Zimna obojętność
O Holocauście mówi się często, że mógłby przybrać mniejsze rozmiary,
gdyby państwa zachodnie, a w szczególności mocarstwa anglosaskie,
podjęły stanowcze kroki w celu powstrzymania niemieckiego ludobójstwa.
Jacek E. Wilczur, twórca artykułu „Nie wszystko dotąd powiedziano o
nieludzkiej bierności wobec zagłady”[1], opisał haniebną postawę władz
Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, które nie reagowały na
dostarczane przez Polaków raporty dotyczące tragedii Żydów. Według
autora, Związek Walki Zbrojnej, przemianowany później na Armię Krajową,
nieustannie przekazywał rządowi emigracyjnemu w Londynie informacje o
zbrodniczych poczynaniach Niemców i ich sojuszników. Komunikaty te –
wraz z prośbami o zbombardowanie torów kolejowych prowadzących do obozów
zagłady – były później dostarczane rządom alianckim.
Niestety, jedyną odpowiedzią państw sprzymierzonych pozostawała zimna
obojętność. Można przyjąć hipotezę, że zachodni politycy zachowywali
bierną postawę, gdyż nie dowierzali swoim polskim sojusznikom. Jak
jednak wyjaśnić fakt, że podobne raporty, w pełni pokrywające się z
doniesieniami Polaków, opracowywali Szwajcarzy, Szwedzi, Finowie,
Rumuni, Węgrzy i Włosi? Czy rządy wpływowych krajów, zdolne do podjęcia
interwencji w sprawie Holocaustu, uznały, że obserwatorzy z całej Europy
zawiązali spisek i zgodnie snują niestworzone opowieści?
Takie wytłumaczenie byłoby naiwne, żeby nie powiedzieć: infantylne.
Liczba źródeł, z których płynęły wiadomości dotyczące męczeństwa Żydów, a
także częstotliwość pojawiania się takich komunikatów, sugerują, że
władze USA i Wielkiej Brytanii były doskonale rozeznane w kwestii
nazistowskiego ludobójstwa. Mimo to, nie reagowały. I to jest w tej
historii najstraszniejsze.
Zaniedbanie czy zaniechanie?
Jacek E. Wilczur pisze, że wywiad Stanów Zjednoczonych, choć świadomy
rozgrywającej się w Europie tragedii, nie był zbytnio zainteresowany
badaniem tej makabry. Miało to zapewne związek z faktem, że szczegółowy
raport na temat Auschwitz dostarczono mu bardzo późno, a mianowicie w
kwietniu 1944 r. Jest to tym bardziej bulwersujące, że raport, o którym
mowa, zawitał na Zachód ponad pół roku wcześniej. Dostarczyła go tam
Armia Krajowa, licząc na to, że zostanie odpowiednio wykorzystany.
Niestety, dokument leżał „w szufladzie”, nieużywany przez nikogo. Gdy
już trafił do amerykańskiego wywiadu, został po prostu zignorowany. Z
faktów, przywoływanych przez Wilczura, wynika, że Stany Zjednoczone
mogły przyczynić się do ocalenia wielu istnień ludzkich, ale
najzwyczajniej w świecie nie chciały tego zrobić. Dlaczego? Tego pewnie
już nigdy się nie dowiemy.
Rząd RP na uchodźstwie, zatroskany o los Żydów polskich i europejskich,
zwracał się ze stosownymi apelami nie tylko do zachodnich polityków i
agentur, ale również do opinii publicznej. W krajach anglosaskich masowo
kolportowano publikacje opisujące niemieckie okrucieństwo na ziemiach
polskich. Trafiały one m.in. do agencji prasowych. Wbrew oczekiwaniom,
nie doprowadziły one jednak do mobilizacji społeczeństw przeciwko
hitlerowskiemu ludobójstwu. Świat pozostawał bierny: z obojętności,
znieczulicy, strachu lub niedowierzania.
Apele do rządów państw alianckich kierowali nie tylko Polacy, lecz także
sami Żydzi. Czynili to niekiedy za pośrednictwem Jana Karskiego,
słynnego emisariusza Delegata Rządu na Kraj[2]. Żydzi wzywali
sprzymierzonych do różnych działań, takich jak choćby zrzucanie druczków
apelujących do sumienia narodu niemieckiego. Wierzyli, że gdyby Niemcy
zostali dobrze poinformowani o poczynaniach władz Trzeciej Rzeszy,
zbuntowaliby się przeciwko barbarzyństwu i zmusiliby nazistów do zmiany
polityki. Ale państwa alianckie nie spełniły tej prośby.
Dlaczego?! Przecież nie była ona wielka, a jej realizacja nie
kosztowałaby zbyt dużo! Czym kierowały się mocarstwa zachodnie, kiedy
ignorowały błagania płynące ze strony samych mordowanych? Czemu
konsekwentnie odmawiały Żydom pomocy? Czy było to zaniedbanie, czy… akt
złej woli? Wiele wskazuje na to, że to drugie. Według Jacka E. Wilczura,
władze amerykańskie nie tylko nie zrobiły nic, żeby pomóc
prześladowanej populacji, ale również zaostrzyły przepisy dotyczące
przyjmowania uchodźców żydowskich. Zatrzasnęły przed Żydami drzwi do
życia i wolności. Podobnie postąpiły zresztą rządy państw Ameryki
Łacińskiej.
Jest to wyjątkowo dziwne, zważywszy na fakt, że po zakończeniu wojny
USA, Kanada i kraje południowoamerykańskie ochoczo ugościły wielu
Niemców i proniemieckich kolaborantów, którym w Europie groziły surowe
kary za zbrodnie wojenne. Co to miało znaczyć? Po czyjej stronie, tak
naprawdę, byli alianci? Dlaczego dzisiaj Amerykanie przodują w
upamiętnianiu ofiar Shoah? Nie wiem, nie rozumiem.
Zrzucanie winy
Podtrzymywaniu dobrego wizerunku i samopoczucia Amerykanów, Brytyjczyków
oraz innych narodów zachodnich sprzyja popularny ostatnio pogląd,
zgodnie z którym to Polacy wykazali się obojętnością, która w
konsekwencji doprowadziła do zagłady milionów ludzkich istnień. Pogląd
ten wyrażany jest w wielu formach: można go znaleźć w opracowaniach
naukowych, materiałach prasowych, wypowiedziach osób publicznych etc.
Ogromny wpływ na zachodnią (ale i polską!) opinię publiczną mają również
filmy fabularne ukazujące Polaków jako ludzi, którzy dopuścili się
poważnych zaniedbań lub wręcz byli skłonni pośrednio/bezpośrednio
współpracować z Niemcami. Dość wspomnieć o produkcjach: „W ciemności”
Agnieszki Holland (2011), „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego (2012) i
„Ida” Pawła Pawlikowskiego (2013).
Faktem jest, że w Polsce trafiali się ludzie, którzy np. odmawiali Żydom
schronienia, żądali od nich pieniędzy za pomoc albo wskazywali
hitlerowcom żydowskie kryjówki. Uważam jednak, że w ostatnich latach
mówi się o nich zbyt często, co wywołuje wrażenie, iż takie postawy były
w Polsce normą. Z mojego punktu widzenia jest to działanie krzywdzące
zarówno dla Polaków, jak i dla cudzoziemców, którzy zostają wprowadzeni w
błąd, tzn. poddani manipulacji polegającej na otrzymaniu niepełnych
wiadomości.
