One nigdy się nie skończą!
[6] Tekst został po raz pierwszy opublikowany w “Tygodniku Solidarność”
[nr 13, 1999 r]. Elektroniczna wersja opracowania jest dostępna na
stronie Marii Fieldorf-Czarskiej, córki bohatera
(Fieldorf.pl/index.php/Artyku%C5%82y-wyro%C5%BCnione/mordercy-generaa-nila.html).
[7] Żadne z imion nie jest prawdziwe. “Józef Różański” i “Jacek
Różański” to pseudonimy ubeka o nazwisku Josek Goldberg. Jak widać,
zbrodnia niejedno ma imię. Nieludzkiej działalności Goldberga i jemu
podobnych - polegającej na torturowaniu, zastraszaniu i fałszywym
oskarżaniu polskich patriotów - można by poświęcić osobny artykuł. Tym,
którzy chcieliby się czegoś na ten temat dowiedzieć, polecam książkę
“Zbrodnie UB” Jerzego Roberta Nowaka (wydawnictwo MaRoN, Warszawa 2001).
Fragmenty publikacji zamieszczono na oficjalnej stronie autora
(Jerzyrobertnowak.com/ksiazki/zbrodnie_ub.htm).
[8] Powołuję się tutaj na artykuł “Oprawcy polskich bohaterów” wchodzący
w skład pracy zbiorowej “Dla Niepodległej. Żołnierze Wyklęci 1944-1963”
pod redakcją Dariusza Piotra Kucharskiego i Rafała Sierchuły (Społeczny
Komitet Upamiętnienia “Żołnierzy Wyklętych” w Poznaniu, Poznań 2015).
Link do elektronicznej wersji książki można znaleźć na stronie NSZZ
“Solidarność” - Region Zagłębie Miedziowe
(Solidarnosc.org.pl/legnica/nowa/?p=5269).
[9] Refleksje o podobnym charakterze zawiera moja recenzja “Elfen Lied.
Jak ofiary stają się katami?” (dostępna online). Zagadnienia traumy i
resentymentu są tam opisane w kontekście jednego z najbardziej
kontrowersyjnych japońskich seriali animowanych. Cytat: “Dlaczego ludzie
zostają przestępcami? Czy zależy to od ich genów, czy od tego, w jakim
środowisku się znaleźli lub wychowali? A jak to jest z potomkami
zbrodniarzy? (…) Dicloniusy manifestują swoją ciemną stronę, kiedy
zostają do tego doprowadzone wskutek jakiejś krzywdy. Swoimi ofiarami
czynią ludzi, bo tylko ludzie potrafią krzywdzić świadomie, umyślnie i
konsekwentnie. Stworzenia, które urządzają krwawe jatki w laboratoriach,
nie posuwałyby się do takich skrajności, gdyby nie były długotrwale
więzione i torturowane. Gehenna, przeżywana przez Dicloniusy, wydaje się
tak straszna, że gdy nieszczęsnym istotom puszczają hamulce, jest to
całkiem zrozumiałe. Bywa, że ktoś, kto doświadcza zła, sam tym złem
nasiąka. Upodabnia się do swoich dręczycieli. (…) Innymi poważnymi
problemami, zasygnalizowanymi w japońskiej produkcji, są nadużycia
seksualne, takie jak gwałt, molestowanie czy pedofilia. Motyw
skrzywdzonej dziewczynki, która nadal miłuje swoich bliźnich, udowadnia,
że nie wszystkie ofiary stają się katami. Czasem własne cierpienie
uwrażliwia nas na krzywdę innych”.
[10] Skorzystałam z materiału “Pudrowanie bestii” wydrukowanego w
tygodniku “Tylko Polska” [nr 5 (743), 2015 r]. Tekst Płużańskiego ukazał
się wcześniej w czasopiśmie “wSieci” [nr 2 (111), 2015 r].
[11] Zgadzacie się z przesłaniem listu? Chcecie go przeczytać w całości,
a następnie podpisać? Jeśli tak, to możecie to zrobić na oficjalnej
stronie Reduty Dobrego Imienia (Reduta-dobrego-imienia.pl/?p=996). Ja
już to uczyniłam i jestem z siebie bardzo dumna.
[12] Franz Kutschera urodził się 22 lutego 1904 r. Ceremonia rozdania
Oscarów rozpocznie się w nocy z 22 na 23 lutego 2015 r., czyli w 111
rocznicę jego urodzin. Jeśli chcemy się bawić w
numerologię/konspiracjonizm… 11 i 111 to magiczne liczby. Ta druga jest
m.in. symbolem jednej linii w gwieździe 6-ramiennej. 22 to wielokrotność
11. 23 to liczba demoniczna (2 podzielone przez 3 równa się 0,666).