Manipulacja taka powoduje, że ofiara zostaje odpowiednio ukierunkowana
poprzez zgłębienie tylko jednej strony problemu. I to strony będącej
bardziej wyjątkiem niż regułą. Równie dobrze można by pokazać dziecku
albinosów z Afryki Środkowej, nie informując go o fakcie, że
przytłaczająca większość mieszkańców tej części świata jest czarnoskóra.
Takie dziecko żyłoby odtąd w przekonaniu, że ludność środkowoafrykańska
cechuje się białym kolorem skóry.
Nie ma mojej zgody na insynuacje, zgodnie z którymi w okupowanej Polsce
powszechną praktyką było kolaborowanie z Niemcami i/lub mordowanie Żydów
z własnej inicjatywy podszytej poczuciem bezkarności. Niestety, tego
typu kalumnie powoli stają się normą. Ich krzewiciele nie działają już
wyłącznie za granicą. Coraz częściej wyrażają swoje poglądy tutaj, nad
Wisłą, dając Narodowi Polskiemu do zrozumienia, że czują się silni i
bezkarni. Przykłady takich wypowiedzi - wraz z próbą polemiki -
prezentuję poniżej. To od nas, Polaków, zależy, czy podejmiemy walkę z
takimi nadużyciami, czy zignorujemy problem, godząc się na zohydzanie
naszego wizerunku (w oczach świata, przyszłych pokoleń i nas samych).
Rewelacje Całej
Zwolenniczką poglądu, według którego Polacy w czasie II wojny światowej
pozwolili sobie na obojętność graniczącą ze znieczulicą, a nawet
przyzwoleniem na zło, jest Alina Cała, pracownica Żydowskiego Instytutu
Historycznego. Ośmielę się omówić wywiad, jakiego Cała udzieliła
Piotrowi Zychowiczowi, redaktorowi dziennika „Rzeczpospolita”[3].
Skoncentruję się na fragmentach, w których przedstawicielka ŻIH
przypisuje Polakom śmiertelną w skutkach bierność.
Zdaniem Całej, Polacy już przed wojną byli zdecydowanymi antysemitami,
czego przejawami były antyżydowskie wypowiedzi obecne w przestrzeni
publicznej oraz ksenofobiczne rozruchy prowadzące do ludzkiej śmierci.
Rozmówczyni Zychowicza jest przekonana, że Kościół rzymskokatolicki i
aktywiści Narodowej Demokracji wychowywali Polaków w duchu niechęci do
Żydów. Zaowocowało to tym, iż podczas wojny Polacy nie byli pewni, czy
pomaganie Żydom jest słuszne z moralnego punktu widzenia.
Cała wie, że w czasie niemieckiej okupacji ukrywanie Żydów było
zagrożone karą śmierci. Przypomina jednak, że za pomaganie działaczom
ruchu oporu również można było zostać zabitym, a mimo to Polacy
nierzadko decydowali się na takie ryzyko. Pracownica Żydowskiego
Instytutu Historycznego uważa, że Polacy chętniej pomagali konspiratorom
niż Żydom, ponieważ nie wiązało się to z rozterkami moralnymi. Twierdzi
też, że mieszkańcy polskich wsi, świadomi stosowania przez Niemców
odpowiedzialności zbiorowej, częściej podejmowali ryzyko związane ze
sprzyjaniem partyzantom niż ludności żydowskiej. Łatwiej przychodziło im
narażanie się dla innych Polaków niż dla Żydów[4].
Alina Cała nie ma wątpliwości co do tego, że eksterminacja Żydów byłaby
znacznie utrudniona, gdyby ludność cywilna masowo przeciwstawiała się
takim poczynaniom. „Nie da się wymordować 3 milionów ludzi bez bierności
społeczeństwa” – przekonuje przedstawicielka ŻIH. Kiedy Zychowicz[5]
zadaje pytanie „To za śmierć ilu Żydów są według pani odpowiedzialni
Polacy?”, jego rozmówczyni odpowiada: „W pewnym sensie za śmierć
wszystkich – 3 milionów. Bo ludzie ci zostali skoncentrowani w gettach,
wywiezieni do obozów i wymordowani przy bierności polskich sąsiadów”.
Jak widać, kobieta stawia znak równości między uciśnioną ludnością
polską a bezwzględnym hitlerowskim najeźdźcą. Myślę, że bardziej
uzasadnione byłoby stawianie Polaków w jednym szeregu z Żydami, albowiem
obie nacje były ofiarami wojny (tzn. ofiarami tego samego, niemieckiego
agresora). Gdy się czyta wypowiedzi Aliny Całej, odnosi się wrażenie,
że Holocaust rozgrywał się w warunkach pokoju i liberalnej demokracji.
Pracownica Żydowskiego Instytutu Historycznego opisuje okupację w taki
sposób, jakby Polacy - rozumiani jako społeczeństwo obywatelskie - nadal
byli wówczas suwerenem i posiadali realny wpływ na poczynania władz.
Kto zna historię, ten wie, że ówczesna sytuacja wyglądała zupełnie
inaczej. Naród Polski, podbity przez szowinistów z Zachodu, był
niewolnikiem na własnym terenie. Co, zdaniem Całej, mieli robić
ubezwłasnowolnieni i sterroryzowani Polacy? Pisać petycje do Adolfa
Hitlera? Urządzać strajki i przypinać sobie oporniki? A może organizować
demonstracje uliczne z takimi atrakcjami, jak palenie flag/opon/kukieł
czy wznoszenie antyfaszystowskich transparentów? Nie bądźmy śmieszni…
Według przedstawicielki ŻIH, odpowiedzialność za zagładę milionów Żydów
ponoszą, oprócz Niemców i Polaków, również inne nacje. W całej Europie
istniał bowiem antysemityzm, który doprowadził do tego, że w godzinie
próby europejskie społeczeństwa okazały się niedostatecznie
zainteresowane ratowaniem swoich żydowskich bliźnich. Idąc tym tropem
rozumowania, można uznać, że Holocaust był tylko wierzchołkiem góry
lodowej, kulminacją wielowiekowej nienawiści do Żydów podsycanej przez
różne ośrodki (z Kościołem na czele).
Warto tutaj przypomnieć pewien istotny szczegół. Drobiazg ten został
opisany przez Adama Nawrockiego, twórcę artykułu “Polin – przybrana
ojczyzna Izraela”[6]. Autor materiału nie zaprzecza, że Stary Kontynent,
w tym Polska, przez stulecia zmagał się z problemem antysemityzmu. Sęk w
tym, że o ile w większości państw europejskich niechęć do Żydów brała
się z czystego rasizmu, o tyle w Polsce wynikała ona głównie z przyczyn
społeczno-ekonomicznych. Polacy nie gardzili Żydami jako grupą etniczną.
Obawiali się tylko ich odmienności religijnej i kulturowej.
Wszystko to powodowało, że Żydzi, którzy w Europie doświadczali
brutalnych prześladowań, szukali ratunku właśnie w Polsce. Pewien
XVI-wieczny rabin stwierdził nawet: “Jeśliby Bóg nie dał Żydom Polski
jako schronienia, los Izraela byłby rzeczywiście nie do zniesienia”.
Polacy nie są tak antysemiccy, jak utrzymuje Alina Cała. Spójrzmy
zresztą na współczesność. To ciekawe, że w “antysemickim” kraju postawa
antyżydowska jest powszechnie piętnowana, a wszelkie zbrodnie na Żydach -
uznawane za obce lokalnej kulturze. Stąd solidarny sprzeciw Polaków
wobec pomówień o współudział w Holocauście.
Rewelacje Grossa
Wróćmy jednak do tematu II wojny światowej. Jan Tomasz Gross,
polsko-amerykański socjolog i historyk żydowskiego pochodzenia,
namiętnie propaguje opinię, że Polacy dopuścili się rażących zaniedbań, a
nawet ułatwili Niemcom zadanie poprzez otwartą współpracę lub
„rozprawienie się” z niedobitkami ocalałymi z Holocaustu. Autor ten
zawarł swoje tezy w kontrowersyjnych książkach „Sąsiedzi” (2000),
„Strach” (2006) i „Złote żniwa” (2011). Przedstawił także swój punkt
widzenia podczas wielu wystąpień publicznych.
W trakcie jednego z takich wystąpień[7] Gross oznajmił: „W obrębie
tradycji judeochrześcijańskiej przemoc obliguje ludzi i instytucje,
które są jej świadkami, do zaangażowania, a konkretnie do tego, żeby się
jej przeciwstawić. Każdy człowiek znajdujący się w obrębie
oddziaływania przemocy podlega takiemu zobowiązaniu i po to, aby się nie
angażować, powinien podjąć stosowną decyzję. Innymi słowy bycie 'obok',
niezainteresowanym, niezaangażowanym w stosunku do Zagłady, to postawa
wymagająca uzasadnienia, z której trzeba się wytłumaczyć odpowiadając na
pytania, które każdy sobie stawia we własnym sumieniu. (…) W Polsce,
gdzie podczas okupacji hitlerowskiej wszyscy wiedzieli o losie Żydów,
pytanie 'Co zrobiłeś, aby im pomóc' jest dopuszczalne w odniesieniu do
każdej osoby oraz instytucji, które wówczas były na miejscu”.
Słowa te sugerują, że wszyscy zdrowi Polacy, którzy żyli w czasie II
wojny światowej i nie byli wówczas zbyt młodzi, mieli obowiązek ratować
Żydów na miarę swoich możliwości. Zdaniem Grossa, każdy, kto nie podjął
się dzieła pomocy narodowi żydowskiemu, powinien zostać pociągnięty do
odpowiedzialności moralnej. Tok myślenia Jana Tomasza Grossa jest
zbieżny z tokiem myślenia Aliny Całej. Socjolog-historyk również wydaje
się wierzyć, że gdyby polska ludność cywilna zbuntowała się przeciwko
eksterminacji Żydów, to skala Holocaustu byłaby znacznie mniejsza. Jest
także przekonany, że Polacy nierzadko wykazywali się złą wolą i
świadomie przykładali rękę do zwiększenia rozmiarów tragedii
(“ułatwiacze Zagłady“ - oto użyte przez niego sformułowanie. Dostrzegam w
tym frazeologizmie analogię do “podżegaczy wojennych“).
Z poglądami Jana Tomasza Grossa nie zgodził się Grzegorz Berendt,
przedstawiciel Instytutu Pamięci Narodowej, który powiedział: „Sytuacje,
które opisujemy, w żadnym wypadku nie mogą stanowić egzemplifikacji
zachowań społeczeństwa, ponieważ nie wiemy, jakiej części społeczności
one dotyczą”. Berendt zarzucił Grossowi nadmierną generalizację,
krzywdzącą dla Polaków i niepopartą danymi statystycznymi. Zauważył, że
Gross wyciąga ogólne wnioski, opierając się na pojedynczych przypadkach.
Ciekawostka: konfabulacje socjologa-historyka zdemaskował już
kilka/kilkanaście lat temu Jerzy Robert Nowak w książkach “100 kłamstw
J.T. Grossa o żydowskich sąsiadach i Jedwabnem” (2001), “Nowe kłamstwa
J.T. Grossa” (2006) i “Fałsze i przemilczenia Grossa” (2011). Pan JRN
“mocno zmasakrował” antypolskiego paszkwilanta.
Moje zdanie na temat autora “Sąsiadów” jest jednoznaczne. Bez względu na
to, czy Gross popełnia błędy metodologiczne, czy umyślnie manipuluje
odbiorcami, jego działalność przynosi Polakom szkodę. Mężczyzna zmusza
cały Naród, żeby czuł się odpowiedzialny za czyny garstki
odszczepieńców: kolaborantów, szmalcowników, pospolitych bandytów itp.
Chce, aby wszyscy Polacy, niezależnie od daty urodzenia, nosili w sercu
wyolbrzymione poczucie winy. Najmniej miłosierdzia okazuje pokoleniu
pamiętającemu wojnę (sam jej nie pamięta, gdyż urodził się w roku 1947).
Jest gotów potępić każdego Polaka, który nie przyłączył się do akcji
ratowania Żydów. Nawet tego, który - jako zwykły, bezbronny cywil - nie
był w stanie nic zrobić. A także tego, który zajmował się czymś innym,
np. strzelaniem do Sowietów.
Wyobraźmy sobie taką scenę: czasy współczesne, uroczystość
upamiętniająca wydarzenia II wojny światowej. Do mikrofonu podchodzi
szacowny kombatant i zaczyna opowiadać o swoich żołnierskich przygodach,
w tym o walce z dwoma okupantami. Mówi o obronie Ojczyzny, o ranach i
bólu, o tęsknocie za domem, o bitwach i potyczkach. Ludzie siedzą na
widowni, uważnie słuchając jego wspomnień. Nagle wstaje z krzesła Jan
Tomasz Gross i z oburzeniem krzyczy: “A dlaczego, dziadku, nie pomagałeś
Żydom?! Dlaczego patrzyłeś bezczynnie na Zagładę?! Jesteś zbrodniarzem!
Masz krew na rękach! Nigdy się z tego nie wykaraskasz! Hańba tobie, i
żonie twojej, i dzieciom twoim, i całemu bydłu twojemu!”. No dobra,
bądźmy poważni… Gross nie bierze pod uwagę ryzyka, że gdyby w Polsce
wybuchło powstanie przeciwko Shoah, Niemcy mogliby je krwawo stłumić,
doprowadzając do śmierci zarówno Polaków, jak i Żydów.
Najgorsze jest to, że socjolog-historyk promuje swoje tezy za granicą. W
ten sposób zaszczepia cudzoziemcom wypaczony obraz Narodu Polskiego
(krzywdząc jednocześnie ich samych. Poddawanie bliźnich “praniu mózgu“
jest nieetyczne, albowiem nikt nie lubi być wodzony za nos). Przeraża
mnie fakt, że propaganda w stylu Grossa i jego stronników jest też
rozpowszechniana w samym Izraelu. Efekty antypolskiej nagonki można
“podziwiać” w filmiku “Co Żydzi myślą o Polakach? Kogo obwiniają za
Holokaust? Napisy PL” (YouTube, watch?v=Sqj2ZQhB_ZU). To straszne, że
niektórzy przedstawiciele narodu, który tak wiele wycierpiał w czasie II
wojny światowej, uwierzyli, iż za martyrologię ich rodaków odpowiadają
Polacy. Chciałabym tym ludziom wytłumaczyć, że prawda historyczna różni
się od tego, co głoszą nieprzychylne Polsce instytucje. Żal i gniew
Izraelczyków są uzasadnione, ale należałoby je przenieść na właściwych
sprawców Holocaustu, czyli na Niemców.
Ilu Żydów, w mniemaniu Jana Tomasza Grossa, straciło życie z winy
Polaków? Bogusław Wolniewicz[8] pisze, że kontrowersyjny autor sam nie
potrafi się zdecydować. Kiedyś podawał liczbę 200 tysięcy. Potem zmienił
zdanie i zredukował ją do - bagatela - kilkudziesięciu tysięcy.
Wycofanie się przez Grossa z postawionej tezy było jednak ciszą przed
burzą, albowiem wkrótce pojawił się Paweł Śpiewak, który zaproponował
liczbę 120 tysięcy. To wcale nie jest tak dużo, jeśli wziąć pod uwagę
fakt, że przed Śpiewakiem i Grossem był Szymon Datner donoszący o 250
tysiącach ofiar.
Czy z badania i popularyzowania polsko-żydowskiej historii uczyniono
targowisko, na którym każdy może wykrzyknąć preferowaną przez siebie
liczbę? Ogromne rozbieżności w publikowanych danych świadczą jedynie o
tym, że poszczególne szacunki są mało wiarygodne. Wystawiają też złe
świadectwo samym badaczom. Tak czy owak, nikt jeszcze nie przebił Aliny
Całej i jej “3 milionów”. Kto da więcej, kto da mniej?
Dwie narracje
Bożena Keff, Helena Datner i Elżbieta Janicka to kolejne
przedstawicielki nurtu myślowego, zgodnie z którym Polacy w czasie wojny
grzeszyli (uczynkiem i zaniedbaniem) przeciwko represjonowanej ludności
żydowskiej. Panie te napisały list otwarty do Komitetu Budowy Pomnika
Sprawiedliwych przy Muzeum Historii Żydów Polskich[9]. Wyraziły w nim
sprzeciw wobec budowy pomnika obok MHŻP. Stwierdziły, że powinien on
stanąć w innym miejscu.
Według Keff, Datner i Janickiej, we współczesnej Polsce istnieją dwie
narracje dotyczące relacji polsko-żydowskich w okresie okupacji
niemieckiej: „polska” i „żydowska”. Ta pierwsza, szeroko promowana w
mediach od marca 1968 r., mówi o tym, że Polacy robili wszystko, co w
ich mocy, żeby pomóc mordowanym współobywatelom. W tej narracji
podkreśla się zasługi Polaków uhonorowanych tytułem Sprawiedliwego wśród
Narodów Świata. Druga narracja mówi o czymś zupełnie przeciwnym, a
mianowicie o tym, że Polacy byli z reguły obojętni na los Żydów. Jakby
tego było mało, niejednokrotnie pomagali Niemcom, uzupełniali ich
ludobójstwo własnymi niegodziwościami albo odczuwali zadowolenie z
powodu rozwiązania „kwestii żydowskiej”.
Zdaniem autorek listu, Muzeum Historii Żydów Polskich, założone na
terenie byłego getta warszawskiego, jest instytucją, która może i
powinna reprezentować narrację żydowską. Keff, Datner i Janicka
opowiadają się za swoistą emancypacją Żydów polskich. Uważają, że Żydzi
powinni mówić własnym głosem, niezależnie od tego, czy podoba się to
Polakom. Już dawno skończyły się bowiem czasy, kiedy Żydzi, pozbawieni
własnego państwa, musieli się dostosowywać do oczekiwań większości i
podpinać pod miejscowy patriotyzm[10]. Pozwolę sobie zacytować słowa,
które szczególnie mnie zaniepokoiły. Trzy miłe panie wyraźnie dają w
nich do zrozumienia, że nie życzą sobie, aby Ocaleni i ich potomkowie
bronili Polaków przed groźnymi oszczerstwami.
“Projekt lokalizacji pomnika Sprawiedliwych obok Muzeum odbieramy z
przykrością jako gest zgodny z dawniejszym, diasporowym sposobem
działania, gdy Żydzi byli w sytuacji pogardzanej i realnie zagrożonej
mniejszości. Czuli się wtedy często zobowiązani, jak sądzili, dla
własnego bezpieczeństwa, do uprzedzania i spełniania, prawdziwych lub
nie, oczekiwań większości. Te oczekiwania wiązały się z aktami
żydowskiej samodegradacji, poniżania się, z potwierdzaniem narracji i
przekonań większości przeciwko własnym racjom i emocjom. (…) Niektórzy
Żydzi występowali i po Marcu 1968 i wcześniej w obronie tzw. dobrego
imienia Polski i Polaków, kierując się życzeniowym myśleniem,
konformizmem, czasem (zgeneralizowanymi) doświadczeniami własnej rodziny
albo/i pod naciskiem. Dzisiaj nie ma już jednak realnych powodów, dla
których Żydzi mieliby włączać się w kolejną oficjalną polską kampanię
wizerunkową” - piszą Keff, Datner i Janicka.
Twórczynie listu przekonują, że MHŻP i jego otoczenie, uświęcone krwią
żydowską, są swoistą strefą Żydów. Postawienie tutaj pomnika
Sprawiedliwych, reprezentującego polski punkt widzenia, byłoby
wtargnięciem obcej narracji, przeciwstawnej względem narracji
żydowskiej. Co więcej, świadczyłoby o woli skolonizowania tego terenu,
podporządkowania go polskim interesom, które nie zawsze są zgodne z
interesami żydowskimi (Polakom zależy na obronie własnego wizerunku jako
Narodu, który dzielnie walczył z hitlerowcami i niósł pomoc
eksterminowanym Żydom. Stronie przeciwnej zależy zaś na podkreślaniu
rzekomych błędów Polaków: bierności, znieczulicy, tchórzostwa i
nielojalności).
Bożena Keff, Helena Datner i Elżbieta Janicka nawet nie próbują
zrozumieć, że nie ma nic złego w tym, aby na polskiej ziemi, obok
polskiego muzeum, stanął polski pomnik, upamiętniający polskich
bohaterów i promujący polską wersję wydarzeń wojennych. Monument
poświęcony Sprawiedliwym nie byłby ciałem obcym na żydowskim terytorium.
Nie przypominałby biało-czerwonej flagi wbitej w izraelską ziemię,
tylko biało-czerwoną flagę wbitą w ziemię piastowską. Muzeum Historii
Żydów Polskich - bez względu na to, jaka jest jego dominująca
problematyka - również zalicza się do instytucji Rzeczypospolitej
Polskiej. Nie ma powodu, żeby czynić z niego ambasadę niepolskiej
narracji historycznej (i to takiej, która często wymaga reakcji
Ministerstwa Spraw Zagranicznych). A taki właśnie postulat wysunęły trzy
miłe panie.
Keff, Datner i Janicka kreują się na rzeczniczki mniejszości żydowskiej w
RP. I nie byłoby w ich liście może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że
pomysł postawienia pomnika Sprawiedliwych obok MHŻP był pomysłem samego
środowiska żydowskiego. Wygląda na to, że autorki listu, choć piszące w
imieniu polskich Żydów, nie reprezentują całej społeczności żydowskiej
mieszkającej w Polsce (lub pochodzącej z Polski). Kobiety manifestują
własny punkt widzenia, którego nie można utożsamiać ze stanowiskiem
całej mniejszości narodowej. Wyrazy oburzenia należy kierować pod
adresem twórczyń apelu, a nie zwykłych Żydów, którzy z napisaniem i
opublikowaniem tej odezwy nie mieli nic wspólnego. Z drugiej strony,
warto pamiętać, iż pod listem trzech autorek podpisało się około 200
innych osób. Niektóre z nich noszą żydowskie nazwiska i/lub deklarują,
że mieszkają w Izraelu.
Mądrość Platona
Jako Polka nie zgadzam się z treścią listu napisanego przez Keff, Datner
i Janicką. Nie mam nic przeciwko budowie pomnika Sprawiedliwych w
sąsiedztwie Muzeum Historii Żydów Polskich (i nie widzę w tej idei
żadnego spisku). Zgadzam się jednak ze spostrzeżeniem, że obecnie krążą
po Polsce dwie różne narracje dotyczące Holocaustu. Według jednej z
nich, Polacy stanęli na wysokości zadania i zrobili dla Żydów wszystko,
co mogli zrobić. Według drugiej – dopuścili się skandalicznych
zaniedbań, których można było uniknąć. Obie strony barykady dysponują
licznymi argumentami na potwierdzenie swoich tez. Niestety, pierwszej
narracji nie da się pogodzić z drugą, a drugiej z pierwszą. Każda z nich
zaprzecza bowiem pozostałej. To tak jak z ciążą: żadna niewiasta nie
może być „do połowy w ciąży”.
Można szukać złotego środka, można próbować pogodzić sprzeczne
paradygmaty, ale w tym przypadku salomonowe rozwiązanie sprawdzi się
tylko na krótką metę. Na dłuższą metę każdy, kto interesuje się
problemem relacji polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej, będzie
musiał zająć jednoznaczne stanowisko: albo Polacy zdali egzamin, albo
nie (ja uważam, że zdali. Wybrałam “narrację polską“, bo tylko taką
mogłam wybrać, będąc osobą narodowości polskiej). Jedno jest pewne.
Kiedy świat pogrąża się w mroku, należy walczyć o to, żeby przywrócić
światło. Gdy bliźni doświadczają niesprawiedliwości – są prześladowani,
upokarzani lub wręcz mordowani – trzeba zdobyć się na odwagę i odwrócić
ich los.
Platon, jeden z najwybitniejszych filozofów w dziejach świata, napisał
kiedyś: „Największe zło to tolerować krzywdę”. Na szczęście, historia
zna przypadki ludzi, którzy myśleli podobnie jak on. Byli to prawdziwi
bohaterowie, którzy nie wahali się interweniować, kiedy widzieli
nieprawość i ludzkie cierpienie. Skoro wspomniałam już o polskich
Sprawiedliwych, pozwolę sobie przywołać postać Ireny Sendlerowej,
działaczki Rady Pomocy Żydom „Żegota”, która przyczyniła się do ocalenia
2500 żydowskich dzieci. Ale przypadki heroizmu i niezgody na zło
zdarzały się nie tylko w kontekście Shoah.
Przypomnijmy sobie tzw. akcję pod Arsenałem, brawurowe przedsięwzięcie
Szarych Szeregów, którego celem było uratowanie polskich więźniów
torturowanych przez gestapo. Czy dla osoby, która doświadcza bólu i
poniżenia, może istnieć większe szczęście niż przerwanie gehenny?
Charakter podobny do akcji pod Arsenałem miały liczne ataki na więzienia
Urzędu Bezpieczeństwa[11] przeprowadzane w okresie powojennym przez
podziemie niepodległościowe. Te ataki również stanowiły ratunek dla
ludzi poddawanych torturom i narażonym na ryzyko utraty życia. One także
opierały się na przeświadczeniu, że największym złem jest tolerowanie
krzywdy.
Myślę, że w niniejszej pracy udało mi się udowodnić słuszność tezy
postawionej przez Platona. Oczywiście, można by ten temat rozwijać, a
przykłady faktów historycznych – mnożyć w nieskończoność. Moim celem nie
było jednak dokładne omówienie problemu, tylko zwrócenie uwagi na pewne
zagadnienia. Starałam się też krótko przeanalizować współczesny dyskurs
na temat Holocaustu.
Natalia Julia Nowak,
wiosna-jesień 2015 r.
ANEKS
Idy marcowe
W kontrowersyjnym liście trzech autorek, który analizowałam w powyższym
artykule, pojawia się sugestia, że podkreślanie zasług polskich
Sprawiedliwych wśród Narodów Świata to nawiązywanie do marca 1968 r. Czy
tak jest w istocie? Uważam, że niekoniecznie. Po pierwsze dlatego, że
Polacy zawsze, niezależnie od dekady i klimatu politycznego, byli dumni
ze swojej rekordowej liczby drzew w Instytucie Yad Vashem. W latach ’60
duma ta mogła być wyrażana głośniej niż w innych epokach, ale nie
oznacza to, że była ona specyficzna wyłącznie dla tamtego okresu. Po
drugie dlatego, że mnóstwo ludzi angażujących się w upamiętnianie
Sprawiedliwych oraz obronę dobrego imienia Polski nie kojarzy tej
aktywności z rokiem 1968. Przykładem takiej osoby jestem ja sama. Gdyby
nie Bożena Keff, Helena Datner i Elżbieta Janicka, coś takiego w ogóle
nie przyszłoby mi do głowy.
Faktem jest jednak to, że w roku 1968 powstał film dokumentalny, którego
twórca “zaorał” propagandzistów mówiących o polskiej obojętności na
Holocaust. Mam tutaj na myśli produkcję “Sprawiedliwi” w reżyserii
Janusza Kidawy. Autor dzieła totalnie ośmieszył teorię znieczulicy,
pokazując widzom odpowiednie dokumenty, przytaczając dane liczbowe oraz
dopuszczając do głosu ludzi, którzy o ratowaniu Żydów wiedzieli bardzo
dużo. Nie ma znaczenia, w którym roku powstał ten film. Liczy się tylko
to, że zwrócono w nim uwagę na powszechny sprzeciw Polaków wobec
poczynań niemieckiego okupanta. Bohaterowie filmu opowiadają, że Polacy,
chociaż podzieleni światopoglądowo, potrafili solidarnie pomagać Żydom.
Aktywnością wykazywali się nie tylko socjaliści i komuniści, ale
również narodowcy, w tym Jan Mosdorf, który został stracony przez
Niemców za pomaganie ludności żydowskiej.
“Minęło wiele lat. Zdawało się, że wszystko jest jasne i oczywiste. Że
nikt nie może mieć wątpliwości co do postawy społeczeństwa polskiego
podczas okupacji. Listy z najdalszych krajów od uratowanych Żydów,
którzy nie zapomnieli, komu zawdzięczają życie. Tak wyglądała żydowska
dziewczynka jako córka polskiej rodziny podczas okupacji. A oto jej
zdjęcie ślubne już w nowym życiu, bez strachu i grozy śmierci.
Rozjechali się po wszystkich kontynentach. Dorośli założyli własne
rodziny. Ilu ich było? Któż to dokładnie obliczy? Powtórzmy jeszcze raz
liczbę szacunkową: ponad 100 tysięcy. Pozostały po nich w archiwach
domowych wielu polskich rodzin dziecięce rysunki wykonane w ukryciu,
fałszywe dokumenty, fotografie. My pamiętamy. A oni? Czy wszyscy
pamiętają?” - zastanawia się narrator.
“Pytano mnie, czy w okresie likwidacji getta były przejawy antysemityzmu
ze strony społeczeństwa polskiego. Cóż… Cóż mogłam na to odpowiedzieć? W
każdym społeczeństwie są męty. Widziałam żydowskich szmalcowników. Byli
granatowi policjanci, gorsi od Niemców. Ale mogę tylko podkreślić, że
na ratowanie jednego Żyda składały się bohaterskie wysiłki co najmniej
20 Polaków. I że postawa społeczeństwa polskiego była pełna heroizmu i
najgłębszego poświęcenia. Wstyd jest, że niestety należy powrócić do
zagadnienia tak bolesnego po dwudziestu kilku latach. Wstyd jest, że są
Żydzi, którzy zapomnieli o tym, jak ich ratowano i zapomnieli o tym, że
ich Ojczyzną jest Polska. Bardzo bolesne jest to dla mnie, że muszę o
tym wspominać” - zwierza się któraś z bohaterek produkcji.
W jednej kwestii mogę się zgodzić z paniami Keff, Datner i Janicką.
Dzisiejsi Polacy potrafią się bronić przed kalumniami równie zaciekle,
jak czynili to w latach ’60 XX stulecia. Ośmielę się jednak zadać pewne
niewygodne pytanie… Jeśli obrona dobrego imienia Narodu Polskiego ma
charakter moczarowski[12], to jaki charakter ma szkalowanie Polaków,
pomawianie ich o współpracę z niemieckim okupantem? Czyżby stalinowski?
Chyba dożyliśmy kolejnej wojny. Symbolicznej wojny
stalinowsko-moczarowskiej. Powiedzmy, że są to IDY MARCOWE[13], bo ci,
którzy myślą jak reżyser “Idy”, oskarżają swoich przeciwników o
nawiązywanie do marca 1968 r. Ale można nazwać ten konflikt jeszcze
inaczej: MARCYZM vs IDIOTYZM. Marcyzm to walka z oczernianiem Narodu
Polskiego, a idiotyzm to polonofobiczne dyrdymały rodem z “Idy” (tudzież
“Pokłosia” i “W ciemności”).
PS. Film “Sprawiedliwi” Janusza Kidawy jest dostępny w serwisie
YouTube (watch?v=eFSh_J6gLMU, watch?v=46h2SQ31SvE, watch?v=-846ONJCVo0).
Ilu Polaków zostało oficjalnie uznanych za Sprawiedliwych wśród Narodów
Świata? Obecnie są to 6532 osoby (źródło:
YadVashem.org/yv/en/righteous/statistics.asp).
PRZYPISY
[1] Artykuł jest dostępny w internetowym wydaniu czasopisma „Wiedza i
życie. Inne oblicza historii”. Znajduje się on pod adresem:
Ioh.pl/artykuly/pokaz/nie-wszystko-dotd-powiedziano-o-nieludzkiej-biernoci-wobec-zagady,1009
[2] Nie zaszkodzi przypomnieć, że autorem pierwszych raportów o
Holocauście nie był Jan Karski, tylko Witold Pilecki, nazywany dzisiaj
Ochotnikiem do Auschwitz. Sporządzone przez niego dokumenty (tzw.
raporty Witolda) można przeczytać w serwisie Poland-Polska. Oto
przydatny link: PolandPolska.org/dokumenty/witold/raporty-witolda.htm
[3] Wywiad, zatytułowany „Polacy jako naród nie zdali egzaminu”, ukazał się na stronie: Rp.pl/artykul/310528.html
[4] Może rodacy byli im bliżsi niż przedstawiciele mniejszości
etnicznej? A może po prostu wierzyli, że partyzanci, w przeciwieństwie
do bezbronnych Żydów, mogą ich później obronić? Nie wiem, zgaduję.
Wydaje mi się, że z bezpieczeństwem partyzantów jest tak jak z
bezpieczeństwem ratowników niosących pomoc poszkodowanym. “Udzielając
pierwszej pomocy, ratownik powinien w pierwszej kolejności zadbać o
bezpieczeństwo swoje, a następnie poszkodowanego i świadków zdarzenia.
Jeżeli ratownik dozna urazu, to służby ratunkowe, które przybędą na
miejsce, będą musiały pomóc nie tylko poszkodowanemu, ale również osobie
udzielającej pomocy. Może to zmniejszyć szansę przeżycia obu osób”
(Epodreczniki.pl/reader/c/178002/v/10/t/student-canon/m/iCJEdSff2y).
Zauważmy, że nawet w samolotach obowiązuje taka zasada, iż opiekun
najpierw zakłada maskę tlenową sobie, a później dziecku. Kimże są
partyzanci, jeśli nie garstką silnych mającą chronić rzeszę słabych?
Czyż nie przypominają oni ratowników i opiekunów?
[5] Wypada odnotować, że Piotr Zychowicz (ur. 1980) sam słynie z
rewolucyjnych poglądów na temat II wojny światowej i relacji
polsko-niemieckich w XX wieku. Dziennikarz ten popełnił bowiem książkę
“Pakt Ribbentrop-Beck. Czyli jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać
Związek Sowiecki”. Tytuł pozycji wydawniczej mówi sam za siebie. Pozwolę
sobie zacytować fragment opisu publikacji: “Piotr Zychowicz
konsekwentnie dowodzi w tej książce, że decyzja o przystąpieniu do wojny
z Niemcami w iluzorycznym sojuszu z Wielką Brytanią i Francją była
fatalnym błędem, za który zapłaciliśmy straszliwą cenę. (…) Zamiast
porywać się z motyką na słońce, twierdzi autor, powinniśmy byli
prowadzić Realpolitik. Ustąpić Hitlerowi i zgodzić się na włączenie
Gdańska do Rzeszy oraz wytyczenie eksterytorialnej autostrady przez
Pomorze. A następnie razem z Niemcami wziąć udział w ataku na Związek
Sowiecki”. Wygląda na to, że Zychowicz wcale nie jest takim antynazistą,
jakiego udawał w dyskusji z Aliną Całą. O przekonaniach redaktora
“Rzeczpospolitej” wiele mówią również tytuły jego innych książek: “Obłęd
‘44. Czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując powstanie
warszawskie” i “Opcja niemiecka. Czyli jak polscy antykomuniści
próbowali porozumieć się z Trzecią Rzeszą“. Fragment opisu “Obłędu”:
“Piotr Zychowicz udowadnia, że losy stolicy potoczyłyby się inaczej,
gdyby Polska zawiązała tymczasowy sojusz z III Rzeszą. Według autora
błędem była sama decyzja o wywołaniu Powstania Warszawskiego. (…)
Powstanie Warszawskie zdaniem Zychowicza okazało się najlepszym
prezentem, jaki mógł sobie wymarzyć Stalin”. Fragment opisu “Opcji
niemieckiej”: “Podczas II wojny światowej nie wszyscy Polacy byli
nastawieni antyniemiecko. Wielu polityków i szereg organizacji starało
się podjąć kolaborację z III Rzeszą i u jej boku stworzyć okrojone
państwo polskie. (…) Mimo patriotycznej motywacji tych ludzi ich
działania stanowią w Polsce temat tabu”. Wszystkie cytowane opisy
pochodzą z dużych, legalnych księgarni internetowych. Nie podam
bezpośrednich linków, bo ktoś mógłby mnie oskarżyć o współudział w
handlu brunatną literaturą, a przynajmniej o reklamę asortymentu
konkretnych sklepów. Uważam, że Piotr Zychowicz poprzez swoją twórczość
szkodzi Narodowi Polskiemu. Jego teorie to woda na młyn Aliny Całej.
Dywagacje autora są też na rękę mainstreamowym mediom i władzom RP,
które nakazują Polakom kochać Niemców i nienawidzić Rosjan. Pomijam już
takie kwestie, jak demoralizowanie młodego pokolenia, relatywizowanie
hitlerowskich niegodziwości czy utrwalanie stereotypu “nazistowskiej
Polski”.
[6] Wypowiedź pisemna została opublikowana w Chrześcijańskim Portalu
CEL. Dokładny adres publikacji:
PortalCel.pl/polin-przybrana-ojczyzna-izraela
[7] Chodzi tutaj o dwudniową konferencję naukową zorganizowaną z okazji
70 rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim. Wypowiedź Grossa
została krótko zreferowana w artykule „‘Co zrobiłeś, aby im pomóc?’
Gross: Z obojętności wobec Holocaustu trzeba się wytłumaczyć”. Tekst
znajduje się w elektronicznej edycji dziennika „Polska”:
PolskaTimes.pl/artykul/876898,co-zrobiles-aby-im-pomoc-gross-z-obojetnosci-wobec-holocaustu-trzeba-sie-wytlumaczyc,id,t.html?cookie=1
[8] Powołuję się na artykuł “Fikcyjne 10%. Czyli ilu Żydów zabili
Polacy?” Bogusława Wolniewicza. Materiał jest dostępny w e-wydaniu
tygodnika “Najwyższy Czas”:
Nczas.com/publicystyka/fikcyjne-10-czyli-ilu-zydow-zabili-polacy
[9] List można przeczytać na stronie internetowej „Krytyki Politycznej”:
KrytykaPolityczna.pl/artykuly/opinie/20140327/nie-budujmy-pomnika-sprawiedliwych-obok-muzeum-historii-zydow-polskich
[10] Podejście takie kojarzy mi się nieco z ideologią syjonistyczną.
Czym jest syjonizm? W artykule “Początki syjonizmu (1818-1893)”
zdefiniowano to zjawisko w następujący sposób: “Syjonizm jest narodowym
ruchem żydowskim, któremu towarzyszy idea stworzenia państwa żydowskiego
w Palestynie oraz zatrzymania procesów asymilacyjnych Diaspory
żydowskiej na świecie” (Izrael.badacz.org/historia/syjonizm.html).
Wirtualne wydanie “Słownika języka polskiego PWN” proponuje bardziej
uwspółcześnioną definicję syjonizmu: “Ruch narodowy i towarzysząca mu
ideologia, głosząca konieczność stworzenia żydowskiego państwa na
obszarze Palestyny w celu przetrwania Żydów jako narodu; po powstaniu
Izraela – ideologia państwowa” (Sjp.pwn.pl/sjp/syjonizm;2576724.html).
Syjonizm jest ideologią nacjonalistyczną, o czym pisze Roman Tokarczyk w
książce “Współczesne doktryny polityczne”: “Wśród współczesnych postaci
nacjonalizmu o poważniejszych implikacjach międzynarodowych ważne
miejsce zachowuje nacjonalizm żydowski. Znalazł on ideologiczne
odzwierciedlenie w syjonizmie, leżącym u podstaw działania
międzynarodowego ruchu syjonistycznego i polityki państwowej Izraela”
(Books.google.pl/books?isbn=8326422401). Można zatem zaryzykować
stwierdzenie, że Bożena Keff, Helena Datner i Elżbieta Janicka w liście
otwartym do Komitetu Budowy Pomnika Sprawiedliwych przy Muzeum Historii
Żydów Polskich przeciwstawiły nacjonalizm żydowski nacjonalizmowi
polskiemu. O tym, że ich pismo nosi znamiona ideologii syjonistycznej,
świadczy również fakt, iż zagraniczni autorzy, otwarcie przyznający się
do syjonizmu, także posługują się podziałem na “narrację polską” i
“narrację żydowską”. Cytuję słowa amerykańskiego historyka Gila Troya:
“Moja podróż do Polski poszerzyła zakres mojej żydowskiej narracji.
Przyjeżdżałem, zastanawiając się, dlaczego ci antysemici nigdy nie
przeprosili za swoje zbrodnie. Wyjeżdżałem w zadumie nad tym, czy my,
syjoniści, jesteśmy gotowi na zaakceptowanie Nowej Polski i jej teszuwy,
nawrócenia i pokuty, a także, czy możemy pomóc tym młodym Polakom w
budowie fascynującej, pełnej sensu przyszłości”
(Fzp.net.pl/opinie/czy-narracja-syjonistyczna-akceptuje-nowa-polske).
Wypowiedź ta jest obraźliwa i krzywdząca dla Polaków, gdyż przedstawia
cały Naród jako zgraję antysemitów. Niewątpliwie mamy tutaj do czynienia
z uogólnieniem, które świadczy o stereotypowym postrzeganiu świata i
silnym uprzedzeniu wobec Polaków. Aby obalić pogląd mówiący, że wszyscy
Polacy są antysemitami, wystarczy znaleźć jednego Polaka, który nie jest
antysemitą. Proszę bardzo: ks. Wojciech Lemański, wielki filosemita.
[11] Jak wiadomo, wszelkie placówki związane z bezpieką podlegały
Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. Co o MBP piszą współcześni
polscy historycy? “W okresie największego terroru i bezprawia w Polsce, w
latach 1944–1954, na 450 osób pełniących najwyższe funkcje w MBP (od
naczelnika wydziału wzwyż) aż 167 było pochodzenia żydowskiego (por.
tabelka 1). Biorąc pod uwagę, że po wojnie Żydzi i osoby pochodzenia
żydowskiego stanowili niespełna 1 proc. ludności kraju, to ich
37-procentowy udział w kierownictwie MBP stanowi trudną do ukrycia
nadreprezentację osób jednej narodowości. Niższy, lecz nadal znaczny,
był odsetek pełniących najwyższe funkcje kierownicze w jednostkach
terenowych. Ze 161 szefów i zastępców szefów WUBP/WUdsBP, aż 22 (13,7
proc.) było pochodzenia żydowskiego”. Źródło: “Aparat bezpieczeństwa w
Polsce. Kadra kierownicza. Tom I. 1944-1956” pod redakcją naukową
Krzysztofa Szwagrzyka, Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania
Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Warszawa 2005, strona 63
(Ipn.gov.pl/__data/assets/pdf_file/0015/105432/Aparat_kadra_kier_tom-I.pdf).
Niestety, nie wiem, i chyba nie chcę wiedzieć, jakiej narodowości byli
ubecy, którzy w czasach stalinizmu torturowali Irenę Sendlerową. Uwaga:
bardzo proszę Szanownych Czytelników, żeby nie wyciągali ogólnych
wniosków na temat narodu żydowskiego w oparciu o informacje dotyczące
funkcjonariuszy UB/MBP. Pracownicy bezpieki to niewielki odsetek Żydów,
jacy postawili stopę na polskiej ziemi (nie mówiąc już o całej
planecie). Generalizacja na podstawie skrajnych przypadków to zbrodnia
przeciwko socjologii. I taką właśnie zbrodnię popełnia Jan Tomasz Gross w
odniesieniu do Polaków. Nie naśladujmy jego poczynań. Żydzi mają takie
same prawa i taką samą godność jak my.
[12] “Agresji Izraela na kraje arabskie towarzyszy antypolska kampania
prowadzona w świecie przez międzynarodowy syjonizm. Tej wrogiej,
antypolskiej działalności jesteśmy zobowiązani przeciwstawić się,
wykorzystując takie środki, jak prasa, radio, telewizja, publikacje,
film dokumentalny oraz żywe słowo. Nie mamy powodu, ale zmuszeni
jesteśmy bronić się przed oszczerczymi zarzutami” (sprawdź: “Mieczysław
Moczar o syjonizmie”, YouTube, watch?v=jc4qM5L8fk4). Brzmi to bardzo
narodowo i… współcześnie. Kim, do choroby ciężkiej, był autor tych
słów?! Mieczysław Moczar “Mietek” (vel Mykoła/Mikołaj/Nikołaj
Demko/Diomko. Korzenie słowiańskie: polsko-ukraińskie lub
polsko-białoruskie) wyróżniał się burzliwym życiorysem. Był sowieckim
szpiegiem, dowódcą partyzanckim Armii Ludowej oraz rzekomym autorem
książki “Barwy walki”. 14 maja 1944 r. odniósł wielki sukces militarny,
dowodząc koalicją AL-AK-BCh-Sowieci, która rozgromiła Niemców w bitwie
pod Rąblowem. Niestety, w czasach stalinizmu kierował Wojewódzkim
Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi. Nie wahał się wówczas
skazywać polskich patriotów na tortury i śmierć. Jedną z jego ofiar
został słynny Żołnierz Wyklęty - Stanisław Sojczyński “Warszyc“
(brutalnie katowany, a potem stracony). Mykoła Demko, jako zwierzchnik
łódzkiego WUBP, miał na sumieniu wielu AK-owców i NSZ-owców. Ostatecznie
jednak przekonał się do tych formacji. Nastąpiło to w epoce
późniejszej, tzn. po odwilży gomułkowskiej. Według prof. Pawła
Wieczorkiewicza, który w 2007 r. opowiadał o Moczarze w Polskim Radiu,
interesujący nas polityk “zrobił bardzo wiele dla rehabilitacji
żołnierzy Armii Krajowej” i “występował (…) za uznaniem NSZ-owców za
kombatantów”. W latach ‘80 Mikołaj Diomko okazał się “człowiekiem
hamującym wszystkie represje wobec Solidarności”. Więcej na ten temat
usłyszymy w audycji “’Nieznane o znanych’ - gawęda prof. Pawła
Wieczorkiewicza (15.01.2007)”. Link do nagrania jest częścią
multimedialnej publikacji “Dlaczego kat AK nie został I sekretarzem?”
(PolskieRadio.pl/39/156/Artykul/742719,Dlaczego-kat-AK-nie-zostal-I-sekretarzem).
Co by się stało, gdyby Mykoła Demko stanął na czele KC PZPR? Czy
ówcześni Polacy obudziliby się w Wielkiej Polsce Narodowej? A może
komunistyczna natura “Mietka” wzięłaby górę nad nacjonalistyczną? Tego
już nigdy się nie dowiemy. Tak czy owak, Czesław Miłosz miał odrobinę
racji, pisząc o latach 1956-1970: “Jest ONR-u spadkobiercą Partia”.
Gwoli jasności. Ubeckie zbrodnie powinny być osądzane jednakowo, bez
względu na to, kto je popełnił. Wszyscy są równi wobec prawa, także
nazbol Diomko. Zmiana nastawienia nie unieważnia dawnych win, zwłaszcza
zbędnego okrucieństwa. Mykoła Demko żył 73 lata. Nic strasznego by się
nie wydarzyło, gdyby spędził jakiś czas w więzieniu o zaostrzonym
rygorze, bez żadnej taryfy ulgowej. Pamiętajmy: Temida ma zasłonięte
oczy, w jednej ręce trzyma wagę szalkową, a w drugiej miecz. Nazbolki i
inne “Bolki” podlegają takim samym normom moralnym jak reszta ludzkości.
Nie ma przeproś.
[13] W starożytnym Rzymie idy marcowe były świętem ku czci Marsa, boga
wojny, odpowiednika greckiego Aresa. Cały marzec był zresztą poświęcony
Marsowi. Bóg ten - łączony również z wiosną i rolnictwem - uchodził za
ojca mitycznych założycieli Rzymu, tj. Remusa i Romulusa. Symbolami
Marsa uczyniono takie elementy przyrody ożywionej, jak wilk, dzięcioł
czy dąb
(ImperiumRomanum.edu.pl/religia/bogowie-starozytnego-rzymu/spis-bogow-rzymskich/mars).
W astrologii Mars, czyli Czerwona Planeta, kojarzony jest z agresją,
gwałtownością, śmiałością, asertywnością, walecznością, rywalizacją,
aktywnym działaniem, instynktem samozachowawczym i reakcją obronną.
Wiąże się go także z despotyzmem, rozwiązaniami siłowymi, brakiem
dyplomacji, niszczeniem przeciwników oraz działaniem na oślep. Mars jest
planetą męską i maleficzną. Astrologowie łączą go ponadto z ogniem,
krwią, żelazem, wojskiem, sportem, siłą i seksualnością
(AstroPasja.pl/content/view/113/60). Idy marcowe obchodzono 15 marca.
Dramatyczne wydarzenia, które miały miejsce w Polsce w roku 1968, trwały
od 8 do 23 marca, czyli pokrywały się z antycznymi idami. Hmmm… A może
Paweł Pawlikowski i Rebecca Lenkiewicz, scenarzyści oscarowego filmu,
specjalnie nazwali swoją bohaterkę Idą, żeby wzbudzić skojarzenia z
idami marcowymi? Ostatecznie, akcja “Idy” rozgrywa się w latach ’60 XX
wieku (jeśli Ida, to marzec, jeśli marzec, to nagonka antysemicka. Jeśli
idy marcowe, to Mars, jeśli Mars, to czerwień, jeśli czerwień, to
komunizm, jeśli komunizm, to moczaryzm, jeśli moczaryzm, to
antysyjonizm). Mieczysław Moczar de facto nosił imię Mikołaj, które -
zdaniem ezoteryków - wiąże się z iście marsowym charakterem. Cytat z
wirtualnego imiennika: “Do celu dochodzi pewnie i nie zważa na
okoliczności. Gdy ruszy przed siebie, nic nie może go zatrzymać. Zdepcze
wszystko po drodze, nie zważając na krzyki lęku czy nienawiści. (…) Z
dwojga złego woli mylić się i posuwać naprzód, niż mieć rację i cofać
się. Brzydzi się ludzkimi słabościami, próby wzbudzenia w nim
współczucia będą bezowocne. Jest subiektywny, egocentryczny, ale może
wszystko poświęcić dla idei. (…) Potrzebuje nieprzyjaciół, gdyż
działanie wiąże się dla niego z walką. (…) Od młodych lat rzuca się na
oślep w walkę, która zaczyna się przy zdobywaniu dyplomów. Później
prawie zawsze zostaje szefem. (…) Jego największymi sukcesami są te
najmniej widoczne” (Magia.onet.pl/imiennik/mikolaj,159.html). Imię
“Mikołaj” znaczy “zwycięski wśród ludu” (Imiona.net/mikolaj). Imię
“Mieczysław” oznacza “sławny mieczem”
(Deon.pl/imieniny/imie,2074,mieczyslaw.html). Bardzo to marsowe/marcowe.
I zgodne z faktami.
WYJAŚNIENIE
Artykuł, który zaprezentowałam Szanownym Czytelnikom, to poprawiona i
rozszerzona wersja mojej pracy zaliczeniowej ze studiów magisterskich
(przedmiot: “Socjologia moralności“). Tekst powstał jako uzasadnienie
słów Platona “Największe zło to tolerować krzywdę”. Cytat ten znajdował
się nawet w pierwotnym tytule eseju. Stwierdziłam jednak, że praca
porusza na tyle istotny temat, iż warto ją rozwinąć i opublikować. Tak
właśnie uczyniłam, czego efekt widać powyżej. Tych, których
zainteresował niniejszy artykuł, zachęcam do lektury moich starszych
tekstów: “Obejrzałeś ‘Idę’? Obejrzyj ‘Generała Nila‘!” i “NSZ. Jak
narodowcy zostali Żołnierzami Wyklętymi?”. Obie publikacje są dostępne
online.