Data urodzenia Heleny Wolińskiej: 28. 02. 1919 r. Policzmy: 2 + 8 + 0 + 2
+ 1 + 9 + 1 + 9 = 32 (odwrócone 23). Rocznica urodzin Wolińskiej
przypada dokładnie 6 dni po 22 lutego. W tym roku będzie to 96 rocznica
(dwie szóstki: jedna odwrócona, druga normalna). Zsumujmy to: 9 + 6 =
15. Jeszcze raz: 1 + 5 = 6. Liczbie 6 odpowiada litera “W” (jak
“Wolińska” i “Wanda”) bądź “F” (jak “Fajga Mindla Danielak” - prawdziwe
nazwisko zbrodniarki. Zauważmy, że kobieta posługiwała się także
imieniem “Felicja”. Nawet na jej grobie w Wielkiej Brytanii widnieje
imię “Felicia“). “W” jest 23 literą alfabetu łacińskiego, “F” jest 6.
Wolińska wyjechała z Polski w roku 1968. Małe dodawanie: 1 + 9 + 6 + 8 =
24. Jeszcze mniejsze dodawanie: 2 + 4 = 6. Generała Fieldorfa
zamordowano 24 lutego. 2 + 4 = 6. Przyjrzymy się teraz liczbom i datom,
które podałam w akapicie “Kto zabił generała ‘Nila’?”. Jest tam bowiem
fragment o Helenie Wolińskiej. “11 dni” to magiczna liczba. 15. 02. 1951
r. da się przeliczyć numerologicznie: 1 + 5 + 0 + 2 + 1 + 9 + 5 + 1 =
24. A zatem: 2 + 4 = 6. Przeliczmy też samą 15. Prosty rachunek: 1 + 5 =
6. Kolejna data, która pojawiła się we wspomnianym akapicie: 9. 02.
1951 r. Liczymy: 9 + 0 + 2 + 1 + 9 + 5 + 1 = 27. Teraz tak: 2 + 7 = 9
(odwrócone 6). Może być jeszcze data bez roku. 9 lutego (dziewiątka to
odwrócona szóstka): 9 + 0 + 2 = 11. Wychodzi magiczna liczba. Z drugiej
strony, po co odwracać dziewiątkę? Ona także ma niebagatelne znaczenie,
zwłaszcza w połączeniu z jedenastką (9/11 - September Eleven). Data
urodzenia Bolesława Bieruta sprowadza się do liczby 33, czyli
najwyższego stopnia masonerii. A tak w ogóle, to 3 + 3 = 6. Data śmierci
Bieruta sprowadza się do 9 (odwróconej szóstki. Lecz, jak już
ustaliliśmy, dziewiątki nie trzeba odwracać). Jakub Berman urodził się
23 grudnia, a data jego zgonu redukuje się do 9 (czyli 6). Z daty
urodzin Hilarego Minca wychodzi magiczne 11. Innymi
magicznymi/masońskimi liczbami są 13 i 3. Weźmy pod uwagę fakt, że do
wielokrotności 3 należą 6 i 9. Józef Różański przyszedł na świat 13
lipca. Z daty jego śmierci wychodzi zaś 3 (jeśli pominiemy rok, wyjdzie
11). Stanisław Radkiewicz zmarł 13 grudnia. Data jego urodzin redukuje
się do 6, a data zgonu do 32 (odwróconego 23). Jeśli chodzi o Anatola
Fejgina, datę jego śmierci można sprowadzić do 3. Julia Brystiger: data
jej urodzin redukuje się do 3. Sprawdźmy jeszcze Józefa Światłę. Z daty
jego urodzin wychodzi 9 (odwrócone 6). Teoretycy spiskowi wierzą, że
Hollywood - miejsce, w którym wręcza się Oscary - jest zdominowane przez
Zakon Iluminatów (Illuminati). Iluminaci dążą do zbudowania globalnego
supermocarstwa. Nie jest im po drodze z polskimi patriotami, tylko z
internacjonalistycznymi komunistami. Zamiłowanie do liczb i geometrii,
charakterystyczne dla Illuminati, wywodzi się z kabały, czyli mistycyzmu
żydowskiego. Helena Wolińska, podobnie jak wielu innych budowniczych
PRL, była Żydówką. Założyciele Hollywood również mieli żydowskie
korzenie. Film “Ida” Pawła Pawlikowskiego porusza problematykę żydowską.
A Gwiazda Dawida ma 6 ramion. Wracamy do punktu wyjścia, bo jedną linię
gwiazdy 6-ramiennej symbolizuje liczba 111. Stąd już tylko jeden krok
do daty 22 lutego 2015 r. Wszystkim miłośnikom teorii spiskowych polecam
anonimowy artykuł “Numerologia okultystyczna Illuminati” opublikowany w
serwisie Eioba na profilu “ligaswiata”
(Eioba.pl/a/46qe/numerologia-okultystyczna-illuminati). Twórca materiału
zaprezentował czytelnikom analizy wielu dat historycznych.
PS. “Generał Nil” - zwiastun filmu (zakazany przez TVN):
https://www.youtube.com/watch?v=QNRhjBYYo6g
“Ida” - trailer amerykański/międzynarodowy:
https://www.youtube.com/watch?v=oXhCaVqB0x0
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz